.
Na zdjęciu już nie w szpitalu, a w przychodni hematologicznej. Fryzurę masz cud ! Ten cud to moje dzieło. Hej, szabla w dłoń ! zakrzyknęłam i uzbrojona w tępe nożyczki ruszyłam do dzieła. Musiałam - w szpitalu miałaś smętne długie włosy, w końcu sympatyczny pielęgniarz związał je na czubku głowy w śmieszny kucyk, bojowa fryzura "na Szoguna", tylko sam Szogun niezbyt bojowy.
Na zdjęciu jeszcze na wózku, ale już z uśmiechem ... bo jak tu nie uśmiechnąć się na takie "powitanie" Prawnuczka to magiczny eliksir , wystarczy kwadrans, a zły czas idzie w zapomnienie.
I dobrze, że idzie, bo wyjątkowo zły to był czas, gdybyż tylko ten zawał, ale do tego hematologia i powikłania, nie dość, że zawał to gigantyczna wielopłytkowość krwi, do tego nie gojąca się rana na nodze, do tego zapalenie oskrzeli, a teraz jeszcze zapalenie żyły i powrót na badania do szpitala, szczęściem po USG można było wrócić do domu... Jak te harpie rzuciły się choroby. Od przybytku głowa nie boli, ale od takiego zwariować można ! Dla mnie czas się wtedy zatrzymał ... rano wychodziłam do szpitala, wracałam wieczorem, jakaś kromka starego chleba, herbata, potem telefony do bliskich, ze sprawozdaniem, a potem zapadałam w sen i od rana to samo. Długie godziny patrzenia na cierpienie, tego nie da się zapomnieć, nie da wymazać z pamięci. Była trochę spokojniejsza, kiedy siedziałam, pozwolono mi więc siedzieć, za parawanem oddzielającym łóżko od innych łóżek. Godzinami śledziłam wskaźniki monitora, chociaż prawdę powiedziawszy to dla mnie czarna magia, tyle się domyśliłam, że jak coś pulsowało, to znaczy - "uwaga !!!" wtedy kurczyłam się ze strachu. Obok toczyła się stała walka o czyjeś życie ... co pewien czas padała komenda - "prosimy państwa o opuszczenie sali" wiadomo było, że wtedy następowała przy którymś z łóżek "akcja", biegali lekarze, wjeżdżały różne aparaty, nawet przenośna ścianka do rentgena ...
Mimochodem zaczęłam podpatrywać i skrzywienie zawodowe dało znać o sobie. Aaaa, teraz to ja już wiem, ile miejsca trzeba, żeby łóżko w pędzie bezpiecznie "wykręciło" a wózek z niesfornym pacjentem "wyrobił zakręt" Z autopsji teraz wiem, nie tylko z przepisów. Kiedy tak raz siedziałam na korytarzu nagle przypomniały mi się studia, zwłaszcza obrona projektu dyplomowego. Szpital projektowałam. Najbardziej podchwytliwe pytanie - "a jak pani rozdzieliła drogi pacjenta i zmarłego" ... mój projekt był nieco kosmiczny, więc i z takim rozdziałem problemu nie było. Teraz, niestety, przyszło mi przekonać się jak to na prawdę wygląda. Jednego dnia, kiedy siedzieliśmy z bratem przy łóżku Mamci, nagle padła komenda - "prosimy państwa o opuszczenie sali" Przyzwyczaiłam się do tego, więc spokojnie usiedliśmy na korytarzu, tymczasem do sali wjeżdżały i wyjeżdżały różne urządzenia. Po jakimś czasie zjawiła się pielęgniarka z takim dziwnym wózkiem, na którym było coś w rodzaju szarej wanienki. Ooo, chyba będą kogoś kąpali, odezwałam się do brata, tylko dlaczego wanienka ma taki dziwny kształt. Za jakiś czas wózek jechał z powrotem, tylko ta dziwna wanienka była przykryta ... zrozumiałam i nogi wrosły mi w ziemię. Za kilka minut poprosili nas na salę. Na sali było jak gdyby nigdy nic, nikt z leżących pacjentów nawet się nie zorientował. Życie biegło dalej. Zrobiło mi się jakoś tak głupio, ja o projektach a tu rzeczy ostateczne. Dziwne to zawodowe skrzywienie, w dziwnych momentach się pojawia. Czasem, na przykład, jestem w jakimś kościele, nagle w środku Mszy patrzę na prezbiterium i co widzę - piękne, stare, wielkie cegły. Główka, wozówka, główka, wozówka, główka, wozówka, ooo - wiązanie polskie, czyli krzyżykowe . Ech człowiek to jednak niezbadana istota ...
Nasz OJOM, to tutaj Mamcia leżała.
Do szpitala Mamcię zabrało pogotowie, to był dla niej koszmarny stres, zwłaszcza znoszenie do karetki. Ze względu na układ schodów nie dało się na noszach, tylko w nosidełku, czyli po ludzku mówiąc, w worku z ceraty, która przypominała mi podłogę od namiotu ... ... brrr. Nie wrócę karetką, oświadczyła Mamcia, jak tylko poczuła się trochę lepiej. Problem był poważny, stres po zawale to nie przelewki. Ale, ale, od czego mamy naszych konstruktorów ! Nie martw się babcia, orzekł bratanek i razem z bratem zabrali się do twórczej, konstrukcyjnej pracy. Owocem była ich autorska konstrukcja, czyli zmontowany z kwadratowych rur szkielet, w który sprytnie wmontowali lekkie biurowe krzesełko. Cud, miód, malina - prawdziwa lektyka. Wypróbowali, hmmm, na mnie, a potem Mamcia, niczym Kleopatra, wjechała w lektyce na pierwsze piętro.
*
Na czas pobytu w szpitalu praktycznie całkiem wyłączyłam się z życia zawodowego. Mogłam, miał mnie przecież kto zastąpić. Nie zapomnę jak na korytarzu szpitalnym, w czasie przerwy na "akcję" oglądałam sobie w komórce zdjęcia wizualizacji, którą w biurze przygotował mój Bratanek. Osobliwe to były "konsultacje". Ciocia, włączyłem rendering, komputer pracuje a ja przyjechałem do babci. Czym sobie na to zasłużyłam? pytała Mamcia, gdy ciągle ktoś przyjeżdżał albo przychodził. No jak to czym ?!!!!!
A teraz może pokażę te pamiętne dla mnie wizualki parku.
Świetny jest w tym mój bratanek, rysunki wyglądają "jak żywe" fotografie.
.
Wykonanie rysunków, nawet bez nakładania faktur, to żmudne godziny, dni, a nawet tygodnie pracy. Popadło akurat na czas choroby Mamci.
.
Szczęściem renderowanie, to znaczy pokrywanie fakturami drucianego rysunku, można było niejako automatycznie, zaprogramować i wyruszyć do szpitala, a program to zaprogramowane liczył, liczył, zliczał, przeliczał i pracowicie pokrywał, co pokryć miał, asfaltem, trawą, wodą, betonem ...
.
Rośliny to odrębny rozdział, nie gotowce tylko z drobnych elementów pracowicie zmontowane. Jeszcze tylko "smaczki", czyli wieża, ludziki i ... no nieeee !!! ja protestuję ! ja się na kaczki nie zgadzam !
od FB dostałam:)
uśmiecham się do Was
Świat wirtualny leżał odłogiem, podobnie jak praca i dom ... teraz powoli wracam do świata, nadrabiam zaległości, odwiedzam przyjaciół ...
WRÓCIŁAM DO WAS I Z CAŁEGO SERCA DZIĘKUJĘ !
za obecność, za wsparcie, za modlitwę, za dobre myśli ...
Lżej człowiekowi, gdy wokół życzliwi ludzie.
Nie zapomnę słów wsparcia i pociechy ... tak bardzo potrzebowałam tej życzliwej obecności, tak bardzo potrzebowałam podtrzymania na duchu ... Będzie dobrze, powtarzałam sobie, a potem , w szpitalu, opowiadałam Mamci o tym, że jesteście. Pewnego dnia przeczytałam jej też wiersz, który napisał Damian, taka była wzruszona - prawdziwy wiersz o Niej! Czym sobie zasłużyłam ? zapytała ...
*
Szarość dnia rozjaśniasz słońcem
pisząc kolorowy list uśmiechem
szczebiotem zakochanych ptaków
przywołujesz rozkwit słodkich jabłoni
Nad twoim szczęściem
rozpościera się wielobarwna tęcza
most nadziei dla marzeń
zwyczajnych obłoków
Biała róża kwitnie w twojej dłoni
i pachnie wolnością sumienia
Muzyka motyli
porywa duszę do tańca....
Dzielisz codzienny chleb
na okruszki dobroci
swoim skromnym sercem
nie pomijając nikogo...
Dobrze jest być człowiekiem
który jest pieśnią życia
podarowaną innym
przez odwieczną miłość ...
27.06.17
pisząc kolorowy list uśmiechem
szczebiotem zakochanych ptaków
przywołujesz rozkwit słodkich jabłoni
Nad twoim szczęściem
rozpościera się wielobarwna tęcza
most nadziei dla marzeń
zwyczajnych obłoków
Biała róża kwitnie w twojej dłoni
i pachnie wolnością sumienia
Muzyka motyli
porywa duszę do tańca....
Dzielisz codzienny chleb
na okruszki dobroci
swoim skromnym sercem
nie pomijając nikogo...
Dobrze jest być człowiekiem
który jest pieśnią życia
podarowaną innym
przez odwieczną miłość ...
27.06.17
Damian
*
JAK DOBRZE JEST MIEĆ PRZYJACIÓŁ ...
*
wszystkim z serca dziękuję - Malina M *
:-)) Wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńStare roczniki dobrze się trzymają tylko te młode jakieś cherlawe !!
Kochana !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mamcię i Ciebie bardzo serdecznie i zdrówka Wam z serca życzę;)
A u mnie przygotowania do pierwszego wesela, to już za 2 dni !
Druhno Haniu !
OdpowiedzUsuńPonieważ nie umiem przenosić piosenek więc wklejam tekst piosenki Tuwima , którą bardzo lubię z prośbą byś ją Mamie zaśpiewała.
(Julian Tuwim)
(wiersz spiewany jako piosenka)
Pomnę dzieciństwa sny niewysłowne,
Baśń lat minionych wstaje jak żywa,
Bajki czarowne, bajki cudowne
Opowiadała mi niania siwa:
O strasznym smoku, śpiącej królewnie,
O tym, jak walczył rycerzy huf,
A gdy kończyła, płakałem rzewnie,
Prosząc: "Nianiusiu, ach, dalej mów!
Mów dalej, o nianiu, mów jeszcze,
Aż usnę i dalej śnić będę,
Niech we śnie spokojnym wypieszczę
Złocistą, tajemną legendę!
Złóż z czarów wzorzystą mozaikę,
Niech przyjdą rycerze tu do mnie!
Mów dalej czarowną swą bajkę!
Ja bajki tak lubię ogromnie..."
Dziś czar dzieciństwa jeno wspominam,
I często, kiedy siedzę samotnie,
Marzeń przędziwo znów snuć zaczynam,
Czar, który minął tak niepowrotnie.
Znów przeszłość całą mam przed oczyma,
I kiedy cisza nastanie w krąg,
Po Andersena sięgam lub Grimma
I dawne bajki czerpię dziś z ksiąg.
I czytam, aż sen oczy zmruży
I przymknie zmęczone powieki,
Zaznaję cudownej podróży,
W kraj mglisty, bezbrzeżnie daleki...
Znużony do snu chylę głowę,
Upaja mnie sen oszołomnie...
W samotne wieczory zimowe
Ja bajki tak lubię ogromnie...
A czasem smętne moje dumanie
Przerywa nagle cudna dziewczyna,
Usta mi daje na przywitanie,
A potem czule szeptać zaczyna:
Że nie opuści mnie nigdy w życiu,
W szczęścia godzinie ni w doli złej,
Że kocha mocno, tęskni w ukryciu,
A ja cichutko tak nucę jej:
"Mów dalej, mów dalej, dziewczyno,
Że wiecznie mnie będziesz kochała,
Że chwile miłosne nie miną,
Żeś moja na zawsze i cała,
Że miłość twa tak jest bezmierną,
Że będziesz tęskniła wciąż do mnie...
Mów dalej, że będziesz mi wierną:
Ja bajki tak lubię ogromnie!..."
Po usunięcia raka przekazano mnie pod opiekę i obserwację i jako "królika doświadczalnego do Instytutu Onkologicznego.
Pani doktór po zapoznaniu się z dokumentacją zapytała mnie:
"czy nie mógł pan załapać się za bardziej znanego i mniej złośliwego raka ?"
Odpowiedziałem, że całe swoje życie walczyłem by mieć wszystko w najlepszym gatunku.
Ze swymi lekarzami jestem raczej w towarzyskich układach
Łącze wyrazy szacunku i sympatii dla Was i CZUWAJ Mirek
Zdrowia, zdrowia, zdrowia!!!
OdpowiedzUsuńJest radość na twarzy Mamusi -Danusi, ale widać też przebyte cierpienie. Znam to. Dobrze, że ma świadomość, iż jest kochana. Bo zasługuje na to. Pozdrowienia dla Mamusi-Danusi
OdpowiedzUsuńot, Mamciu Danusiu, niczym, samym życiem, sercem.... Zdrowia życzę...
OdpowiedzUsuńDużo spokoju i pogody ducha dla obu Pań i niech lato sprzyja rekonwalescencji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, BB
NIEUSTAJĄCEGO ZDROWIA ŻYCZĘ
OdpowiedzUsuńA. T
Witaj Haniu.
OdpowiedzUsuńZdrowia i jeszcze raz zdrowia życzę.
Ma dryg i talent Twój bratanek.
Pozdrawiam serdecznie i do się zapraszam.
Michał
ŻYCZĘ DUŻO, DUŻO ZDROWIA MAMUSI - DANUSI!
OdpowiedzUsuńTEN UŚMIECH NA JEJ TWARZY JEST BEZCENNY.
WIEM, JAK BARDZO SIĘ MARTWIŁAŚ.
SERDECZNIE POZDRAWIAM:)
smutny wpis ze wspaniałym zakończeniem .miałam wrażenie że jestem z tobą w opisywanych miejscach .Przytulam i życzę już tylko ogrom pogodnych dni - Dośka
OdpowiedzUsuńMorda zdradziecka mi sie uśmiecha widząc Twoje szczęście.Bo Mama wreszcie w domu
OdpowiedzUsuńUśmiecha choć wiem ileż to wyrzeczeń od Ciebie wymagać będzie dalsza nad Nia opieka.
Taki to nasz los dobrych ludzi Opieka nad rodzicami.
Choc znam takich, co to na czas wyjazdu na wczasy, rodziców lokują w szpitalu.Jednocześnie mieniać się i co gorsza to głosząc, dobrymi katolikami.
Wszystkiego najlepszego wiec dla Mamy i Ciebie życzę.Oby dobry los Wam sprzyjał
Zdrowia życzę Twojej Mamusi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Szarość dnia rozjaśniasz słońcem
OdpowiedzUsuńpisząc kolorowy list uśmiechem
szczebiotem zakochanych ptaków
przywołujesz rozkwit słodkich jabłoni
Nad twoim szczęściem
rozpościera się wielobarwna tęcza
most nadziei dla marzeń
zwyczajnych obłoków
Biała róża kwitnie w twojej dłoni
i pachnie wolnością sumienia
Muzyka motyli
porywa duszę do tańca....
Dzielisz codzienny chleb
na okruszki dobroci
swoim skromnym sercem
nie pomijając nikogo...
Dobrze jest być człowiekiem
który jest pieśnią życia
podarowaną innym
przez odwieczną miłość ...
27.06.17
Damian
Na rozstajach dobra i zła,
rozpaczy i nadziei,
wiersz Pana Damiana
objawieniem
A. T
Malinko,tak sobie czytam i tak myślę: Twoja Mamcia to ma farta,że ma taką Curcię..
OdpowiedzUsuńDroga Haniu!
OdpowiedzUsuńW przeddzień Twoich imienin pragnę złożyć
bukiet najwspanialszych życzeń: uśmiechu i szczęścia, radości każdego dnia oraz wszelkiej pomyślności.
Wszystkiego najlepszego Haniu!!!!
PANI ANNIE !
OdpowiedzUsuńW ZNAMIENNYM DNIU,
NIEUSTAJĄCEGO ZDROWIA.
A.T
Haneczko, dużo zdrowia i wytrwałości oraz sukcesów w tym, co robisz, życzę
OdpowiedzUsuńMalinko,straszliwie jest dobrze,że dobrze się skończyło!!! Chryste Panie,co Ty przeżywałaś!..Dopiero teraz się wie..
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Mama jest już w domu. Wśród swoich człowiek czuje się pewniej i lepiej, jak drzewo w lesie. Najlepszego!
OdpowiedzUsuńWSZYSTKICH WAS KOCHANI POZDRAWIAM SERDECZNIE
OdpowiedzUsuńMAMCIA CHODZI BEZ TRZYMANIA !!!
dzisiaj pierwsze kroki śmiało wyprostowana !
czy może być dla mnie coś piękniejszego ?!
wybaczcie, że mnie albo nie było albo było mało
WRACAM !!!!
Hip hip! Huuuraaa!Malinka wracaaa!!!
OdpowiedzUsuńGdyby nie Mamcia tej naszej Malinki,to pewnie zagubiła by się gdzieś w obłokach..A tak jest i juz1
OdpowiedzUsuńDzień dobry Malinko!
OdpowiedzUsuńMalinko,jesteś lekiem na całe zło!
OdpowiedzUsuńDobrze,że jesteś tam gdzieś daleko,a nie tuż przy mnie,bo bym Cię niechybnie pożarł!
Jednym słowem..masz fart,urocza kobietko!
Nalinko,kocham Cię! Kasuj mnie,kasuj,ale miłości skasować się nie da..Ile razy mam to powtarzać,okrutna kobietko? No ile razy???
OdpowiedzUsuńMaliko,waryjot jam Ci jest oszalały..Wiem,że jesteś zakłopotana i nie wiesz,co powiedzieć..Usuwam się na jakiś czas,ale WRÓCĘ,moja Maleńka..
OdpowiedzUsuńMalinko moja maleńka..Trzymałem fason,ale jak długo można..Kochana moja,maleńka.. No widzisz,co narobiłaś,urocza kobietko?Zakochałem się w Tobie na zabój!
OdpowiedzUsuńKasuj mnie,kasuj.. Ale miłości skasować się nie da..
Malinko,przepraszam Cię..Jestem straszny głupol i nie wiem już,po co żyję.Przebacz,Maleńka..
OdpowiedzUsuńdanusia
OdpowiedzUsuńTo nie ja!
UsuńMalinko,dlaczego jesteś tak cudowna?
OdpowiedzUsuńMalinka milczy.. No jak tu nie kochać takiej kobietki??!!
OdpowiedzUsuńKocham Malinkę!!!!!!
OdpowiedzUsuńJa Ją kocham,a Ona śpi!
OdpowiedzUsuńMalinko,Maleńka,Kochana..Dlaczego nic nie piszesz? Może ja..Jeśli tak,to wybacz mi,kochana!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko w porządku u Ciebie i Twojej Mamy?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHaniu wracaj do zdrowia, nie poddawaj się
OdpowiedzUsuńHanusia chora jest? Nie wierzę.. Całkiem niedawno temu wyrwała mnie z łoża,porwała het,het gdzieś tam i kazała się siebie kochać..Spełniłem nakazany mi obowiązek..Ło jezusicku,jak dobrze było! Bis,bis!!!
OdpowiedzUsuńPS Taki to t urok uroczych kobietek..Pożerać je żywcem! O le!
OdpowiedzUsuńEch,marzenia jak ptaki szybują po niebie,kiedy nie pada,a jak pada,to nie szybują..
OdpowiedzUsuńTa mała kobietka mnie oczywiście skasuje nie bacząc,że miłości skasować się nie da kliknięciem na klawiaturze..Ja wrócę!
OdpowiedzUsuńDROGA HANIU!
OdpowiedzUsuńCO SIĘ U CIEBIE DZIEJE? DLACZEGO NIE WRACASZ. CZEKAMY, BARDZO STĘSKNIENI.
CAŁUJĘ I POZDRAWIAM:)
Wszyscy się martwią - może szepnij słówko...
OdpowiedzUsuńAnonimowi też się martwią, chociaż ich Pani nie lubi.
OdpowiedzUsuńZ zaciekawieniem przeczytałam twój wpis :) Muszę częściej odwiedzać ten blog.
OdpowiedzUsuńWIERSZ PANI ANNY ZEWEM TAJEMNYM.
UsuńNADZIEJĄ.
A.T
MIŁOŚĆ
Jak mam opisać tamten świat ?
ulice, które są, a ich nie ma i okna
których światło jest tylko wspomnieniem.
Poważnego Żyda z poważnymi pejsami
wesoły kapelusik grzecznej dziewczynki
i buciki, co odliczają kroki do szczęścia.
Jak mam opisać tamto szczęście ?
małą zazulkę, co na duże Zazule
przyfrunęła zdziwiona ich pięknem,
Zachód słońca na Woroniakach
sady wiśniowe, jak panny niewinne
i jary, co wojny zapomnieć nie mogą.
Jak mam opisać tamten dom ?
dziewczynkę ze śmieszną kokardą
lalkę z warkoczem i konia z siodłem
co zbyt duże dla małej dziewczynki.
Jak mam opisać tamtą radość ?
smak ciastek, najlepszych, od Maćkówki
zapach książek u Zuckerkandla.
Zegarek z cyferblatem i śmieszne binokle
pannę, co spiekła raka, westchnienie ułana
i zakochane drzewa na Kempie
Jak mam opisać tamten czas ?
niebo, co na przekór losowi błękitne
srebrne cygara, pachnące fosforem.
Kromkę chleba z cebulą i płonące getto
i królika Rafała, co oczy miał czerwone
i poszedł pod nóż w czasie głodu.
Jak mam opisać tamten ból ?
pospieszne rozliczenie z młodością
kilka sprzętów, listy, kilka pamiątek.
Śpiew kanarka, co oszukał wojnę
szum deszczu, miarowy stukot kół
i mgłę, co rozstaniem na serce opada.
Jak mam opisać
tamten Złoczów …
A Malinki nie ma..Jezu,Jezu,Jezusicko! Czy mam dzyndzolić na pogotowie???
OdpowiedzUsuńCudowna Malinko,Malineczko..Daj znak,że żyjesz..Bo jeśli gdyby Cię zabrakło,to życie me warte funta kłaków jest..
Weź gościu tabletki i nie smrodź tu.
UsuńSpadaj,nie utrudniaj,nieszczęsna kobieto..
OdpowiedzUsuńTo do Cheronei.
UsuńDołączam się do zapytania powyżej od paru osób, gdzie jesteś? Co się dzieje, że nie piszesz?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Malinko,wróóóóć do nas,nie katuj!!!
OdpowiedzUsuńMalinko,już teraz wiem,że jest żle..! Czuję to! nie odpowiadasz na posty
OdpowiedzUsuńKochana moja..Malinko! Zabij,nie katuj..
OdpowiedzUsuńGŁODNA PAMIĘĆ.
Zmierzch. Za oknem szaruga.
Błotną drogą brnie Pamięć.
Kostur w dłoni żebraczy.
Otworzyłem drzwi na ościerz.
Weszła cicho. Usiadła w kącie.
Nalałem zacierkę do miski.
Wrzuciłem garść cukru.
Szczyptę soli do smaku.
Głodna Pamięć przy stole. O nic nie pytam.
Otworzyła Mama drzwi na ościerz.
Gwar gęsi i kaczek na dworze.
Słonce ogniste. Biegnę drogą znajomą.
Łany zbóż falują.
Przede mną mój Lux. Pies przybłęda.
Grobla. Siółko. Wyniosły Bernardyn.
Dalej gimnazjum. Rynek.
Kościół farny. Zamek. Stary młyn.
Dom rodzinny.
Na progu Mama. Sypie zboże kurom.
Głodna Pamięć przy stole.
Dźwięk łyżki o talerz.
O nic nie pytam.
A.T
Piękne są te wiersze A.T.
OdpowiedzUsuńCzuję w nich duszę .
PANI LIIVIIA W PODZIĘCE
OdpowiedzUsuńKraków.
Zaczarowana dorożka.
Postacie bliskie sercu.
W Krakowie mieszkała
Dziewczynka z Mamą
o niemieckim rodowodzie.
Pewnego poranku przybiegły
do Nich dwie żydowskie Dziewczynki
z cichym pytaniem:
c z y u d z i e l ą i m s c h r o n i e n i a ?
bo za chwilę do ich domu
wtargną gestapowcy.
Udzieliły schronienia.
Jedna z tych Dziewczynek
została architektem,
druga profesorem.
Polska Dziewczynka ukochała Kresy.
Zasłużona wśród Sprawiedliwych Świata.
W darze pozostawiła mi Swoje
rodzinne kresowe fotografie i swoje zdjęcie.
Przecudownie piękna Dziewczyna
o imieniu Augusta.
Pozostała o Niej pamięć
i wdzięczność bezmierna.
W jej krakowskim mieszkaniu
spotykali się znamienici Brzeżańczycy.
darzyli Ją i Jej Małżonka Pana
Tadeusza serdeczną
przyjażnią i miłością.
Pan Tadeusz - Harcerz Brzeżański.
Tęsknił za utraconym miastem.
Swoją tęsknotę
dzielił z Przyjaciółmi Brzeżańczykami.
Pani Augusta nie pozwoliła odejść w niepamięć
Tym, których kochała.
W Krakowie Postacie bliskie sercu.
A. T
Bardzo dziękuję.
UsuńJakże wiele dróg prowadzi do Krakowa.
Bliska sercu Pani Liiviia.
UsuńMam nadzieję że za chwilę Pani Anna
powróci na swoja stronę.
A na ten czas Pamięć o Rapfach.
A. T
KOCHANA HANIU!
OdpowiedzUsuńOGROMNY NIEPOKÓJ WLAŁAŚ W NASZE SERCA.
BARDZO SIĘ NIEPOKOJĘ I TĘSKNIĘ ZA TOBĄ.
UCAŁOWANIA I POZDROWIENIA DLA CIEBIE:)
Do Pana A.T..Mistrzu,zawładnąłeś tym blogiem..Czy łaskawie nie uważasz,że innym też coś się należy?
OdpowiedzUsuńSzanowny cichy Wielbicielu !
OdpowiedzUsuńPodzielam Twój niepokój, a te moje
ułomne wpisy tonącego chwytanie się brzytwy.
Przepraszam.
A. T
Przemienił się wrzesień
OdpowiedzUsuńw październik
Resztkami babiego lata.
Krótki deszcz. Nie łzy.
Poranne umycie twarzy.
Autostradę nawija na koła samochód.
Pola zamiecione żniwami.
Słońce zapada w sen.
Lipy płoną czerwienią
Płoną też na grobli w Brzeżanach.
W dziesiątych pokładach pamięci
Mój pies przybłęda. Mama.
Nie wiedziałem kim jestem.
Może psem.
Może ludzkim szczeniem.
Byłem w Brzeżanach.
A. T
Do A.T.
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia ,zapadające w serce.
Sanok jest mi bliski.
Serdecznie pozdrawiam.
W Muzeum w Sanoku galeria
OdpowiedzUsuńobrazów znakomitej krakowskiej
Artystki Izabeli Rapf - Sławikowskiej.
Wspaniałe też jej bombki choinkowe
w zbiorach muzeum w Jeleniej Górze.
Parę lat temu exponowane w Opolu.
Wpleciona w historię Brzeżan.
Jej Ojcem Pan Stefan Rapf.
Publikowane archiwalia to tez Pamięć o Niej.
A. T
PAMIĘCI IZABELI
OdpowiedzUsuńRAPF SŁAWIKOWSKIEJ
Odpłynął
Łabędż w kraj tęczowy.
Łabędzi krzyk
Łabędzie pożegnanie.
Łabędzi ślad na stawie.
Rzuciłem ścięty kwiat.
Odpłynął
w kraj tęczowy.
A.T
PANI IZABELI
OdpowiedzUsuńRAPF - SŁAWIKOWSKIEJ
RAPSOD OSTATNI.
Kup parę kwiatów
Płonących czerwienią.
Pożegnaj lata szczęśliwe.
Brzeżany.
Dom z kolumnami.
Uśmiech Dziewczyn.
Ogród zaczarowany.
Psa w objęciach dziecka.
Zima. Zawieja. Snieg.
Resztką ciepła z desek trumiennych
Ogrzej serce.
Takiej zimy nie było od lat.
A. T
KIM JESTEŚ BOŻE ?
OdpowiedzUsuńWciąż pytam i pytam
kim jesteś Boże ?
Tęczą wiosenną.
Deszczem porannym.
Błyskiem na niebie.
Gromem dalekim.
Wiatrem niesfornym.
Łanem pszenicy.
Słońcem majowym.
Dalą bezkresną.
Dałeś mi oczy - widzę obłoki.
Dałeś sumienie - ważę swe czyny.
Dałeś wrażliwość.
Zachwyt bezkresny.
Miłość wzajemną.
Wieczną ekstazę.
Zerwę kwiat polny.
Wzniosę ku niebu,
W niemej podzięce.
Wdzięcznej modlitwie.
Pytam i pytam,
Bo kto dał mi więcej ?
A.T
archetypy
Usuńposadziłem drzewo
umyka mym dłoniom
ku niebu
postawiłem dom
doczekał się kobiety
przyziemnej
jak przydrożne mlecze
obdarzyła mnie synem
już ma przerąbane
od
pierwszego listka dębowego
po
późne wnuki
12.05.2015
O ile będziesZ miała czas i możliwość, zapraszam Cię, Haniu, na post rocznicowy
całuski
KAMIENIE MILOWE POLSKIEGO
OdpowiedzUsuńPATRIOTYZMU NA KRESACH.
Gmach Sokoła w Brzeżanach,
apoteozą patriotycznego zrywu,
zniewolonego zaborami polskiego żywiołu.
niepokornego i niezniszczalnego jestestwa,
zahartowanego powstańczą krwią.
Apoteozą odrodzenia polskości.
Jak feniks z popiołu powstał gmach
gorejący patriotyzmem.
Powstał ze srodków społecznych polskiej
ludności pod austryjackim zaborem.
To był rok 1903.
Wzniesiony w niespełna jednego roku.
Poświecony dnia 11 pażdziernika 1903 roku
przez Arcypasterza Księdza doktora Józefa
Bilczewskiego.
Gmach Sokoła wzniesiono wolą i charyzmą
Stanisława Wiszniewskiego, zapisanego
na wieki w historji Brzeżan. Bojownik
o polskość. Wieloletni prezes Sokolni
Brzeżańskiej, poseł na sejm R.P. Burmistrz
miasta Brzeżany. Znakomity historyk.
Architekt Władysław
Hertman czuwał bezinteresownie nad
stroną techniczną przedsięwzięcia.
W roku 1910, na podstawie projektu architekta
inżyniera Jarockiego , dokonano rozbudowy
gmachu Sokoła. Uroczystego poświęcenia
dobudowy, w dniu 23 września 1910 roku, dokonał
Biskup Władysław Bandurski.
W czerwcu 1941 roku Gmach bezpowrotnie
zbombardowany i zniszczony przez niemieckich
faszystów.
A. T
ZESŁANIA SYBERYJSKIE.
OdpowiedzUsuńPRZEŻYLI NIELICZNI.
BRZEŻAŃSKA MADONNA.
Madonnę Brzeżańską spotkałem
na zesłaniu syberyjskim.
Nie wróciła. Zatraciła się w Tajdze.
Jan Kogut zmarł z głodu. Deportowany na Sybir.
Miał majątek w Zamostach, tuż przy grobli w Brzeżanach.
Wywieziony wraz z żoną, Młodą kobietą z dzieckiem
urodzonym w drodze na Sybir.
Bezbronny wobec przemocy.
Oprawcy wpadli do domu o świcie.
Kazali się zbierać. Był przerażony.
Ubrał żonę. Siebie. Nie wiedział jakie rzeczy brać ze sobą.
Zawinął do koca figurkę Świętej Panienki.
Gipsowa. Półmetrowa. Rozmalowana.
Złożone do modlitwy dłonie.
Takie figurki widujemy w kościołach i na odpustach.
Podobna Madonna w kapliczce
obok kościoła farnego w Brzeżanach.
Jechali z nami w jednym wagonie.
Dzielili ten sam los. Przemarzł. Kaszlał.
Wygnańcy współczuli. Dali jakieś ciepłe rzeczy do okrycia,
Ubrania się. Dzielili się żywnością. Miał Świętą Panienkę.
Jedyny znak chrześcijańskiego kultu.
Szanowali. Miał odwagę przemycić Matkę Boską.
Oprawcy zabraniali brać krzyżyki. Biblie. Śpiewniki.
Posiadaczy tych rzeczy wyprowadzali z wagonu.
Nie wracali.
W Janczer Pan Kogut nie stawił się do wyrębu lasu.
Miał sześćdziesiąt pięć lat. Stary. Chory.
Oprawcy uznali, że symuluje.
Nie dostał żywnościowych racji.
Jego Żona też bez przydziału żywności.
„Kto nie rabotajet tot nie jest”. Hasło bolszewików.
Oprawcy litościwi. Przyznali prowiant dziecku.
Kubek zupy z dietskiego sada. Pół litra dziennie.
Każdego ranka Kogutowa przybiegała do przedszkola
z garnuszkiem. Kucharka nalewała pół litra zupy.
Gorącej. Pachnącej. Kogutowa zwierzęco głodna.
Biegła do domu. Upijała łyczek.
Póżniej drugi. Póżniej trzeci. Resztę zostawiała dziecku.
Skazańcy widzieli. Współczuli. Wszyscy byli głodni,
ale nie tak.
Litowali się. Znosili do ich domu mizerne kawałeczki chleba.
Trochę kaszy jaglanej. Kogutowa rozpaczała.
Zima. Siarczysty mróz. W okolicznej tajdze
drzewa pękają od mrozu.
Przyszedł do naszego mieszkania.
Przyniósł w zawiniątku Madonnę.
Postawił na stole. Odwinął okrycie.
Bolejąca Madonna na stole. zatopiona w modlitwie.
Mama postawiła przed starym,
schorowanym człowiekiem miskę z kaszą jaglaną.
Porcja na pięć osób. Nasz dzienny przydział.
Miska stała przed Panem Kogutem.
Był głodny. Bardzo głodny.Wziął łyżkę wyciosaną z drzewa
i podzielił kaszę na sześć części.
Swoją mizerną działkę zjadł. Odsunął miskę.
Na nic namowy, ażeby zjadł całą kaszę.
Dostał kawałeczek chleba i herbatę. Bez cukru.
Nawar z liści jagodowych. Nie znaliśmy cukru.
Chleb zjadł. Herbatę wypił. Ogrzał się. Odpoczywał.
Burżujka rozpalona do czerwoności.
Pan Kogut rozgrzewał nogi, Wyciągnięte tuż przy piecyku,
Owinięte szmatami. Kawałki gumy zamiast butów.
z opony samochodowej. Przewiązane sznurkami.
Ojciec wyciągnął spod pryczy swoje buty.
A. T
Proszę ubrać rzekł.
OdpowiedzUsuńMiał zapasowe. Łapcie. Pan Kogut rozgrzewał nogi.
Milczał. Myślami w Brzeżanach.
Synowie. Córki. Żona. Rodzinny dom. Łany pszenicy.
Staw. Słońce. Szczebiot i rozmowy jaskółek.
Mama rozwiązała sznurki. Zdjęła gumowe korytka. Szmaty.
Owinęła stopy onucami. Naciągnęła buty.
Pan Kogut milczał. Rozgrzewał nogi.
Na odchodnym powiedział :
„Za waszą łaskę chcę wam podarować Madonnę”.
Milczenie. Na stole Madonna zatopiona w modlitwie.
Przed nami chory, głodny człowiek.
W Jego domu głodne małe dziecko.
Zrozpaczona Żona. Bez nadziei. Bez ratunku.
Na stole kawałek chleba z naszego dziennego przydziału.
Też jesteśmy głodni, ale mniej.
Mama zawinęła Madonnę wraz z kawałkiem chleba.
Włożyła w ręce Pana Koguta.
Powiedziała: Prosimy przychodzić do nas zawsze.
Codziennie. Będziemy czekali.
Zanosiła do ich domu trochę chleba. trochę kaszy.
Pan Kogut umierał z głodu.
Madonna na stoliku obok. Zatopiona w modlitwie.
Ręce zwarte w bólu.
Wygnańcy obok. Nieprzytomny. Głowa na poduszce.
Ktoś litościwy podarował. Ręce na kocu.
Czegoś szukają. Zatrzymały się. Odnalazły chleb,
Tego chleba tu nie ma.
Wkłada do ust. Przeżuwa chleb.
Tego chleba tu nie ma.
Zacicha.
Ręce opadają.
Odszedł.
Madonna obok. Zatopiona w modlitwie.
Mama zamknęła oczy Męczennika.
Kobiety umyły Zesłańca. Złożyły do trumny.
ich twarze ?!
Staruszki. Wycieńczone głodem. Pracą ponad siły.
W łachmanach.
W porywie serca przyniosły
resztki odzieży. Ktoś koszulę. Ktoś spodnie.
Ktoś inną część bielizny. Przechodzone. Załatane.
Czyste. Ostatni dar. Ubrały.
Stałem obok Mamy. Dziecku osiem lat. Świadek męczeństwa.
Kurza ślepota. Szkorbut. Ręce. Nogi w strupach.
To komary. Meszki. Żywcem zżerają do póżnej jesieni.
Zima wytchnieniem.
Dziecko głodne. W łachmanach. Przeżyje. Wróci. Opowie.
Trumna z sosnowych surowych desek. Pachną żywicą.
W rękach krzyżyk wyciosany z brzozowej gałęzi.
Rozświetlony bielą. Zaciśnięte palce.
Spoczął na prawosławnym cmentarzu.
Na skłonie góry. W tajdze.
Madonna Brzeżańska nie wróciła z zesłania.
A. T
GOGUNIA.
OdpowiedzUsuńDo Mamy przyjechałem póżno wieczorem.
Ostatni nocny pociąg.
Pusty peron. Parę osób wysiadło z wagonu.
Sierpień. Już nocny chłód.
Od stacji do Mamy, wzdłuż torów, kilkaset metrów.
Przy furtce Mama. Oczekiwała.
Za mną drugi rok studiów.
Miesiąc praktyki. Dwa dni u Mamy i znów uczelnia.
Ta sama przytulna kuchnia.
Otwarte okno. Łagodny wiatr.
Pachnie ziołami, mamałygą i sosnowym lasem.
Nieodłączna mamałyga.
Z mlekiem, doprawiona szczyptą cukru.
Obok schodów piec chlebowy.
Okrągły wiklinowy kosz, a w nim
w głębokim śnie, białe gęsisko.
Dziób wetknięty pod skrzydło.
„Nie budż, to Gogunia” - szepnęła Mama.
A rano Gogunia już czekała.
Biała dorodna gęś.
Zaciekawiona. Mądre oczka.
„Przywitaj się” rzekła Mama.
Wręczyła szklankę z ziarnami kukurydzy.
Złoto - perłowy odblask.
Przyklękłem. Gogunia przysiadła.
Z ręki wydłubywała ziarna kukurydzy,
a swoim dziobem, jak sekatorem, delikatnie
obszczypywała policzki, nos, uszy
i coś naszeptywała.
Głaskałem po dziobie, Puchową główkę
przytulała do twarzy.
Zauroczenie.
Mama szczęśliwa.
Gogunia krok w krok za mną.
Główka do głaskania z każdej strony.
Wciąż prowadziła do furtki,
wzywała do wyprawy na okoliczne łąki.
A moje myśli na kąpielisku.
Tak dawno nie widziałem przyjaciół
i tej tak bliskiej sercu dziewczyny.
Z kąpieliska wróciłem póżnym popołudniem.
„A gdzie Gogunia ?” - zapytała Mama.
głęboka przykrość dla Mamy.
Przepadła jej radość. Kochana Gogunia.
Pobiegliśmy na nasze pole.
Tam łąki. Przez tor kolejowy obok sadu,
dalej polną drogą.
Wołałiśmy; Gogunia ! Gogunia !
A nasza Gogunia pasła się na łące.
Usłyszała.
Rozbiegła się. zamachała skrzydłami.
Donośnie zagęgała. Pędziła na spotkanie.
Chwyciłem Gogunię w locie.
Niosłem na rękach.
Delikatnie, jak sekatorem,
obszczypywała policzki, nos i uszy.
Naszeptywała swoje tęsknoty.
„Dlaczego nie poszedłeś ze mną ?” - pytała.
„Tęcza płonęła po deszczu przelotnym.
Tańczyłam z wiatrem w duecie.
Arię śpiewałam dziękczynną.
Nie słyszałeś ?
Gęsi śpiewają.
Nie słyszałeś ?”
Tak Goguniu.
Gęsi przecudownie śpiewają i tańczą.
Wiem o tym.
Dlaczego nie odczarowałem ciebie ?
A. T
REQUIEM
OdpowiedzUsuńBRZEŻAŃSKIEJ NEKROPOLII.
Obeliski.
Rozpięte ramiona.
Osierocone kamienie w pochodzie ku żywym.
Wołanie o pamięć.
Na cmentarnych alejach zranione Anioły.
Głucha cisza i pustka.
W dnie zaduszne nie płoną ognie.
Łzy deszczowe. Gorzkie.
Opłakują samotne kamienie.
Nieczytelne napisy. Odgaduję słowa.
Rozpacz zmarłych zaklęta w kamieniach,
Moją rozpaczą.
Wróciłem po osierocone kamienie.
Padnięte krzyże.
Nie pozwolę wdeptać w ziemię.
Przede mną ciężka droga.
Odpocznę chwilę. Usiądż obok proszę.
Jesteś taka piękna.
Wiatr rozplata warkocze.
Tuli do wiatrowego serca.
Ja nie przytulę.
Nie mam serca.
Moje serce niosłem na dłoni.
Płonęło dziecięcą radością.
