wtorek, 28 lipca 2015

ZAWIAŁO ZAGRZMIAŁO

a co gorsze kompletnie zalało ...
Przeszła trąba powietrzna !!!




Pokrycie ogromnego, barokowego dachu fruuuu - poleciałoooo i legło u stóp kościoła ... na zielonym trawniczku, a dokładniej mówiąc, w wielkim burzowym bajorku. Prawie trzysta metrów kwadratowych blachy zwinęło się jak rulon papieru. Arkusze środkowe tylko się odwinęły ale pozostałe, na całej szerokości wież, oderwały się i jak spadochrony poszybowały w dół. Niektórym arkuszom to nawet udało się poszybować w dal.


.
Szczęściem tylna część dachu ocalała. Wieże też pozostały nie tknięte. Największe zawirowanie powietrza nastąpiło między wieżami, widocznie dodatkowo tam, gdzie opór postawiły wieże wystąpiło zwiększone ssanie. Pewnie tak, ale to tylko moja dedukcja, jeśli chodzi o trąby, to znam się najlepiej na trąbach życiowych, pogodowe to raczej nie moja specjalność.



.
Tu dobrze widać. Od frontu, między wieżami, dach jest zupełnie goły ale z tyłu, jak gdyby nigdy nic, czysto, bez żadnych uszkodzeń. Tył dachu jest kiepsko widoczny, bo szara blacha odbija światło i prawie zlewa się z zachmurzonym niebem.



.
Prawie romantyczne zdjęcie. Błękitna, prześwitująca folia, jak sukienka baletnicy, powiewa na tle błękitnego nieba. Prawie sielanka kolorystyczna. Prawie, bo niżej niestety, armagedon.




Mężczyzna pracujący żadnej pracy się nie boi, ani na ziemi, ani pod chmurami. To pod chmurami to naprawdę wysoko, jakieś piętnaście pięter od ziemi. Nie zapominajmy, że to nie jest kościółek, to ogromna świątynia, chyba drugi co do wielkości kościół na Ziemi Kłodzkiej.




Przy okazji naprawy pokrycia nadwątlone elementy konstrukcyjne trzeba wzmocnić a nawet częściowo wymienić. Niestety, woda, która w czasie ulewy zalała podłogę strychu, poszła cała w sklepienia ! A na sklepieniach piękne polichromie. To dopiero szkoda ! Teraz musi się to wszystko wysuszyć. Musi samo wyschnąć, jakiekolwiek osuszanie mogłoby i sklepieniom, i malowidłom mocno zaszkodzić.





Tyle światła to tu nigdy jeszcze nie było. Niestety, to wpadające przez ogromną dziurę światło bezlitośnie obnaża szkody ! Smutkiem zionie. Na śrubie rzymskiej założona folia, na cybantach ktoś zaczepił rękawiczki. Smętne jakieś to wszystko.Na dole niebiesko, na górze szaro... na opak.



 
Tak, tak, dobrze widać ! Na wysokościach też obowiązują parytety ! ! !

 


Kościół miał ostatnio wyjątkowego pecha. Nie dość, że stoi samotnie wśród gór i lasów. Nie dość że wokół tylko kilka domów i parafia mikroskopijna. Nie dość, że ogromnym wysiłkiem od lat trwa tu nieustający remont, renowacja, konserwacja i wszystko co się tylko da żeby uratować to cudo. Nie dość, że niektórzy na głowach stają i z siebie wychodzą. To teraz ta trąba powietrzna !

Bies się uwziął, czy anioły pozasypiały ???


  
                       z przyjemnością polecam  Malina M *                          

strona liiil  
 

piątek, 24 lipca 2015

BO PO TO JEST POEZJA

by nakarmić tęsknotę ...
Tęsknotę za światem, którego nie ma ... a który jest

Tęsknota za dzieciństwem jest w każdym z nas. To tęsknota za czymś, co nas budowało, kształtowało, za tym wszystkim, co było pierwsze, czyste i najprawdziwsze. Ale jest jeszcze inna tęsknota, tęsknota za dzieciństwem brutalnie odebranym i za odebraną Ojczyzną. Tęsknota za światem, który jest już tylko gdzieś na samym dnie serca.





