środa, 30 kwietnia 2014

ZWANA TARGOWĄ

Ratuszową a czasami Widokową 
gotycka wieża na strzegomskim Rynku
  



Projekt rewaloryzacji.
Do dzisiaj wspominam, choć minęło już tyle lat




Nie mam takiego ujęcia z czasów, kiedy po raz pierwszy pojechałam obejrzeć Wieżę, żeby dobrze przygotować się do przetargu. Zdjęcie jest późniejsze ale, mniej więcej, wtedy wyglądało to tak. Wieża obgryziona i pokryta liszajami ze wszystkich stron. Hełmu brak. Narożny budynek 46-47 w opłakanym stanie, sypiące się elewacje  a o dachach lepiej nie mówić. Budynek 48, którego tu tylko kawałek widać, goły i wesoły, całkowicie pozbawiony detalu i wszelkich ozdób. No i ten socjalistyczny kolorek, czyli paskudny buras, na dokładkę jednakowy dla  wszystkich trzech obiektów. Trochę ponuro, nie da się ukryć.


.
Dzisiaj, kiedy przechodzę obok, myślę sobie "to moje". 
Wieża po konserwacji. Narożny 46-47 otrzymał kolorystykę zgodną z pierwotną a detale poddane zostały konserwacji. Budynek 48 dostał neogotycki detal, odtworzony według ikonografii i zachowanych śladów, dostał też mocny kolor, ciemną, neogotycką czerwień, harmonizującą z czerwonymi detalami budynku narożnego. Zrobiło się tak jakoś optymistycznie. Hełm sprawił, że wieża na powrót stała się dominantą w panoramie miasta. Jest teraz bardzo charakterystycznym elementem, widocznym z bardzo daleka. Już kilkanaście kilometrów przed Strzegomiem widać połyskujący w słońcu ostrosłup.

*

A teraz tradycyjnie zacznę od początku, czyli od historii.
Blok śródrynkowy. Co to takiego, najlepiej widać na przestrzennej mapie Strzegomia. Wcześniejszych map nie ma, ta wykonana została, jak większość map dolnośląskich miast, przez J. B. Wernera w 1748 roku. 
Z historycznych tekstów źródłowych wiadomo, że Strzegom lokowany został około 1242 roku i że od razu ważnym punktem miasta stał się dość duży, w porównaniu z innymi śląskimi miastami, prostokątny Rynek a na nim centralnie położony blok śródrynkowy, czyli to, co zaznaczyłam kolorem. Mocnym akcentem bloku była czworoboczna wieża Targowa.




.
Wieżę Targową zaczęto wznosić już w czternastym wieku i już wtedy znajdowała się ona w otoczeniu zabudowy, związanej z funkcjami handlowymi. Były tam ławy i kramy kupców, handlujących chlebem, mięsem, obuwiem, a także sukiennice, budy śledziowe, dom wagi i szmatruz. W wieży, ale tylko na początku, znajdowała się siedziba władz miejskich stąd czasem, na widokach Strzegomia, wieża bywa określana jako Ratuszowa, mimo, że od wieków bezpośrednio nie styka się z Ratuszem.


WIEŻA TARGOWA

A teraz kilka bardzo istotnych dat z historii wieży:

1433 - pierwsza wzmianka stwierdza istnienie hełmu wieży.
W tekstach źródłowych znajdujemy wpis: „W tym roku, My rajcy kazaliśmy pokryć blachą ołowianą Wieżę Targową – do tego zużyto 117 cetnarów, a każdy cetnar kosztował 3 kopy halerzy a jako wynagrodzenie za każdy cetnar 15 groszy. Dlatego też pokrycie wieży kosztowało więcej niż 100 kop”
W owym czasie wieża spełniała pierwszoplanową, potrójną rolę:
* ratuszową – mieściła się tutaj siedziba wójta, areszt i archiwum.
* handlową – były tam  magazyny rynkowych sukiennic
* obronną – była świetnym punktem obserwacyjnym dla wojsk

1533 – rozbudowa wieży do wysokości 26,2 m. czyli do poziomu podłogi tarasu widokowego, przykrycie wieży hełmem o konstrukcji drewnianej pokrytej blachą, wykonanie kamiennej balustrady tarasu.

1612 - uzupełnienie balustrady dodatkowymi, ozdobnymi elementami

1672 – częściowa zmiana konstrukcji hełmu. Wieża już wtedy nie odgrywała pierwszoplanowej roli w funkcjonowaniu miasta. Zaczęła pełnić rolę zastępczą jako magazyn i jako wysoki punkt obserwacyjny w mieście. Tutaj zawieszano flagi i odgrywano hejnały podczas uroczystości w Strzegomiu, czy to religijnych czy świeckich.



Panorama Strzegomia  z roku 1738, wieża dobrze widoczna.

1733 – remont związany z tym, że podczas huraganowych wiatrów hełm na Wieży uległ częściowemu zniszczeniu a dwa dzwony urwały się, spadły na ulicę i doszczętnie rozbiły. Przy okazji remontu hełmu w ścianach wieży wybito okrągłe otworów i zamontowano zegary mechaniczne, o ponad metrowej średnicy. Poniżej zegara od strony południowej umieszczono kolorowy model księżyca, pokazujący fazy.

1828 – remont, hełm pomalowano na zielono a kulę na zwieńczeniu na złoto. Najprawdopodobniej takie kolory były również wcześniej.


.
To ujęcie od strony dzisiejszego Ratusza. Z daleka widać nasza wieżę, widać też inny, ciekawy element. Po lewej stronie Ratusza stoi pręgierz. Oj niewierne białogłowy miały się z pyszna gdy je tu przywodzono.

1910 – remont i konserwacja zegarów,




Widok wieży od strony południowej. Około roku 1910, wieża miała nadal hełm dwuprześwitowy. Do wieży przylegały od tej strony dwa dość niskie budynki, posadowione na odrębnych działkach - Rynek 46 i Rynek 47.




Po roku 1910 budynki te wyburzono i w ich miejsce powstał wysoki budynek Rynek 46-47. W takim kształcie zachował się do dzisiaj.

1945 -  podczas ostrzału artyleryjskiego jeden z pocisków zniszczył częściowo konstrukcję hełmu. Hełm pochylił się i groził upadkiem. wiosną 1946 hełm zdemontowano a trzy duże zegary rozkradziono.




Zdjęcie pokazuje jak  wyglądała Wieża Targowa  w latach siedemdziesiątych. Po hełmie ani śladu. 
Zupełnie tak samo wyglądała pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy to przystąpiliśmy do opracowania PROJEKTU. Przedmiotem opracowania była nie tylko elewacja wieży, również sposób przekrycia i zabezpieczenia wieży, słowem, wykonanie nowego hełmu.

Hełm poszedł na pierwszy ogień. I się zaczęło !!!
Z tekstów źródłowych i ze wzmianek w rozmaitych dokumentach wynikało, że w pierwszej fazie budowy wieży, czyli w późnym gotyku wieża przykryta była hełmem. Niestety źródła nic nie mówiły o kształcie przekrycia. Z opracowań historyków sztuki i architektury płynął wniosek jeden, hełm musiał być w formie stożkowej, tak jak ówczesne hełmy gotyckie. To był jeden wniosek. Z materiałów ikonograficznych, choćby takich, jak te, które przedstawiłam, wynikał wniosek drugi, mianowicie to, że później wieżę przykryto hełmem dwuprzeźroczowym. To tyle wniosków, wynikających z historii i badań. Teraz przyszedł czas podjęcia męskiej decyzji, w którym kierunku idziemy, projektując wieżowy hełm. To, co wtedy nastąpiło, można spokojnie nazwać burzą mózgów.

Burza zakończyła się stwierdzeniami :

*  mamy niestety zbyt ubogi materiał, by udało się wykonać dokładną
    rekonstrukcję  hełmu, tym bardziej, że był remontowany i zmieniany
*  rekonstrukcja na oko nie jest rekonstrukcją tylko zabawę w udawanie
    starego a to zabawa bardzo ryzykowna
*  nawet gdybyśmy zdecydowali się na taką wątpliwą konserwatorsko
    zabawę to i tak koszt jest ogromny, nie do udźwignięcia dla miasta
*  wymyślanie hełmu udającego gotycki i wzorowanie się na hełmach
    innych gotyckich obiektów  też jest wątpliwe
*  najlepiej wprowadzić formę, która nawiąże do pierwotnego, ale będzie
    zdecydowanie współczesna, bez udawania starego

Z duszą na ramieniu i współpracą Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków zabraliśmy się do pracy. Był rok 1997. Nowe technologie dopiero u nas wchodziły. Zdecydowaliśmy się na to, że zwieńczenie Wieży Targowej będzie lekką konstrukcję stalowo-aluminiową, z użyciem szkła refleksyjnego, jako wypełnienia. Nośnym elementem będzie szkielet stalowy, pokryty profilami aluminiowymi, systemowymi, mocowanymi do rur stalowych. Przeszklenie konstrukcji szkłem hartowanym, niskoemisyjnym, refleksyjnym. Takie przeszklenie nie przegrzewa się a daje ciekawe efekty zależne od rodzaju światła.