Wypaliło się miłością
do tych których kochałem. I do Ciebie.
Opłakuję święte kamienie. Oczy nie mają łez.
Wykrzykuję rozpacz zmarłych. Nie mam krzyku.
Wziąłem garść łez ze stawu.
Krzyk od zranionego ptaka.
Kilka promieni od słońca.
Opłakałem kamienie.
Wykrzyczałem rozpacz zmarłych.
Rozgrzałem dłonie. Wymacałem zatarte napisy.
Brajlem odczytałem słowa,
„Cichą prośbę zmarłych o pamięć”.
Wzwaliłem krzyże na plecy.
Święte kamienie ująłem w dłonie.
Wsparły ramiona Anioły.
powędrowaliśmy na podniebne łąki.
Przed chatę sędziwego Boga.
Zamiótł wiatr cmentarną pustkę.
Wymarłą ziemię zabrali obcy.
Posiali nienawiść.
A. T
PAMIĘCI MORDOWANYM NA KRESACH.
OdpowiedzUsuńDO MATKI BOSKIEJ BUSZCZECKIEJ.
Zanieś przed Oblicze Syna Mękę Gorejącą.
Swoją i Ich.
Dziecko roztrzaskane o mur.
Brzemiennej rozpruty brzuch.
Starca rozpiłowanego wpół.
Zanieś Mękę Konających.
Wrzawę radosną morderców.
Nienawiść zastygłą w ich
sercach. Zanieś siekiery
święcone w cerkwiach,
Krwią niewinnych splamione.
Sądny zapłonie stos.
Gorejący rachunkiem krzywd.
Zgaś pożogę nienawiści.
Przebacz tym, którzy
O przebaczenie wołają,
Ale nie pytaj !
Czy Mordowani
oprawcom przebaczą ?!
A. T
EPITAFIUM
OdpowiedzUsuńMĘCZENNIKOM SYBIRU.
Nadejdzie sądny dzień.
Oprawcy staną przed Bogiem
. Usłyszą osąd ofiar, krzyk ich męki
świadomi wyrządzonych krzywd..
Zakatowani na Syberii
opuszczą swe groby.
Dzieci. Kobiety.
Mężczyżni. Starcy.
Spojrzą w oczy morderców.
Wstaną aniołowie.
Ich szaty pokryte kirem.
Wejdą w kondukt żałobny.
Zliczą zmarłych.
Wielki Boże…?! Zawołają !
Liczymy ! Wciąż liczymy !
A nie widać końca marszu golgoty ?!
Nie liczcie,
Odrzeknie Bóg.
Umierałem z każdym z nich.
Znam wszystkich.
A. T
Kochana Malinko! Wiedz o tym,że wszyscy bardzo się niepokoimy Twoim milczeniem..Nic nie piszesz..Co się dzieje???
OdpowiedzUsuńDo Pana A.T..
Drogi Panie,Pana wiersze-wspomnienia to szczyt takiego normalnego HUMANIZMU..Nigdy wcześniej się z TYM nie spotkałem..Jestem szczęściarzem,że spotkałem kogoś takiego jak PAN..WIELKI SZACUN! Pan sprawił,że jestem innym człowiekiem,chociaż wcześniej też draniem nie byłem..Pan mnie podniósł na wyższy poziom..Bardzo Panu dziękuję i dziękuję też Malince,że udzieliła Panu swój blog..
To Pan sprawił,że oczekiwanie na Malinkę stało się cokolwiek bardziej znośne..MALINKO,WRÓĆ!Życie się toczy dalej,ale bez niektórych ludzi jest po prostu smutniejsze..MALINKO,WRÓĆ!!!!!!!!!!
Tak sobie siedzę i myślę..Twój humanizm łączy się nierozelwalnie z humanizmem Pana A.T..Masz szczęście,że Wasze drogi się spotkały..
OdpowiedzUsuńMALINKO,WRÓĆ!!! Bez Ciebie też można żyć,ale o ile smutniej..
Wzruszenie Panie Waszku
OdpowiedzUsuńPańskim odzewem.
Tak, to
oczekiwanie na powrót Pani Anny.
Pańskie szczere i gorejące serce
radosną nagrodą.
A. T
Niepokoi mnie ta cisza.
OdpowiedzUsuńDO PANI FRAU BE!
OdpowiedzUsuńA może trochę wspomnień
o wujostwie inżynierach,
co budowali Solinę ?
A. T
A Malinki nadal nie ma..Malinko,daj znak,że żyjesz!!! Nie katuj nas!!!
OdpowiedzUsuńCzy ktoś wie,co z Malinką się dzieje?..Szaleństwo mnie ogarnia..Gdzie mam jechać,co mam robić..
OdpowiedzUsuńCzy ten blog już nie jest p.Maliny?
OdpowiedzUsuńTYLE BLOGU PANI ANNY
OdpowiedzUsuńILE PAMIĘCI O KRESACH.
A. T
A konkretnie?
UsuńA KONKRETNIE ?
OdpowiedzUsuńODWIEDZIŁEM PANI SUBTELNIE REDAGOWANĄ STRONĘ
"...Cmentarz Łyczakowski we Lwowie ,druga część mojej rodziny ,ta znana tylko z opowiadań ,wspomnień i fotografi..."
PROSZE O NICH OPOWIEDZIEĆ.
A. T
PANI LIIVIIA
OdpowiedzUsuńI na Pani stronie
też zaśpiew kresowy
i zewem tajemnym
woła pamięć o Łyczakowskim cmentarzu
I o Pani Bliskich.
A. T
ANIU!!!! ♥♥♥
OdpowiedzUsuńHANIU!
OdpowiedzUsuńMAM NADZIEJĘ, ŻE JESTEŚ GOTOWA NA SPOTKANIE Z NAMI
WIDZĘ ZAPOWIEDŹ NOWEGO POSTA ALE OTWIERA SIĘ W DALSZYM CIĄGU STARY!!!!
TAK BARDZO ZA TOBĄ TĘSKNIMY, TAK STRASZNIE TRUDNO WYTRZYMAĆ TUTAJ BEZ CIEBIE, TAK BARDZO NAM CIEBIE BRAK!!!!!!
SERDECZNOŚCI ZOSTAWIAM:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń