MAMUSIU
.
Kocham Cię
najbardziej na świecie ...
.
a czego życzę ?
zdrowia , zdrowia, zdrowia !!!
To zdjęcie dokładam na życzenie mojej Mamci,
żeby się znalazło w towarzystwie Jej zdjęć.
- Hania, zupełnie jak u nas !
- ano, zupełnie jak u nas ...
Patrzę na zdjęcie i sobie myślę:
zaraz, zamiast - Broniu, usłyszę - Wituszek ...
*
z przyjemnością polecam Malina M *
ja jeszcze dodam,,,długich lat życia...
OdpowiedzUsuńOoooo - Zosia !!! wszelki duch ...!!!
UsuńJak się cieszę, że wróciłaś Zosiu :)
DZIĘKUJEMY - za tutaj i za fb
:)
Gdy jeszcze czas.
OdpowiedzUsuńGdy jeszcze zdążyliśmy
naszym Mamom podziękować,
szczęśliwy to los.
REQUIEM MOJEJ MAMIE.
Rynek. Ratusz z zegarem.
Sklep żydowski ubogi.
Handel prosty. Wymienny. Masło. Mleko. Śmietana.
Nafta. Cukier. Zapałki. Kilka groszy do ręki.
Oszczędzała Mama. Grosz do grosza zbierała
W świecie groszowym. Z niegroszowymi problemami.
Cieszyła się Mama porannym słońcem.
Bezkresnym łanem pszenicy. Miłością gęsi i kaczek.
Swoim światem groszowym
Z niegroszowymi problemami.
Póżny sen. Wczesny świt. Widły. Gnój.
Letni skwar. Słota. Mróz.
Sybir w nagrodę.
Chłopska dola Mamy w świecie groszowym
Z niegroszowymi problemami.
Na rozstaju dróg krzyż kamienny biały.
Jabłoń płonie wiosną.
Miałem Mamę niegroszową,
Ale Ona o tym nie wiedziała.
A. T
TO PRZEPIĘKNY , BARDZO PRZEJMUJĄCY WIERSZ ... JEDEN Z PIERWSZYCH, KTÓRE CHCIAŁAM UMIEŚCIĆ NA PANA BLOGU, TYLKO CIĄGLE NIE MOGŁAM ZNALEŹĆ ZDJĘCIA, WYJĄTKOWEGO, TAK, JAK WYJĄTKOWĄ JEST PANA MAMA ... WYJĄTKOWA ... NIEGROSZOWA ..
UsuńPan A.T jest wspomnieniem i nostalgią wszystkich Polaków kresowych. Miałem stamtąd Ojca,to wiem..
UsuńNigdy za póżno,
OdpowiedzUsuńNigdy za mało słów wdzięczności
I uznania dla Pani Anny ,
Za Jej Kresową Stronę Wierszową.
Jej expresje architektoniczne,
Jej wiersze.
Jej serce gorejące pamięcią o bliskich.
Odchodzą w zapomnienie
Tragiczne losy kresowych pokoleń i nie tylko kresowych.
Nie łatwo rozpamiętywać przeszłość,
Zachwycać się dniem dzisiejszym,
Gdy codzienna walka o byt i przetrwanie,
Ciężkim brzemieniem dla wielu z nas i naszych bliskich.
A jednak w sercu zew tamtych pokoleń.
To wołanie o pamięć.
Odpowiada Pani Anna na ten zew.
Dziękuję Pani Anno !
A. T
Panie A.T. - są ludzie, jak Pan, którzy potrafią podnieść człowieka na duchu, gdy człowiek tego potrzebuje ...
Usuńżyczliwość jest lekiem, plastrem miodu na serce, chłodną dłonią na rozpalonym czole ... życzliwość to piękna cecha osobowości, to dar, którym chojnie nas wszystkich Pan obdziela ...
DZIĘKUJĘ
Wszyscy jesteście WSPANIALI..
UsuńMamusi -Danusi dużo zdrowia i pogody ducha życzę
OdpowiedzUsuńTomciu - życzenia przekazane, a że szczere to się spełnią ...
Usuńnad zdrowiem pracujemy obie z całej siły, pomaga nam wspaniały lekarz, a pogoda ducha ? tej nie brakuje, tylko czasami przychodzą momenty załamania ...
ale dziękować Bogu to tylko momenty ...
Widzę minę Mamci, robię groźną i ostro pytam
- momenty były ?!
- były, odpowiada skruszona Mamcia
- precz z momentami! więcej przyzwoitości!
Śmiejemy się obie i ... pogoda wraca
Tomaszu,dobra,dobra..A kilo miodu to GDZIE???
UsuńZdrowia i pogody ducha!
OdpowiedzUsuńDziękuję Tetryku ....
Usuńech - pogodę ducha Mamcia ma w genach a zdrowie .... to ostatnio bardzo szwankuje ... leczy otwarte rany na nodze ale to trudne, oporne leczenie, choroba wredna i bardzo bolesna ...
Duch to jest zjawa,wstrętna maszkara. Nie ma nic wspólnego ze zdrowiem!
UsuńPani Malino ,na facebooku niejakiej Gabrieli Dowgird widnieje zdjęcie Pani Mamy z lat młodości jako jej.Obie panie w podobnym wieku.
OdpowiedzUsuńChyba ,że za zgodą ,to przepraszam.
Rzeczywiście - pobiegłam od razu na profil Gabrieli i zdjęcie widnieje ... dlaczego je tam zamieściła? nie wiem, sprawdziłam datę, to było w zeszłym roku. Kiedyś dawno temu odwiedzałyśmy nasze blogi, nawet założyłam tej Pani blog z jej zdjęciami i historią Jej rodziny, korespondowałyśmy i oczywiście byłyśmy znajomymi na FB ... To Pani starsza od mojej Mamci, mam dużo szacunku do starszych osób i przenigdy nie wdam się w awanturę. Mam świadomość, co awantura w tym wieku znaczy. Nasza znajomość miała miejsce jeszcze gdy prowadziłam blog na onecie. Kiedy Pani zauważyła, że lubię Tuska zaczęła się "zabawa", pani zaczęła na blogu i na fb ataki, pisała, że lubiac Tuska jestem przeciwko Jej AK-owskiej historii(???), wypisywała na mnie i posunęła się nawet do publikowania moich danych, imienia i nazwiska ... nie mogłam odpowiadać, wystraszyłam się bo na prawdę, niczego mi w życiu tak nie trzeba jak wojny ze starszą Osobą. Zniknęłam wtedy z bloga, założyłam potajemnie na WP blog malinowy, wymyśliłam badziewiasty nick Malina M , żeby mnie Pani nie odnalazła, przestałyśmy być znajomymi na fb ...
UsuńPrzyznałam się, że Malina M to ja dopiero kiedy Pani o mnie zapomniała. To było tak dawno, po tamtym malinowym blogu założyłam ten - szpakowedrzewo, a przecież ten ma już kilka lat ...
Skąd nagle tam zdjęcie Mamci .... nie będę jednak ingerowała, Pani ma nade mną przewagę a tą przewagą są Jej lata ... trudno, będzie co jest.
Dziękuję za informację
:)
Dziękuję za wyjaśnienie.Owa pani G. też i mnie dała się poznać niekorzystnie.Atakuje w sposób bezceremonialny.
UsuńPoprzednia moja krótka notka zginęla? Jeżeli tak trzeba to ok.
Przepraszam z Anonimowy.
ojjj - nie widziałam notki, pędzę zobaczyć, czy w spamie nie ma, jeśli jest natychmiast odblokuję.
UsuńCZY TO BYŁA DZISIEJSZA NOTKA?
SŁOWO HONORU - NICZEGO NIE KASOWAŁAM !!!!
:))) znalazła się !
Usuńbyła w spamie, czasem anonimowe komentarze tam automatycznie trafiają ... bardzo dawno żaden nie trafił więc straciłam czujność
przepraszam
Szanowne Panie, może nie powinnam się wtrącać, ale uważam, że trzeba reagować. Zarówno rozpowszechnianie czyjegoś wizerunku bez jego zgody, jak i ujawnianie cudzych danych osobowych jest karalne. Malino, sam wiek nie jest argumentem przemawiającym za nietykalnością! Jeżeli ktoś jest wobec innych wredny, a do tego łamie prawo, nie widzę przeciwwskazań do tego, aby podjąć właściwe kroki. Nie można upewniać ludzi w mniemaniu, że są z byle powodu bezkarni i chronieni.
UsuńFrau! Jesteś przytomna i rzeczowa jak zwykle. Masz rację, nie ma pobłażania w takich sprawach. To jest kradzież tożsamości czy czego tam jeszcze. Karalne w dodatku. Jakby ktoś się uparł, to takiej osoby już nie ma w necie!
UsuńCoś podobnego spotkało , jakiś czas temu i mnie!
UsuńMalinko,to należy obsikać perlistym moczem.
UsuńDlaczego "perlistym"? Perlistość, to czystość!
UsuńTu tak nie jest! Szlauchem z siłą kilku atmosfer!
Howgh!
Dziękuję z wyjaśnienie.
OdpowiedzUsuńJa mam złe wspomnienia ,jeżeli chodzi o relacje z tą osobą ,dlatego pozwoliłam sobie napisać jako Anonimowy za co przepraszam .
Ale pani owa ,Gabriela ma zwyczaj ,jak coś jej się nie podoba ,nie liczyć się ze słowami i tak ,również rozpowszechnia dane piszącej osoby ,gdzie może ,łacznie z negatywną o tej osobie opinią.
Podczytuję Pani blog ,wzrusza i wywołuje uśmiech ; moje korzenie to też kresy,Lwów.
Pozdrawiam serdecznie.
WITAM LWOWIANKĘ :)
UsuńSERDECZNIE ZAPRASZAM ...
Ech - ja prędzej znałam nazwy ulic Lwowa niż Warszawy ... taki już nasz kresowy los ...
Malinko,ja mam ojca(Ś.P)też z kresów,to Cię absolutnie rozumiem..Oj,co ja się nasłuchałem..aż mi uszy spuchły..
UsuńZdrowia, zdrowia, zdrowia!!!
OdpowiedzUsuńDziękujemy, dziękujemy, dziękujemy :)
UsuńDo potęgi n-tej!
UsuńDo Pani DANUSI:
OdpowiedzUsuńŻyczenia długich lat życia w zdrowiu i spokoju oraz poczuciu opieki ze strony całej rodzinki,a zwłaszcza CÓRCI MALINKI!
Malinko,Ty nawet nie wiesz,jaką jesteś szczęściarą,że masz swoją Mamusię..Ja już od 14 lat jestem sierotą..
OdpowiedzUsuńNie wiem,czy to będzie stosowne w tym miejscu,ale chciałbym bałaknąć taką historię: Do jednostki wojskowej przyszedł telegram zawiadamiający o śmierci matki jednego z żołnierzy. Dowódca wezwał sierżanta:"zawiadomcie tego żołnierza,tylko nie tak bezpośrednio,a taktownie".Sierżant zwołał zbiórkę plutonu.."Żołnierze,którzy mają matki-wystąp!".Wystąpili wszyscy. Do jednego z nich sierżant podszedł,pchnał go do tyłu:"Kowalski,a ty gdzieee się pchasz!!!".
Ze słonecznym ALOHA!odmeldowuje się Waszek.
Tak ciepło o swojej Mamie tylko u Maliny na blogu. I nie tylko z okazji Matki święta... Życzę długich lat w zdrowiu.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
U Malinki to normalka..Co rok to wielbi swoją MAMCIĘ..Jej Matula ma Córcię,że hej!
UsuńWojtka Młynarskiego pamiętacie jeszcze?
OdpowiedzUsuńA te jego prawdy oczywiste pisane wierszem I te Jego
"Nie ma jak u Mamy"
Ona jedna dostrzegała
w durnym świecie tym jakiś ład
własną piersią dokarmiała
oczy mlekiem zalewała
Wychowała jak umiała
a gdy wyjrzał już człek na świat
wziął swój los w ręce swe
i nie w głowie mi było że
Ref.
Nie ma jak u mamy, ciepły piec, cichy kąt
Nie ma jak u mamy, kto nie wierzy robi błąd
Nie ma jak u mamy, cichy kąt, ciepły piec
Nie ma jak u mamy, kto nie wierzy jego rzecz
Tymczasem człeka trawił
spać nie dawał mu taki mus
żeby sadłem się nie dławił
lecz choć trochę świat poprawił
nieraz w trakcie tej zabawy
świeży na łbie zabolał guz
człowiek jadł z okien kit
i zanucić mu było wstyd
Ref. Nie ma jak u mamy...
Te porywy te zapały
jak świat światem się kończą tak
że się wrabia człek pomału
w ciepłą żonę stół z kryształem
I ze szczęścia ogłupiały
nie obejrzy się człowiek jak
w becie ktoś się drze
komu nawet nie w głowie że
Ref. Nie ma jak u mamy...
Święte słowa.
UsuńWitaj Haniu.
OdpowiedzUsuńNie ma jak u mamy. Dobrze jak mama żyje.
Moja już dawno odeszła, ale często ją wspominam.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
DROGA HANIU!
OdpowiedzUsuńTO WIELKIE SZCZĘŚCIE MIEĆ PRZY SOBIE NAJUKOCHAŃSZĄ MAMCIĘ.
CZYTAJĄC TWÓJ POST, ŁEZKA ZAKRĘCIŁA SIĘ W MOICH OCZACH.
MOJA MAMCIA ODESZŁA DO OJCA W NIEBIOSACH. BARDZO ZA NIĄ TĘSKNIĘ.
Z CAŁEGO SERCA ŻYCZĘ PANI DANUSI DUŻO, DUŻO ZDROWIA.
SERDECZNIE POZDRAWIAM:)
Jeszcze raz do Pani DANUSI..
OdpowiedzUsuńDziekuję Pani osobiście,(a być może inni z tego blogu dołączą) za to,że powołała Pani do życia WSPANIAŁYCH ludzi! Kto długo na blogu ,ten wie,o kogo tu chodzi..
I Mamci,oczywiście..
UsuńDo Malinki:Dobroć dobrocią powraca...Bądż dobra dla Córusi. Po co ja to mówię?Zna się i stosowawszy się..A hoj Malinko!
OdpowiedzUsuńI Mamci,oczywiście..
UsuńWiesz,Malinko,tak sobie siedzę i myślę..I wymysliłem! Człowiek jest piękny do końca życia,niezależnie od tego,ile ma zmarszczek na czole..Bo PRAWDZIWE piękno NIGDY nie umiera! Ciało tak,duch nigdy!
OdpowiedzUsuńAniu pozdrawiam cieplutko Ciebie i Panią Danusię♥♥♥Kochana mało mnie ostatnio ,jestem jednym słowem,że tak napiszę ZAHUKANA W ROBOCIE ..Kiedy już będę na luzie ,to dam wpis i odwiedzę każdego .Buziaczki ☺♥
OdpowiedzUsuńNA CMENTARZU W BRZEŻANACH
OdpowiedzUsuńZAPOMNIANY GROBOWIEC RODZINY URZĘDOWSKICH.
NIKT DZISIAJ NIE PAMIĘTA, ŻE W NIM W 1940 ROKU
POCHOWANO INŻYNIERA MIEJSKIEGO JANA, WILHELMA RAPFA
I DOKTORA STEFANA BILIŃSKIEGO, ORDYNATORA SZPITALA
W BRZEŻANACH, ZAMORDOWANEGO PRZEZ UKRAIŃSKIEGO
ZWYRODNIALCA W 1944 ROKU.
SAGA RODU RAPFÓW,
POLSKICH PATRIOTÓW PRZEISTOCZONYCH Z AUSTRYJACKICH
NIEMCÓW. OTO OPOWIEŚĆ O NICH NA PODSTAWIE PAMIĘTNIKA
PANA STEFANA RAPFA. GEDETA.
WYTYCZAŁ POLSKO - CZECHOSŁOWACKĄ GRANICĘ.
Oto
Najjaśniejszy Pan Franciszek Pierwszy wpadł na genialny pomysł.
W roku 1834 postanowił kilkaset młodych rodzin niemieckich
osiedlić w Galicji. Każda z tych rodzin otrzymała 1000
florenów i dwa kryte wozy.
Po dwutygodniowej podróży zajechało na rynek sanocki
osiem rodzin : Rapfowie, Rissowie, Rejmowie, Majntnerowie,
Baumanowie, Adlerowie, Nidertalowie, Tilpowie.
Sławetny Magistrat przygotował już dla nich domy,
meble i nawet opał. Burmistrz przywitał ich chlebem i solą
oraz serdecznym przemówieniem, którego zrozumieć nie mogli.
Odpowiedzieli tylko uściskiem ręki i uśmiechem.
W rynku dano kamienicę doktorowi Jerzemu Rapfowi,
który przyjechał z żoną Józefą, jej siostrami:
Hanną i Mitzi Loegler.
Na rynku rosła trawa, pasły się kozy i świnki.
Pod domami stały długie ławki, przeznaczone dla
sąsiedzkich pogaduszek.
Pierwsze wrażenie nie było dodatnie, toteż żona doktora powiedziała :
„Georg das ist doch keine stadt. wir mussen das ordnung machen”.
Hanny i Mitzi tylko kiwały głowami.
Hanny wyjęła przepisy kucharskie na lody winogronowe,
brzoskwiniowe i objęła swój dział wyżywienia rodziny.
Mitzi wyciągnęła różne kłębki bawełny, nici, płótna,
przybory do szycia i maszynę. Jej działem bieliżniarstwo.
Doktor Rapf pochodził z rodziny mieszczańskiej
z miasteczka Maissau w okolicach Wiednia.
Tam jego rodzina posiadała winnice.
W Sanoku doktor Rapf został zamianowany lekarzem miejskim,
a jego żona dyrektorką 3 klasowej szkoły żeńskiej.
Miała uczyć niemieckiego i robót ręcznych.
Inżynier Maciej Risse przyjechał z żoną i jej dwoma siostrami
Ludwiką von Lowenmuth Leo i Liną von Lowenmuth Leo.
Dostali długi drewniany dom przy trakcie rymanowskim.
Miał dwie córki: Helenę i Ernestynę.
Helena wyszła za mąż za geodetę Baumana, kierownika
urzędu katastralnego w Sanoku. {zmarł w Sanoku w roku 1917}.
Minęło kilka miesięcy. Doktor miał wielu pacjentów z Sanoka
i okolic. Zyskiwał coraz to większą sympatię.
Nauczył się wnet mówić po polsku, co było niezbędne
w jego praktyce. Miał kilkanaście pięknych
fajek i lubił pić kawę.
A. T
cdn
Toteż pacjenci, których leczył, starali się ażeby w domu
OdpowiedzUsuńzawsze poczęstować lekarza doskonałą kawą.
Zdarzył się nawet przypadek, że jeden z chorych, któremu
pewien lekarz zabronił pić kawę, prosił o pozwolenie picia lury.
Wtedy Doktor stanowczo powiedział : „lury pić nie pozwolę,
a o ile pacjent bez kawy nie może obejść się, to niech pije
tylko porządną kawę”.
Doktor miał bardzo życzliwe i serdeczne podejście do chorych.
Toteż po jakimś czasie proszono go bardzo, ażeby został
burmistrzem miasta.
Zaczęły przychodzić na świat dzieci. Najpierw Karol.
Potem Jerzy {Georg}. Dalej Pepi {Józefa}, Julia i Leontyna.
Ostatni Edmund.
Ciotki Hanny i Mitzi starały się chować ich w duchu niemieckim.
Przy zetknięciu się jednak z innymi dziećmi szybko uczyły się
polskiej mowy. Bawiło je to. Mogły rozmawiać ze sobą,
a ciotki zupełni nie rozumiały o czym mówią.
Nastał rok 1845. Starosta, z pochodzenia Czech,
Karol Proksch, przyjaciel Doktora,
schował pewien tajny dokument i w okolicach Sanoka
był względny spokój.
Toteż po śmierci tego Starosty, obywatele ziemi sanockiej
postawili Mu na cmentarzu sanockim pomnik wdzięczności.
Nadszedł rok 1948. W nocy znikali młodzi ludzie.
Przechodzili przełęczą na Węgry.
Ksiądz Emilian Bańkowski, proboszcz greko - kat parafii
w Płonnej w powiecie Sanockim, często przyjeżdżał
do Doktora z księdzową. Dawała ona tłuste indyki dla starosty.
Brat jej już walczył na Węgrzech.
Wówczas nie było jeszcze politycznego podziału
między Polakami i Rusinami. Panowała idealna zgoda i przyjażń.
Żona ruskiego księdza Bańkowskiego była Polką.
Rodziny Rapfów i Bańkowskich poznaly się w Bełchówce
we dworze państwa Wełdyczów.
Żona księdza Bańkowskiego pochodziła z Płonnej,
Z domu Surynówna, wychowana we dworze,
Miała zawsze pańskie zachcianki.
Jej mąż ksiądz Bańkowski często Ją strofował :
„Bo to ty Naściuńciu zawsze tylko pańskie fanaberie masz w głowie”.
Fanaberie były oczywiste. Księdzowa wszystkich synów wysyłała
do szkół, a córki kształciła w konwikcie w Jaśle.
Synów ksiądz zawoził do Sambora do gimnazjum.
Trzy dni musiał jechać bryczką. Konie szanował.
Więc postoje musiały być.
Synowie tylko na wakacje przyjeżdżali do płonnej
i przywozili ze sobą kolegów.
A. T
Na podstawie takich wspomnień powinno się książki pisać. W innym przypadku wszystko przepadnie. Pamięć ludzka jest ulotna. Szkoda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
NIEUSTAJĄCEGO zdrowia życzę Pani Annie
OdpowiedzUsuńi Jej Mamie. Najrychlejszego powrotu do
zdrowia Pani Mamie.
Szanowna Pani Ewo !
Saga o Rodzie Rapfów i Innych
napisana.
A. T
c.d. dla Pani Pani Ewo!
OdpowiedzUsuńCórki;
Melancia, Melcia i Natalcia zapraszały na wakacje
swoje przyjaciółki Józię i Julcię Rapfówne.
Ksiądz Emilian bardzo lubił Julcię. Zawsze do niej mówił „mein liebes kind”,
co sprawiało Jej przyjemność. Melanię i Józię rapf połączyła
głęboka przyjażń. Przetrwała pół wieku.
Najmłosza i najpiękniejsza córka Doktora Rapfa Leonia
wyszła zbyt wcześnie zamąż za wdowca z trojgiem dzieci.
Jeżdziła póżniej do Bełchówki. Nie miała już ochoty do zabaw.
Wiodła bardzo ciężkie życie.
Melancia często przyjeżdżała do Rapfów do Sanoka.
Była bardzo elegancka i nie chciała wychodzić zamąż.
Córki Księdza były bardzo pracowite.
Ksiądz Emilian budząc je rano żartobliwie mawiał
„stawajcie darmozjady”.
Ksiądz wygłaszał w cerkwi kazania po polsku.
Zaczynał słowami „moi mili parafianie…a Ty Nastka
nie pchaj się na Fedka… a Ty Klaudziu nie susz zębów…”
i tym podobne uwagi.
Zawsze w niedzielę przychodził do księdza Kolator Truskolaski na mariasza,
gdy żle zagrał mówił: „kiep jestem księże proboszczu”, proboszcz potwierdzał:
„nie neguję Panie Kolatorze, nie neguję”.
Gdy już były pierwsze lampy naftowe,
o godzinie dziesiątej przychodzil do bawialni i ze słowami
„szkoda kamfiny” wygaszał je,
Młodzi ze śmiechem wychodzili przed plebanię i spacerowali po gościńcu.
Przy każdym zajeżdzie do Sanoka Ksiądz
Bańkowski wstępował do Doktora Rapfa na dobrą kawę.
Zawsze była przygotowana ze znawstwem, ze śmietanką.
Takie było życie w Rodzinie Bańkowskich.
Wpierw zaprzyjażniona, a póżniej spowinowacona z rodziną Rapfów.
Żona Księdza Bańkowskiego zmarła w Płonnej.
A. T
c.d. RAPFOWIE PAMIĘĆ O NICH.
OdpowiedzUsuńBEŁCHÓWKA.
Dalej gospodarstwo prowadziła Melańcia. ich najstarsza córka.
Po śmierci Ojca probostwo objął zięć Księdza Bańkowskiego
ks. Hamerski, ożeniony z piękną Natalcią, która przy
pomocy Malci prowadziła już dalej gospodarstwo.
Pewnego dnia
zachorowała Żona właściciela Bełchówki Pani Wełdyczowa.
bełchówka, niewielki majątek ziemski,
położona w górach około 20 kilometrów na południowy
zachód od Sanoka.
Stary Wełdycz przyjechał po Doktora i przywiózł Go do Bełchówki.
Jerzy Rapf był zachwycony starym dworem. Kwitły lipy. Kawa była doskonała.
Starzy ludzie, serdeczni i mili. Marzył, ażeby jego dzieci mogły tu być.
Pani Wełdyczowa dowiedziawszy się, że Doktor ma dzieci nakazała,
ażeby wszystkie przyjechały do Bełchówki, na całe wakacje.
Cała szóstka przyjechała.
Dniem buszowali po ogrodzie wśród malin i agrestu.
Wieczorem kurs historii polskiej. Otwieranie starego sekretarzyka.
Czytanie oryginalnych listów Kościuszki.
Podczas burzy stary Wełdycz i Wełdyczowa obchodzili dwór dookoła,
dzwoniąc loretańskimi dzwoneczkami i kropiąc go święconą wodą.
z wakacji dzieci wróciły opalone, dobrze odżywione, wesołe.
Wiele lat dzieci i wnuki Doktora spędzały wakacje w Bełchówce.
Były to lata 1860 – 1890.
Trzydzieści lat. Corocznie Państwo Wełdyczowie gościli dzieciarnię Doktora Rapfa.
Najmłodszy syn Doktora - Edmund, urodzony w 1849 roku,
miał pewnie dwanaście lat, gdy pierwszy raz przyjechał
do Bełchówki w 1860 roku. Młodszy syn Edmunda, Stefan Rapf,
{autor pamiętnika}, bawił ostatni raz w Bełchówce w 1890 roku.
W ciągu tych trzydziestu lat, Państwo Wełdyczowie,
zwani przez dzieci Rapfów - dwu pokoleń - „Ciocią i Wujciem”,
gościli bezinteresownie całą czeredę, najmłodszego
pokolenia Rapfów przez wszystkie wakacje.
Imiona tych dzieci: Karol. Jerzy. Pepi [Józefa]. Julia. Leonia.
Mundzio. To było pierwsze pokolenie.
Drugie pokolenie: Włodzio Starosolski, Dziunia Starosolska,
to dzieci Julii. Lola i Alfred - dzieci Leonii Kondratowicz.
Wilhelm. Stefan i Janusia - dzieci Edmunda.
Karol - najstarszy i najukochańszy syn Doktora, zginął jako oficer austryjacki
w wojnie astryjacko – pruskiej w roku 1866 pod koniggrae.
Jerzy - po ukończeniu politechniki lwowskiej,
został inżynierem miejskim w Czerniowcach,
ożenił się z Bronisławą Baranowską. mieli dwóch synów:
Tadzia – prawnika - zmarł wkrótce po ożenieniu się.
Pozostawił małego synka, po którym ślad zaginął.
Drugi syn Izio {Izydor} prawnik. póżniejszy konsul polski
w Belgii miał podobno córkę. ślad po nim zaginął.
Józefa, {Pepi} nie była ładna. Rodzice wysłali ją do lwowa
na naukę robienia kapeluszy.
Wyszła zamąż za prawnika Konstantego Komaszczuka,
syna prawosławnego księdza.
Druga córka Doktora - julia wyszła zamąż za Joachima Starosolskiego.
mieli syna Włodzimierza i córkę Jadwigę. Włodzio został prawnikiem.
ożenił się z Darią z Szuchiewiczów.
A. T
Świetnie się czyta, ale drobiazg sprostować muszę.
UsuńSyn inż. Jerzego Rapfa nazywał się nie Izydor a Jan Jerzy. Pracował w polskiej dyplomacji do 1933 roku. Polecam drzewo genealogiczne rodziny Rapf na www.myheritage.pl/site-family-tree-78011983/rzymowski
Szanowna Pani Ewo !
OdpowiedzUsuńTakie jak wyżej opowieści, publikowano
w staropolskich gazetach jako dodatki,
które z wypiekami na policzkach,
czytali Polacy dla pokrzepienia serc.
I jak domyślam się i dla Pani serca.
Na Starym Cmentarzu w Sanoku,
odnajdzie Pani wywołane Postacie.
Pewnie zadziwieniem, jak dzieci
austriackich Niemców przeistaczali się
w Polskich Patriotów, a przykładem
oryginalne listy Kościuszki,
które Im czytała Pani Wełdyczowa.
Znamienne - Ksiądz - Pop Prawosławny
odprawia msze w języku polskim.
i dzwonki loretańskie ożywaja.
Fotografje Pana Doktora Jerzego Rapfa
z 1868 roku i Państwa Wełdyczów
przetrwały w moich zbiorach
i też Dworek w Bełchówce.
Wiatr Historji zatarł ślady.
Pani dziewczęce serce rozumie.
A. T
A
Haniu, życzę Mamusi-Danusi powrotu do zdrowia!!!!
OdpowiedzUsuńWiele,wiele lat..Wieki całe..łaziłem po lesie i smakowałem malinki..Pyszne były,normalka..Ale tak NAPRAWDĘ.. smakowite,śliczne Malinki spotkałem dopiero w internecie!!! I nikt mi tu nie bałaknie,że to nieprawda,bo takiego nikta to bym..-niedomówienie..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Serdecznie i wysyłam pozytywnej zdrowej energii dla Pani Danusi i Tobie też Anula♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńNo i mamy..Danuśka,zakochałem się w Tobie absolutnie i bezwzględnie!! Oczekuję propozycji..Mazury? A morze morze? Urocza kobietko,dziel i rządż!!
UsuńNiełatwo zmagać się z losem,
OdpowiedzUsuńPani Anno !
Wciąż jednak nadzieja.
Nieustającego zdrowia Pani Mamie.
BRZEŻAŃSKA KATARYNKA
Na grobli w Brzeżanach
Stary Żyd grał na katarynce.
Kręcił korbą pochylony nad skrzynką.
Łysa małpka skakała na sznurku.
Ktoś rzucił grosik do mycki,
Ktoś przeszedł pośpiesznie.
Ktoś przystanął w zadumie.
A melodie w kółko te same.
Wojenko, wojenko cóżeś ty za Pani ?
Hej strzelcy wraz i ułani malowani.
Pójdę do dziewczyny, zapytam się.
Katarynka chrypiała, bo stara.
I melodie codziennie te same.
Katarynka i małpka w pamięci.
Stary Żyd wciąż gra na katarynce
W Brzeżanach.
A. T
PSIA EKSTAZA.
OdpowiedzUsuńNasza Tosia, labradorka retrievrer.
wczoraj miała urodziny.
Roczek ma psia dziewczynka.
Oczywiście kwiaciarnia i wybór bukiecika,
oby łodygi nie miały kolców.
Na bławatki padło.
Bukiecik w pysku psiej dziewczynki,
zadziwienie przechodniów,
Tosia stąpa na paluszkach,
tak chodzą psy gdy szczęśliwe.
Tosiowe psisko trzydziestoparokilogramowe,
a jeszcze tak niedawno dzieciątko nosiłem na rękach.
Goniło psiątko po pokojach,
Skakało z kanapy na kanapę
Niesforny gryzoń.
Spacery i radość dziecięca.
Śnieżynki krążyły zamiecią.
Psia dziewczynka podskakiwała,
Goniła śnieżynki.
Stawała na tylne łapki,
polizując jęzorem - łopatą twarz.
Labradorki delikatne, to brzuszek,
to uszko i zmartwienie bolesne.
Tak z dnia na dzień otwierała
zakamarki serca aż zawładnęła bezkreśnie.
Wymachuje ogonkiem, gdy chce siusiu i coś więcej.
Pędzę na wybieg bo psia dziewczynka czyścioszek.
W zanadrzu woreczki higieniczne.
Gotowanie obiadu rytuałem.
Ryż, mięsko, pietruszka i seler.
Dodatki apteczne i chłodzenie.
Tosia bacznie obserwuje celebrę
i wdzięcznie wszystko zajada.
Zapija wodą i pyszczysko podstawia
do wytarcia.
Dwie serwetki w obu rękach,
Tosia powarkuje wdzięcznie.
Wycieram papy i zębidła grożne.
Czarny nosek i oczka promienieją
i wdzięczność losowi:
Czy można kochać bardziej ?
A.T
Ech,Danuśka,Danuśka..
OdpowiedzUsuńAlbert-Ąlbert! I tak cały dzionek..Malinko kochana,trzymaj mnie,bo zwariuję!!
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji..To kocham Cię straszecznie,urocza kobietko..
OdpowiedzUsuńNiezwykle ciekawa saga rodziny Rapfów! Sam piszę o córce Jana Jerzego Rapfa i Kazimiery Broczkowskiej, Lidii Irenie (1913-1988). Lidia Irena urodziła się 19/12/1913 r. w Czerniowcach, zm. w 1988 r. a jej brat Artur Jerzy urodził się 27/12/1914 r. w Wiedniu, zm. w 1972 r.
OdpowiedzUsuńLidia Rapf została sportretowana w 1938 r. Autorem karykatury zamieszczonej w Katalogu Naukowym Muzealiów Artystycznych i artystyczno-historycznych był Zenon Waśniowski. Podpis głosi „Lydia z Rapfów-Herderowa, żona kpt. dr med. St. Herdera”. Sama tłumaczyła na język francuski i publikowała „La culture de la Pologne populaire”wespół z Tadeuszem Galińskim, Gustawą Kamińską i Rogerem Posnic’em. Także „Vingt ans de République Populaire de Pologne”.
O Rapfach pisze też Halina Donimirska-Szyrmerowa w książce pt „Był taki świat”. W rozdziale zatytułowanym „Powrót do gniazda” pisze „...Na przyjęciu w konsulacie w Kwidzynie rodzice poznali pana Jana Jerzego Rapfa, ówczesnego konsula w Ełku… on miał dwoje dzieci, Lidię i Artura… na zaproszenie rodziców młodzi spędzili w Czerninie około dwóch tygodni. Te nowe znajomości stanowiły dla nas duże urozmaicenie. Między Lidią i moim bratem nawiązał się romantyczny flirt. Trzeba przyznać, że Olo podobał się bardzo dziewczętom… Ja z kolei znalazłam pierwszego, bardzo jeszcze dziecinnego wielbiciela w Arturze… rodzice kupili mi rower, na którym uczyłam się jeździć. Artur z poświęceniem biegł obok w czasie mojej chwiejnej jazdy i podtrzymywał mnie, gdy spadałam. Żartowano, że z radością czeka na te chwile. Byłam tym nieco speszona ale lubiłam go i na pewno schlebiało mi jego zainteresowanie...”. Na wklejce z fotografiami pomiędzy stronami 176 a 177 jest 33 zdjęcie z Czernina z 1932 r. Na nim mali Donimirscy z Małych Ramz, troje dzieci Kowalskich z Górki, Lili siostra autorki, ona sama, Artur Rapf i Olo Donimirski. Zbigniew Mirosławski na FB Mir.