wtorek, 28 sierpnia 2018

UŚMIECH NR 54

CZYLI GŁUPAWY




jak określa moja Mamcia - "na karpia"

Głupawy uśmiech, to jeszcze nic, głupawa sytuacje - to dopiero coś !!!
Najgłupsza zdarzyła mi się na policji, dawno temu. Tak nawiasem mówiąc dwa razy w życiu byłam przesłuchiwana, raz durnie wyszłam ja, drugi raz trochę, że tak powiem "dziwnie" wyszła policja.

Ten pierwszy raz :

Było to dawno, dawno temu, nie miałam jeszcze komputera, projekty rysowałam na desce kreślarskiej. Siedzę ja sobie, rysuję, jest druga w nocy, naraz czuję dziwny zapach, eeee - ktoś pewnie pod oknem tankuje samochód ... za chwilę - o, coś się pali, czy co ?! Biegnę do kuchni - nic, wracam do pokoju, a tu spod drzwi dym się wydobywa, otwieram - pali się pod moimi drzwiami, palą się obite boazerią drzwi sąsiadki ! Walę w drzwi sąsiadki, narobiłam wrzasku, sąsiadka się obudziła, zdążyła złapać wiadro z wodą, już paliła się boazeria w jej przedpokoju. Do mnie ogień tylko pod drzwi dotarł. Jakoś się uspokoiło, wróciłam do projektu. Po kilku dniach dostaję wezwanie na prokuraturę, pewnie sąsiadka złożyła zawiadomienie. Miły pan (chyba)prokurator wypytuje mnie o życie prywatne, zwłaszcza o moich ewentualnych wrogów, w pewnej chwili zaczyna zadawać bardziej rutynowe pytania :

- co pani robiła tego, a tego dnia, o godzinie drugiej w nocy?
- projekt robiłam
- a jak zauważyła pani pożar ?
- wrzeszczałam i pukałam do sąsiadki
- gasiła pani ogień ?
- tak, no ma się rozumieć ! (oburzam się)
- czym pani gasiła ?
- cisza
- czym pani gasiła ?
- cisza
- czym pani gasiła ?
- filiżanką ....

Tu zapadła dłuższa cisza ... w końcu ja wysiliłam się na uśmiech nr 54, a pan (chyba)prokurator, z dziwną miną, oświadczył, że w zasadzie, to moje oświadczenie nic do śledztwa nie wnosi i w zasadzie, w zeznaniach on może to pominąć ... Szarmancki mężczyzna, obciachu na całe miasto nie chciał mi robić, ale pewnie sobie w duchu pomyślał - słodka idiotka :) albo kompletna idiotka. Do wyboru ...

A ja straciłam głowę i serio z tą filiżanką. Drzwi na korytarz są u mnie przy drzwiach do łazienki. Na umywalce stała filiżanka, moczyły się w niej zaschnięte końcówki piórek kreślarskich. Filiżanka to było pierwsze, co mi wpadło do ręki po zobaczeniu płomieni ... no co ?! wiadro było w kuchni, szkoda mi było cennego czasu ...

Po czasie wyjaśniło się wszystko, otóż nade mną mieszkał ojciec z córką, siedemnastolatką, mama niedawno zmarła. Do córki zanęcił się, jak by to moje cioteczki określiły "absztyfikant" . Dziewczę młode, niewinne, ojciec za nic ręki córki obiecać nie chciał. Zrozpaczony absztyfikant postanowił więc się zemścić. Deczko nadużył alkoholu, po czym zabrał kanisterek z benzyną i postanowił spalić mieszkanie niedoszłego teścia. A że domofony wtedy jeszcze działały bez zarzutu i drzwi do klatki schodowej były zamknięte, to postanowił dostać się przez piwnicę. Światła na wszelki wypadek nie świecił. Niestety, z powodu wcześniejszego nadużywania kapkę mu się popierwiastkowało i źle obliczył - zapomniał, że idzie z piwnicy i pokonując dwie kondygnacje myślał, że jest na drugim piętrze, pod drzwiami wybranki, a w rzeczywistości znajdował się na pierwszym piętrze,  pod moimi ... Takim to sposobem nieszczęsny Romeo, zamiast na Julii, zemścił się na mnie. Miała spłonąć Julia, spłonęłam ja, tyle, że ze wstydu. Wyszłam przed tym miłym (chyba)prokuratorem na koszmarną kretynkę ... Jak ja to lubię !

Ten drugi raz :

Było to w czasach, gdy komputery dopiero wchodziły do użytku, a już w prywatnym biurze były ogromnym luksusem, wręcz awangardą. Mieliśmy dwa PC-ty, składaki, bardziej do ćwiczeń niż do pracy nam służyły. W końcu zdecydowaliśmy się wziąć kredyt inwestycyjny i kupić komputer z prawdziwego zdarzenia i autoryzowany legalny program Auto-CAD. Koszmarnie był wtedy drogi taki program, działał wyłącznie z kością, czyli kluczem, wkładanym do komputera, a zainstalować program przyjechał do nas przedstawiciel Autodesku. Przez pół Polski się targał. Byliśmy straszliwie dumni i nawet zapisaliśmy się na Politechnikę, na kurs komputerowy. Tak za długo to się nie nacieszyliśmy. Pewnej nocy ktoś, od strony podwórza, przepiłował kraty, włamał się i ukradł nowy komputer, oczywiście z programem i kluczem. Przyjechała policja, zrobiło się straszne zamieszanie. Policjanci zaczęli nas przesłuchiwać, mnie jeden taki zaczął wypytywać o ceny. Jak usłyszał ile komputer kosztuje, to się lekko zdziwił, jak mu powiedziałam, że w komputerze był klucz do programu, wart mniej więcej tyle, co sześć komputerów, to się zdziwił ciężko. A potem zażądał ode mnie dokładnych wyjaśnień, co zacz to ten klucz. Jak powiedziałam, że taka kość niewiele mu to dało, więc wytłumaczyłam po kobiecemu, że to taki mały dinks , takie coś, mniej więcej jak wtyczka do żelazka. 

- No coś takiego !!!! zdziwił się. I takie g**no tyle kosztuje ?!!!! 

Nooo, nie da się ukryć błysnął ! 

To jeszcze nie był koniec "zaproszono" nas na komendę, pobrać odciski palców. Jednego dnia pracownicy na drugi dzień my. Poszłam tam ze wspólnikiem. Grzecznie usiedliśmy za biurkiem, wsadziliśmy paluchy do czarnej mazi, potem odcisnęliśmy na papierze, a potem pan policjant dał nam służbowy ręczniczek i pozwolił umyć ręce. Chyba zbyt energicznie się zerwaliśmy z krzeseł, bo nagle rozległo się takie przeraźliwe iiiiiiiii... i otworzyła się szafa, stara, pamiętająca głęboki socjalizm szafa. Z szafy wytoczyła się nadpalona farelka i jeszcze jakieś rupiecie. Tym razem to pan policjant zrobił uśmiech numer 54 (głupawy), a potem wyjaśnił - proszę państwa, tu przechowujemy dowody rzeczowe .... Noooo - marnie widzę odnalezienie naszego komputera, szepnęłam jadowicie, jak tylko opuściliśmy pokój przesłuchań. Chyba ze mnie czarownica - jak przewidziałam, tak się stało. Komputer się nie znalazł, za to nasze odciski znalazły się w kartotece.


*
a teraz będzie :

UŚMIECH PRAWDZIWY
CZYLI NAJPIĘKNIEJSZY NA ŚWIECIE




.
W poniedziałek spaliłam dwie patelnie. Projekt pochłonął mnie całkowicie. Napoleon to ja, jak widać, nie jestem.  Wrrrr - poniedziałek gorszy jest od czarnego kota ! Nie wierzycie ? U mnie sprawdziło się. Dowód - w środę nadpaliłam czajnik, a w sobotę ... w sobotę masakra - spaliła się moja pieczeń na dziko ! Pachnące mięsko z sosikiem, a w nim cebulka, duuużo smażonej cebulki i liście laurowe, i ziele angielskie, i ocet, i cukier, i ach ! śmietanka, gęsta, prawdziwa ... miodzio. Ech, wszystko się zmarnowało, cała pieczeń się spaliła ! Sama się, ma się rozumieć, spaliła. Doszczętnie i na węgiel ! Spaliła się też ulubiona rynka Mamci. Czarna seria - muszę udokumentować swoją wywrotową działalność, pomyślałam, wzięłam aparat, ustawiłam "dowody zbrodni", wołam Mamcię, a Mamcia patrzy na dowody, patrzy na mnie, uśmiecha się i ...

i cieszy się że jestem ...
TO SIĘ NAZYWA MIEĆ SZCZĘŚCIE !!!

*

                          z przyjemnością polecam Malina M *                              
strona liiil   

30 komentarzy:

  1. świetny wpis Haniu, z dystansem. Mi zdarzyło się kilka razy coś spalić, na przesłuchaniach bywałem dość często (z innych powodów) a uśmiech zdarzał się , nawet ten nr 54. A ze raczej stale jestem uśmiechnięty, to już złośliwcy gubią się, czy to jest 54, czy też ten drugi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKUJĘ TOMKU ... taki komplement od polonisty to ho, ho, ho, ho !!!!! U mnie w domu często czajniki palił mój Tato. Zawsze było – Danusia spaliła czajnik, Hania spaliła czajnik, Witek spalił czajnik i … czajnik się spalił. "Się spalił" oznaczało - spalił Tato ... tak to z mężczyznami bywa – czajników nie palą :)

      Usuń
  2. Mogę Ci jedynie pozazdrościć podejścia do serii wpadek. Mnie by to totalnie zdołowało, zaś pachnącego mięska z sosikiem na zawsze odechciało.
    Mnie ostatnio także idzie jak po grudzie, a dziś czeka mnie wizyta na komisariacie policji; jestem umówiona na godzinę.... uśmiechu [nr 54] ani do śmiechu mi nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu – nie mogło mnie zdołować, musiałam moich chłopaków na duchu podnosić, najstarsza byłam

      Usuń
  3. Czyta się jak powieść sensacyjną. A Twoje spojrzenie na świat wyzwala u czytelnika uśmiech prawdziwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo – dziękuję Ewo, dla piszącego uśmiech czytającego to wielka radość. Witam w moich progach, bardzo mi miło

      Usuń
  4. Malino!
    Pieczeń na dziko!!!
    Znowu coś wspólnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech żyją KRESY ! niech żyje pieczeń na dziko, niech żyje studzienina, niech żyje kapusta faszerowana i najlepsze na świecie Kremówki od Maćkówki!

      Usuń
    2. Dziadkowie mówili jeszcze - wymiennie ze studzieniną - hyżka. To samo słowo znalazłam u Andrzeja Mularczyka i aż się popłakałam.

      Usuń
  5. Witaj Aniu.
    Fajne były te przesłuchania.
    Byłem wielokrotnie przesłuchiwany. A gdy nabijałem się z "przyjaźni" polsko-radzieckiej, to wkurzony milicjant mi odpalił. Co się k... z przyjaźni śmiejesz, czy ona nie jest taka wesoła.
    Pozdrawiam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś Michałku całkiem jak w dowcipie:

      Dwóch facetów głośno rozmawia na ulicy
      w pewnej chwili jeden wykrzykuje
      - Rząd jest do du*py !
      Podbiega do niego dwóch milicjantów
      – obywatel obraził władzę ludową,
      obywatel poniesie konsekwencje
      - Ale ja mówiłem o rządzie londyńskim
      - Dobra, dobra, już my wiemy, który rząd jest do du*py
      :)

      pozdrawiam Michała - Opozycjonistę Prawdziwego

      Usuń
  6. Jesteś śliczna Malinko, a w uśmiechu nie widzę nic głupawego. Pozostałe anegdotki bardzo zabawne, gaszenie pożaru filiżanką godne podziwu, a spalone garnki? Świetny pretekst aby sprawić sobie nowe! Na zakupy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba mnie lubisz Bet ... :)
      Tak jest Pani Koleżanko ! kurcgalopkiem do sklepu internetowego zaraz pomknę. A wiesz – mam nawet taki fajny internetowy sklep „garneczki” . Mogę sobie z nogą na kanapie przemykać między półkami i wybierać ile dusza zapragnie ...

      Usuń
  7. Oczekiwanie na radosny powrót
    spełnione.

    KROPLE DESZCZU.

    Zdjęcia Dziewcząt
    z tamtych lat - listy z przeszłości.
    Zdjęcia Dziewcząt z tamtych lat
    Pamięć.
    Krople deszczu.
    Rozkwitły maki.
    Zapłonęły czerwienią.
    Grają na strunach z promieni słońca
    rozciągniętych na ramionach tęczy,
    Krople deszczu i maki.
    Tańczą w duecie z wiatrem,
    wśród kłosów pszenicy,
    Oczarowane uśmiechem Dziewczyny
    maki.
    Uśmiech Dziewczyny.
    Zaczarowane maki.
    Pamięć.
    Krople deszczu.

    A. T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za kolejny cudny wiersz ….
      Znalazłam w Internecie przepiękne zdjęcia dawnych Brzeżan . Dusza mi się uśmiechnęła, a że zastrzeżone nie były to skopiowałam prawdziwą radością „ubiorę” w te fotografie Pana POEZJĘ …

      Usuń
  8. Przepięknie się uśmiechasz, dla mnie to uroczy uśmiech, a nie głupawy. hehe :))) Super ciekawy post. Ta filiżanka mnie rozśmieszyła, ale rozumiem. Była pierwsza pod ręką, a w takich chwilach działa się pod presją. Super piszesz, bardzo miło się czyta. Masz fajne podejście do życia. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam na Twoim blogu Agnieszko. Jesteś supr Dziewczyną - mądrą, silną i przebojową! Ty to dopiero masz dobre podejście do życia ! fajnie, że się poznałyśmy :)

      Usuń
  9. Kiedy pech, Haniu, na zawsze przestanie już Cię prześladować, to wcale nie będzie sygnałem szczęścia.
    Może to być, niestety, wstęp do... samotności!
    pozdrawiam, ściskam i niezmiennie zapraszam

    p.s. Jakie, Haniu, zabiegi stosujesz, że jesteś nadal tak piękną kobietą?! Dieta - cud, aerobic/calanetics czy praktyki magiczne?!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klaterku - pech sytuacyjny jest do mnie przypisany i gdybym się obudziła w poukładanym świecie, bez tego pecha, to bym nie była ja :)
      Zabieg bardzo prosty - kiepskie oświetlenie do zdjęcia, rzeczywistość, Klaterku, w moim przypadku, po tych chorobach , niestety skrzeczy ... ale niech jej :)

      Usuń
  10. Malinko,jesteś CUUUUDOWNA!Zakochałem się w Tobie nie od dziś,a wieki całe..A Ty nawet nie wiesz o tym..

    OdpowiedzUsuń
  11. Z tą filiżanką to nie było takie głupie... większa ilość wody mogłaby rozprowadzić płonącą benzynę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra uwaga Tetryku, tyle, że ja taka mądra wtedy nie byłam, a poza tym benzyna wsiąkła w wycieraczkę sąsiadki, ja wycieraczki nie miałam, a absztyfikant po skosie jakoś polewał ...

      Usuń
  12. Malinko,jak Ty to robisz,że wszystko,co z Tobą związane jest piękne?? No jak?? Ty jesteś piękna,Twoja Mamcia takoż też również i tak w ogóle i pod każdym innym względem..No jak tu Ciebie nie kochać..Ludzie,ratujcie mnie,bo ta kobietka mnie omotała i zauroczyła na amenus! Pomocy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Waszku - jak ty to robisz, że znowu nie wiem, co odpowiedzieć ? ... a ja gaduła jestem

      Usuń
    2. Malinko,takiej właśnie odpowiedzi się spodziewałem..Jesteś absolutnie cudowna! Choć o tym nie wiesz..

      Usuń
  13. Oj, panowie:-) Hania jest po prostu serdeczną, życzliwą światu i ludziom osobą, bez jadu i goryczy w sercu. A to co w sercu odbija się w oczach, spojrzeniu, uśmiechu. Ot i cała magia, cały sekret:-)
    Haniu - Malino, trafiłam niedawno na Twój blog. Czytam, uśmiecham się do Twoich tekstów. Zostanę na dłużej jesli pozwolisz:-)
    Marytka


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko pozwolę Marytko, ale pięknie poproszę - Zostań ! Zostań !!! Czuj się jak u siebie, spotkasz ti przesympatycznych Komentujących.

      A możesz uchylić rąbka i zdradzić jak ten blog znalazłaś ?

      Usuń
    2. Dziękuję za zaproszenie, jakże miłe! A trafiłam do Ciebie z któregoś z blogów, które czytam, ale nie pamiętam z którego:-)
      Marytka

      Usuń
  14. Przygody z milicją(czasy PRL-u) i spalonymi garnkami też miewałam. Kiedy moja matka miała dość kupowania czajników z gwizdkiem, który miał mnie uchronić przed spaleniem naczynia, zafundowała mi czajnik elektryczny samoczynnie się wyłączający. Tobie i Mamci ukłony i uśmiechy ślę, odwdzięczając się za Wasze.

    OdpowiedzUsuń