wtorek, 31 grudnia 2013

MY SIĘ ZIMY NIE BOIMY

zwłaszcza jak zima na obrazkach
a za oknem bez wypuszcza pąki



jak szalony



A co, że bez w grudniu ?!!!
Nic to ! wszak przyzwyczajeni jesteśmy,
gruszki na wierzbie to u nas normalka.



złote góry też


.
Bo od nadmiaru głowa nie boli.
Bilion w rozumie, czy zaspy na drogach,
hulaj dusza piekła nie ma !!!





A może jest ??!



.
Oj tam, oj tam, po wyborach się okaże,
gdzie piekło, gdzie niebo, a gdzie
zdziwiony gruszkami elektorat.



się zakopał ... oj - zakopał !



.
Komu się okaże, temu się okaże.
Póki co, nam zeszłoroczna zima
w zastępstwie pokazać się musi.






ot - co !




.
I od tej jasnej strony,
i od tej najciemniejszej.
Żądamy komisji śledczej !





 i posiedzenia na szczycie




.
Winny grudniowych pąków
do dymisji ! natychmiast !!!
a po nim niech nawet potop.






albo pustynia, armaty i sztuczny śnieg



.
Upss - nie potop, tylko roztopy
i nie zeszłoroczny śnieg
a przyszłoroczne życzenia !



niech ten 2014 rok nie skąpi
szczodrości serca i hojności dłoni
ciepłego spojrzenia i dobroci

*

i niech nam wszystkim przyniesie
więcej uśmiechu i mniej polityki
w życiu ... i w polityce


                               z serca życzę   Malina M *                                   


jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosu

poniedziałek, 23 grudnia 2013

MOJE ŻYCZENIA

w tę Cichą i Świętą Noc
niech Dobro zagości w naszych domach





.
niech nasze oczy
nabiorą blasku Betlejemskiej gwiazdy

niech nasze ręce
ogrzeją się przy żłóbku Jezusa

niech nasze serca
odtają w wigilijnej kolędzie

*





.
Niech czas Bożego Narodzenia stanie się czasem pełnym Miłości.
Niech Boża Dziecina ogrzeje nasze serca swoim blaskiem.
Zechciejmy narodzić się na nowo dla siebie i dla innych.


***

                    łamię się z Wami opłatkiem -  Malina M *                       

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj

sobota, 21 grudnia 2013

MYŚLI WIGILIJNE

Po drugiej stronie światła
przysiadły na brzegu cienia
zwyczajna życzliwość
i niezwyczajna Miłość




Po drugiej stronie Chleba
nie ma już głodu serca
jest zwyczajna życzliwość
i niezwyczajna Miłość




Osiołek zapomniał krzywdy,
z radości, że jest potrzebny.
Gwiazda zgubiła gdzieś drogę,
zamieszkała w naszych oczach




Po drugiej stronie Nocy
kolęda otwiera drzwi serca.
Bóg staje się Człowiekiem
łza spada płatkiem śniegu

Okruszyna białego Chleba
zwyczajna życzliwość
niezwyczajna Miłość


***


                      z zamyśleniem  polecam  Malina M *                           


jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj

wtorek, 17 grudnia 2013

PREZENTY

to czasem pańszczyzna, do odrobienia przed Świętami,
czasem trochę kłopotliwa tradycja, czasami jednak przygotowanie prezentów to coś bardzo ważnego i  śmiem rzec - magicznego.

W przygotowaniu prezentów ukryta bywa nasza miłość, zapisana chęć zobaczenia radości w oczach bliskich osób.
Coraz trudniej dać miłość, zamiast miłości łatwiej dać pieniądze. Coraz trudniej ofiarować własny czas. Czas to pieniądz, mawiają niektórzy, więc szpitale, sanatoria i hotele pełne są starych ludzi, dla których serca i czasu brakuje. Dostają tam nawet prezenty ale wręczają je całkiem obce aniołki, bo dzieci chcą mieć spokój, bo dzieci nie czekają na to, by szczęście w oczach starych ludzi zobaczyć. Może nikt nie nauczył tych dzieci ile radości daje takie szczęście podarowane.

Czasy są, jakie są.

Wszyscy pędzą, ułatwiają sobie życie i gubią przez to strasznie dużo. W życiu zawsze jest coś za coś. Jest wygoda, spokój, racjonalne podejście, sport, wypoczynek - ale gubi się ciepło i zwykła czułość ... prawdziwa, nie udawana. Pijane z radości wielkie krasnale obdarowują dzieci coraz droższymi prezentami, coraz większą ilością prezentów. Tylko czasu nie mają by z dzieckiem prezent rozpakować. Krasnale dostają bólu głowy, bo zaspokoić przesyt, to rzecz pioruńsko trudna. Byle co nie wywoła już uśmiechu na buzi dziecka, które ma wszystko a na domiar złego nauczono je że "jest tego warte" i wszystko od życia mu się należy. A że obok drugie, które nie ma niczego, to już mało ważne.

Ksiądz Stryczek i Jurek Owsiak robią wspaniałą rzecz - pokazują młodym, jak wspaniale jest poczuć radość z tego, że się obdarowuje. Jeśli raz się coś takiego poczuje to zostaje na całe życie. Wspaniała lekcja wychowawcza. Przygotowanie świątecznych prezentów też taką lekcją być może. No - może nie aż lekcją, może tylko małym kwadransem pedagogicznym.

Chęć sprawienia przyjemności pochłania. Myślisz : ach, to sobie wymarzyła, niech w końcu ma ! ach, to mu sprawi radość ! ach, tego się nie spodziewają ! ach, ach, ach, widzisz iskierki w kochanych oczach i kupujesz, kombinujesz, majstrujesz, gotujesz, szyjesz, wszystko, no - może tylko nie kradniesz, bo tego nie uchodzi, nawet z miłości. W ferworze walki zapominasz o własnych marzeniach. Bo to magiczny czas. Magia świątecznych prezentów wciąga i już nie wiadomo co dodane chociaż odjęte, a co pomnożone, choć tak na prawdę podzielone.

O jak ja lubię dostawać prezenty i dawać prezenty !!!

Już pisałam, że sama majstruję te ode mnie, ale czasem dostaję też takie, własnoręcznie zmajstrowane. Pewnej Wigilii dzieci zmajstrowały dla nas prezenty z masy solnej. Ależ to były cacuszka - cud miód i chałwa na serce każdego. No niestety, aparatu wtedy nie było i pokazać nie mogę. Ale pokaże za to dwa inne prezenty, które to mój pomysłowy Bratanek własnoręcznie zrobił, ku uciesze wszystkich.



Proszę, to prezent dla rodziców - ależ byli zaskoczeni !!!

Piękny wiatrak z wykałaczek, patyków do szaszłyków i ze sznurka. W środku wiatraka konstrukcja jak się patrzy, prawdziwe belki i słupy , na ścianach skratowane wiatrownice no i mechanizm na skrzydła. Szkoda, że środka nie sfotografowałam. Braciszek cmokał z konstrukcyjnego zachwytu. A na zewnątrz wiatrak ma galeryjkę i schody i dach ! ach, ten dach - więźba z konstrukcją pod gonty i gonty układane zgodnie ze sztuką budowlaną.  Tu ja cmokałam z architektonicznego zachwytu.




Wykonanie tego prezentu zajęło chyba z miesiąc, bo chłopak znowu tak dużo czasu nie miał. Wiatrak stoi do dzisiaj i każdy kto przyjdzie ogląda i się dziwi. A sznurkowe skrzydła poruszają się z powiewem wiatru.

Drugi prezent to zupełnie inna historia. Mój Bratanek lubi rysować. Ma doskonałe wyczucie przestrzeni i koloru. Przynajmniej ja tak uważam.. Pewnego razu Bratanek narysował sobie hopka a dokładniej mówiąc całą galerię hopków. I jak myślicie - kto zachwycił się hopkami ?



hopek jeszcze nie myśli o Świętach


ale już czas najwyższy po choinkę wyruszyć


i za gotowanko świąteczne się zabrać


i o prezentach pomyśleć !!!

W naszym domu zawsze ja się zachwycam jak on rysuje a wszyscy podśmiewają się, że ze mnie zaślepiona ciotka. W każdym razie nad hopkami jęknęłam bo lubię taką kreskę karykaturzysty. Nie jest łatwo tak oszczędnymi środkami pokazać ruch. Trzeba mieć do tego rękę i to coś.




