piątek, 12 lipca 2013

BYŁ TAKI CZAS


*Był taki czas w roku 1943, w ogniu walk  na Wołyniu o Kościół i Naród Polski, że kilkakrotnie wychodząc cudownie spod gradu kul i noży ukraińskich, przysiągłem sobie, że jeśli z tych opresji wyjdę – chcę cicho pracować jako szary żołnierz Chrystusowy, bez żadnych orderów i nagród. Zdawałem sobie sprawę, że żyję i tak już ponad program*

To słowa mojego Wujka Dionizego a dokładnie mówiąc
Stryja, starszego brata mojego Tatusia.



       
Z Wołynia przywiózł Wujek trzy, jakże ważne, rzeczy: Ikonę - prezent od parafian, modlitewnik - prezent od przyjaciela i przestrzelony przez ukraińskiego rezuna kapelusz.

Gdyby wtedy, w ogniu walki, Ukrainiec wycelował kilkanaście centymetrów niżej dzisiaj modliłabym się na uroczystości odsłonięcia Pomnika Pomordowanych na Wołyniu. Piękna uroczystość, hołd oddany pomordowanym, jak powiedział odprawiający Mszę ksiądz - dokończenie niedokończonych mszy sprzed 70 lat.

Wujkowi dane było dokończyć osobiście.
Kula trafiła trochę za wysoko. Przez większość dorosłego życia słuchałam tego, co opowiadał. Nie było w tych opowieściach nienawiści, był głęboki ból i do końca pamięć, której czas nie zacierał ...
Gdy wspomnienia innych rzeczy mgła pokrywała te cały czas były żywą i bolącą raną. Pod koniec życia Wujek poznawał już tylko kilka osób ale wyciągał stary modlitewnik i pokazywał mi palcem mówiąc - to mój przyjaciel, otwierał na pierwszej stronie, gdzie była dedykacja i widziałam wielkie wzruszenie na twarzy tego surowego człowieka. Kolejny raz pokazywał mi słowa skreślone ręką przyjaciela, popa, którego Ukraińcy zamordowali za przyjaźń z Wujkiem, za bratanie się z wrażym polskim księdzem.

Ale od początku.

Był rok 1934. Starszy brat mojego Taty zdał właśnie maturę. Wesoły, wysportowany, przystojny, chłopak, absolwent gimnazjum klasycznego w Jarosławiu i Małego Seminarium Duchownego we Lwowie, wyruszył ze swoim ojcem do pobliskiego klasztoru, w Leżajsku. Chcieli obaj podziękować za pomyślne zdanie matury. Tam, przed cudownym wizerunkiem Matki Boskiej Leżajskiej, ostatecznie odczytał swoje powołanie.




Jeszcze tylko rok służby Ojczyźnie w Szkole Podchorążych, w Jarosławiu i w końcu wyczekany wyjazd, w roku 1935, na Wołyń, do Łucka.

W Łucku Wyższe Seminarium Duchowne.
Mijają cztery lata i 11 czerwca 1939 roku młodziutki alumn Dionizy przyjmuje  święcenia diakonatu. Jest już prawie księdzem. Szczęśliwy wyjeżdża do domu rodzinnego, do Sieniawy. Wakacje w domu zakłóca mu jednak wybuch II wojny światowej. Nie ma możliwości dostania się do Łucka żadnym środkiem transportu, bierze więc rower i wyrusza w drogę. Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie Sieniawa a gdzie Łuck. Nic to dla młodego chłopaka, dociera więc na rowerze do swojego seminarium.
A w Łucku biskup Szelążek, obawiając się zlikwidowania seminarium przez bolszewików, przyśpiesza święcenia kapłańskie ostatniego rocznika. I tak, 15 października 1939 roku, mój Wujek, wraz z kolegami z roku, zostaje wyświęcony na księdza.
W Katedrze Łuckiej.

     


Tak wtedy wygląda. To pierwsze kapłańskie zdjęcie.
Trudne to były czasy. Zawierucha wojenna, krwawe łuny, Niemcy, Ukraińcy, banderowcy, bolszewicy …

Najpierw jest kapelanem w łuckim sierocińcu, potem trafia do maleńkiej parafii w Perespie, koło Kowla, potem na parafię w samym Kowlu. W końcu, 18 sierpnia 1941roku, zostaje proboszczem parafii Sienkiewiczówka, niedaleko Łucka.

Pierwszy rok w Sienkiewiczówce upływa w miarę spokojnie ale już nacjonaliści ukraińscy zaczynają podnosić głowę. Groźnie pobrzmiewa ich pieśń „Smert’, smert’, lacham smert’! „

Latem 1942roku w Sienkiewiczówce Niemcy wraz z ukraińską policją, mordują Żydów, zgromadzonych w getcie. Nacjonaliści Ukraińcy rozzuchwalają się coraz bardziej, napadają na Polaków, rabują, biją, podpalają domy. W tym czasie, w Sienkiewiczówce, działa grupa konspiracyjna AK a także grupa Samoobrony. Obie grupy wspiera oczywiście młody proboszcz. W tym wspieraniu Wujkowi przydaje się doświadczenie, zdobyte niegdyś w jarosławskiej szkole podchorążych.

W konspiracji Wujek przyjmuje pseudonim „Boruń”.

Kiedy ataki Ukraińców się wzmagają do wioski zaczynają napływać uciekinierzy z całej okolicy.




Tak wyglądał kościół w Sienkiewiczówce.
W czerwcu 1943 roku UPA intensywnie zaczyna gromadzić siły wokół Sienkiewiczówki. W tej sytuacji  Samoobrona podejmuje decyzję o ewakuacji. 23 czerwca 1943 roku, pod osłoną oddziału Samoobrony, wyrusza do Łucka konwój ludności polskiej . Wujek jedzie na koniu, bez sutanny ale w kapeluszu. Czuwa nad całością. Po drodze trafiają się potyczki, w jednej z nich spłoszone konie unoszą wóz z całym dobytkiem parafii, banderowcy ostrzeliwują konwój, kapelusz Wujka jest dobrze widocznym celem. Kula przeszywa kapelusz na przestrzał.

Konwój szczęśliwie dociera do Łucka.
Zrządzeniem Opatrzności Polacy opuścili tę wieś. W lipcu 1943 roku, kiedy to wybuchła Wielka Nienawiść, banderowcy z UPA wpadli do Sienkiewiczówki, spalili katolicki kościół, aptekę, stację kolejową, młyn, część opuszczonych polskich domów. Wtedy to zamordowali popa, paląc jego ciało razem z cerkwią.
Tak rezuny z UPA ukarały popa za przyjaźń z polskim księdzem – ze znienawidzonym przez nich „chytrym Lachem”, który przed zaplanowanym przez OUN – UPA „pogromem Lachów” bezpiecznie wyprowadził swoich parafian do Łucka.
Parafia w Sienkiewiczówce przestała istnieć. W Łucku Wujek zamieszkał przy Katedrze. Za jakiś czas biskup Szelążek powierzył mu funkcję proboszcza Katedry.

      
     
 Katedra Łucka


Mój Wujek zawsze był świetnym kaznodzieją. Już wtedy zapraszano go chętnie do głoszenia rekolekcji. Szczególnie tragiczne okazały się rekolekcje wielkopostne 1943 roku, we wsi Perespa, w parafii, której proboszczem był wówczas stryj mojego Wujka (i oczywiście mojego Taty), czyli brat mojego Dziadka. Cóż – księżowskie tradycje w mojej rodzinie, po mieczu, były od pokoleń.

Na rekolekcje do Perespy przybyło kilku księży.
Wujek, doświadczony już w bojach z Ukraińcami, namawia księży, by nie spali na plebanii, tylko na noc schowali się w kościele. Koledzy wprawdzie podśmiewają się z takiej ostrożności ale w końcu decydują się na taki nietypowy nocleg. I całe szczęście. Wieczorem upowcy wpadają do Perespy, zaczynają mordować ludzi, podpalają też plebanię. Dobijają się do kościoła ale ktoś ich płoszy. Rankiem w plebanijnym ogrodzie ludzie odnajdują nagie ciała dziewcząt.
Bydlaki poobcinali im bagnetem piersi.

Zdarzenie, którego nie da się zapomnieć do końca życia.

Proboszczem Katedry Łuckiej był mój Wujek do samego końca, aż do sierpnia 1945 roku, kiedy to parafię katedralną wysiedlono z Łucka. Transportem kolejowym Wujek wiózł do Polski to, co po parafii pozostało, zwłaszcza pieczołowicie ukrywany, największy skarb - cudowny obraz Matki Boskiej Latyczowskiej, Pani Wołynia i Podola.

Kapituła Łucka przeniosła się do Polski,
księża rozproszyli się po całym kraju.



       
Z Katedry Łuckiej droga przywiodła Wujka do Katedry Wrocławskiej. Cieszył się, że jest jej proboszczem ale w głębi serca nosił dawną katedrę. Po drodze do wrocławskiej katedry był a jeszcze Brzeg i święta Dorota we Wrocławiu. To  właśnie w Brzegu Wujek był tym, który protokolarnie przesłuchiwał Franciszka Gajowniczka, najważniejszego świadka tragedii oświęcimskiej ojca Maksymiliana Kolbe.

Nasz kościół to ostatni etap najdłuższy, bo trzydziestoletni.
Pamiętam, jak Wujek zapraszał łuckich księży.




Na zdjęciu Kapituła z Prymasem Wyszyńskim, rok 1970.
Cała Kapituła Łucka zjeżdżała się u nas. Z biegiem lat księży ubywało. Pamiętam, jak po spotkaniach mój Tatuś rozwoził ich najpierw po parafiach, potem po domach starców. Wielu historii wysłuchał po drodze.




To chyba koniec lat 70-tych. Kapituła Łucka na pamiątkowym zdjęciu przed wejściem do naszego kościoła. Mój Wujek to ten w okularach, drugi od prawej.
Po śmierci Wujka w osobistych rzeczach Tatuś znalazł jego łańcuch i pierścień, symbole przynależności do Kapituły Łuckiej. Odwieźliśmy zaraz te insygnia do Krakowa, tam będą świadkami czasów, które minęły.

W niedzielę TV Polonia będzie transmitowała Mszę świętą z Katedry Łuckiej. Podobno będzie tam nasz Pan Prezydent. Dla mnie to będzie niesamowite przeżycie i pewnie wielkie wzruszenie. Zobaczyć świat mojego Wujka, ostatniego proboszcza tej Katedry. Zobaczyć miejsca które kochał i wspominał całe życie




Ta Madonna to jedyna pamiątka, która mi po Wujku pozostała. Dostał ją, w dowód wdzięczności, od parafian z Sienkiewiczówki.

Wujek został pochowany z wielkimi honorami ale w starej, znoszonej sutannie. Prócz tej Madonny nie miał nic. Wisiała nad Jego łóżkiem, patrzył na nią, gdy się modlił, patrzył na nią, kiedy umierał.

Teraz Ikona wisi nad moim łóżkiem i ja patrzę na nią kiedy się modlę. Mam nadzieję, że podobnie jak Wujka, i mnie ochroni przed nienawiścią.


z refleksją polecam - Malina M*


Ten wpis opublikowałam wcześniej w starym blogu ale umieszczam tutaj bo opowiada historię ikony, która wita tutaj wszystkich wchodzących.
Do dzisiaj nie mogłam publikować postów. Spróbowałam z innej przeglądarki i się udał.
Tak to jest , nie wolno się zniechęceać
:-)

31 komentarzy:

  1. Malinko,co wojna z ludzi czyni? Smutne..

    OdpowiedzUsuń
  2. Klik dobry:)
    Dziękuję Malino, że powiedziałaś, jak tu trafić, bo ja cały czas "wazonik" widziałam.
    Komentować nie będę, bo historii się nie komentuje. Ona jest po prostu i ktokolwiek coś pamięta, powinien opowiadać, jak Ty to zrobiłaś.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak alELLU - powinien pisać i dawać świadectwo ... powinien zatrzymać się , pomyśleć o tych ludziach o ich cierpieniu ..

      Usuń
  3. Piękna historia Wujka, choć momentami straszna. Już kiedyś czytałam tę historię, wzrusza za każdym razem. Tym bardziej, że wiem z opowiadań moich Rodziców jak wtedy było.

    Widzę, że sobie poradziłaś. U JanToniego czytałam, że masz problemy. Tak trzeba się nie poddawać, trzeba być upartym... a dojdzie się do celu. ;)
    Pozdrawiam serdecznie! Halszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poradziłam sobie średnio bo muszę karkołomnerzeczy wyczyniać, żeby opublikować a i tak u Znajomych się nie aktualizuje

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy - uszanuj to miejsce i mój rodzinny wpis, nie pozwolę tu na polityczne przepychanki i rozróby, poszukaj innego miejsca

      Usuń
  5. Malinko, usadowiła się tu notka ślicznie. W linkowniach też już jest - zmiany w linkowniach są zazwyczaj opóźnione.
    Komentarz do tekstu zostawiłam na starym blogu. Tu powtórzę tylko westchnieniem: jacy piękni ludzie żyli w tych tragicznych czasach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i jakie szczęście że mogliśmy z nimi obcować

      Usuń
  6. Kolejna piękna karta historii..nie tylko Twojej rodzinnej, Haniu...ale i narodu polskiego...Już kiedyś Ci pisałam, że masz w swoim posiadaniu bezcenne pamiątki minionych dziejów...a każdej z nich przypisane jest jakieś bardzo ważne wydarzenie...które w przepiękny sposób nam przybliżasz...Myśl nad publikacją...bo na prawdę warto...To wszystko jest w sercach Twoich bliskich...trafia również tutaj..do nas...ale myślę,że zainteresowałabyś tymi tekstami niejedno wydawnictwo:) Pozdrawiam serdecznie :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz Bożenko - to wszystko jest w naszych sercach bo my rozmawialiśmy ... dawniej nie było gier internety , telewizja nie dominowała życia , ludzie interesowali się ludźmi i przekazywali sobie a to zupełnie co innego niż przeczytać czy zobaczyć na filmie

      Usuń
  7. Komentowałem na starym,
    a tu gratuluję "powrotu",
    LAW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję Jantoni
      udało się wrócić , z przebojami ale zawsze ...

      Usuń
  8. Haniu czyżby mój usunięty był ::)) Aaaaaaaaaaaaa sorki jestem na nowym blogu ide na stary ...No tak cudują z tymi blogami że można sie zatracic brrrrrrrr....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danuśka - no coś Ty !!!!
      cieszę się z każdego wpisu jak bym mogła usunąć !!!

      Usuń
  9. Trafiłam przypadkiem i bardzo się cieszę. Wpis baaardzo interesujący. Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrawiam i zaraz wyruszam do Ciebie na zwiady ...
      Cóż - przypadek rządzi ponoć światem ale ten akurat wcale nie był ślepy :-)

      Usuń
  10. :::)))) Haneczko ja przepraszam ,żartowałam::))Bo pomyliłam blogi a nie załapałam że jeden temat na dwóch blogach...:::))))))))) No to sobie wytłumaczyłam::)))))Haniu ja nie mam żadnego kłopotu na tej stronie...Może coś masz nie tak w ustawieniach ,albo spam .Czasami ten SPAM coś się panoszy i nie pozwala dodać wpisu....Jak wyczuje zagrożenie..Nie wiem od czego to zależy....Może niedługo wykasują nas całkowicie ...Ale jak na razie możemy hulać jak nie tu to gdzie indziej::))))). Ja chce zobaczyć na szwedzkiej stronie jakie są blogi ::))Ale czy uda mi się to nie wiem..buziaki::)) U nas ciągle grzeje ,każdy mówi ,że w Szwecji to niespotykane by było jak w Afryce..Przy 24 st,,taki skwar ,że każdy w cień ucieka.
    Słońce jest silne bo powietrze czyste ,dlatego przy takiej temperaturze już przypieka...ale za to ogóraski moje pięknie się zawiązały i już malutkie są::)Niech grzeje::))Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Wpisałem Haniu komentarz do tego tekstu w Twoim wcześniejszym blogu, ale ty zagłosuję. Pozdrawiam, Tomasz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKUJĘ ZA GŁOS TOMKU ... dobrze, że w głosowaniu ten temat nie zginął

      Usuń
  12. Mój wujek zaciągnął się do Legionów Piłsudskiego i wyemigrował z rodzinnego Kowla już w latach 1918-1919. Pewno tym sposobem uniknął tego co opisujesz. Pozostawił jednak sporo wspomnień n.t. kolejnego przekłamywanego tematu jakim było wyniszczanie jeńców radzieckich wziętych do niewoli po Bitwie Warszawskiej. Wydaje mi się, że trzeba przypominać prawdę - nawet jeżeli jest ona różna z różnych punktów widzenia - ale może niekoniecznie już katować się tymi wspomnieniami, jak to robią np. nasi politycy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, że prawdę należy przypominać !!!
      a politycy Anzai to po mojemy nie tyle się katują, co żerują na uczuciach i za pomocą uczuć zdobywają elektorat

      Usuń
  13. Witaj Haniu!
    Fajna historia, ale ty tylko takie opisujesz.
    Pozdrawiam serdecznie i do się zapraszam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pozdrawiam Michale , Ty zawsze masz dla mnie miłe słowo :-)

      Usuń
  14. Witam
    Przepiękny blog, ciekawe historie i obrazy. Z przyjemnością czytałam Pani wpisy.
    Pozdrawiam cieplutko.
    Zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Historia jakich wiele w naszym narodzie, nie wolno nam o tym zapominać .Nasza kultura nasze korzenie wyrastają z chrześcijaństwa , dlatego wszelkie pamiątkii materialne i duchowe powinniśmy pieczołowicie chrońić i dzielić się nimi z innymi .

    OdpowiedzUsuń
  16. Aniu ile razy bym nie czytała ,tyle razy łzy w oczach się kręcą. Historia opisana tak rzetelnie ,jakbyś to Ty miała największy w tym udział.Jak ja bym pragnęła obejrzeć film o Twojej rodzinie,która tak wiele zniosła i wiele przekazała potomkom...Aniu zbierz to wszystko w jedna całość i napisz książkę .Rozejdzie się jak bułeczki ...PANIE REŻYSERZE MOŻE PAN COŚ ZARADZI ,BO CZYTAŁAM ,ŻE ZAINTERESOWAŁ SIĘ PAN MALINKI BLOGIEM...PROSZĘ . NIECH PAN NAKRĘCI FILM O TEJ RODZINIE....Ma tak bogatą przeszłość historyczną .Pozdrawiam serdecznie..

    OdpowiedzUsuń
  17. bardzo go szanowałam i wspominam z rozrzewnieniem,on udzielał nam nauk przedmałżeńskich ,lubiłam chodzić do niego do spowiedzi .a kazania miał wspaniałe ''grzmiał'' na cały kościół ,wzbudzał wzruszenia - nieraz widziałam jak kobiety płakały podczas głoszenia z ambony ,był bardzo wyrazistym proboszczem ludzie go lubili i szanowali.Podobnie jak ja.Zawsze na Wszystkich Świętych i jeśli tylko mam okazję być na cmentarzu zapalam mu w podziękowaniu znicz i modle się za jego duszę był niepowtarzalny i oryginalny Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie a światłość wiekuista niechaj mu świeci niech odpoczywa w pokoju wiecznym Amen/

    OdpowiedzUsuń
  18. Na pewno jesteś dumna Haniu z tak pięknej postaci w rodzinie. I jest to duma w pełni uzasadniona

    OdpowiedzUsuń