poniedziałek, 24 marca 2014

ZDJĘCIE Z HISTORIĄ W TLE

niby taka całkiem zwyczajna, stara fotografia
i niby nic na niej szczególnego



Wilno rok 1939 

Na pierwszym planie zwyczajne małżeństwo Janka i Adam ze swoją starszą córeczką Zosią. W tle dziarsko maszerują dwie starsze panie. Patrząc od lewej to mama Janki, obok mama Adama.

A historia ?  Historię zacznę od mamy Janki, czyli od Kazimiery, siostry mojego Dziadzia. Kazia urodziła się w Złoczowie ale niezbyt długo przyszło jej mieszkać w rodzinnym mieście. Była śliczną dziewczyną, jej uroda zwracała uwagę nie tylko młodych chłopców. Miała szesnaście lat kiedy na zabój zakochał się w niej stateczny "dorosły" mężczyzna. Zakochał się na tyle, że nie zwracając uwagi na wiek panny poprosił o jej rękę. Panna poczuła się zaszczycona i zalotnika przyjęła a rodzice panny spokojnie oddali mu rękę córki.




Mocno starszy od Kazi Bronisław, był może niezbyt urodziwy dla szesnastolatki ale za to bardzo dobry, mądry i opiekuńczy, z tych mężczyzn, na których kobieta może się mocno oprzeć. Więc się nasza Kazia oparła a nawet zakochała i była z nim szczęśliwa.  Zamieszkali oboje w Przeworsku, bo tam Bronek miał pracę, potem przenieśli się do Jarosławia bo tam został wicestarostą. Kazia i Bronek doczekali się trójki dzieci. Pewnie, gdyby nie wojna, ich losy potoczyłyby się spokojnie a nawet nudno jak losy mieszczan w setkach kresowych miast i miasteczek. Ale wojna przyszła i życie wywróciła do góry nogami.


.
Tu jeszcze szczęśliwa rodzina, Kazia z mężem i ich trójka dzieci: Janka, Edek i Irena. O Edku opowiadałam już wcześniej. Zginął w Powstaniu Warszawskim, nie wyszedł nigdy z kanału. Kazia do końca życia nie przestała na niego czekać.


.
Edek i Janka. Ostatnie zdjęcie rodzeństwa. Kto by pomyślał, że wkrótce jego czeka czeka śmierć w kanale a ją zsyłka na Syberię. Taki młody chłopak ! ech, patrzę na zdjęcie, taki podobny do mojego brata.

Ale wracam do początku historii Janki. W Jarosławiu stacjonowało polskie wojsko, tam Janeczka poznała Adama, przystojnego oficera. To była wielka i szalona miłość, potem uroczysty, wojskowy ślub i droga pod szablami. Kiedy jednostka Adama przeniosła się do Wilna, cała rodzina tam zamieszkała. Janka i Adam doczekali się dwóch ślicznych córeczek Zosi i Basi. Kazia niestety w 1941 została wdową.



Wilno, rok 1944

Wojna trwała ale życie rodzinne toczyło się w miarę normalnie. Przyszedł rok 1944. Kiedy właśnie, z wielką radością, oczekiwali na trzecie dziecko, po którejś z akcji Adam, wpadł w łapy NKWD. Były tortury ale nie wydał nikogo. Wtedy złapali Jankę i z niej chcieli zeznania wydusić. Nie zdradziła, enkawudzista w szale wściekłości rzucił ją na ziemię, zaczął kopać i deptać po brzuchu. Zabił dziecko. Adam został skazany na 25 lat zsyłki na Syberię, Janka "tylko" na 15 lat. Proces był wyjątkowo szybki, przed wywiezieniem na Sybir więzienie na miejscu.  I jeszcze coś strasznego - los dzieci ! w wyroku postanowienie, że zostaną oddane do domu dziecka. Kazia, samotna wdowa, była przerażona ale głowy nie straciła. Druga córka, Irena, mieszkała wtedy ze swoim mężem w Odessie. Zaalarmowani natychmiast przyjechali do Wilna. Załatwili migiem fałszywe dokumenty i jako własne, adoptowane dzieci, wywieźli dziewczynki w głąb Polski. Kazia dotarła do nich trochę później, zaraz po wywiezieniu Janki i Adama na Syberię.

Wywieźli ich oddzielnie. W nieludzkich warunkach, w załadowanych do granic wagonach bydlęcych, jechali tygodniami, stłoczeni, bez światła, powietrza, tylko dziura, w wiadomym celu, wycięta w podłodze wagonu.
Jeśli ktoś po drodze umierał to trup jechał dalej z żywymi.




 Janka

  
Adam


Adam trafił do kopalni ołowiu, Janka do lasu, zbierać żywicę.

Pewnego dnia w kopalni więźniowie zorganizowali bunt, bunt stłumiono a poziemna radiostacja trafiła w łapy bolszewików. No cóż, Adam zanim został oficerem był inżynierem elektrykiem, jedynym w tej kopalni, za radiostację obwiniono więc Adama - dostał karę śmierci. Tajnymi kanałami przesłał Jance list w którym się pożegnał na zawsze.

Minęły długie lata, nadeszły lata 50-te, Janka pracowała w lesie w strasznych warunkach, było tak zimno, że oddech zamarzał, przyszło skrajnie wyczerpanie i przyplątało się zapalenie płuc, zbliżał się koniec. Życie zawdzięcza Janka pewnemu zesłańcowi, który przygarnął ją nieprzytomną a potem leczył czym mógł i karmił czym mógł , odejmując sobie od ust. Została z nim, wtedy urodziła się Irusia, imienniczka młozzej siostry Janki. Janka cały czas myślała tylko o jednym - wrócić do Polski, do córeczek i do mamy. Gdy w końcu stało się to możliwe przyszła nieoczekiwana wiadomość, jak grom z jasnego nieba - Adam żyje !!! . Cuda czasem się zdarzają, czasem takim cudem jest amnestia.

Do Kraju wyruszyli w trójkę, Janka, Zesłaniec i Irusia. Przy granicy Janka rozstała się z owym Zesłańcem, tak jak to sobie na samym początku obiecali. Byli ze sobą w tym koszmarnym czasie  ale przecież on wiedział, że cały czas opłakiwała śmierć ukochanego Adama.

W  domu na Jankę czekał Adam, cudem ocalony przez amnestię. Adam pokochał Irusię jak własną córkę i wychował ją z miłością tak, jak własne córki. W starszym wieku, po śmierci Janki, to właśnie z Irką zamieszkał i pomagał jej wychowywać wnuki.




.
Te czasy to już ja dobrze pamiętam bo Irusia to prawie moja rówieśnica, odrobinę tylko starsza. Z tych czasów pochodzi właśnie to zdjęcie. Stoimy tu, od prawej: moja Babcia, Mamusia ze mną, Dziadziu, Tatuś z braciszkiem no i Ciocia Janka z Irusią. Do Janki mówiłam ciociu bo to przecież siostrzenica mojego Dziadzia. Zdjęcie zrobił nam wujek Adam.




.
A tu, na moście pozujemy w trójkę:
ja, Hania, mój braciszek Witek i  kuzynka Irusia.

Wojna to straszne słowo. Wojna porozrzucała rodziny po świecie
Ot choćby popatrzcie na to zdjęcie - dwie kuzynki "Złoczowianki" jedna urodzona na Syberii, druga na Ziemiach Odzyskanych, obie sercem z dalekich Kresów. Obie, jak większość ludzi stamtąd, silnie związane z rodziną, z jej losami i pogmatwaną historią.

Ech, dziwnymi drogami chadzają losy ludzi ...
chociaż straszne są to jednak drogi miłości.


*

                     z przyjemnością  polecam  Malina M *                         

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj

niedziela, 23 marca 2014

PRZERWA

przepraszam na jakiś muszę zniknąć, muszę nabrać trochę dystansu.

Od pewnego czasu, w różnych miejscach blogosfery, toczy się wojna blogerów : czy jesteś za pewnym blogiem, czy przeciwko. Nie uczestniczę w tej wojnie. Nienawidzę wojen.  Niestety, nie wiedzieć dlaczego, wojna przeniosła się na mój blog a ja sobie na to nie pozwolę. Nie po to buduję, by burzyć.
Tu, na blogu, mam wielu przyjaciół, ludzi. których spotkałam w wirtualnym świecie, obdarzyłam sympatią i zaufaniem. Jesteście różnych opcji a ponieważ polubiłam Was dla Was samych, nie dla Waszych partyjnych preferencji, to z tego miejsca, z tego blogu, usunęłam definitywnie politykę, po to by nie ranić nikogo z Was. To miejsce nie będzie polem na którym walczy się z kimś, i prowadzi polityczne gierki. Jeśli zechcę z kimś walczyć to odkryję twarz, wejdę na jego blog i powiem w oczy co mam do powiedzenia. W oczy, u niego, a nie tu mnie.

Ktoś z gorących przeciwników Blogerki obrał sobie za cel pokazanie jaka to ja "na prawdę" jestem, jaką mam kiepską wiarę i parę jeszcze innych kiepskich rzeczy. Kompletnie nie rozumiem dlaczego jestem solą w cudzym oku, dlaczego tkwię tam niczym belka albo zadra ? Dlaczego akurat moja wiara spędza sen z jego powiek i wchodzi tu w nocy, żeby tę wiarę ocenić i napisać, że jest byle jaka. Może niech w tym czasie pomodli się i własną oceni, będzie dla niego większy pożytek.
Ten ktoś pilnie śledzi kogo promuję, co czytam, ten ktoś prowadzi jakąś tam swoją krucjatę i zabawia się cudzym, w tym przypadku moim, kosztem. Podszywa się tu pod różne nicki. Kasuję te wpisy ale niestety nie mam czasu śledzić bo pracuję a moja praca jest absorbująca i dość ciężka. Dzieje się tak, że zanim skasuję to wpis wisi jakiś czas.

Nie mam na myśli wpisu w którym mnie wyzywa, jestem dla niego ku..* , trudno ale wpisuje takie komentarze pod komentarzami moich gości i nagle Jantoni, wspaniały fraszkopisarz, inteligentny Pan w wieku mojej Mamusi czyta pod swoim komentarzem że jest "starym durniem" wykasowałam ale wisiało długo. Nagle Agatuszka, wrażliwa dziewczyna, czyta pod swoim komentarzem " świętojebliwa katotalibko" i co ? ktoś podpisuje to oczywiście cudzym nickiem.

Nie jest bez echa dla mnie. Jestem otwartą osobą, jeśli kogoś obdarzam przyjażnią to znaczy że mam do tego kogoś i sympatię i szacunek i zwyczajnie po ludzku go lubię.
Ostatnio zdarzyło mi się coś, co przesądziło o tej decyzji. Wchodzę na blog - znowu ordynarny wpis, więc wchodzę w statystyki z ostatniej godziny i nagle oczy robią mi się okrągłe jak talerzyki - w czasie gdy robiono ordynarny wpis tylko z jednego blogu ktoś tu wszedł, innych wejść nie było. zdrętwiałam ale nagle błysk - ty wariatko, tego miejsca mógł wejść każdy, wcale nie stały bywalec.

To, że przez moment zwątpiłam, to dla mnie czerwona lampka, bardzo wyraźne ostrzeżenie !!!
Nieeee - ja nie mogę pozwolić komuś zatruć mojej duszy !!! nie mogę pozwolić, żeby takie zwątpienie, chociaż na sekundę, zakradało się do mojej świadomości !. Nie pozwolę, bo zawsze przyjaciele byli dla mnie czymś bardzo ważnym, zawsze byłam otwarta i ufna, zawsze miałam odwagę cywilną zawsze stawałam twarzą w twarz. Niestety właśnie dlatego wiem, że w wojnie z tchórzem przegram. Muszę dać sobie czas na to by tchórz odszedł. Inaczej całą radość z kontaktów z przyjaciółmi, to wszystko co tak sobie w wirtualnym świecie misternie budowałam, diabli wezmą. Oczywiście, że wrócę, nie wiem tylko kiedy.

Temu panu życzę Wesołego Alleluja!
Takiej jednej ku..* co to promuje czasem polityczne wpisy przeciwne opcji tego pana, ten pan skutecznie zniszczył radość blogowania, o jedną taką ku...* w świecie tego pana mniej ! Zwyciężył, niech to zwycięstwo zaniesie w darze prosto pod ołtarz i złoży jako dar wielkanocny.
Wesołego Alleluja, radosnej święconki i niech słodko panu smakuje zwycięstwo.

Nie chcę już zastanawiać się kto to pisze, kto mnie nienawidzi, kto mi tu niszczy. Smutne, że to ktoś z moich znajomych ... muszę dać sobie czas

.

DOPISEK  - poniedziałek, 24 03 po południu.

Wczoraj postawiłam tu kropkę ale nie wzięłam pod uwagę, że mam Przyjaciół . A przyjaciele mają to do siebie, że SĄ, kiedy są potrzebni.
No i przyszliście tu, daliście mi porządnego kopa, gdzie trzeba i solidny zastrzyk energii. Wymazuję więc  kropkę i stawiam przecinek.
Koniec histerii i robienia z siebie ostatniej smętnej lebiody.




Teraz pierś do przodu, chałwa na talerzyk
i zabieram się ostro za nowy wpis.!
Wprowadzę moderację i będzie dobrze.
Nie dam się !!!

TO TYLKO DZIĘKI WAM !
dzięki temu, że tu byliście ...


sobota, 15 marca 2014

DOMANÓW - KTO ZNA ?

mało kto. Też do niedawna nie znałam.
Urokliwa wioska przycupnęła u stóp gór. Okolica cudowna, to Przełęcz Domanowska na styku Sudetów Wałbrzyskich i Gór Kaczawskich.


.
Kiedyś, przed wojną, był tu nawet wiatrak.


.
Odludzie. A na tym odludziu maleńki, prościutki, kościółek,
z  tych, co to jak się je raz zobaczy, to już zawsze chce się tam wracać.




Kościół(ek) filialny pod.wezwaniem Wniebowstąpienia Pańskiego.
Wieś Domanów dawne Tomisławice, parafia Wierzchosławice, gmina Marciszów. Rzut kamieniem do historycznego Bolkowa.



.
Przycupnął sobie  cichutko i czeka ... na co ?  raczej na kogo. A u stóp kościółka śpią spokojnie ci, co go odwiedzali. Nikt nie burzy ich spokoju, bo i kto miałby to robić. Wszędzie daleko.

Pierwotny kościół w tym miejscu powstał prawdopodobnie w XIV wieku.
Teksty źródłowe wzmiankują istnienie kościoła już w 1371 roku.

Obecny Kościół to obiekt renesansowy. Wzniesiono go w drugiej połowie XVI weku a przy wznoszeniu wykorzystano mury starej świątyni. Kościół był potem, w latach 1677 i 1732, dwukrotnie przebudowywany Oczywiście był też remontowany i to wielokrotnie. Do pierwszego remontu upłynęło 20 lat a potem to już kolejno lata: 1877, 1957, 1962 i 1981-1982.




.
Kościół jest obiektem złożonym z trzech segmentów o prostokątnych rzutach. Dwie części (o różnych wysokościach) przykryte oddzielnymi dachami dwuspadowymi o pokryciu ceramiczną dachówką. Część trzecia w formie prostopadłościennej wieży przykryta jest cebulastym hełmem, pokrytym blachą. Hełm założony jest na rzucie ośmioboku.


.
Jak ja lubię takie cebulaste hełmy !!!

Ściany zewnętrzne i wewnętrzne kościoła zbudowane zostały z kamienia i cegły ceramicznej. Więźba dachowa jest drewniana. Tynki zewnętrzne gładkie wapienne i niestety, cementowo-wapienne.
Wnętrze też jest urokliwe. Zachowały się tam resztki pięknej dekoracji sgraffitowej i renesansowy portal do zakrystii. Zachował się też nieco późniejszy, bo barokowy, ołtarz i ambona z XVIII wieku.




Pojechałam tam w chmurny jesienny dzień. Zdjęcie jest kiepskie ale pamiątkowe, bo pierwsze, a pierwsze utrwala na zawsze wrażenia. Zobaczyłam i pomyślałam ojej - biedaczek ! taki samotny i trochę obgryziony. Ale nic to, wszystko jeszcze przed nim !

Najpierw zajęliśmy się dachem. Był w opłakanym stanie.


.
Pokrycie dachówką karpiówką, w koronkę, przedstawiało żałosny widok. Dachówki były zasolone, kruszyły się pod palcami a jeszcze ta zieleń !!! bujała sobie swobodnie do słonka. Pokrycie to żaden problem, daje się wymienić. Dzisiaj mamy prawie identyczne dachówki i jak przed wiekami układamy je podwójnie, w koronkę. Można też pojedynczo, w łuskę , tak jak na karpiu, ale to mniej szczelne pokrycie i rzadko się je stosuje.

Więźba dachowa dwuspadowego dachu drewniana o ciekawej konstrukcji krokwiowo – dwujętkowej. Jętki oparte są na płatwiach (górnej i dojnej) usytuowanych pod osią kalenicy. To rzadkie usytuowanie płatwi, zwykle są dwie płatwie, usytuowane symetrycznie, po bokach.


.
Teraz małe szkolonko.
Co to kalenica to raczej wiadomo, ale na wszelki wypadek: kalenica to sam wierzchołek dachu, linia w której stykają się ze sobą połacie dachowe. Płatew to poziomy element nośny. Opisałam na zdjęciu, żeby było łatwiej. Podobnie jętka. Jętka opiera się na płatwi. Na jętkach opierają się krokwie. Do krokwi przybija si.e łaty a na nich układa dachówki. Z kolei płatwie opierają się na słupach. Słupy stoją na poziomych grubych belkach, zwanych podwalinami. Podwaliny tutaj nie widać, bo ułożona jest na dole, na sklepieniu. Słupy podpierające płatwie usztywnione są w obu kierunkach zastrzałami. Zastrzał to, to skośne drewienko. Co to słup, widać bez opisywania.




A tu widać, jak mój braciszek przypatruje się  pilnie czemuś na samym dole więźby. Na samym dole strychu, na całym obwodzie obiektu, biegną mocowane do ścian bele. Te bele to murłaty (czyli łaty na murze). Dołem, na murłatach, opierają się krokwie. To zawsze newralgiczne miejsca, bo bardzo narażone na zamakanie.Widoczny na zdjęciu mur to kamienna ściana wieży.

A teraz idziemy na wieżę.




.
To znaczy ten idzie, kto może, kto się nie boi, no i kto się hi, hi, zmieści.




Konstrukcja cebulastej kopuły.
Krokwie kopuły są zbijane z desek a właściwie grubych dech. Te deskowe krokwie umieszczone są w narożach ośmiopłaszczyznowej bryły, tak zwanej cebulki. Do krokwi mocowane jest pełne deskowanie. Na deskach blacha, czyli wierzchnie pokrycie hełmu.




.
Dla stateczności konstrukcji krokwie rozparte są poziomymi jętkami i usztywnione skośnymi zastrzałami.

Więźba dachowa nad kościołem i drewniana konstrukcja cebulki zachowały się w bardzo dobrym stanie. W trakcie badań makroskopowych nie stwierdziliśmy śladów porażenia przez biologiczne szkodniki drewna ani korozji biologicznej. Nie stwierdziliśmy też deformacji drewnianych elementów konstrukcyjnych ani znaczących rozluźnień ich połączeń. Występowały wprawdzie miejscowe spękania wzdłuż elementów konstrukcyjnych ale to dla starej więźby zjawisko naturalne.


.
A to dzwon ... raczej może dzwoneczek tyci.
Zardzewiały biedaczek i serce ma zardzewiałe, ojjj !!!

Projekt dachu robiliśmy dwa lata temu. Dzisiaj dach jest już wyremontowany i tak właśnie pięknie się prezentuje.




Oczywiście, jak dawniej, czerwona dachówka karpiówka, układana według dawnego wzoru - podwójnie, w koronkę.
Hełm również ma wymienione pokrycie. Zalecaliśmy wykonanie hełmu z blachy miedzianej. Inwestor wybrał dopuszczoną wariantowo blachę tytanową. Trochę szkoda. Powietrze jest tu tak czyste, że miedź patynuje na zielono, czyli tworzy na powierzchni tlenek miedzi. W miastach teraz , nierzadko, na powierzchni miedzi tworzy się czarny siarczek. Czasami z tego powodu niektórzy sztucznie "postarzają blachę" tworząc od razu zieloną powierzchnię tlenku. Ja tam nie jestem zwolenniczką takich sztucznych metod.


.
Proszę - jaka piękna czerwona koroneczka.
Po zabezpieczeniu dachu przyszedł czas na elewacje
Wczoraj skończyłam projekt renowacji elewacji. Rysunki świeżutkie, prosto z deski, czyli z komputera. Zezwolenie od Konserwatora Zabytków już jest. 


.
Księżyc świeci specjalnie dla Was i oświetla wieżę. Wieża będzie oczywiście w tym samym kolorze, co reszta. Głęboki ciemny ugier. 
Hmmm - a gdyby tak ktoś chciał na romantyczny spacer przy księżycu to, nie powiem, miejsce jak najbardziej.


 .
Dzisiaj rano oddałam projekt. Teraz tylko pozwolenie na budowę i start !
Bieg o uratowanie elewacji można zaczynać.


*

                     z przyjemnością  polecam  Malina M *                         

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj

poniedziałek, 10 marca 2014

BO WY PANOWIE

jesteście dla nas !!! dziś każda to powie ...

Więc dzisiaj żeńska rabatka
składa Wam zamiast kwiatka



BRATKOWE ŻYCZENIA

NAJ piękniejsze
NAJ szczersze
NAJ bratkowsze

A skoro już Święto 40 Męczenników przypisane Wam zostało to męczcie się z nami ochoczo, z dumą i radością. I niech się Wam, w tym męczeniu, co najlepsze dzieje !!! Fruwajcie niczym orły ! wznoście się na wyżyny intelektu jak sokoły ! i walczcie z przeciwnościami jak te herosy.
Bo po cichu mówiąc - bez waszych "wad" cóż wart byłby nasz świat.


I męczennik i śledziennik
orzeł, sokół i heros też,
w ogólności zaś męski zwierz
niechaj w błogości nam żyje !
nooo - może kapkę mniej pije

jeśli już, to za zdrowie
nasze i wasze - panowie!

Niech nam rozwija talenta
na co dzień, tudzież od święta
Niech mknie niczym tytan szos
i niech łaskawy los 
co rusz napełnia mu trzos !

Tego Wam życzą panie Bratki
z życzliwej blogowej rabatki

*


                               w szczególności  Malina M *                               

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj


sobota, 8 marca 2014

BO MY KOBIETY

mamy same zalety - o !



i zawsze 18 lat

I nikt nam nie wmówi, że jest inaczej a przynajmniej dzisiaj nikt nie będzie usiłował nam tego wmawiać ... wszak dzisiaj nie uchodzi. Jeden dzień w roku możemy chodzić w aureolach, może otaczać nas nimb uwielbienia, możemy dostawać naręcza kwiatów i to jeszcze zieloym do dołu, jak przystało, a co !  Dzisiaj te najbardziej puszyste czują się słodkie i wiotkie a patyki czarują powabnymi kształtami. Dzisiaj pokrzywy nie parzą, żmije chowają ogony a małpy stają się przytulankami. Nie ma żab są tylko królewny. Taka magia proszę panów !!! A z magią to żartów nie ma !
Kto się magii nie podda, ten ma przechlapane i już !




Ale, ale, wróćmy do naszych zalet.
Proszę bardzo, pierwsza z brzegu zaleta.
No któż, jak nie my, potrafi w tak cudowny sposób, z takim wdziękiem, wyleźć mężczyźnie na głowę a przy tym sprawić by ten jeszcze zadowolony był ... no kto ?!  A kto pazurki chowa przymilnie , no kto ?! 



.
Czy ktoś sobie scenkę odwrotną wyobrazić potrafi ?  trudno raczej !
Kotka, to kotka , czasem słodka trzpiotka a czasem koci wamp, złote oczy, miękkie ruchy , czasem prychnie a czasem się łasi ... no, czasem kotka to słodka idi*tka  ale o tym sza - dzisiaj wszystkie kotki są inteligentne są, pojętne są i w lot łapią sens każdego komplementu. Nawet durnowaty komplement to dzisiaj miód na serce i czysta poezja.

Kocham Dzień Kobiet
Tak mam - i już !




Obchodzę Dzień Kobiet
Tak mam - i już !

Od kiedy pamiętam zawsze mówiło się, że to komuszaste święto, zawsze panowie jojczeli i narzekali ale gdy przyszło co do czego ... zawsze stawali na wysokości zadania. I panowie w domu, i panowie w pracy. Przynajmniej u mnie tak było.

Najczęściej wspominam Dzień Kobiet, który wyczarował nam mój Tatuś. Oczywiście zawsze marudził, ale zawsze kwiaty nam w tym dniu przynosił, cierpiał i wręczał.  Ale kwiaty to mały pikuś ! Raz Tatko urwał się z pracy i zanim my wróciłyśmy to upiekł nam tort ... własnoręcznie !!! Zachodziłyśmy w głowę, jakim cudem facet, który herbaty nie potrafi zagotować, tort upiekł, czekoladowy. Na pytania z dumą w głosie odpowiedział - wziąłem książkę, przeczytałem i zrobiłem, jak kazali. Tort był super, trochę krzywy ale smak - idealny !!! Pewnie żadne dzieło konstrukcyjne mojego Taty nie wzbudziło takiego aplauzu jak ten tort. W rodzinie krążyły potem opowieści, jak to Antoś Dzień Kobiet świętował ... każda taka opowieść kończyła się sakramentalnym - A WIDZISZ ! i tak Tatko miał przechlapane w męskiej części rodziny, nikt nawet nie spróbował przebić efektu Antosia.

A w pracy ? Pamiętam moją pierwszą pracę, głęboki socjalizm i duże biuro projektów. Tradycja jak we wszystkich zakładach, fundusz socjalny, rajstopy ciężko zdobyte, czasem komplet talerzyków z pobliskiej Karoliny no i oczywiście przymusowy tulipan, przymusowo zielonym do góry. To oficjalna część, ale była jeszcze ta nieoficjalna. Każde biuro projektów miało "na peryferiach" czyli w najdalszym kącie pomieszczenia zwane nakładem. W nakładzie straszliwie zajeżdżało amoniakiem, bo stare maszyny na papier światłoczuły pracowały na amoniaku. Wtedy kserokopiarek ani drukarek nie było. Wielkie rysunki, robione na kalce technicznej, przenosiło się na papier właśnie na takich maszynach. W przepastnych szafach nakładu oprócz rolek kalki, papieru, odczynników, teczek i okładek, znajdował się niezbędny sprzęt towarzyski, bo to właśnie w nakładzie koncentrowało się całe życie towarzyskie biura. Panowie inżynierowie, nie raz i nie dwa, wymykali się cichcem i przepadali na dłuższy czas. Wracali tacy bardziej weseli i bojowo do przeciwności i projektów nastawieni.

W biurowym święcie Kobiet nakład spełniał rolę niebagatelną. Tam panowie już kilka dni naprzód gromadzili artykuły które miały im posłużyć do "godnego" uczenia nas. Na nas wypadało dostarczenie zakąsek. Główny punkt programu to były śledzie w kapuście koleżanki Dzidki. Tak więc panowie zostawali w pracowniach na straży i przygotowywali stoły a my w nakładzie robiłyśmy sałatki, kanapki, kroiłyśmy domowe ciasta a wszystko układało się na tackach, sprytnie robionych z tekturowych teczek do dokumentacji i biurowych spinaczy. Stoły świąteczne były piękne, nakryte zielonym, konferencyjnym suknem, na środku wielka miska z naszymi tulipanami , towarzyski sprzęt, wyjęty z nakładu, lśnił niczym kryształy. Każda z nas chciała się pochwalić co potrafi więc pyszności na stole nie brakowało. Najważniejszym i najbardziej wyczekanym punktem programu były wierszyki. Przesympatyczny kolega Wiesiu, architekt ze Lwowa, pisał prześmiewcze wierszyki dla każdej z nas. Każdy wierszyk był w eleganckiej kopercie i oczywiście opatrzony był odpowiednim rysuneczkiem. Chłopcy rżeli a my zaśmiewałyśmy się do łez. Gdzieś tak do czwartej było sympatycznie, potem my zmykałyśmy do domów, panowie żonaci też, a panowie kawalerowie zostawali. Gdzieś tak pod wieczór kawalerowie fantazji ułańskiej dostawali ... ej - zdarzyła się nawet szarża z anteną od malucha na budynek teatru miejskiego. Jakie czasy , taka szarża ale braku fantazji zarzucić nie było można.

Pomimo tych przydziałowych prezentów, kwitowanych na liście płac to święto miało taki jakiś romantyczny charakter, wymyślało się niespodzianki, żarty, zabawy . Jakoś tak inaczej niż gotowe prezenty w zestawach z marketu, czy bon na bezpłatną wizytę korekcyjną u dentysty. Czasem zastanawiam się czy współczesny świat, swoją praktycznością, nie odziera nas z uroku. Chociaż .... dzisiaj dwóch młodych chłopców złożyło nam w domu życzenia. Jeden po dwudziestce, drugi przed dwudziestką. Ech - pomyślałam sobie, duch w mężczyznach nie ginie , skoro potrafią starszym paniom, z własnej i nie przymuszonej woli, ofiarować kwiatki tylko po to, żeby starszym paniom było miło i żeby uśmiech starszych pań zobaczyć to ród męski nie wyginie. Rycerskość też w nim przetrwa.



Wasze zdrowie Panowie

Zapraszam na świąteczną lampkę wina i domowe słodycze Dzisiaj babka od babki więc rady nie ma - smakować musi. A już niedługo Wasze święto Panowie - Czterdziestu Męczenników.
*

                       z przyjemnością polecam  Malina M *                         

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj

niedziela, 2 marca 2014

DYTYRAMB NA CZEŚĆ

olaboga !!! ... PIEROGA !!!


.
O ty ! co jesteś życia rozkoszną przyprawą
dla ducha pożywieniem i dla ciała strawą
O ty ! co podniebienie małmazyją łechcesz
masz świat u stóp swoich, no i mnie, kiedy zechcesz

gorący !  pachnący ! kuszący ! ... oooch !!!

Przysmażona na maśle, rumiana cebulka
z cieniutkiego ciasta, z falbanką koszulka
i ten pieprzyk, co w gębie niebo otwiera !
i ten serek, pikantny jak jasna cho*era !

mięciutki ! cieplutki ! pulchniutki ! ... oooch !!!
 
 



.
O pierogu ! do ciebie wzdycham, gdy cię nie ma
pierogu !  lepię ciebie rękami obiema
nie rozklejaj się proszę, bądź na prawdę męski !
nigdy wrednie nie prowadź Maliny do klęski.

wypłyń cały ! wspaniały ! dojrzały ! .... oooch !!!

Ty się wrzątku nie lękasz, choć jesteś kartoflem
i nie pomnisz o wałku, jak mąż pod pantoflem !
gdy pierś dumnie wyprężysz, czem rycerz w puklerzu
przystań swoją odnajdziesz na moim talerzu.

śliczny ! liryczny ! apetyczny ! .... oooch !!! 





.
Gdy ostatni zostaniesz na smętnym talerzu
taki mały, nieśmiały, w masełka obrzeżu
wtedy tęsknie popatrzę i zamiast cię zjeść
napiszę następny dytyramb na cześć

olaboga !!!
pierooga !!!
*

                             osobiście lepiłam  Malina M *                              

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj