wtorek, 28 kwietnia 2015

WIEŻA

zawsze miałam do wież sentyment,
zawsze mnie pociągały pięknem i tajemnicą




.
zwłaszcza gdy były gotyckie i stały na uboczu, gdzie bies mówi dobranoc.




.
Wyłania się taki cud z mgły i promieni i od razu można spuścić wyobraźnię ze smyczy. Hajda na bezdroża ! niech sobie pobuja w przestworzach ...




Buja, buja i nagle STOP !!! sygnał ostrzegawczy, w głowie ostry dzwonek: gdzie jest pion ?!! nie od bujania tu jesteś pani koleżanko ale od śledzenia! I z obłoków srrrru, spadam na ziemię - no faktycznie, dwie górne cebulki wieży dość wyraźnie odchylają się od pionu. Nie ma rady, czas wrócić do realnego myślenia, czas zakasać rękawy i zabrać się do roboty.



A teraz zmiana scenerii.
  W pełnym słońcu zgoła inaczej wieża wygląda.



Może nie tak romantycznie ale za to wyraźnie i z detalami. Fakt, w słońcu też piękna jest. Z drugiej strony paradoks - w pełnym oświetleniu i z bliska skrzywienia cebulek nie widać. Czyżby wina żabiej perspektywy ? O nie ! To wina ujęcia. Po prostu na tym zdjęciu cebulki lecą prościutko na mnie.




Bystrzyca Górna, niewielka miejscowość w Górach Sowich, malowniczo położona wśród wzgórz i zieleni. Zimą niewielki kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny widoczny jest z oddali. Latem drzewa zasłaniają bryłę a z bliska trzeba głowę do góry zadzierać.


.
Pierwszy kościół na tym miejscu, jak podają teksty źródłowe, istniał już w 1376 roku. Obecny, wzniesiony został dużo później, bo w roku w 1854. Z pierwszego kościoła zachowała się jedynie ta pierwotna, średniowieczna, gotycka wieża. W czasach renesansu została nieco przebudowana a w roku 1617 zwieńczono ją cebulastym hełmem.




Kościół ma też swoją współczesną część, wkomponowaną w starą substancję. W projekcie zajmujemy się jednak tylko częścią zabytkową, wymagającą renowacji. Tyle o samym kościele, wracajmy do wieży.




Cebula na cebuli, na cebuli cebula, a na tej cebuli, jeszcze jedna cebula. Prawie jak w piosence. Książkowy przykład dwuprzeźroczowego hełmu.





.
Data wykonania hełmu doskonale widoczna jest na chorągiewce, wieńczącej repusowaną kulę. Ciekawe, co też tam w tej kuli jest ...




UWAGA ! 
wchodzimy na wieżę


.
Stare gotyckie przejście, chody niezbyt wygodne ale co tam.




.
Za to konstrukcja arcyciekawa !




.
Gdyby ktoś pytał - renesansowa.




.
Nowe wino w starych kadziach ... czyli bardzo nowoczesny dzwon, zawieszony na bardzo starych mechanizmach.




.
Dzwon dzwoni świetnie ale żeby tak bardzo mi się podobał to nie powiem. Tyle, że dzwon jest do słuchania, nie do oglądania, więc się czepiam.






.
A to co ? bies się powiesił ?
Ogonem łaskawca machnął, ubrał ornat i na Mszę chciał zadzwonić ...
ale się biedakowi nie udało, oj, nie udało.


*


A TERAZ GRZECZNIE IDZIEMY
narysować wieżę

Proszę bardzo - oto fazy budowania modelu konstrukcji w przestrzeni,
czyli w płaszczyznach x, y, z . Mówiąc ludzkim językiem - model 3D .




.
Podstawowe elementy konstrukcji najlepiej widać w ostrych kolorach.



.
Dokładamy następne elementy. Wszystkie  pomierzone w naturze.



.
W rezultacie tak ostatecznie wygląda układ elementów nośnych hełmu. Czworoboczny rzut wieży przechodzi na górze w ośmiobok i dopiero na tym ośmioboku zakładane są cebulki.





.
Wieża od kuchni. Pierwsza, największa cebulka. Za przezroczystą powłoką można sobie podejrzeć, jak toto się trzyma i co na czym stoi.


.
Następna faza budowania modelu. Wygląda tak jakoś lekko, zwiewnie, nawet trochę bajkowo. I pomyśleć, że każda kreska jest tu wprowadzona matematycznie. Wszystkie elementy zostały bardzo dokładnie zmierzone.



.
Czas nałożyć koszulkę na nasz model. Bez zróżnicowania faktur, bo to model wyłącznie poglądowy. Pełny rysunek inwentaryzacyjny, z dokładnymi detalami i fakturami, jest rysunkiem płaskim, technicznym. Nie pokazuję bo na tak małym obrazku wymiarowanie elementów zaciemnia doszczętnie wszystko.Inwentaryzacja to początek drogi. Teraz czeka nas mrówcza praca, czyli projekt prac zabezpieczających i renowacji, nie tylko starej wieży ale i snowszych, dziewiętnastowiecznych elewacji.




 Głowa do góry - ostatnie spojrzenie na wieżę. 
  A teraz w pieriod, anawa, czyli do projektu marsz !


*

Na koniec jeszcze wierszyk. Dobrze jest sobie taki recytować,  gdy się wchodzi, z wywalonym językiem, na ósmy stopień wtajemniczenia, czyli na ostatni szczebel wieżowej drabiny.


Jerzy nie wierzy
że na wieży
mieszka stado jeży
jeży ??? nie ! jerzy
noooo - chyba 
raczej nietoperzy


Przy nietoperzach osiąga się maksymalną prędkość wchodzenia, możecie mi wierzyć na słowo. A co do jerzy, czyli sympatycznych ptaszków, jerzyków, to spotkałam kiedyś na wieży jednego takiego ...


*


                       z przyjemnością polecam  Malina M *                          


strona liiil  

piątek, 24 kwietnia 2015

(NIE)ZŁOTE MYŚLI

Myślałam :
nazwę to zdjęcie
KRZYK




Pomyślałam :
to za mało !
nazwę to zdjęcie
CISZA


*
Krzyk to jeszcze życie, walka ...
kiedy nastaje cisza nic nie da się już zrobić ...


Obiektyw to tylko rzecz ale czasem patrząc przez obiektyw dostrzegamy to, czego gołym okiem nie widzimy ... a może nie chcemy zobaczyć, a może to widać tylko kiedy przystanie się w biegu ...
Lubię robić takie "dziwne" fotografie


*

DODANE 0 21.30
Jakie dziwne jest życie ...

Nagle ta fotografia drzewa nabrała dla mnie dodatkowego wymiaru ...
ech, jak bardzo ta smutna fotografia oddaje w tej chwili to, co czuję ...
Jeszcze godzinę temu na swoim profilu fb wkleiłam serduszko i napisałam PROFESORZE - DUŻO SIŁY ! Siedzę teraz i płaczę jak ten dzieciak ...



.
Profesor odszedł  ... wspaniały, mądry, kochany Profesor Bartoszewski.
Słowa wydają się zbyt ubogie ... zostaje cisza ...





mówiłeś:
" Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca.
Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto."




Na drodze prawości jest życie,
kroczenie po niej jest nieśmiertelnością.
(z Księgi Przysłów)

to ode mnie - na pożegnanie


*



 perełka


*

Jestem przerażona - przed chwilą na fb przeczytałam komentarze dotyczące tej śmierci ... pominę przez szacunek, podam tylko zakończenie jednego : " (...) i żeby jeszcze ten szczur michnik zdechł "
A co się dzieje na forach !!! Onet zablokował komentarze, na WP takie morze nienawiści się wylało, że zgroza. Miłość większa jest niż śmierć - słyszymy na Mszy ... a tu co ? jeszcze większa jest dla nich nienawiść ? jak to możliwe ? Boże - jak to możliwe ??? ale skoro wojna jest możliwa to naplucie na zmarłego jak najbardziej ... a wszystko w obłędnym pędzie do władzy ... obrzydliwe, obrzydliwe, obrzydliwe


                         do zamyślenia polecam  Malina M *                           



strona liiil  

środa, 22 kwietnia 2015

PO KĄDZIELI

czyli od rodziny mojej Mamusi, ze strony mojej Babci, zaczęłam rodzinną sagę. Oczywiście nie tu, na innym, rodzinnym blogu. Tu tylko zamieszczę fragmenty. Dlaczego tak właśnie zaczęłam ? Cóż - jestem staroświecka, dla mnie ciągle jeszcze kobiety mają pierwszeństwo.



tutaj opowiadam o swoich korzeniach


Mój rodzinny album pełen jest starych zdjęć a każda fotografia to osobna historia. Nie da się ukryć - kobiety w mojej rodzinie to silna karta. Babcia oprócz dwóch braci Stasia i Julka, miała siedem sióstr a co jedna siostra, to większa osobowość. Historie moich cioteczek (ech, nawet nie próbuję nazywać ich babciami) są i śmieszne, i liryczne, i bohaterskie, jak na historie Kresowianek przystało.


Było ich osiem
 na zdjęciu stoją wszystkie ...



po kolei, od lewej :

WANDA - Wandzia;    ur.1898r,  zm. 1942r (na Syberii)
JANINA - Jańcia *Sobota;   ur.1901r,  zm.1969r Bochnia
GIZELA - Gizia *Niedziela;   ur.1907r,  zm.1990r Kraków
WALERIA - Wala *Wtorek;   ur.1903r,  zm.1959r  moja Babcia
ZOFIA - Zosia *Piątek, (Lasia);    ur.1906r,  zm.1984r Sopot
KAZIMIERA - Kajcia *Środa (bolszewik);  ur.1910r, zm.1993r Warszawa
HELENA - Hela *Czwartek;   ur.1912r,  zm.1947(?) Lublin
LUDMIŁA - Lila *Poniedziałek;  ur.1915, mieszka w Olsztynie
.
* Jeśli ktoś wcześniejszych tekstów nie czytał to wyjaśniam, że w domu mojej babci panował rygor niczym w koszarach CK Austrii.  Wodzem naczelnym był pradziadek Franciszek. Wodzem wodza (o czym wódz nie wiedział) była prababcia Ludwika. Głównodowodzącą była najstarsza siostra Wandzia. Każda z sióstr, prócz głównodowodzącej Wandzi, miała dyżur w określonym dniu tygodnia. Od tego dnia dostawała imię.


Tak oto wyglądały w dorosłym życiu:


WANDA - Wandzia *Głównodowodząca  
 ur.1898r,  zm. 1942r (Syberia)
.
.
JANINA - Jańcia *Sobota  
ur.1901r,  zm.1969r.
.
 . 

WALERIA - Wala *Wtorek  moja Babcia
ur.1903r,  zm.1959r
.
.
 ZOFIA - Zosia *Piątek  
 ur.1906r,  zm.1984r 
.
  . 
 GIZELA - Gizia *Niedziela  
 ur.1907r,  zm.1990r
.
  KAZIMIERA - Kajcia *Środa  
ur 1910r, zm.1993r
.
.
 HELENA - Hela *Czwartek  
ur. 1922, zrm. 1947(?)
.
.
  
LUDMIŁA - Lila *Poniedziałek
ur.1915r, mieszka w Olsztynie
 .
 .
Fotografie cioteczek ułożyłam po kolei, zgodnie z datami urodzenia Sióstr.



KRESY
ŚWIAT KTÓREGO NIE MA, A KTÓRY JEST ...



.
To zupełnie inny świat, niż dzisiejszy.
Czas, który nigdy nie wróci i ludzie, którzy inną historię tworzyli, inne mieli ideały i inaczej dokonywali wyborów. Ale to Oni sprawiają, że jestem jaka jestem, ich wybory kształtują moje a ich ideały stały się moimi.

Jakkolwiek by to zabrzmiało jestem małym ogniwem w tym łańcuszku i moja w tym głowa by czas nie wymazał a rdza zapomnienia nie podżarła.

Jaka na prawdę jestem ???
w rodzinnym albumie odpowiedź


*


                       z przyjemnością polecam  Malina M *                          


strona liiil  

środa, 15 kwietnia 2015

SYBERIADA MOJA

Nasza telewizja pokazała kilka dni temu film "Syberiada polska".
Nie udało mi się zobaczyć i bardzo żałuję. Takie filmy są potrzebne.

Wielu z nas ma swoją Syberiadę.
Pożółkłe listy stamtąd, strzępy telegramów, jakieś fotografie a w nich zapisana miłość Ojczyzny, wielka tęsknota, czasem strach, czasem ból a czasem zwykłe zmartwienie jak przeżyć, jak znaleźć cokolwiek do zjedzenia, jak się ogrzać, jak kontakt ze swoimi nawiązać.

Znowu wyciągnęłam rodzinne pamiątki.
Smutne historie o bliskich, wyrwanych z Ojczyzny i z domu, wywożonych w bydlęcych wagonach, nieludzko traktowanych a czasem w bestialski sposób mordowanych Jedni wrócili stamtąd, inni - nie.

Moja Syberiada to historia pradziadka Franciszka Zielińskiego, jego córki Wandzi Zielińskiej, jego syna Stasia Zielińskiego i jego wnuka Zbysia Zielińskiego. Właściwie są to dwie powiązane ze sobą historie.


 *

 PIERWSZA SYBERYJSKA HISTORIA
ojciec i córka

Jest rok 1940.
Złoczów akurat okupują Rosjanie.

Ciemna noc i nagle łomotanie do drzwi, w domu starsze małżeństwo z córka.  To moi pradziadkowie: Franciszek i Ludwika i najstarsza siostra mojej babci, Wanda. Nie ma co się kryć, i tak drzwi rozwalą. Wpadają z hałasem, dwóch młodych ciubaryków. Nu dawaj, szarpią. Zabierają Franciszka i Wandzię. Z łaski dają 10 minut na zabranie podręcznych rzeczy i pieniędzy. Potem popychają kolbami wrzeszcząc – swołocz !!! Ludwikę zostawiają, chora prababcia nie jest im do niczego potrzebna, oni chcą Franciszka, chcą Wandy, chcą polską inteligencką swołocz wytępić jak pluskwy. Za co ? za to, że w sądzie pracować się ośmieliła.


   


Takich starszych panów z wąsami nienawidzą do granic możliwości. Takich panów pod ścianę albo na białe niedźwiedzie.


 

Takie delikatne panienki to dla nich wróg, swołocz groźna dla systemu, tak groźna, że trzeba się jej natychmiast i bezwarunkowo pozbyć.


Ze Lwowa wyrusza transport.
W Złoczowie doładowują, upychają na siłę przeładowane wagony. Ludzie ściśnięci jak śledzie, jakieś prycze, jakieś koce, na środku podłogi dziura w wiadomym celu. Jeśli po drodze ktoś umrze nie zatrzymują się, jedzie z żywymi aż do przystanku a przystanki rzadko.

Najpierw jest bezdenna rozpacz a potem starają się jakoś zebrać, jakoś przetrwać. Zaczynają odnajdywać się w tamtym okrutnym świecie. Świat przeciwieństw i kontrastów, jest kat - jest wybawca. Tamci zwykli ludzie mają wielkie serca sami czasem od ust sobie odbiorą i podzielą się z przybyszami.

Trzeba żyć, trzeba przeżyć. Kobiety przeważnie idą do lasu, w  czterdziestostopniowym mrozie zbierają żywicę. W powietrzu oddech zamarza. Mężczyznom przypadają kopalnie, zwykle kopalnie ołowiu. Miejscem nadziei jest wtedy pocztowyj jaszczik. Tam przychodzą wieści z dalekiej ojczyzny, od rodziny której nie ma się nadziei zobaczyć.







.
Wszyscy szukają swoich, na początku nie wiadomo kto ocalał, kogo gdzie zawieźli, komu udało się w Ojczyźnie pozostać. A potem życie normalnieje, stała walka z głodem, chłodem, chorobami, donosicielami.
Pradziadzio Franciszek, kiedyś dumny i silny mężczyzna, przeżył na Syberii tylko pół roku i to właściwie przeżył tylko dzięki Wandzie, która chorym ojcem się zaopiekowała. Pisał listy, długie piękne listy do całej rodziny, do Ludwisi, ukochanej żony, do swoich siedmiu córek, które w Ojczyźnie zostały i do synów. Zdążył się jeszcze dowiedzieć, że jego los podzielił też syn. O wnuku nie dowiedział się nigdy. Nie zdążył.




 Syberia Borow(sk)oje 20.9.1940


To fragment listu Franciszka do Walerii, mojej babci a jego córki. Są tu całusy dla ukochanej wnuczki Danusi. Danusia, moja mamusia, miała wtedy sześć lat i była ulubienicą całej rodziny.

Wandzia sprzedawała wszystko, co mieli przy sobie i co jakimś cudem rodzina przesyłała. Kupowała za to kartofle i cebule, jeden raz kupiła nawet najprawdziwszą kurę i ugotowała Franciszkowi rosół.
O tym rosole cała rodzina czytała ze łzami. Ale siły starego człowieka opuszczały i nic na to poradzić nie mogła. W dzień swoich 74 urodzin Franciszek położył się do łóżka, postawił obok zdjęcie swoich córek




.
Właśnie to zdjęcie a potem ... umarł. Cicho i we śnie.

Wanda została samiuteńka w dalekim i obcym kraju. Pisała listy do domu. Ten o śmierci Franciszka doszedł szybko, potem listy przychodziły coraz rzadziej. Przyszedł rok 1942, kiedy to, po umowie Sikorski – Majski, generał Anders utworzył w Związku Radzieckim Polskie Siły Zbrojne i przystąpił do ewakuacji zarówno wojska jak i cywilnych zesłańców z więzień i łagrów. Ewakuowali się do Iranu. Nadeszła wyśniona wolność.

Podobno wracała szczęśliwa … nie wróciła. Pamiątki przywiozła rodzinie jej przyjaciółka, też Sybiraczka. Wandzia chorowała na pęcherz i na każdym przystanku wychodziła z wagonu. Transportu pilnował wtedy młody Rosjanin, znudziło mu się widać i pociągnął za spust - seria była krótka a potem cisza … po chwili pociąg ruszył. Została w śniegu, na torach, jakieś głodne zwierzę pewnie miało smaczną kolację.

Ojciec i córka - zostali tam, w krainie śniegów, na zawsze.


*


DRUGA SYBERYJSKA HISTORIA 
syn i wnuk

Jest rok 1940.
Złoczów okupują wtedy Rosjanie

Stasiu, syn Franciszka, mieszka z rodziną w Lublinie. Na wieść  o zesłaniu ojca i siostry i ciężkiej chorobie mamy jedzie na Kresy, do Złoczowa.



.
Dla ciubaryków polski oficer to szpion. W przypadkowej łapance Stasiu dostaje się w łapy bolszewików. Już oni wiedzą, co zrobić, aresztują pod zarzutem szpiegostwa i - w tiurmu !!

Aresztowanych polskich oficerów osadzali wtedy w więzieniu, na Zamku Sobieskiego, o ironio na tym samym zamku, na którym przed wojną mieszkała moja rodzina. Zanim jednak jeńcy trafiają na Zamek wcześniej  przesłuchiwani są w gmachu w NKWD. Moja Mamusia dokładnie pamięta te czasy, mieszkała wtedy na ulicy Legionów, naprzeciwko  NKWD. Nocą słyszała jak pod oknami Rosjanie prowadzili naszych na przesłuchania. Oficerowie śpiewali, wśród nich był jej wujek – Stasiu.

Straszne to były przesłuchania - oficera wkładano do żelaznej szafy, zamiast podłogi szafa miała stalowy ruszt, pod rusztem zapalano ogień i tak zmuszano do zeznań. No – oczywiście nie tylko tak. Naszemu Stasiowi połamali jeszcze żebra i powybijali zęby. Mamusia opowiadała, że rodziny mogły zabierać bieliznę więźniów do prania. Wszyscy płakali na koszulami Stasia, całe były we krwi.




.
Tiurma NKWD – gorod Zołoczew, kwiecień 1940 roku.
Część oficerów rozstrzelano, część wywieziono na Sybir.
Nasz Stasiu był wśród tych drugich.



To Stasiu na dalekiej Syberii.
Tak wyglądał skazaniec - polski oficer.

Od chwili zesłania kontakt ze Stasiem się urwał. Rodzina nie wiedziała co się z nim dzieje, nie wiedziała nawet czy żyje, do Stasia nie docierały też wieści z domu. Nie miał pojęcia że na Syberię właśnie wywieźli jego syna, też Stasia zwanego przez rodzinę dla odróżnienia Zbyszkiem. Takim sposobem w kraju białych niedźwiedzi wylądowały trzy pokolenia mężczyzn z rodu Zielińskich – dziadek, ojciec i syn. Każdy gdzie indziej.

Był rok 1942.
Generał Anders formował  Polskie Wojsko, z jeńców i zesłańców na Sybir.




 .
Jak dziwnie czyta się dokumenty w języku rosyjskim.
Zielinskij Stanisław Francewicz ... Nasz Stasiu.  Francewicz po ojcu Franciszku. W dokumentach naszego Zbyszka widniało zapewne Zielinskij Stanisław Stanisławowicz. Stanisławowicz po ojcu Stanisławie.




.
Porucznik Stanisław stawił się niezwłocznie. Dostał mundur, zakwaterowanie i przydzielono mu funkcję naboru żołnierzy. I tu spotkało go coś niebywałego, historia jak z filmu. Historia, którą na rodzinnym blogu już opowiadałam. Otóż pewnego dnia porucznik Stanisław Zieliński spotkał w tym dalekim kraju podchorążego Stanisława Zielińskiego. Syna. Nie miał pojęcia, że młodego chłopaka, studenta, też zwinęli bolszewicy.








.
To kartki, które do siebie pisali , ojciec i syn.
Pocztowaja kartoczka – największa radość, znak, że jeszcze są żywi.





Tak dziwnie i obco brzmią nazwy, Bucharskaja Obłast, Dżałał Abad. Straszny, zimny, obcy świat. Stasiu i Zbyszek z tamtego świata wrócili. Przeszli z generałem Andersem, cały szlak bojowy.





Przez Irak aż na front włoski, aż do bitwy pod Monte Cassino … walczyli w niej obaj. Na koniec obaj wylądowali z wojskiem w Anglii.


Ojciec i syn. Ich Syberiada zakończyła się wolnością.


*

To syberyjskie dzieje rodziny mojej babci Walerii
Historię rodziny dziadzia Romualda opisałam tutaj:





Myślę, że potrzebne są nasze wspomnienia...
Te swoje dedykuję naszemu blogowemu przyjacielowi, Panu A.T.
Piękne są  kresowe wiersze, które tu w komentarzach publikuje. Niezwykłe i niezwykle cenne są Jego wspomnienia o tamtym świecie, o Syberii. Ja tylko powtarzam historie, które od rodziców słyszałam, Pan A.T. to, o czym opowiada przeżył sam.


*


                       z przyjemnością polecam  Malina M *                          


strona liiil