Dzisiaj chciałam Wam przedstawić mój nowy blog, stronę prezentującą piękne wiersze komentującego tutaj często A.T. Poznaliśmy tego kresowego Poetę już dawno... wielu z nas zawdzięcza mu chwile prawdziwych wzruszeń, wielu otrzymało w dedykacji piękny wiersz. A.T. pochodzi z Kresów a dokładnie z Brzeżan, położonych o żabi skok od mojego ukochanego Złoczowa.



DO NASZEGO KRESOWEGO ŚWIATA 
ZAPRASZAMY WAS OBOJE:

ja, po kądzieli, sercem Złoczowianka
i A.T. z urodzenia Brzeżanin


.
Blogi "kresowedrzewo" i szpakowedrzewo" są ze sobą połączone, na oba wchodzi się klikając adres w nagłówku bloga, zaraz za "stroną główną" Na blogi można również wejść klikając w ikonkę, w narzędziach bocznych.


WIERSZE O BRZEŻANACH 
AUTORSTWA  - A.T.

Weź mnie za rękę.
Drogą słoneczną, tęczową
zaprowadź do Brzeżan.
Na nieboskłonie turkot gromów.
Na furmance Bóg jedzie do młyna.
Zmiele zboże.
Rozda głodnym po kawałku chleba.
Dom rodzinny. Mama sypie ziarno kurom.
Gwar gęsi i kaczek.
Stoję obok, ale mnie tam nie ma.
Błądzę w krainie luster.
Odbicie stawu i miasta.
(...)



*

WIERSZE O ZŁOCZOWIE
MOJEGO AUTORSTWA

Jak mam  opisać tamten świat ?
ulice, które są, a ich nie ma i okna
których światło jest tylko wspomnieniem.
Poważnego Żyda z poważnymi pejsami
wesoły kapelusik  grzecznej dziewczynki
i buciki, co odliczają kroki do szczęścia.
(...)
  


 *

Powoli, powoli, wszystkie, opublikowane tu wcześniej, w komentarzach, wiersze trafią na "kresowedrzewo" Będą też oczywiście wiersze nowe. Kresowedrzewo nie jest zamiast wierszy, które tu się pojawiają ... mam nadzieję A.T. będzie tu nadal częstym gościem. Kresowedrzewo będzie DODATKOWO. Tak sobie pomyślałam, że wiersze w komentarzach czytają tylko komentujący dany wątek, komentarze to taka trochę ukryta część blogu ... "Bo nie jest światło, by pod korcem stało" pisał onegdaj wielki, narodowy, poeta. Faktycznie - nie jest ! Szkoda, by tak piękne wiersze nie doczekały się własnej strony ! Strony, na którą można wejść w każdej chwili - choćby przypomnieć sobie dedykowany wiersz ... albo przeżyć chwile wzruszenia ...

 *
  
                       z przyjemnością polecam  Malina M *                          

strona liiil  
 

piątek, 17 lipca 2015

CYBANTY I ŚRUBA RZYMSKA

żeby wytłumaczyć co zacz TO jest wrócę do zamierzchłych czasów, czasów, kiedy to byłam świeżo upieczoną "młodom projektantkom"


.
Był stan wojenny, nie tak dawno skończyłam studia i z ogromnym zapałem rzuciłam się w wir pracy. Niestety, jak ogromny to był zapał, tak prędko zgasł. W pracy dostawałam same badziewia, nie dość, że mało płatne, to jeszcze małe i nudne. Noo, mnie tu nauczyli lotniska projektować i szpitale a dostawał mi się WC o ilości oczek 2, znaczy sławojka z serduszkiem.

Ale pewnego dnia zadzwonił telefon :
- witam, czy zastałem tatę ?
- nnie, taty nie ma, poszedł do biura
- poznajesz ? usłyszałam głos znajomego księdza
- oczywiście ! poznałam głos
- oo !! to może ty będziesz wiedziała i mi pomożesz
  (tu aż pokraśniałam z dumy, że nareszcie ktoś do mnie serio)
- jasne, że pomogę !!! prawie wrzasnęłam
- no to powiedz mi po ile cybantów z każdej strony śruby rzymskiej mam
. dać, bo właśnie załatwiłem linę, no wiesz, taką jaką górnicy używają
. do wagoników, jest grubsza niż ta co tata projektował o 2mm
- o Święci Pańscy !!!! się mi trafiło !!!

Po pierwsze to ksiądz na pewno telefon ma na podsłuchu a my to już mamy na bank ! Ze względu na wujka IV Departament nas pilnuje ! No, pani koleżanko, cybanty jak nic pod szyfr podpadną ! z Rzymem to też podejrzane ... uffff , a jeszcze żebym to ja wiedziała, co to takiego te cybanty i czym to się je ???. Śruba rzymska też z niczym szczególnym jakoś mi się nie skojarzyła. Obciach na całej linii ... nooo tego to nas nie uczyli, tego miało nas życie nauczyć. Tylko dlaczego akurat teraz, kiedy mogłam się nareszcie wykazać i błysnąć ?!

Błysnęłam, ale tak jakoś nieszczególnie :
- właściwie to mogę podać ... hmmm ale może lepiej zaczekać na tatę,
. tata, nie tata, zawsze to konstruktor a konstruktorzy nie za bardzo lubią
. jak im się architekci szarogęsią ... zawiesiłam głos
- może rzeczywiście, to ja zadzwonię wieczorem

Uffff, jakoś się wywinęłam. Czarna magia ! Nie da się ukryć wtedy dla mnie po dwóch stronach tej mitycznej śruby mogło znaleźć się zarówno po jednym cybancie jak i po piętnaście.




.
Jak wrócił tato od razu go dorwałam. Zachwycony był. W duszy mojego tatka zawsze drzemał nauczyciel. Nawet obiadu nie zjadł. Wziął kartkę w kratkę, długopis i zaczął mi rysować schematy działania takiej śruby. A że ja tak strasznie błysnąć chciałam, to szybciutko chwyciłam w czym dzieło.
Śruba rzymska to dwa pręty z "uszami" nagwintowane w przeciwną stronę. W środku tego ustrojstwa znajduje się charakterystyczny "dinks" służący do skręcania śruby i uzyskania odpowiedniego naciągu lin.







.
Oczywiście różne są śruby rzymskie w zależności do czego mają służyć. Zwykle nie są aż tak duże, bo też rzadko się zdarza, by utrzymywały tak potężne wieże. Tu zastosowano takie śruby, jakie wówczas udało się zdobyć. W tamtych czasach zdobycie śrub rzymskich graniczyło z cudem. To są śruby z odzysku, ze zużytych urządzeń górniczych, dlatego uszy mają różne. Co tam uszy, najważniejsze, że dobrze spełniają funkcję.




Tu dokładnie widać ucho śruby rzymskiej, Przez ucho przewleczona jest lina, złapana specjalnym zaciskiem. Ten zacisk to właśnie cybant.




Tu dokładnie widać ile to cybantów miało być po każdej stronie śruby. Tu też widać, jak potężna to jest lina. Średnica przekroju liny wynosi 5 cm. Przekrój liny i ilości cybantów, potrzebnych do jej utrzymania, zależne są od wielkości sił, jakie układ przenosi. Patrząc na wieże można sobie wyobrazić, jak duże to muszą być siły. Nie muszę dodawać, że z sufitu się tych wartości nie bierze. Wszystko jest precyzyjnie policzone. Konstruktor musi porządnie głową ruszyć. W przypadku zabytku wiedza książkowa nie wystarcza, potrzebne są lata doświadczeń.

*

Po co stosuje się takie śruby w konstrukcji ?
Podam na przykładzie Kościoła, którego dotyczyła cytowana wyżej rozmowa. Kościół stary, wielki i barokowy, na frontowej elewacji, między ogromnymi wieżami, miał paskudną rysę. Rysa biegła pionowo, od szczytu dachu aż do nadproża drzwi wejściowych. Pęknięcie na całą grubość muru. Tragedia ! Rysa wyraźnie wskazywała na odchylanie się wież. Na elewacji tego teraz nie widać, bo elewacja jest już po renowacji.




We wnętrzu rysa jest jednak jeszcze widoczna. Ma kilka centymetrów szerokości. Żeby zmierzyć się z tym trudnym problemem trzeba było burzy mózgów. Przeważnie oglądający elewację stawiali diagnozę - coś dzieje się z fundamentami. Haniu, to nie są fundamenty orzekł mój tato. Kościół jest zbudowany na skale, to nie to. Przydałaby mi się jeszcze jakaś tęga głowa, orzekł w końcu. No i głowa się znalazła. Tatuś razem z jednym z profesorów, nawiasem mówiąc ówczesnym rektorem jednej z politechnik, rozpracowali temat. Okazało się, że to wina więźby, miejscami uszkodzona zbyt duże siły przekazywała na ściany no i na sklepienie. Panowie opracowali projekt naprawy więźby. Potem trzeba było sprawdzić, czy jest w porządku. Jak się dobrze przypatrzeć, to w dolnej części rysy widać taki poziomy szary prostokąt. To tak zwana plomba, czyli przyklejona bardzo mocno szkiełko. Sprawdza się w ten sposób, czy rysa jest "żywa" czy jeszcze się rozszerza. Jeśli szkiełko pęknie to znaczy że pojawiły się naprężenia i ściana nadal pracuje. Przez lata żadna z założonych plomb nie pękła. Jest dobrze.


.
Nas zdjęciu wyraźnie widoczna jest pozioma gruba czarna kreska. To lina. Po naprawie zniszczonych wiązarów dachowych trzeba było dodatkowo ankrować wieże. To znaczy założyć ściągi wzajemnie spinające wieże. Robi się to tak, że na zewnętrznej ścianie jednej wieży podkuwa się dziurę i umieszcza w niej grubą kwadratową blachę. Podkuwa się na tyle, żeby ta blacha potem schowała się pod tynk. przewierca się ścianę i przez blachę przeprowadza linę, robi się coś w rodzaju pętli i w środku wieży za pomocą cybantów łączy się linę ze sobą. Jena lina jest zaczepiona. Identycznie  na drugiej wieży zaczepiamy drugą linę. Teraz musimy połączyć te dwie liny w jedną długą, taki ściąg trzymający wieże. Do połączenia służy właśnie śruba rzymska. Jedna lina przez ucho , zacisnąć cybanty, druga lina przez drugie ucho, zacisnąć cybanty, teraz tylko pozostaje odpowiednio przekręcić "dinksem" żeby naprężyć liny i gotowe. Do wzmocnienia tych wież potrzebne były aż cztery ściągi, czyli w sumie cztery śruby rzymskie i szesnaście cybantów. Dwa ściągi przeprowadzone zostały w płaszczyźnie, na poziomie chóru organowego, dwa następne na poziomie więźby dachowej.  


WIĘŹBA DACHOWA

Teraz zobaczcie jak szalenie ciekawa i skomplikowana jest barokowa więźba dachowa na tym kościele. Cud, miód i malina.



.
Zdjęcie zrobione w miejscu, gdzie akurat przebiega lina do ankrowania.



.
Sen szalonego konstruktora !
Tu podpora, tu rozpór ... Element pionowy, poziomy i skośny, siły tnące i momenty gnące i jeszcze Bóg wie co ! To bardzo duży dach. Wprawdzie stromy ale zimą, jak to w górach, zalegają tu masy śniegu. Ogromne obciążenia z dachu muszą się przez taką konstrukcję przekazać na ściany.




Z ciemnej czeluści wyłania się coś na kształt pięknej, drewnianej rzeźby.




Sen zrozpaczonego architekta !
Czy to zastrzał, czy to z miecz ? a może krzyżulec ? czy to kleszcze, czy raczej podwójne jętki ? Można zwątpić na chwilę w stan swojego umysłu. Jak to się kiedyś mawiało - czy to dynia, czy to głowa, czy to szczotka klozetowa. Z naciskiem na to trzecie. W każdym razie dla architekta jedno jest tutaj pewne - słup, to słup. Chociaż ...



.
Koszmarny sen studenta !
Nie ma ludzkiej siły - na takiej więźbie każdy student polegnie.




.
Wykonawcy ta więźba też zapewne, nie raz, po nocach sen z oczu spędzała ! Wszystko tu musiało się idealnie wpasować. Element musiał wejść w drugi element dokładnie w określonym miejscu. Zaciosy robiło się na dole, tam też się sprawdzało, czy elementy pasują. Tak bardzo była skomplikowana ta konstrukcja, że poszczególne wiązary najwyraźniej twórca musiał sobie ponumerować. Na zdjęciu widać wyraźnie czerwone oznaczenia cyframi rzymskimi.



.
Chyba twórca musiał być dumny ze swojego dzieła. Na jednej z belek zostawił swój podpis. Jest tam do dzisiaj. Pomyśleć - kilkaset lat.
A może, jak słusznie zauważył Vulpian, nie jest to podpis mistrza lecz napis "Gott mit uns"skreślony jego ręką. Bardzo prawdopodobne.




 *
  
  A TERAZ CIEKAWOSTKA

Jesteśmy na wieży, patrząc na zdjęcie Kościoła, na tej po lewej stronie.
Znajdujemy się tuż pod kopułą, wieńczącą wieżę. Ta czarna dziura w suficie to wejście do cebulastego hełmu. Bez asekuracji lepiej tam jednak nie leźć. Wejście tylko dla orłów. Dla innych może się marnie skończyć.




.
Co to jest ???
Wygląda z daleka jak dwa gigantyczne tasaki.
A może to jakieś wymyślne narzędzie tortur ?



.
Oj tam, oj tam, to po prostu stary, drewniany, barokowy "wieszak" na dzwony. Dzwony były ale w czasie wojny zostały wyszabrowane. To drewniane zawieszenie jest ruchome. Na brzegach widać stalowe okucia, w tym miejscu jet ruchome połączenie z podporami Pociągając z dołu za sznur można było całeto urządzenie rozkołysać. Dzwony też.

*

Kościół miał ostatnio wyjątkowego pecha.
Nie ominęła go trąba powietrzna.


ZAPRASZAM NA NASTĘPNY WPIS. 
Będzie o tym, jak pokrycie dachu fruuuu - poleciałoooo i legło u stóp ...
Będzie o strażakach i alpinistach, i ratowaniu tego, co trąba zniszczyła.



*
  
                       z przyjemnością polecam  Malina M *                          

strona liiil  
 

sobota, 11 lipca 2015

KUBUŚ

Kiedy urodziła się Danusia mój Dziadziu nie zasadził drzewa ...
Dziadziu kupił kanarka. Pięknego herceńskiego kanarka o szaro zielonych piórkach i głosie jak operowa diva. Kanarkowi dano na imię Kubuś.




Kubuś rósł zrazem z Danusią, takie drugie dziecko i śpiewający domownik. Wzajemnie się uzupełniali - jedno krzyczało, drugie śpiewało... absolutna harmonia dźwięków. Mijały miesiące a potem lata. Danusia dostawała coraz to nowe zabawki a Kubuś nowe naczynka do klatki. Kiedy wybuchła wojna Kubuś zrobił się trochę nerwowy, do płaczu i śmiechu dziecka przywykł, nie mógł się przyzwyczaić do huku bomb i ciągłych nalotów. Kulił się albo stroszył piórka i przestawał śpiewać




Jakoś tak jest, że zwierzęta i ptaki dziwnie wyczuwają zagrożenia.
To był stały rytuał - nadlatywały bombowce, jeszcze nie było słychać huku samolotów a już Czaruś, jamnik sąsiadów, zbiegał do  piwnicy. To był sygnał, znak, że coś się zaczyna dziać. Szybko znosili chorą babcię a potem wszyscy zbiegali do piwnicy. Klatki z Kubusiem nie wynosili
Klatkę z Kubusiem ustawiało się w kuchni, pod stołem. Stół miał wielki, gruby, marmurowy blat i to niby Kubusia miało chronić. Jakim cudem to nie wiem, ale miało. Bogu dziękować nic w dom nie walnęło więc Kubuś pod tym stołem przetrwał wszystkie naloty.




Kiedy skończyła się wojna przyszło im z bólem opuścić swój dom i swoją Ojczyznę. Do nowej jechali w bydlęcym wagonie. Pół wagonu na rodzinę. Zabrali materace, szafę, taboret, sitzbad, wianki debuli na przetrwanie, rodzinne pamiątki, no i oczywiście zabrali kochanego Kubusia.
Jechał z nimi siedem tygodni, zawieszony w klatce na ścianie wagonu. Marzeniem Kubusia było wtedy pofrunąć, poczuć się wolny, jak dawniej ...
No to fruwał Kubuś ale niestety razem z klatką. Co raz to wagon chybotał a klatka z Kubusiem fruuuuu na ziemię. Twarde lądowanie i przestraszony trzepot skrzydełek. A potem dalej stukot kół i droga w nieznane.




I tułał się z Nimi od miasta do miasta. Wyjechali ostatnim transportem więc miasta były już pozamykane. Nikomu nie byli potrzebni.
Na chwilę zamieszkał w Gliwicach. Na ulicy Tarnogórskiej, w pokoiku na piętrze, było mu bardzo dobrze.  Latem wynosili go z klatką do ogrodu, gdzie Dziadziu posiał pomidory, ogórki i kukurydzę, żeby było co jeść. Potem spokojne czasy się skończyły. Nie mieli meldunku więc wyrzucili ich z domu. Znowu przyszła tułaczka, w końcu Dziadziu znalazł mieszkanie w Brzegu. Straszne ale zawsze dach nad głową.




.
Kubusia kochali wszyscy troje a on im tę miłość oddawał śpiewem. Dziadziu dumny był z tego śpiewu zawsze mówił, że te inne żółte i grube kanarki to tylko "ciawkają" a Kubuś, Kubuś to prawdziwy artysta !
Babcia trochę cierpiała, bo ten prawdziwy artysta artystycznie zaświniał pokój ziarenkami i piaskiem, ale też rękę by obciąć za śpiewaka dała.
Kubuś tylko trochę siedział w klatce, przeważnie fruwał sobie na wolności, czasem przymilnie siadał na ramieniu. Kiedyś postanowił zobaczyć szeroki świat i wybrał się na wyprawę niestety, na granicy z wielkim światem wisiała firanka, Kubuś zawisł na niej i złamał nóżkę. Wszyscy płakali. Dziadziu , przy pomocy zapałek, unieruchomił nogę ptaszka ale ptaszek był bardzo ruchliwy i nóżka krzywo się zrosła.




Danusia rosła, z dziewczynki stawała się panienką z warkoczami a jej rówieśnik Kubuś ? Kubuś powoli tracił wesołość i zadziorność. Fruwał też jakby mniej i coraz częściej przysiadał na Dziadzia ramieniu. Tylko ciągle niezmiennie można było usłyszeć te jego cudne, ptasie, trele. 
Pewnego dnia Kubuś zasnął i już nigdy więcej, dla nikogo, nie zaśpiewał.

Kubuś - ktoś bardzo kochany, czwarty domownik
ogniwo, które łączyło Ich z tamtym, minionym światem.


*
  
                       z przyjemnością polecam  Malina M *                          

strona liiil  
 

środa, 8 lipca 2015

CO ZAMIAST POLITYKI

na ryby? na grzyby? a może tak na lwy by ?
oj tam, oj tam, w taki upał najlepiej na lody - dla ochłody




loooody, lody dla ochłody !!! Bambino w polewie !!!  Pingwin na patyku !!!
dla Pingwina Bambino jak dopalacz, małpiego rozum dostaje




kolejka "za lodami" jak w czasach słusznie minionych




tatko Jeremiasz kochał dzieci swoje
a miał ich chyba (?) czworo albo troje
hejże dzieci, hejże ha,  hejże ha, hejże ha !
przyjdzie tatko lody da, looooody da !




wespół w zespół lody smakują wybornie
a na dnie jeszcze mleczna czekolada !


    

hmmm - do lodów trzeba podejść filozoficznie ...
lody to fatamorgana !




nam tam ciepło, coraz cieplej, coraz cieplej, będzie gorrąco !!
lodowym skrytożercom powiemy nie ! ... i niech żyje miłość !




a ja lody dla urody ... na porost włosów 2w1




ja to mam szlaban na lody
narozrabiałem - ale to wszystko z miłości



a mnie to lotto
ja mam lodowy eukaliptusik - z procentami



po takich lodach tylko kimonko


Lodożercy wszystkich blogów łączcie się !
Niech żyje republika lodowa !!!

*
  
                       z przyjemnością polecam  Malina M *                          

strona liiil