.
Tak wyglądały przekroje i rzuty najwyższych poziomów wieży. Oczywiście, jeszcze przed zaprojektowaniem hełmu.
Wieża jest obiektem w zasadzie kamiennym. U podstawy wieży, w części gotyckiej, mur wykonany jest z kamienia łamanego, granitu i bazaltu, na zaprawie wapienno-piaskowej. Jako czysto kamienny mur występuje jednak tylko do pierwotnej wysokości, czyli do 16 metrów. Powyżej, w części nadbudowanej w 1533 roku, mur wykonany jest już i z kamienia, i dużej, gotyckiej cegły. Grubość muru przy podstawie wynosi tu prawie 120 cm. Gdy idziemy coraz wyżej ściany są coraz cieńsze, aż do około 60 – 70 cm przy samym szczycie.




.
Tak wygląda w rzucie poziomym nasz projektowany hełm.
Podstawa hełmu zaprojektowana została na rzucie ośmiokąta, jako murowana z cegły, na wysokość 1.25 metra od poziomu posadzki. Wykończenie ścian podstawy, od strony zewnętrznej i wewnętrznej, przewidzieliśmy w tynku,  nakładanym „z rękawicy". Sam hełm założyliśmy na kwadracie o wymiarach osiowych 4.00m x 4.00m




Forma hełmu w kształcie ostrosłupa o wysokości  9.52m. Wieża od poziomu terenu do czubka ostrosłupa ma 35,35 m. Ponieważ hełm przekrywał klatkę schodową wieży, która miała możliwość pełnienia funkcji widokowych, a więc przewidywała dopuszczenie wprowadzenia zwiedzających, zaprojektowaliśmy wentylację i oddymianie klatki schodowej. Zgodnie z technicznymi warunkami.  




.
Klapy oddymiające i wentylacyjne umieszczone są w górnej części ostrosłupa, w formie uchylnych  okien, otwieranych elektrycznie. Widać to dobrze na zdjęciu., podobnie jak zwieńczenie hełmu elementem kielichowym pełniącym funkcję stałej wentylacji.

Pod koniec roku 1999 hełm został zamontowany.
Ale miałam pietra, że coś pójdzie nie tak !!!




Jechaliśmy do Strzegomia pełni obaw. Cała nasza trójeczka: chłopaki, czyli mój Wspólnik i Braciszek no i ja. Jeszcze kilkanaście kilometrów dzieliło nas od miasta, był pochmurny dzień, nagle słońce wyszło zza chmur. Z daleka coś zaświeciło - nasz hełm !!! Było dobrze !
Niesamowity moment w życiu projektantów.  Cieszyliśmy się jak małe dzieci. Prasa określiła nasz szklany hełm mianem "śmiałego rozwiązania" Dziennikarze nie wiedząc dokładnie, co mają na ten temat myśleć, dyskretnie zasłonili brak własnego zdania zgodą Konserwatora Zabytków na taką ekstrawagancję. Nie da się ukryć - piętnaście lat temu to rzeczywiście była ekstrawagancja. Tego, co myślą o hełmie mieszkańcy przezornie wolałam nie usłyszeć.

Po zabezpieczeniu wieży hełmem przyszedł czas na elewacje. Niestety prace elewacyjne zostały przeprowadzone dopiero po kilku latach.




To zdjęcie z roku 2001, jak widać hełm jest ale wieża obgryziona nadal.
Prace projektowe nad renowacją elewacji wieży poprzedzały, jak zwykle przy tak zabytkowych obiektach, badania stratygraficzne. Dla architekta takie badania to kopalnia wiedzy. Zawsze wypytuję kolegów konserwatorów o różne rzeczy i przy okazji uczę się przy nich sporo. Te badania wykazały, że z najstarszych, gotyckich elementów wystroju wieży niewiele się zachowało a właściwie to zachował się jeden element.a mianowicie w dolnej części elewacji wschodniej, na wysokości ok. 5 m odkryło się, spod warstwy tynku, obramienie okienne, wtórnie zamurowane, w którego świetle znajduje się teraz mniejsze okno.




Obramienie to wykonane z bloków piaskowca i ma częściowo sfazowaną krawędź  Na powierzchni piaskowca zachowane są pozostałości polichromii, jako najstarsza występuje zieleń.



Na belce nadprożowej zachował się znak, czyli gmerk kamieniarski.
Szkoda, że to jedyne tak wczesne relikty detalu architektonicznego.
Za to świetnie zachowało się późniejsze, bo póżnogotycko-renesansowe, zakończenie wieży, czyli ozdobna, kamienna balustrada. Balustrada wykonana jest w piaskowcu, w formie trójpolowych „maswerków”. Ma gładki kamienny pas nadgzymsowy, profilowany, kamienny pochwyt a także słupki narożne i pośrednie, zdobione płaskorzeźbami. Pola między słupkami wypełnia kamienna koronka o zróżnicowanych formach.


.
W obrębie jednej balustrady pola skrajne różnią się od pola środkowego. Ponadto każda z balustrad wieńczących poszczególne elewacje jest inna. Tu widzimy balustradę od strony południowej. Pole środkowe ozdobione jest uproszczonym herbem Strzegomia ze skrzyżowanymi: kluczem i mieczem. Kartusz herbowy trzymają meluzyny. Widnieje na nim rok 1612.  Po bokach znajdują się małe postaci dwóch muzykantów.


 .
To natomiast balustrada od strony zachodniej. Na słupkach możemy zauważyć renesansowe maski satyrów. Każda maska jest zupełnie inna.
Na zdjęciach dobrze widać, jak wtedy wyglądała balustrada. Elementy zachowane były w większości w złym stanie, wierzchnia warstwa kamienia zwietrzała, niektóre elementy uległy prawie całkowitemu zniszczeniu.

Badania pokazały, że tynki na wszystkich elewacjach wieży są wtórne, zachowały się dwie warstwy. Pierwsza najprawdopodobniej pochodzące z remontu w 1910 roku, druga powojenna. Ta druga to bardzo mocne, cementowe tynki. To najprawdopodobniej ta warstwa poczyniła takie spustoszenie na elewacjach. Mechanizm jest dość prosty - mocny cementowy tynk wiążąc wypija wodę z podłoża, czyli w tym wypadku wcześniejszego tynku. Wiążąc wodę osłabia tamten tynk.  Tynk zaczyna "pudrować" czyli robi się na nim miejscami taka sucha jak puder powierzchnia. Przyczepność do takiej powierzchni jest żadna więcc ten nowy i silny odpada. Nie ma lekko - sam sobie winien. Oj niestety, kładzenie mocnego, cementowego tynku na stary to bardzo powszechny ale kardynalny błąd osób, którym obce są tajniki konserwacji a które mają jak najlepsze chęci uratowania zabytku.




RYNEK 46-47

Po projekcie elewacji Wieży Targowej przyszedł czas na budynki do niej przyległe czyli  w pierwszym rzędzie na budynek nr 46-47. Wiemy, że powstał on w roku 1910, po wyburzeniu stojących w tym miejscu dwóch mniejszych budynków. Dlaczego je wyburzono, tego już nie wiemy.




Charakterystyczną cechą tego dużego budynku jest narożny ryzalit wieżowy, przykryty daszkiem wielopołaciowym, no i bardzo ciekawa, rozbudowana forma mansardowego, wielopołaciowego dachu. Ogląda się toto bardzo przyjemnie ale rysuje koszmarnie. Co kawałek inna forma. Dachów i daszków jak psów. Na elewacji to jeszcze, jeszcze, ale rzuty i przekroje ! człowiek rysuje i wzdycha, że diabli nadali tyle powydziwianych form. Obiekt jest wielobryłowy i rozczłonkowany, w górnej części bardzo rozbudowany. Widzimy tu nie tylko wielopołaciowy dach, również wykusze, wsporniki, facjaty i lukarny.




Boczna elewacja, ta od strony zachodniej, przylega do wieży, widać tu nawet drzwi wejściowe, jedyne, jakie do wieży prowadzą. Ta mała uliczka to wjazd do wnętrza bloku śródrynkowego.



.
Na tym zdjęciu dobrze widać i średni stan zachowania detali i bardzo kiepski stan dachówki karpiówki. To są detale z prawej części budynku.. Znajduje się tam wykusz dwukondygnacyjny, zakończony balkonem. Ponad nim szczyt o łamanym konturze, z tynkowymi wolutami.

Elewacja otynkowana jest gładkim tynkiem, na tynku pojawiają się elementy sztukatorskie i elementy wystroju w postaci gzymsów, opasek, płaszczyzn międzyokiennych i wolut. Okna natomiast są bez opasek okiennych, między nimi często widzimy ozdobne płyciny tynkowe.







.
W projekcie kolory przyjęłam zgodne z tymi, które były pierwotnie. Budynek stosunkowo młody, zaledwie stuletni, więc niezbyt trudno było je rozszyfrować. Na istniejącym tynku, zachowały się pod warstwami współczesnej, burej farby.


RYNEK 48

A teraz przechodzimy do trzeciego obiektu, czyli budynku numer 48.
To również narożna kamienica, tylko trochę starsza i bardzo duża. W miejscu tej kamienicy znajdowało się wcześniej kilka budynków, z których narożny, ustawiony kalenicą w kierunku wschodnim posiadał ozdobny, renesansowy szczyt. Obecny budynek powstał w drugiej połowie XIX wieku, po roku 1850. Zbudowany na planie litery L budynek posiada czteroosiową elewację południową i siedmioosiową wschodnią, obie łączą się przez ukośnie ustawioną oś narożną.


.
Na zdjęciu, wykonanym przed 1910 rokiem, a więc wtedy, gdy jeszcze istniały dwa oddzielne budynki 46 i 47, widać, że duża kamienica 48 posiadała neogotycki wystrój. Artykułowana była pionowymi, smukłymi, wielobocznymi przyporami, zwieńczonymi pseudogotyckimi wieżyczkami. Były też cienkie poziome gzymsy, okna posiadały profilowane opaski i pseudogotyckie naddasznice (odcinki gzymsu nad oknami). Prawdopodobnie taki wystrój nawiązywał on do neogotyckiego wystroju, jaki w tym czasie posiadał strzegomski Ratusz.




Tak "rewelacyjnie" wyglądała ta kamienica, kiedy przystępowaliśmy do projektu wiosną 2004 roku. Absolutny bezstylowy "modern" Cud miód i łzy.




Wraże poniemieckie ozdóbki wytrzebione do ostatniej. Nie ma niczego, co by przyciągnęło oko, no może neogotyckie wieżyczki na zakończeniu pionowych przypór, ale przypory w kolorze tła więc ich i tak nie widać. Tynki wygładzone, kolory tragiczne czyli szare burasy. Smętkiem zionie na dwa kilometry.




.
A teraz projekt. Jaki był kolor pierwotny tego nie wiadomo, bo się nic nie zachowało, więc sobie tu trochę zaszalałam i wybrałam ostrą neogotycką czerwień. Popatrzcie na parter - między wystawami jest taki niewielki, jak widać oświetlony reflektorkiem, element. To mój pomysł. Ponieważ ściana była w tym miejscu pusta i znajdował się tam tylko dolny fragment piaskowcowej opaski zaproponowałam, by wmurować tu przepiękny gotycki fragment portalu. Fragment ten znajdował się na tylnej elewacji kamienicy. Dość przypadkowo wmurowany w ścianę.


.
Jest to późnogotyckie, kamienne nadproże portalu wyprofilowane w kształcie łuku kotarowego z łacińską inskrypcją: O REX GLORIE VENI CU[M] PAC[E]. " o Królu Chwały przybądź z pokojem" Portal, jak widać, był w opłakanym stanie. Mocno uszkodzona górna krawędź detalu, w tym część inskrypcji, powierzchnia piaskowca zaciapana zaprawą cementową. Ale od czego złote ręce konserwatorów. Teraz, po konserwacji, portal cieszy oczy i wszyscy mogą go podziwiać, tym bardziej, że strzegomski Rynek ubożuchny jest w zabytki. Dawne domy podcieniowe przestały istnieć, ich miejsce zajęła wielka płyta. Kamienice zabytkowe, które się zachowały w większości straciły wystrój .

*

Na koniec jeszcze dwa zdjęcia. Znalazłam je w internecie. To pierwsze pokazuje "mój" fragment bloku śródrynkowego w śnieżnej szacie. Tak jakoś urokliwie wygląda a do tego, ktoś miał oko i dobry obiektyw, świetnie widać perspektywę i otoczenie.




To drugie, poniżej, bardzo przypadło mi do gustu. Dlaczego ?

.
Otóż dlatego, że wprawdzie zdjęcie nie jest moje ale za to wszystkie obiekty na nim się znajdujące wyszły spod mojej ręki, począwszy od wieży Targowej, narożnego budynku 46-47, neogotyckiej, również narożnej, kamienicy 48, budynku 49, tego w ciepłej kremowo-ugrowej tonacji, aż po oliwkowy budynek strzegomskiego Ratusza. Ale Ratusz to już temat na całkiem inne opowiadanie.

*

                     z przyjemnością  polecam  Malina M *                         

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj

sobota, 26 kwietnia 2014

PO TĘCZY

pójdę piechotą do Twojego nieba
po miłości dojdę do Twojego światła


.
Na brzegu tęczy zostawiłeś mi barkę
na brzegu miłości zostawiłeś nadzieję
i jeszcze adres do domu Ojca
z uwagą, żebym nie zgubiła

Pokazałeś jak rozpacz czarną
w siedem kolorów światła zamienić
i siedem cudów przebaczenia
i jeszcze ósmy cud przemiany

Na brzegu tęczy znak mi postawiłeś
drogowskaz do mojego serca
miłosierdzie przed sprawiedliwością
uschnięty krzew i kwitnący figowiec

Jak mam iść, żeby pójść za Tobą
na drugi brzeg niebieskiej tęczy
gdzie mądrość nigdy nie więdnie
a miłość nie umiera

Miłość i odpowiedzialność.
trud istnienia i ból egzystencji
pytanie o sens cierpienia
i granice nadziei wbrew nadziei.

Chociaż odszedłeś,
zostało wołanie o świętość
i dróg tysiące, co prowadzą 
do domu, którego adres
zostawiłeś nam odchodząc


*

* zdjęcie podwójnej tęczy nad Sudetami oczywiście jest moje tylko sobie 
  pozwoliłam "dokleić" postać Ojca Świętego


                     z przyjemnością  polecam  Malina M *                         

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj

sobota, 19 kwietnia 2014

CIESZMY SIĘ !

 Chrystus Pan Zmartwychwstał !



Prawdziwie z martwych powstał !


Tak odpowiem gdy wrócę w Niedzielę Wielkanocną z Rezurekcji . 
Tak odpowiadało się w moim domu, odkąd pamiętam, chyba od zawsze .
Ale to będzie dopiero jutro. Dzisiaj czas na świąteczne pisanki. Najpierw pracowicie zafarbowałam jajeczka a potem jeszcze bardziej pracowicie wydrapałam wzorki. A na koniec poprosiłam pisanki o szeroki uśmiech do obiektywu ... pstryk ! pstryk ! i niech cieszą oczy moich przyjaciół !



Wszystkim Blogowiczom
ŻYCZYMY RADOSNYCH ŚWIĄT
Zmartwychwstania Pańskiego

Niech światło Nocy Paschalnej przemienia nasze serca.
Niech napełnia je odwagą, radością, nadzieją i pokojem.
Niech daje nam wszystkim siłę przebaczania ...

Hania i Danusia


A poza tym, to obie z Mamusią Danusią, życzymy jeszcze w obfitości :
szalonych kurczaków, brykających baranków, kolorowych pisanek
i wspaniałych bab .... tych ostatnich nie musi być siedem.


Nie byłabym sobą gdybym w tym miejscu nie dodała drobnej uwagi : figura Chrystusa Zmartwychwstałego wyszła spod mistrzowskiego dłuta Michała Ignacego Klaahra Młodszego. Piękna jest.

*

                     z przyjemnością  polecam  Malina M *                         

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj

czwartek, 17 kwietnia 2014

SIEDEM BAB I KWICZOŁ

a dokładnie mówiąc pasztet z kwiczoła
i  cudowna, przedwojenna książka kucharska mojej Babci.


 

Babcia przywiozła ją z rodzinnego domu, ze Złoczowa.
Zawsze o tym myślałam, kiedy brałam ten poradnik do ręki, otwierałam pierwszą stronę a tam data 1921. Kiedy książkę wydano babcia miała 17 lat i poznawała tajniki docierania do serca mężczyzny przez żołądek.




To książka mojego dzieciństwa. Zawsze ciekawiło mnie jak się kiedyś gotowało. Czytałam książkę, od deski do deski, dziesiątki razy. Lubiłam te tajemnicze nazwy : kierzonki, garnce, kwarty, łuty, ćwierci, funty, czy mięszanie. Lubiłam tajemnicze przepisy, jak choćby ten, przepis na wykwintny pasztet hmmmm - z kwiczoła.




.
Wziąć dwanaście sztuk kwiczołów, poodcinać im główki i uda i na parę godzin je zamarynować, zacisnąwszy sokiem cytrynowym, siekaną szalotką, solą i prowandzką oliwą. Brzmi jak ... no nie wiem jak co, może jak poezja a może jak kryminał, z tych starych, szacownych, z myszką.




.
Albo taki pasztecik w papilotach. Kto dzisiaj papilotów używa ?
Ech, czasy minione ale czy pod  względem papilotów słusznie, to nie jestem taka pewna. Jak w czasach studenckich my, cztery dziewczyny mieszkające na prywatce, zakręciłyśmy włosy na papiloty to było na co popatrzeć, oj było, a przy okazji się pośmiać.

A teraz  baby !!! wielkanocna tradycja mojego domu..
Siedem babek : małych, dużych i średnich - wielkanocnych, słodkich, pachnących, drożdżowych, z rodzynkami wielkimi jak śliwki.




.
Moje Święta zawsze pachną dzieciństwem i tradycją ...

Babki piekł mój Dziadziu. Dzielnie pomagała mu Mamusia Danusia. Tatuś, zagorzały przeciwnik pieczenia, snuł się po domu i marudził a na koniec, jak zwykle, grzązł w swoich uczonych książkach i dawał reszcie domowników spokój. Dla nas, dzieci, pieczenie to był prawdziwy raj. Już dwa dni wcześniej byliśmy grzeczni, niczym aniołowie niebiescy, żeby tylko nam pozwolili nam pomagać. W kuchni stała poniemiecka kuchnia kaflowa, paliło się węglem i drzewem. Babki piekło się w dobrze nagrzanej rurze, tak wtedy nazywaliśmy piekarnik.


.
Najpierw rozpalało się pod kuchnią, żeby było ciepło. Potem trzeba było z drożdży, ciepłego mleka, cukru i odrobiny soli zrobić rozczyn. Ustawiało się go na ciepłym przypiecku i czekało aż wyrośnie. Mieliśmy wtedy cichutko siedzieć w kuchni i nie przeszkadzać. Wybałuszaliśmy więc oczęta, żeby rozczyn zaczarować i żeby szybciej wykipiał. Jak zaczynały pachnieć drożdże czuło się, że to już święta.

Czasem mogliśmy ucierać żółtka z cukrem. Braciszek trzymał z całej siły makutrę a ja tarłam, aż pot zalewał mi oczy. Potem, w nagrodę, braciszek wylizywał makutrę a ja gałkę. Była to oczywista czarna niesprawiedliwość bo na gałce dużo mniej było kogla-mogla. Ale cóż - zgodnie z panującym przesądem ten kto wylizuje gałkę będzie miał łysego męża. Siłą rzeczy łysy mąż nie mógł przecież przypadać na mojego braciszka. Dziadziu brał duży szaflik, ten w którym zwykle myło się naczynia, wsypywał przesianą mąkę, potem wlewał rozczyn, utarte żółtka, rozpuszczone masło i smalec a na koniec ubite białka, dodawał też ulubiony przez nas specjał – namoczone wcześniej rodzynki. Potem następował rytuał miszenia ciasta. Nie żadnym tam takim robotem - silną męską dłonią! Ciasto misiło się bitą godzinę, nie było zmiłuj, ciasto musialo idealnie odstawać od ręki ! A w kuchni upał jak na Saharze w samo południe. Potem ciasto odstawiało się na bok, przykrywało białą ściereczką i ciasto rosło. Rosło tak ponad godzinę.

Potem Mamusia brała garnki, smarowała je masłem i do połowy napełniała ciastem, przykrywała ściereczkami i ciasto w garnkach znowu sobie rosło, rosło, rosło aż urosło pod wierzch, wtedy smarowała wierzch białkiem i wsadzała babki do rury. Nooo – rośnięcie ciasta to było dla nas cierpienie, w żadnym wypadku nie można było wtedy biegać po domu, otwierać drzwi do kuchni, trzaskać innymi drzwiami, nie wolno było nawet krzyknąć, żeby babki nie siadły.

Bo gdyby tak babki siadły - to po Wielkanocy !!!



.
W czasie pieczenia ciasto oczywiście wyłaziło poza garnek i tworzył się piękny grzybek. U nas zawsze babki wielkanocne piekło się w garnkach. Zawsze miały kształt grzybków. Po upieczeniu babki stały jeszcze, czas jakiś, spokojnie, na przypiecku i dochodziły. Potem Mamusia wynosiła je do sypialni i wykładała do góry dnem na poduszkę, to znaczy na pergamin wyłożony na poduszce. Te babki były bardzo długo świeże.
A prawdę powiedziawszy to nigdy nie zdążyły powysychać, bo zajadaliśmy się nimi bez opamiętania.





.
W dzieciństwie uwielbiałam podglądać jak się piecze, potem sama piekłam. W tym roku nici z pieczenia, poparzyłam się wrzątkiem, bąble na mojej ręce mają wysokość jednego centymetra. Zresztą od lat mój Braciszek piecze tradycyjne baby, więc się z nami podzieli. 

Wkleiłam tu kilka zdjęć starych, pożółkłych i potłuszczonych kartek z babcinej książki. Jest na niej nawet odręczny przepis Dziadzia jak zrobić miksturę do odnawiania mebli. Ech, kto dzisiaj wie, co znaczy słowo cynkwajs ? Kto zaciska sos cytryną albo używa oliwy prowandzkiej ? Świat jest już inny i słowa inne, i pewnie ludzie inni ale w moim domu do dzisiaj ciasto się „misi”, żółtka uciera „gałką” w makutrze a siedem babek wielkanocnych to jak dwanaście potraw wigilijnych - być musi!

Tylko przypiecka i rury już nie ma.
Jest współczesny elektryczny piekarnik. Taki niby ósmy cud techniki,, najeżony elektroniką i mnóstwem skomplikowanych funkcji.
A babki cóż – staroświeckie! W rurze czuły się lepiej,
na przypiecku szybciej „dochodziły do pełnoletniości”.


*

                     z przyjemnością  polecam  Malina M *                         

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj


sobota, 12 kwietnia 2014

OCZY PEŁNE NIEBA

przydrożna, ubożuchna, kapliczka
w niej zapomniany czeka Chrystus




Wiek mija za wiekiem, cierń wrasta za cierniem.
Ktoś zostawił tu serce, ktoś warkocz złoty,
ktoś łzy porozrzucał, jak białe dmuchawce.

A potem odszedł, cząstkę nieba zabrał se sobą
i pytanie: dlaczego zbyt mało mnie kochasz ?
Na brzegu serca przysiadło sumienie ...
odejdzie stąd lekkie, jak pióro dmuchawca




Przydrożna, ubożuchna, kapliczka.
Zgarbiona staruszka, z naręczem grzechów,
ubrana w śmieszny, wiekowy kapelusz,
co się przekrzywił, tak jakoś, na opak




Serce jak drzwi ma, szeroko otwarte.
Wiatr porywa modlitwy, jak wstążki,
fruną do nieba, a potem spadają chlebem
i przysiadają na pomarszczonej dłoni.

Chrystus o oczach pełnych nieba
nie przestaje czekać ...


*


Wszędzie można je spotkać. Czasem zapomniane przez świat i ludzi a czasem kochane, wyklęczane i wymodlone. Moje serce lgnie do tych ubogich kapliczek ... Smutno mi, że niszczeją ale takie wiekowe i nadgryzione wydają się prawdziwsze, naznaczone miłością, cierpieniem, szczęściem i biedą. Cieszę się, gdy gdy czuję tu obecność ludzi. Nie przeszkadzają mi ani sztuczne kwiatki, ani koszmarne znicze ... to modlitwa, kawałek cudzego serca ... jest piękne innym pięknem.


*

                     z przyjemnością  polecam  Malina M *                         

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosuj