poniedziałek, 16 listopada 2015

CHLEB Z CUKREM I KASZTANY

atrybuty szczęśliwego dzieciństwa.

Mamuuuś !!! wrzeszczałam z dołu, chlebaaaa !!!
Okno na trzecim piętrze się otwierało i na podwórku lądowały dwie kromki chleba, z masłem i z cukrem, zawinięte w szary papier. Chleb z cukrem, specjał podwórkowy, sprawiedliwie dzielony między dzieciaki. Smakował bosko a znikał z prędkością światła. Za godzinkę znowu się słyszało: mamaaaaa, jeeeeść !!! z innego okna lądowały pajdy chleba ze smalcem. I znowu dzielone były po sprawiedliwości. Czasy były takie, że okruszki się nie marnowały a my dzieciaki, z poważnymi minami, przed podziałem kromek całowaliśmy tę stronę kromki, która wylądowała na ziemi, bo tak nas wtedy w domu nauczono. Nie wolno wyrzucić, jak upadnie podnieść, pocałować i zjeść. Nigdy chleba nie zmarnować.




Na tym zdjęciu ciemne chwile naszego dzieciństwa, czyli rajtuzy.
Wszyscy dawno w podkolanówkach, w skarpetkach a nawet na bose nogi a my w rajtuzach, że niby ja chorowita byłam. Braciszek, zdrów jak rydz, cierpienia znosić musiał do towarzystwa, w ramach wyrabiania postaw społecznych i solidarności z siostrą. Nie wiem, czy w dobrą stronę nasza solidarność szła, bo wprawdzie tłukliśmy się jak konie ale jak któreś coś zmalowało, to murem za sobą. Nigdy nie wiedzieli Rodzice które to i kara była dla obojga a przez to mniej sroga. Siłą rzeczy, wpajanie w nas zasad indywidualnej odpowiedzialności, Rodzicom trochę kiepsko szło.



 A TERAZ O KASZTANACH
Uwielbiałam zabawy kasztanami



.
W czasach mojego dzieciństwa zabawek było niewiele. Miałam w życiu tylko jedną lalkę. Za to z kasztanów wyczarowywaliśmy, z Dziadziem, prawdziwe cudeńka. Miałam kasztanowych szwoleżerów i kasztanowych ułanów, kasztanową piechotę i oczywiście najprawdziwszą, kasztanową, Kasztankę Marszałka. Cwałowaliśmy na kasztanowych konikach na dalekie Kresy.  Byłam paziem, co ratował kasztanową księżniczkę, z kasztanowej wieży i byłam księżniczką, co z góry na kasztanowych rycerzy spoglądała i marzyła żeby ten najpiękniejszy kasztan kasztanowe serce oddał jej na wieki. Ech kasztanowe życie Do dzisiaj kasztanowe zabawy mi zostały. Oczywiście z obiektywem w roli głównej.
.

.
samotny Jesienny Pan


.
 wyindywidualizował się z rozentuzjazmowanego tłumu


 .
Pan Przytulanka












.
Pan Wyszywanka





.
Ważni Panowie Dwaj
na tle szarej rzeczywistości 




dla Jesiennej Pani
od Jesiennego Pana
medalion


*

zapraszam na nowy wpis do kresowegodrzewa, 


                       z przyjemnością polecam  Malina M *                          

strona liiil  

56 komentarzy:

  1. I ja mam fotkę upamiętniającą mnie w tych przeklętych rajtuzach. Dziś się śmieję, ale wtedy doprowadzały mnie do płaczu. I pamiętam jeszcze jedną zmorę z gatunku tych odzieżowych. Spodnie z klapą na tyłku, zapinaną na guziki, które aby odpiąć, potrzebowały ingerencji drugiego towarzysza zabawy. Wstyd i upokorzenie. Ale matce tego nie szło wytłumaczyć.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OCH - GATEK Z KLAPKĄ TO JA NIE MIAŁAM ALE ZA TO PATENTOWE POŃCZOCHY Z ŻABKAMI, CO WIECZNIE ODPADAŁY I WSTYDU MI ROBIŁY NA CAŁY ŚWIAT , TO I OWSZEM ... teraz toto wspomina się z sentymentem ale wtedy ... koszmar
      :-)

      Usuń
  2. Wstyd to wspierać geszefty PO we Wrocławiu i okolicy..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ech - to znowu ten tchórzliwy troll, zwolennik PIS-u
      jeszcze mu się nie znudziło, tak świętuje tu zwycięstwo i wciela w życie przemysł miłości. Nawet wygrać biedak nie potrafi.
      Miło się czyta takiego tchórza - prawda ? WYŻSZA PÓŁKA !
      Nie kasuję, pod poprzednią notką tchórzowi odpowiedziałam mogę i tu. Tchórz nie jest w stanie mnie obrazić .

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    3. co za dużo to niezdrowo. Kochaneńki, nie tylko przystawką się można udławić, własną złością też. Wystarczy tu twojej obecności.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. w temacie klapy Panie Janie
      mamy identycznie zdanie
      :-)

      Usuń
    2. Powiedziałabym coś więcej,
      niech się z dala taki trzyma,
      Kiedy wpadnie w moje ręce,
      długo nie wytrzyma.

      Tego trolla kasowałabym bezlitośnie. Niech się produkuje gdzie indziej.

      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Prześliczni ci twoi Kasztanowi Panowie!
    Kasztany w dzieciństwie znajdowały wiele zastosowań. Prócz przyjaznych i pokojowych, mogły też służyć jako amunicja w podwórkowych wojnach. I dziś jeszcze z przyjemnością cisnąłbym w sieciowego trolla wirtualnym kasztanem! Mógłby być nawet w kolczastej łupce ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) a wiesz Tetryku, z czego robiliśmy najlepsze proce ?
      z gumek do słoików Wecka. Oj, obrywało mi się w domu bo dekompletowałam słoiki. Pamiętam naszą starą piwnicę. W szafce stały słoiki z kompotami. Dziadziu robił. Najlepsze były litrowe z kompotem z węgierek. Większe słoiki były tylko na święta i a był w nich obiekt naszych zimowych westchnień - kompot z moreli. W naszym ogródku rosło małe morelowe drzewko. Ach - co ja bym teraz dała za takie zawekowane kompoty Dziadzia? Na szafie leżału pduże owalne portrety przodków. Kiedyś któś piwnicę rozbił i okradł. Zginęły słoiki i portrety. Pewnie na targu poszły na pniu bo wtedy nastała moda na przodków. Mieć należało a jak się nie miało to można sobie było kupić.

      Usuń
  5. Ech zazdroszczę Ci ze mogłaś krzyknąć kiedy chciałaś i kiedy byłaś głodna Mamo chleba!!
    Moja Mama coś tam jednodaniowego upichciła i to miało wystarczyć na cały dzień.
    No cóż czasy powojenne.Tato zbawiał Ojczyznę za co go "rodacy w porozumieniu z tymi w CCCP"internowali i "poprosili by im węgiel fedrował" w kopalni w Donbasie.Czyli pomnażał dobrobyt "ludu pracującego miast i wsi" A internowanie było bez prawa korespondencji.Czyli kamień w wodę.
    Mama ze skromnej pensji nauczycielki robiła co mogla "byśmy z głodu nie zdechli" i cieszyła się ze ma prace Bo ona to element niepewny a jeszcze za Niemców działała "w tajnym nauczaniu" a mąż oficer AK czyli 'faszysta" wzięty na reedukacje .Oj podejrzane i takiej dać dostęp do młodzieży Przewrót wyszykuje.Moze to ze uczyła matematyki i fizyki jakoś przemówiło "ze nieszkodliwa w tej materii"
    Miło mi ze i Ty nosiłaś później "patentowe pończochy z żabkami" co to spadały odpinały się i brudziły, gdyśmy z Mama chodzili na tory kolejowe by zbierać spadły z węglarek węgiel.
    No cóż zimy wtedy były nie takie jak dziś a i coś ugotować tez trzeba było.
    Te patentki "śnią" mi się po nocach,gdy po całym dniu chodzenia Mama wraz z nimi umieszczała mnie w miednicy ,z ciepłą wodą,Inaczej nie dałoby się ich ściągnąć / bez bólu/ albowiem czyraki jakie mi się rozsiały po całym ciele a szczególnie na nogach przesączały się przez materiał i przyklejały "patentki" do nóg.Woda to jakoś rozpuszczała i już z mniejszym bólem dało się je ściągnąć By opatrzyć.No cóż z tego gdy nazajutrz jakieś 2 - 3 nowe czyraki znów je przykleiły.
    Dlaczego Mama ze mną nie poszła do lekarzy Nie wiem Byc może nie miała za co, albo nie było w miasteczku lekarza.Wojna była niedawno.
    Wybawiła mnie od tego draństwa, gdy już poszedłem do 1 szej klasy "Ciocia Unra" przekazując w darze tran wieloryb,i a stojącym w kolejce uczniakom, nalewany z wielkiej butli na łyżkę stołowa serwowała, w otwarta buzie ,nauczycielka.
    No i jeszcze te konserwy mięsne i proszki witaminizowane.Czyli szkolne śniadania.
    Te patentki to chyba nosiłem do czasu I szej Komuni jak i pierwszych wtedy całkowicie skórzanych półbutów Które po paru tygodniach okazały się "za małe"
    Dzis po tamtym kupując nie patrze na daty ważności produktów chleba nie wyrzucam./jak juz to ptakom czy koniom daje/
    I tak to z miłości Tatunia do Ojczyzny zostałem sam jak palec, bez rodzeństwa ,bo Tatunio zamiast za Mamunia "ganiał po lasach" od 1940 r a rodzinę z obawy przed represjami umieścił "na lewych papierach" u krewnych ,z dala od siebie.
    Tak to zaliczyło by się, o mało co "Powstanie Warszawskie" ale los chciał iż zamiast tego "zaliczyło" "Republikę Pińczowską" z pacyfikacją Skalbmierza ,przerwaną prze kilka rosyjskich czołgów z 18 to latkami buszujących na tyłach Niemców po przebiciu ich linii umocnień, pod Baranowem
    Ale to już inna historia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKUJĘ WIEŚKU ZA TAK OSOBISTY WPIS....
      a wiesz, że też miałam podobny problem - zaraz po urodzeniu zrobił mi się na szyi ogromny czyrak, w szpitalu powiedzieli, że jestem za małym i wątłym wcześniakiem, żeby mi zrobić operację, a inaczej tego się nie zlikwiduje. Rozłożyli bezradnie ręce i oświadczyli, że nic tu nie da się już zrobić. Wypuścili przerażoną mamcię ze mną do domu. Dałam popalić całej kamienicy. Jak już myśleli że po mnie starsza położna swoim sposobem mnie uratowała, przykładali mi do szyjki rozgrzany woreczek z prosem. Czyrak w końcu pękł a ja ocalała.
      Wiesz – je rzeczywiście nigdy nie zaznałam głodu, marzyłam o bułce z żółtym serem albo o kawałku kiełbasy, pisałam listy do Mikołaja z prośbą o pierniki Katarzynki, mogły być nawet bez czekolady, takie miałam marzenia ale prawdziwego głodu nie znam. Moi rodzice tak .
      ----------------
      Mamuuuuuś to było po południu, przed południem było Dziadziuuuuuu, bo rodzice oboje pracowali.

      Usuń
  6. Aniu melduję że byłam na Kresowym....::)
    Ja tez pamiętam takie piętki chleba.Moja babcia kiedy piekła chleb ,to w szkole był zapach nawet w klasach ::))bliziutko miałam. Nauczyciel mówił ..-Danka leć do domu ,bo babcia chleb upiekła::))pewnie głodna jesteś...I faktycznie leciałam na długiej przerwie po gorącą piętkę...po bułki nadziewane farszem fasoli to była pycha..Wtedy miałam przez chwile, prawie całą klasę ,która mnie bardzo lubiła::)))))Kiedy chleb i bułki się skończyły ...od nowa nie miałam na imię Danka tylko "Romeka "tak mnie przezywali hihihihi...A kasztanki zawsze lubiłam ,takie świeżutkie::)). Też bawiłam się ze swoimi dziećmi::))nosiłam po kieszeniach ,pod poduszką ...Teraz kasztany są mi bardzo dalekie,Przez trzy lata spotkałam jedynie dwa drzewa..No bo osada w lesie,Nikt nie sadzi kasztanów, by dziko rosły.Tu rządzą lasy iglaste ,dębowe,brzozy,grab...::)) Twoje kasztanki zakręciły mi w oku::)))hej hop .....A intruzem jak zawsze Anula "MACKĄ O ŚCIANĘ " hihihihihih Ja mówię tak .Każdy intruz wchodzi na mądre blogi by zaczerpnąć wiedzy.Bo niczego się nie nauczy na blogach byle jakich...TWÓJ BLOG ANIU JEST JAK ENCYKLOPEDIA...Troll ma zaległości i musi jakoś się podciągnąć z wiedzy ...2 minuty mu wystarczą i mackami o ścianę ::))))Anula ::)) jestem z Tobą::)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dopisać o rajtuzach ::)) :) :).Tez takie nosiłam i pończochy na gumach::)))Pamiętam też jak mama kupowała nam "majtochy- ala -barchany" z bawełny::)))
      Były ciepłe ,kiedyś w spodniach się nie chodziło,ale miałam grube spodnie dresowe..Jak szłam zima na sanki to wkładałam dwie pary rajtuz, lub pończoch na gumę...I te dresy..Potem w trakcie zabawy ,często ściągałam gatki, by pończochy podciągać hihihihiihih.Boże jakie to były czasy,,,ale teraz się śmieję, bo mi przypomniałaś::))))

      Usuń
    2. Cześć "Romek" ! Na mnie w dzieciństwie mówili Jacek. Dość długo nawet. Kiedy poszłam do szkoły, powoli się odzwyczajali;)
      Pa:)

      Usuń
    3. "Jacek" dlatego, że wszyscy spodziewali się chłopca. A tu proszę.Jestem ja;)

      Usuń
    4. hi, hi, Dziewczyny - ja to byłam Stefan, ale dopiero na sudiach :-)
      Przyjaźniłam się z dwoma kolegami, byliśmy świetną trójeczką : Marek, Leszek i ja :-)
      Marek często mówił do Leszka - Stefan, do mnie też - Stefan. Cześć Stefany - mawiał na powitanie :-)

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    6. Historyku, vel Mirko, vel Jadwigo Gorzecka, vel Jurku,
      vel Mirabelko, vel Piotrku3 - no fajnie, że znasz moje nazwisko :-))

      * ukrywanie własnej twarzy to TCHÓRZOSTWO
      * ujawnianie cudzego nazwiska to DONOSICIELSTWO

      Obie obrzydliwe ubeckie cechy to żałosna wizytówka ...
      Idź sobie smutny trollu pisowski swoją drogą, zajmij się czymś pożytecznym, świat piękny jest, może zmień preferencje polityczne to dostrzeżesz, skoro nawet zwyciężać nie potrafisz
      :-)

      Usuń
  7. Witaj Haniu - wiecznie młodziutka i jak zawsze rezolutna.
    Już sobie ciebie wyobrażam w tych rajtuzach( hihihi) z kasztankami w ręce. Cóż zabawki kasztankowe to ja tez pamiętam , bo zwyczajnie nie było zabawek, trzeba było sobie radzić samemu.. Człowieczek więcej czasu spędzał na zbieraniu kasztanów, żołędzi i innych darów natury i wyobraźnia się rozwijała.. ech...
    Pozdrawiam pięknie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudnie wyglądałam Damianie ... a najcudniej w bociankach, czyli w czerwonych. Miałam takie jedne w prezencie od cioteczki. Jako dziecko byłam długa i chuda a najdłuższe miałam nożyny, jak pająk . Bocianki odpowiadające były :-)

      Usuń
  8. Robiłam to samo z kasztanami.
    Mnie kazali nosić jakąś uprząż "jak dla konia" w celu utrzymania pończoch na nogach. Nie znosiłam tego.
    Damianie, rajtuzy, to były takie rajstopy bez stóp, z językiem z przody, by przykryć wierzch stopy. Dla dziewczynek pewnie, zamiast spodni. Ale wszystkie dzieci je nosiły.
    Było więcej dziwactw, ale już tego dobrze nie pamiętam. Pamiętam za to tran. W przedszkolu nam go dawali. Wydaje mi się, że te przeróżne dziwnostki , serwowane dzieciom przez przedszkola i szkoły, wielu dzieciaczkom bardzo pomogły. Trudne czasy to były.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam taką uprząż, wdzięcznie toto nazywali staniczkiem. Brrrr - nienawidziłam tego jeszcze bardziej niż barchanowych ciepłych majtek wkładanych na wierzch, na normalne.
      Tranu nie piłam bo oboje z braciszkiem"nienawidziliśmy " okrutnie i zażywanie marnie się kończyło. Podobnie nienawidziliśmy kożuchów na mleku i marchewki z groszkiem. Za to lubiłam kawę. Na śniadanie była u nas zawsze kawa zbożowa z mlekiem i chleb. Pamiętam, zaparzona kawa stała na przypiecku w śmiesznym czerwonym, blaszanym czajniku. Mleko przynosił ze sklepu mój braciszek. Miał chyba z 5 lat jak zaczął po mleko chodzić, wielki biały dzbanek był prawie większy od Witusia. Ja miałam wtedy już 8 lat i mogłam samodzielnie chodzić do piekarni a to był spory kawałek od domu

      Usuń
  9. Nie wypada tak bezczelnie promować zdjęcia, ale skoro o rajtuzach to u mnie na "foro-anzai" jest kilkanaście zdjęć z tymi rajstopami. Na tym zdjęciu poniżej ja (mężczyzna!)z siostrą.
    R6yFp3zICG8/VfBxyuJa4gI/AAAAAAAABN0/8e6fDqCnegA/s1600/1354%2Bend%2Bc3.jpg
    W czasach powojennych panowała zasada "wszystkie dzieci nasze". U mnie kanapki nie lądowały oknem, bo mieszkaliśmy w domku jednorodzinnym, ale zawsze, gdy mama wołała mnie na obiad to zabierała też i kolegów. To działało w obie strony, byliśmy wtedy bardzo żżyci. Potem domki jednorodzinne rozebrano i postawiono blokowiska.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie działa ten adres.

      Usuń
    2. Ewciu - ten pierwszy nie działa ale drugi DZIAŁA :-)

      Usuń
    3. ANZAI - ALEŻ JAK NAJBARDZIEJ WYPADA A NAWET JEST POŻĄDANE :-) oglądałam zdjęcia - no wprost cudne, buzia mi się od ucha do ucha roześmiała. Taki kawaler to nie byle co ! Ech dzieciństwo - jak cudnie się przenieść ....
      A wiesz - u mnie też tak się podmalowywało czasem zdjęcia , to była taka tęsknota za kolorowymi, których przecież wtedy u nas nie było ....

      Usuń
  10. Pajda chleba ze smalcem
    i duży kubek unrowskiego kakao
    na dużej przerwie w gimnazjum.
    Wzruszenie.

    A. T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Usunąłem, bo zdawało mi się, że w tym czasie szkół gimnazjalnych nie było. Jednak po sprawdzeniu w Wikipedii, okazuje się że były do roku 1948.

      Usuń
    3. Gimnazjum, o którym wspominam. pod nazwa Gimnazjum
      i Liceum zaczęło działać już od września 1945 roku.
      Na tablo absolwentów z roku 1948 taką nazwę jeszcze ma.
      Z ukłonami Panu es28

      A. T.

      Usuń
    4. a ja pamiętam że w czasach, gdy chodziłam do ogólniaka w moim domu często mówiło sią zamiast liceum to gimnazjum . Dlaczego ? nie mam pojęcia ale tak jakoś czapamiętałam

      Usuń
  11. Wersja luksusowa chlebowego przysmaku - chleb ze śmietaną i cukrem.
    Podobne mam wspomnienia jak Anzai: dzieci, które bawią się razem były karmione wspólnie przez tę mamę, która była najbliżej. Nawet sobie nie wyobrażam aby dać jeść tylko swojemu dziecku. Teraz jest inaczej?
    Och, bawełniane rajstopki! Zwijały się w urocze wałeczki przy kostkach i kolankach, zwisały luźno pod wpływem naturalnego rozciągania podczas ruchu. Ulgę i poczucie luksusu przyniosły pierwsze rajstopy elastyczne. Kolorowe! Sprowadzane z Czech!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam czerwone - bocianki .
      Wiesz Bet, rzeczywiście kiedyś raczej nie spotykało się kogoś , kto swojemu dziecku dał a innym nie ...
      Mam tylko jedno, jedyne wspomnienie mojej Babci. Zmarła jak miałam niewiele ponad 4 lata. Pamiętam, że stoję w drzwiach pokoju a babcia otwiera drzwi na korytarz, w rękach trzyma talerzyk z plackami kartoflanymi. Idę zanieść dla Urszulki. Urszulka to dziewczynka z którą się najczęściej bawiłam . Takie były czasy. Niewidzialna ręka to nas ekscytowało, pomóc komuś w tajemnicy to było to :-)

      Usuń
  12. A do tego chleba jeszcze się biegło do dozorcówki po kubek wody z kranu do popicia. Pani Dozorczyni chętnie nam tę wodę dawała przez małe okienko w drzwiach, a kubek wędrował z rąk do rąk. Ech, to były czasy :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pamiętasz "orałżadę" w proszku ? śliniło się palec i taki pośliniony wkładało do torebki z tą "orałżadą" a potem palec z przyklejonym proszkiem do buzi ... ale musowało :-)
      Z jednej torebki jadło czasem kilkoro dzieci i jakoś nie umarliśmy ...

      Usuń
  13. fajne wspomnienia...
    ale i jeszcze dzisiaj znam takie szczęśliwe dzieci, które chciały "chleba z wodą"...
    sama popadłam w konsternację...ale szybko okazało się , że to tylko kwestia nazwy, to dalej ten mityczny chleb z cukrem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt Dorotko - to dla nas mityczny atrybut. WŁAŚCIWIE CHYBA WSZYSTKIE DZIECI kojarzyły wtedy ten chleb z radością , to taki nasz znak rozpoznawczy, jak teraz dla dzieci tablet ...

      Usuń
  14. Witaj Haniu.
    Pamiętam z dzieciństwa smak chleba z cukrem.
    Kasztany służyły do walk plemiennych, a liście do palenia skrętów.
    To se ne vrati...
    Pozdrawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HI, HI, SKRĘTÓW NIE PALIŁAM I W CYMBERGAJA NIE GRAŁAM - TO BYŁY CZYNNOŚCI U NAS ZASTRZEŻONE WYŁĄCZNIE DLA CHŁOPAKÓW ...
      Naa kasztany to i owszem, walczyłam ale tylko do czasu, kiedy spostrzegłam,że zemsta za kasztanowe zwycięstwo bywa okrutna, chociaż opóźniona w czasie. Chrabąszcz za kołnierzem to było ponad moje siły. Skapitulowałam :-)

      Usuń
  15. Etap rajtuzowy przeszedłem błyskawicznie i pożegnałem się z nim niemal natychmiast, przerabiając to, co miałem nosić przy pomocy nożyczek na stertę strzępów... Ma się rozumieć, oberwałem za to jak się patrzy, a w czasie lania darłem się nieludzko i szlochałem w niebogłosy, przysięgając, że już nigdy etc. etc. Nazajutrz postąpiłem identycznie z nowokupionymi i wtedy chyba po raz pierwszy w życiu i ostatni się bałem,że mnie Macierz naprawdę zabije... Jak zrobiłem to po raz trzeci, skapitulowali...:) Znaczy, lanie dostałem, a jakże, ale już nikt nie wspominał o kupieniu kolejnych...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ech Wachmistrzeńku - niezły ancymonek z Waści był ... oj, niezły :-)))
      rzec też mogę - niezłomny :-)

      Usuń
  16. Bardzo ciekawy blog , miło się czyta i wraca do swoich wspomnień . Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak życzliwe słowa ... szkoda, że nie podpisane bo nie wiem, kto jest tak sympatyczny
      oddaję więc tylko uśmiech, najładniejszy, jaki potrafię
      :-)

      Usuń
  17. Czytam wspomnieniowy Twój post i komentarze. Łezka się w oku kręci.
    Moje smaki z dzieciństwa cóż to za cudowne wspomnienia.
    Chociaż? pamiętam jak w liceum, dziewczyny czekały na moje śniadanie.
    Wymieniałyśmy się. Ja miałam chleb pieczony w domu.
    Był posmarowany smalcem lub wyrobami wędliniarskimi domowej roboty.
    Ja zaś marzyłam o chlebie z piekarni z jakąś konserwą mięsną.
    Dopiero od kilku lat doceniam domowe wyroby i pieczywo.
    Pozdrawiam serdecznie:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ech domowy chlebek ... taki pieczony w prawdziwym chlebowym piecu to jadłam w dzieciństwie, jak jechałam so Sieniawy, na wakacje. Tam u kuzynki często bywała znajoma z Dybkowa, przynosiła taki chleb, miał prawie czarną skórkę, był wielki a smak miał taki, że położenie na nim choćby plasterka czegokolwiek to by była profanacja

      Usuń
  18. Nie znosiłem rajtuz Haniu, ale u mnie była pajda chleba ze śmietaną i cukrem - ze śmietaną taką wiejską która podbieraliśmy z maśniczki przed wyrobem masła ( dla niewtajemniczonych: maśniczka to byo dwuczłonowe naczynie zrobione z klepek - jak beczka. Do dolnego naczynia wlewało się śmietanę, nasadzało sie górna część z dziurawym denkiem. W tym górnym naczyniu znajdował sie jeszcze dziurawy krążek w kształcie spodka. Przez dziurę w denku i w tym krążku przechodził kij, na którego końcu u spodu znajdował się krążek z wieloma otworami. To ten krążek ubijał śmietanę na masło. ) Pozdrawiam, Tomasz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojjjj - Tomciu, to musiała być śmietana !!!! Ja pamiętam taką śmietanę. Czasem mieliśmy mleko przywożone ze wsi w butelkach przynosiła taka pani. To mleko było u nas nastawiane na kwaśne. prawie połowa od góty to była śmietana ... cud, miód ... a kwaśne mleko !!!! łyżką się jadło

      Usuń
  19. DO TCHÓRZLIWEGO TROLLA Z PISU: :

    Historyku, vel Mirko, vel Jadwigo Gorzecka, vel Jurku,
    vel Mirabelko, vel Piotrku3 - no fajnie, że znasz moje nazwisko :-))

    * ukrywanie własnej twarzy to TCHÓRZOSTWO
    * ujawnianie cudzego nazwiska to DONOSICIELSTWO

    Obie obrzydliwe ubeckie cechy to żałosna wizytówka ...
    Idź sobie smutny trollu pisowski swoją drogą, zajmij się czymś pożytecznym, świat piękny jest, może zmień preferencje polityczne to dostrzeżesz, skoro nawet wygrywać nie potrafisz
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Klik dobry:)
    Malinko, proszę, udaj się na owieczkową pocztę. Kurcgalopkiem- z szybkością spadającego kasztana.:)

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Oj pamiętam też te czasy, kiedy to wołało się na mamę, żeby rzuciła pajdę chleba też z cukrem ale i z masłem, to był naprawdę rarytas. A dzisiaj widzi się jak chleb po śmietnikach się wala. A jeśli chodzi o rajtuzy, to nie cierpiałam w nich wiecznie wypchanych kolan, chodzi i te grube rajtuzy - oczywiście. Teraz to dzieci mają się dobrze, powiedziałabym, że za dobrze. Ale wcale im tego nie zazdroszczę, a wręcz ubolewam nad nimi. Co to za dzieciństo bez podwórkowego życia. Teraz to nawet podwórka są niepotrzebne, bo dzieci bawiących się na nich, trzeba szukać ze świeczką.
    Wiem co mówię, bo koło mego bloku jest plac zabaw i mało kiedy na nim widzę bawiące się dzieci. Ach, bardzo miłe wspomnienia przywiałaś moja droga... dziękuję.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Zaczytałam się! Cudowny wpis, cudowne wspomnienia...
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Przywołałaś wspomnienia i z dzieciństwa i mojego. Wolałam chleb ze smalcem. Pończoch zapinanych na żabki nie znosiłam, to już wolałam rajtuzy. Lubiłam zabawy z kasztanami i żołędziami. Ach, wspomnienia :))))

    OdpowiedzUsuń
  24. Haniu, czytasz może wiadomości na Onecie?
    Czy zauważyłaś, że od trzech czterech dni nie pojawiają żadne ciekawe informacje?
    Nie pokazują protestu pod Sejmem, nic nie piszą o ustaleniach w Brukseli (P.Szydło)
    Po tym co dzieje się obecnie w naszym kraju, mam wrażenie, że jest ich blokada.
    Może coś czytałaś na innych blogach?
    Całuję i pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń