ptaki fruwają, chrząszcze brzmią w trzcinach
a szanujący się mieszczuch co robi, gdy w sercu maj ?
no, co robi ?
Szanujący się mieszczuch zaczyna marzyć o jednym. Ech, wyrwać się z
zamkniętego pudełka, nabrać w płuca powietrza ! oddychać ! oddychać ! Usiąść na kawałeczku trawy i
niech tam nawet gad użre ! na zdrowie !
Tak było, jest i będzie.
Lata lecą, czasy się zmieniają ale szanujący się mieszczuch wcale. Bo
majówki Kochaneńcy, to wcale nie nasz wymysł.
Na majówki jeździło się już od niepamiętnych czasów. Najlepiej do wód.
Na tym urokliwym, przedwojennym, zdjęciu moja Mamusia, mała wesoła dziewczynka,
zażywa świeżego powietrza na rodzinnej majówce. U wód. A ta wielka szumiąca woda to
wodospad Zarwanica niedaleko Złoczowa.
Ech - piękne były wtedy majowe Kresy ... zwłaszcza gdy sady zakwitły.
.
Bywało, że takim powozem do tych "wód" się jechało
Fiakier na
koźle, latarnia wypucowana, panie z parasolkami a panowie w kapeluszach. I
koniecznie hmmm, suknie prosto od modystki ! To dopiero były wymysły i
fanaberie. Szkoda, że jeszcze w krynolinach i we frakach na tę łąkę nie
jechali … w sam raz na krowie placki. A tenisówki, spodenki i
wyciągnięty sweter to nie łaska ? Pełen luz, a nie takie tam sukieneczki
w kropeczki i majteczki po samą szyję. Upss, przesadziłam – po szyję nie, ale czy przypadkiem po kolana to już nie jestem pewna.
Lata lecą, czasy się zmieniają a szanujący się mieszczuch wcale. Bo jak
już te wody mu się nudzić zaczynały to innych rozrywek majowych szukać
zaczynał. Rodzinnych, ma się rozumieć. A co się wtedy robiło, gdy rodzinną rozrywkę znaleźć się chciało ?
.
Ano, moi kochani, wtedy: się zamawiało furmankę u gospodarza,
się pakowało na furę z całym dobytkiem i dobrodziejstwem inwentarza,
się wyruszało w plener, na wieś, do lasu, nad rzekę, gdziekolwiek, byle
dalej od rozgrzanych murów miasta. Jak to się dzisiaj mówi (brrrr) - jakiś
trawing, jakiś kocing a nawet jakiś łomżing. Lata lecą, czasy się zmieniają a szanujący się mieszczuch wcale. Szanujący się mieszczuch na majówce jeść musi ! skąd niby te dzisiejsze grillowania ?
Takie, na przykład, śniadanko na trawie.
Ach, te koszyki pełne wałówki. Nigdzie przecież tak chlebuś nie smakuje
jak pod sosnami. Nigdzie pieczeń tak nie pachnie. Zupełnie jak dzisiaj. Tylko wąsów dzisiaj jak na lekarstwo. Ale im smakuje !!! Przedwojenna kiełbasa do dzisiejszej całkiem
podobna. Przynajmniej na
oko. A może nie ? Może się mylę ? może to nie kiełbasa, może to tylko przedwojenny salcesonik ? Ten pan w ciemnym garniturze to mój Dziadziu,
obok dziewczynka z wielką kokardą to moja Mamusia Danusia a obok niej
Babcia.
.
Obiad to była sprawa skomplikowana. Obiad się zamawiało w karczmie, u Żyda. U Żyda wiadomo - jedzenie pycha a i łomżing nie do pogardzenia. Dla
wygody, przed obiadem, Żyd stół przed karczmę wystawiał i było wesoło. Nawet smaczne
kąski dla psa gdzieś się znachodziły. Bo pies dla mieszczucha zawsze był bardzo ważny. Dzisiaj też.
.
Kocing rodzinny nad wodą. Pradziadzio Franciszek, ten, co zmarł później na Syberii, w najlepsze ogrywa swoje dwie córeczki. Córeczki niezbyt zmartwione, bo maj w głowie panien się maił ... a wiadomo - kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma ... nooo, tego bożek Amor nie omija.
.
Tutaj, dla odmiany, trawing taki bardziej artystyczny.
Zdjęcie dużo
wcześniejsze, z czasów gdy moi dziadkowie dopiero zaczynali nieśmiało
myśleć o wspólnym życiu. A na zdjęciu cyganeria, lekko zbuntowana
"młodzież" czyli panienki i
kawalerowie, modnie ubrani, z nieodłącznym, modnym papierosem. I te
instrumenty muzyczne ! Bo na trawingu zawsze się śpiewało. I na
patriotyczną nutę, i na liryczną, i na niezbyt przyzwoitą też. Ciekawa
tylko jestem jak grał ten patefon. Na baterie chyba nie był ??? Pewnie nakręcany na korbkę.
Ta szczuplutka pani, pierwsza od lewej, to moja Babcia,
po prawej Dziadziu i mała Danusia
Piękne były wtedy majowe Kresy ... zwłaszcza gdy wiśnie zakwitały. W Złoczowie wiśni w ogrodach zatrzęsienie. A dookoła Złoczowa jary i kwitnące sady. Woroniaki i Zazule. Na Woroniakach dziadziu pszczoły u gospodarza trzymał. U serdecznego przyjaciela z czasów wojny. Gdy przychodziła wiosna zabierał Danusię do Jasunia . Tam, na wsi, dla małej dziewczynki był raj. A jeszcze Jan, znaczy Jasunio miał dzieci w tym samym wieku. To dopiero się działo! biedne pszczoły ...
Niestety, te majówki na zdjęciach, to ostatnie takie szczęśliwe wycieczki. Minęło kilka miesięcy i mała dziewczynka z fotografii radośnie wołała
biegając po ogrodzie – tatuś, tatuś, z nieba lecą srebrne cygara ! Cygara spadły, miały zapach fosforu. W proch zamieniły tamten świat. I nie było już powozu i stangreta, ani śmiesznych koronkowych parasolek, ani sukieneczek w kropki, ani majtek do kolan. I nie było Kresów. Została tęsknota. Wracam uparcie do tamtego świata. Do świata, który jest cząstką mnie. Jest coś takiego w mnie, że chociaż tu się urodziłam tam ciągnie mnie jakiś niewidzialny magnes. I tylko czasem tłucze mi się po głowie myśl uparta: żebyśmy tak tu i teraz potrafili docenić dary losu …
*
Ech majówka !
ptaki fruwają, chrząszcze brzmią w trzcinach
a szanujący się mieszczuch co robi, gdy w sercu maj ?
no, co robi ?
ano siedzi przy komputerze
i opisuje co robił drzewiej jego
szanujący się przodek
*
DZISIAJ DZIEŃ FLAGI
zapraszam serdecznie na mój blog polityczny:
z przyjemnością polecam Malina M *
strona liiil