Hopki zabrałam ale przy okazji rozmawialiśmy o rysowaniu. Każdemu inny hopek się podobał. Bratanicy spodobał się szczególnie taki jeden wesołek, co podrzuca naleśniki. Wszyscy zapomnieli o hopkach i rozmowie ale przyszedł czas prezentów i wtedy jakiś dobry duszek szepnął Bratankowi na ucho co trzeba. I takim to sposobem bratanek przystąpił do majstrowania świątecznego fartuszka dla swojej siostry.




Ślicznie jej w tym czarnym fartuszku z biało czerwonym wzorem
Wyhaftowanie tego hopka na prawdę wymagało zręczności. Mama pokazała mu jak się haftuje i zrobiła pierwszy ścieg. On sam przeniósł sobie wzór na materiał i - wyhaftował. Dorosły facet, co wcześniej igły w ręku nie trzymał.! Fartuszek zrobił furorę.



tak hafcik wygląda w zbliżeniu.


Może i ja zaślepiona ciotka jestem ale sami popatrzcie jak ładnie dobrane kolory, jaki fajny rysunek no i naleśnik fruwa jak prawdziwy.

Żeby zrobić takie prezenty nie trzeba mieć wcale dużo pieniędzy.
Bo ile kosztuje kawałek zwykłego, czarnego materiału i trochę kolorowych nici ? Ile kosztują patyki, trochę kleju i sznurek ?
Trzeba mieć głowę, dobry pomysł a przede wszystkim chcieć zobaczyć w czyich oczach te iskierki radości. No i cierpliwość trzeba mieć i nie żałować własnego czasu.

Bo czasy takie nastały,
że czas to prezent najcenniejszy.

Nie jest ważne, czy kupujesz, czy kombinujesz, czy majstrujesz, lepisz, gotujesz, szyjesz, jeśli wkładasz w to serce, jeśli oddajesz swój czas to na pewno zobaczysz iskierki radości w kochanych oczach.



                     z przyjemnością  polecam  Malina M *                          

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj

sobota, 14 grudnia 2013

WOJENNA KOLĘDA

śpiewało się ją w czasie pierwszej wojny
Śpiewał ją mój Dziadziu gdy byłam małą dziewczynką.
Kolęda, przy której wilgotnieją oczy.

*

W dzień Bożego Narodzenia
przy stole biedna matka śpi
bo usnęła z utrapienia
i tak o swym synu śni.

Syn zaś miał tej nocy wartę
na cmentarzu kędyś w dal
na swej broni był oparty
taki list napisał jej.

Wiesz mateńko mi się śniło
żem ja z wami w domu był
tam tak dobrze, tam tak miło
jam opłatkiem dzielił się.

Jadłem rybki i pieczenie
kolędować z wami chciał
jakież było przebudzenie
gdym na warcie w polu stał.

*

Prababcia Agnieszka śpiewała ją ze łzami, gdy przy wigilijnym stole brakowało trzech synów. Śpiewali ją synowie w okopach na froncie.



Mój Dziadziu, młodziutki chłopak 
a w tle drzewa cmentarza.

To zdjęcie z czasów pierwszej wojny tak bardzo pasuje do kolędy.
Czy można się dziwić, że nigdy nie zapomniał tej kolędy ? że śpiewał nam, wnukom, żebyśmy nie zapomnieli jak straszna jest wojna ?
Czy można się dziwić, że mój Dziadziu tak bardzo kochał dom, tradycję, święta ? Że tak bardzo chciał to zaszczepić w nasze młode głowy ? że tak bardzo chciał, by wolność na zawsze była naszym udziałem , żebyśmy nie doświadczyli jak On tęsknoty, głodu i zniewolenia.

Serce boli, gdy dzisiaj słyszę, że nie ma wolności bo nie ma strony Antykomor, bo nie można sobie, do woli, wirtualnie postrzelać do Prezydenta albo do Pierwszej Damy.
Serce boli  ... eeech, może lepiej nie ciągnąć tego tematu. Jest Adwent idą Święta. Ojczyzna jest wolna, jest piękna. Wkrótce zaśpiewamy

Cicha Noc, Święta Noc
pokój niesie ludziom wszem

Synowie zasiądą przy wigilijnych stołach swoich matek. Cieszmy się tym! nie niszczmy tego ! Nic przecież nie jest dane na zawsze. Nie jesteśmy inni niż oni byli. Nie jesteśmy wybrańcami losu. Nauczmy się doceniać to, co mamy, nauczmy się dziękować za wolność. Nasza współczesna kolęda choć tak samo się zaczyna, to słowa ma radosne:

W dzień Bożego Narodzenia
radość wszelkiego stworzenia

Nie próbujmy na siłę zmieniać tych słów w tragiczne.
Nie próbujmy pisać naszej historii tamtymi zgłoskami.
To nie jest to samo !
i oby nigdy nie było



                     z przyjemnością  polecam  Malina M *                          

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj

niedziela, 8 grudnia 2013

JUŻ NIEDŁUGO

na niebie zabłyśnie pierwsza gwiazdka
a w sercu zrobi się ciepło i rodzinnie.




Nagle wszystkie sprawy nabiorą innego wymiaru ustawią się w miejscu, gdzie stać powinny, w odpowiedniej kolejności, od tych które wydają się nam ważne, do tych na prawdę najważniejszych i nadających życiu sens. Tradycja pomiesza się z dniem dzisiejszym a świat na chwilę przystanie w biegu. Zadamy sobie pytanie co było, co jest i co będzie.
Ile jest we mnie tradycji ? ile tęsknoty za tym co było a ile marzenia by to zatrzymać i przekazać dalej.

Nasz tradycyjny stół wigilijny
nakryty jak zwykle białym obrusem i białą zastawą.
Jest sianko pod obrusem i dodatkowe nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. Zaraz na stole pojawi się talerz a na nim opłatki. Opłatki posmarowane miodem, żeby się dobrze działo.





Obok, na stoliku leży Pismo Święte. Najstarsze z nas albo najmłodsze przeczyta wigilijną Ewangelię. Pomodlimy się za tych, którzy jeszcze tak niedawno przy tym stole siedzieli. Będą z nami.
Pachną świerkowe gałązki. Jest cisza, nie gra radio ani telewizor. Tę ciszę zapełnimy życzeniami i kolędami i radością.



tak pięknie było u nas na Wigilię w zeszłym roku


     A jak bywało kiedyś ?     

Moje wigilie były trochę inne niż teraz.
Pamiętam swoje dzieciństwo. Mieszkaliśmy wtedy, na trzecim piętrze a właściwie to na poddaszu . Po choinkę wybieraliśmy się zawsze kilka dni przed świętami, to była strasznie ważna wyprawa, Zawsze w trójkę Dziadziu, mój młodszy brat i ja. Choinki kupowało się na targu, był specjalny plac a na nim zatrzęsienie drzewek, przeglądaliśmy chyba wszystkie a potem z tryumfem i najśliczniejszym świerkiem wracaliśmy do domu. Choinkę ustawiało się na spoczniku naszego piętra, wkrótce obok pojawiała się choinka naszego sąsiada. Wtedy były inne czasy, można było wszystko na schodach zostawić, nikt nie ruszył. Do wigilii chodziło się slalomem między tymi choinkami a drzewka pachniały cudownie.

Choinkę ubieraliśmy w dniu Wigilii, oczywiście we trójkę Dziadziu mój brat i ja, bo Rodzice pracowali. Dziadziu wyjmował wielkie pudło z ozdobami, które przyjechały jeszcze z Kresów , układał na stole cukierki i długie nici a potem wiązaliśmy te nici na cukierkach i bombkach i ubieraliśmy drzewko. Zawsze podobnie – na górze szpic i anioł a na dole oprócz cukierków bombki, grzybki, papierowa karuzela z gwiazdkami, łańcuchy i anielskie włosy, no i lampki zrobione przemyślnie przez mojego Tatusia. Pod choinką koniecznie szopka. Już tydzień przed Wigilią spędzaliśmy długie godziny z Dziadziem wyklejając papierowe figurki. Takie szopki kupowało się a potem trzeba było wyciąć pomalować i posklejać.

Przygotowania do Świąt trwały kilka dni.
Piekło się drożdżowe strucle i makowniki, przez dwa dni gotowało się mleko na wafel a w ostatnim dniu orzechowy tort. Dziadziu przyrządzał specjalne nalewki cytrynówkę i kawówkę. Stały potem w karafkach na szafie. Pamiętam, jak za piecem kaflowym umieszczało się drąg a na nim wisiały kiełbasy i suszyły się na Święta. No i oczywiście karpie – zawsze dwa karpie pływały w wannie a my z braciszkiem byliśmy zachwyceni, że przez te dni można odpuścić kąpanie. A że dziatki z nas były litościwe to zdarzyło nam się karpiki nakarmić chlebem, z odrobiną masła.
Tradycyjnym mięsem świątecznym był u nas schab, pieczony z dużą ilością kminku. Robiło się ćwikły, tarte na grubej tarce, z dodatkiem tartego chrzanu, kminku, octu i cukru. Gotowało się barszcz, do którego Mamusia wlewała wywar z grzybów. Lepiliśmy pierogi ruskie, pierogi z kwaśnej kapusty i pierogi ze słodkiej kapusty, no i oczywiście uszka.

Wieczorem przed wigilią pakowano nas do łóżek i następowało pastowanie całego mieszkania. Do dzisiaj pamiętam ten cudowny zapach świerkowych gałęzi, pasty do podłogi i świeżo krochmalonej pościeli. Cudownie było zasypiać w poczuciu bezpieczeństwa i w oczekiwaniu na to, co ma nadejść

*

Wigilie z mojego dzieciństwa były trochę inne od innych.

Gdy miałam 4 lata zmarła moja Babcia. Wtedy Wujek, który był księdzem w mojej miejscowości, postanowił, że wigilie u nas będą zbyt smutne i powinniśmy spędzać wigilie u Niego. I tak przez 20 lat wszystkie wigilie spędzałam na plebanii.

Kiedy na dworze rozpoczynał się mrok, a było to zwykle koło 16-ej wyruszaliśmy z domu całą naszą piąteczką, przodem pod rękę szli moi Rodzice a za nimi, pod rękę z Dziadziem, my z braciszkiem. No – pod rękę to szumnie powiedziane, po prostu oboje wisieliśmy na Dziadziu jak te winogrona a on po drodze opowiadał o wojennych wigiliach.

Pamiętam – padał śnieg, wielkie białe płatki wirowały i zaklejały usta, w dali majaczyła ciemna bryła wielkiej gotyckiej fary. Na tle ciemnego nieba zarys stumetrowej strzelistej wieży a my wpatrujemy się jak sroki – zabłyśnie pierwsza gwiazdka, czy nie zabłyśnie.
Droga trwała tak z 15 minut  , dochodziliśmy do placu i tam zawsze ten sam zachwyt , przed frontonem olbrzymie choinki oświetlone białymi żaróweczkami – cud, poezja … Tatuś otwierał drzwi plebanii a my pędem krętymi schodami na pierwsze piętro , naciskaliśmy na dzwonek, który dzwonił jak opętany a potem pędem do stołowego pokoju zobaczyć choinkę. Zawsze była taka sama i zawsze wyjątkowo piękna. Wysoka do sufitu a sufit dalekoooo od ziemi. Plebania znajdowała się w dawnym kolegium jezuickim, barokowe pomieszczenia były bardzo wysokie i sklepione kolebkami, choinka miał 5 albo 6 metrów i cała była ubrana na srebrno, żadnego innego koloru, nie było też lampek, tylko miniaturowe świeczuszki.

Nie znałam zwyczaju prezentów świątecznych.
Na Święta prezentów nigdy nie było, może dlatego, że byliśmy jedynymi dziećmi zasiadającymi do stołu. Stół był ogromny, oprócz naszej piąteczki zasiadały przy nim dwie gospodynie, wujek i siedmiu wikarych.
Często na głównym miejscu siedział ktoś, kogo bardzo się bałam - starzec z długimi siwymi włosami i długą siwą brodą, tak długą, że nie było widać w co jest ubrany. Ten starzec to ubogi i samotny prawosławny batiuszka, znajomy mojego Wujka. Zawsze było sianko pod śnieżnym obrusem. I na środku maleńka figurka Dzieciątka, było dodatkowe nakrycie dla spóźnionego wędrowca.

Zapamiętałam krótka modlitwę, którą odmawiał Wujek :
„Panie Boże pobłogosław te dary, naucz nas dzielić się chlebem i dobrocią z tymi, którzy ich nie mają”
Dzielenie się opłatkiem trwało długo, nic dziwnego, tyle osób. Na stole zawsze było 12 tradycyjnych potraw, były śledzie marynowane, karp smażony, karp faszerowany w galarecie, barszcz z uszkami, pierogi ruskie, pierogi z kapusty słodkiej i kwaśnej, chrzan tarty z żółtkami, babki drożdżowe, makowniki, tort orzechowy i makowy i była też tradycyjna kutia. Ponieważ my, dzieci „nienawidziliśmy” kutii to dla nas była kutia zmodernizowana, czyli deser z maku, miodu, bakalii z dodatkiem bitej śmietany i bezów.

Potem śpiewało się kolędy. Z tych czasów znam wszystkie kolędy na pamięć. Z pięknego męskiego głosu słynął mój Wujek a jak jeszcze „chłopcy” się włączyli – było co posłuchać, bo po kolędach szły pastorałki, różne, z różnych stron . Nastrój był bardzo świąteczny i radosny – jedyny taki w roku. O jedenastej „chłopcy” szli do siebie, przygotować się do Pasterki a my z braciszkiem szliśmy do gabinetu spać. O dwunastej szliśmy na Pasterkę, plebania łączyła się z kościołem przez chór więc my dzieci szliśmy sobie na chór i stamtąd widzieliśmy wszystko – kościół po brzegi wypełniony i ołtarz z oświetlonymi choinkami.  No i można sobie było usiąść, na co w kościele szans najmniejszych nie było.

Takie były moje wigilie aż do czasu, gdy rodzina się powiększyła, wtedy zwyczaje się sprawiedliwie pomieszały.



       Jak jest teraz ?     


Teraz wszyscy spotykamy się na Wigilii u mojego Braciszka. Brat ma dom kilkanaście kilometrów od nas, w górach. Tam zawsze jest śnieg, jest pięknie no i jest wystarczająco dużo miejsca na wielką, żywą choinkę. Taką, jaką pamiętamy z dzieciństwa.





.
Za oknami bajka. Dziko. Tylko kilka domów na stoku góry. Wokół domu las. Sarny zaglądają do okien, na śniegu widać tropy a na drodze można spotkać muflona. Ten dom, chociaż nie tak dawno wybudowany to nasze rodzinne gniazdo. Cóż - reszta rodziny mieszka w blokach.




.
Wchodzimy do domu i od razu czuje się nastrój świąteczny.
Jak dawniej stół nakryty jest śnieżnym obrusem, pod nim sianko, biała zastawa, dodatkowe nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. Jest czytanie Ewangelii i krótka modlitwa za tych, których już wśród nas nie ma.
A potem łamiemy się opłatkiem. Koniecznie posmarowanym miodem.
Jak dawniej choinka jest prawdziwa. Stoi w wodzie i trzyma się bardzo długo. Zapach świerkowych gałęzi przypomina mi dawne czasy. 
Ech - to jeden z najpiękniejszych zapachów na świecie.



Teraz choinkę ubierają nasi panowie.

Dzieje się to bladym świtem w sam Dzień Wigilijny. Choinka jest wielka, ma prawie trzy metry, trzeba się namęczyć by światełka rozmieścić równomiernie. Całe rano z panami święty spokój. Nie marudzą, nie plączą się, nie wsadzają nosa gdzie nie trzeba no i nie podjadają. Bo podjadanie w Wigilię zabronione. Zgodnie z tradycją pościmy.



Panie też w ubieraniu choinki mają swój udział. 

Oczywiście tylko te panie, które swoją część Wigilii przygotowały już wcześniej. Pozostałe panie uwijają się jak w ukropie bo potrawy pracochłonne. Takie lepienie pierogów z falbankami jest przecież bardzo absorbujące. A uszka !!! W trójkącik i uszczypnąć, w trójkącik i uszczypnąć, trójkącik i uszczypnąć i tak kilkaset razy bo uszka to ulubiony przysmak.



Cieplutkie uszka zaraz powędrują na stół

Oczywiście mamy tradycyjnie dwanaście potraw.
Każdy z nas przynosi coś, co u siebie wcześniej przygotowuje. Żeby było sprawiedliwie i żeby nikt zbyt się nie zmęczył. Przy wigilijnym stole spotykają się cztery rodziny. Na mnie przypada barszcz, uszka i kapuściane pierogi. Wigilię zaczynamy tradycyjnie od barszczu z uszkami, potem na stół wjeżdża smażony karp, potem ryba w galarecie, potem trzy rodzaje pierogów: pierogi, ruskie, pierogi ze słodkiej kapusty i pierogi z samego sera.

Nie ma faszerowanego karpia zastąpiły go kulki rybne w galarecie. Ten sam farsz ale nie ma skóry karpia i głowy, co patrzy okiem z marchewki.
Te same potrawy bo rodziny mniej więcej z podobnych stron.



Osobnym rytuałem jest pieczenie ciast. 

W tej materii prym wiedzie mój Braciszek. To on przejął tradycję wypiekania drożdżowych babek, makowników, strucli, przekładańców, czy orzechowych mazurków. Mamy na stole jeszcze inne ciasta. Obowiązkowo musi być mój tradycyjny tort orzechowy, z przepisu Babci Walerii, no i szarlotka z szarych renet.
Czasem na stole gości kutia ale tego specjału nie nauczyłam się robić.



Przed słodkim „aniołek” rozdaje prezenty.

To dla mnie nie znany wcześniej zwyczaj ale nie powiem – bardzo miły zwyczaj. Przyzwyczaiłam wszystkich, że zawsze sama robię prezenty, jest mnóstwo śmiechu bo staram się zawsze w prezentach jakiś dowcip przemycić. Jednego roku przygotowałam śpiewniki z kolędami , każdy dostał aniołka z własną główką, aniołek miał słowa kolędy, każdy miał swojego aniołka na okładce a w środku aniołki i kolędy pozostałych.
No, nie powiem, aniołki gołe były a już te męski wyjątkową „urodą” się odznaczały.




.
Do dzisiaj te śpiewniczki nam służą.
bo oczywiście śpiewamy kolędy, ten zwyczaj w całości przenieśliśmy z dawnych czasów. Nie wyobrażam sobie Wigilii bez kolędowania. Śpiewamy do ciemnej nocy a że niektórzy muzykalni to mamy akompaniament na gitarę.






.
Proszę bardzo jak tradycja przechodzi z ojca na syna.
Kiedyś mój Tatuś bardzo lubił kolędy i bardzo pilnował, żeby w domu się śpiewało. Teraz brat i bratanek idą w jego ślady.
Po Dziadku tyle odziedziczyli. Jeden konstruktor i drugi konstruktor. Obydwaj okularnicy a jak grają i śpiewają ! ! ! Sarny z zachwytu do okien podchodzą ... no, może nie całkiem z zachwytu.




.
Kocham Wigilię, kocham nasze tradycje, kocham swoją rodzinę. Nie zamieniłabym takiego domowego świętowania za najbardziej ekskluzywne spędzanie Świąt w najcudowniejszych zakątkach świata.
Najpiękniejsze jest miejsce w sercu a to otwiera się gdy obok są bliscy.
To, że kocham nasze zwyczaje to rzecz normalna ale najważniejsze jest to, że w dzieciach już zaszczepiła się tradycja. Też mają cudowne wspomnienia z rodzinnego domu. To coś najwspanialszego, co dzieciom można dać. To szczepionka na zło i nienawiść świata.

Nooo – jeśli ktoś dotrwał do końca tego strasznie długiego tekstu
i nie padł - to gratuluję …



                     z przyjemnością  polecam  Malina M *                          

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj

czwartek, 5 grudnia 2013

CZASAMI BYWA

że Święty Mikołaj,
po drodze do grzecznych dziatek,
odwiedza starsze, niegrzeczne panie
a nie, nie !!! - nic z tych rzeczy !!!
Święty Mikołaj zostawia starszym paniom prezenty
dla ich sympatycznych przyjaciół




no proszę !

Dla moich Blogowych Przyjaciół taki prezent
Mikołaj Święty własnoręcznie mozolnie zmajstrował !
Chyba grzeczni byli, bo jakoś rózgi żadnej nie widzę.


*

upsss - Renifer Renifer po drodze zgubił kawałek poezji



i to samo nocą … trochę bardziej  tajemniczo.


.
A jak będziecie grzeczne drogie dziateczki
to Wam w tym roku takie cuda zima wyczaruje

A teraz specjalnie dla Wieśka - reklamacja





.
Mikołaj to solidna firma
reklamacji się nie boi
;o)



               z przyjemnością  przekazuję prezent -  Malina M *             

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj