środa, 24 lutego 2016

OJ TAM, OJ TAM

 



 zarzekałam się, że już nie będę brała udziału w konkursie na blog roku. Szans żadnych nie mam, ale ... no właśnie, to "ale" przeważyło. Z ciekawości wlazłam wczoraj na stronę konkursu, zobaczyć co tam, kto tam i od razu mnie coś ukąsiło .... ooo -  czasy są jakie są, ludzie bardzo rozpolitykowani, nie może być tak, że nas tam nie widać, że i w blogach też nocna zmiana zaszła. Natychmiast postanowiłam swój polityczny zgłosić.  Halo - jesteśmy ! mamy coś do powiedzenia ! zwłaszcza teraz, gdy nasze świętości się szarga. Zgłosiłam. Kto politykę lubi - zapraszam.






A potem to już "zażarło" czyli po sznureczku mi poszło ...

Najpierw zgłosiłam ppoetycki blog, który redagujemy wspólnie z AT. Ten kresowy świat, chociaż fizycznie go już nie ma, nie może przejść w niebyt. Istnieje, bo jest w naszych sercach, w pięknych wierszach. Chciałam pokazać ... może się uda. Proszę pięknie o głosy, to głosy na naszego Kolegę AT, wspaniałego kresowego poetę, który i tutaj często zostawia nam swoje utwory. Moich wierszy tam prawie nie ma.





Później oczywiście ten blog. To już tradycja. Pierwszy raz wystartowałam w 2011 roku ... hmm - 5 lat, jubileusz. Chwalić się nie ma czym, bo raczej jubileusz porażek, oj tam oj tam ... ważne żeby biec, po drodze ważniejsze rzeczy się zdarzają, niż na mecie. Pamiętacie nasz Order Życzliwego Bratka ? powstał w podziękowaniu za morze życzliwości, które się tu z racji konkursu wylało. Hej Bratki z malinowej rabatki ...






I jeszcze TEKST ROKU to dla mnie bardzo osobista i ważna kategoria, bo zgłosiłam historię rodzinną, może jeszcze ją pamiętacie?


 .




Fragment :Wielu z nas ma swoją Syberiadę.
Pożółkłe listy stamtąd, strzępy telegramów, jakieś fotografie a w nich zapisana miłość Ojczyzny, wielka tęsknota, czasem strach, czasem ból a czasem zwykłe zmartwienie jak przeżyć, jak znaleźć cokolwiek do zjedzenia, jak się ogrzać, jak kontakt ze swoimi nawiązać. Moja Syberiada to historia pradziadka Franciszka Zielińskiego, jego córki Wandzi Zielińskiej, jego syna Stasia Zielińskiego i jego wnuka Zbysia Zielińskiego. Właściwie są to dwie powiązane ze sobą historie ...


*

Konkurs ruszył. Trwa do 1 marca. Podam jeszcze kilka uwag:
W przypadku wysłania SMSa spoza terenu Polski, operator sieci gsm może naliczyć dodatkową opłatę roamingową. Jako odpowiedź na wiadomość SMS  z systemu Organizatora odsyłany jest SMS z potwierdzeniem numeru blogu i podziękowaniem.
Można z jednego telefonu głosować na dowolną ilość blogów. Na konkretny blog tylko raz.

Wciągu trwania konkursu na stronie blogu będą pojawiały się się turkusowe kuleczki, w zależności od ilości głosów.
- Jeżeli blog otrzyma od 1 do 5 głosów - 1 kulka
- Jeżeli blog otrzyma od 6 do 50 głosów - 2 kulki
- Jeżeli blog otrzyma od 51 do 250 głosów - 3 kulki

Hmmm - będą albo i nie będą. póki co moje blogi czyściutkie jak ta łza :-)

Konkurs ruszył, a ja, jak zwykle, uśmiecham się o głosy.
Oj tam, oj tam, może i jestem jak mała dziewczynka, ale od teraz, dwa razy dziennie będę zaglądała pod podane wyżej linki no i oczywiście będę liczyła turkusowe kuleczki ...

podoba się ? nie podoba ?
lubią ? nie lubią?


*


                       z przyjemnością polecam  Malina M *                          


strona liiil  

poniedziałek, 15 lutego 2016

A WSIO TAKI ŻAL

Co było nie wróci i szaty rozdzierać by próżno,
Cóż każda epoka ma własny porządek i ład
A przecie mi żal ...



.
Ech, młodości żal. Kto z pokolenia "dziesiąt+" nie słuchał w młodości Okudżawy ? nie śpiewał Okudżawy ? Kto nie miał takiej płyty i adaptera Bambino ? Zdzieraliśmy te płyty do nieprzytomności. Okudżawą się kochało, Okudżawą się tęskniło, Okudżawą się marzyło, Okudżawą się buntowało. Dla wielu z nas to była cząstka młodzieńczej duszy. Mnie akurat ta cząstka zachowała się do dzisiaj. Niestety, nie zachowała się moja kochana płyta, historia „uniosła ją w dal” Jak mawia znajomy ksiądz, dusza ludzka jest nieśmiertelna, cała reszta się niszczy. Wystarczy jednak wejść w świat wirtualny, tu duszę można zgubić, ale przedmiot, przedmiot znajdzie się zawsze. Fotografia się znalazła.

Do czego zmierzam przez te krzaki ? ano zmierzam krętą drogą wprost do fantastycznego wydarzenia związanego z Bułatem Okudżawą:

III MIĘDZYNARODOWEGO 
FESTIWALU PIOSENKI POETYCKIEJ, 

Wydarzenia fantastycznego ze wszech miar. Duszą i główną „sprężyną” tej imprezy jest Pan Anatol Borowik – pasjonat, wielbiciel i wykonawca utworów Mistrza Bułata. Prawie z niczego, a głównie z pasji i energii swojej i małżonki, rozkręcił całkiem dużą, międzynarodową imprezę, bo w ramach Festiwalu wystąpiło wielu artystów z Ukrainy, Białorusi i Rosji. Były też rewizyty i występy np. w Moskwie. Nie ma w tej chwili w Polsce drugiej takiej inicjatywy, która by tak bardzo zbliżała ludzi, niezależnie od pochodzenia i zapatrywań. Bo piosenka łączy ludzi, a piosenka poetycka w szczególności !


Nic bym o tym festiwalu nie wiedziała, gdyby nie Kolega - Kneź Okrutnik. Wchodzę ja na Kneziowisko, TU czytam i oczęta mi się okrągłe robią:

To jest to !!! To jest mój świat. Okudżawa !
Hmm, to jest mój świat, ale czy długo jeszcze będzie ?


 .

Kneż Okrutnik, od którego nasza blogowa akcja się zaczęła to miłośnik i bywalec Festiwalu. A wszystko zaczęło się od tego, że pewnego dnia, na FB , Kneź Okrutnik wyczaił taką oto notkę:

W związku z brakiem finansowania zmuszeni jesteśmy podjąć decyzję bardzo bolesną dla nas. Musimy zrezygnować z organizacji Koncertów Towarzyszących III Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Poetyckiej im. Bułata Okudżawy w Toruniu i Lublinie. W mocy mam nadzieję pozostanie Konkurs i Koncerty Galowy w Hajnówce, Białymstoku, Szepietowie i Sokółce. Prowadzę jeszcze rozmowy z władzami Warszawy…

Nooo – kiepsko !!! Nawet bardzo kiepsko !!! Ale Kneź by nie był Kneziem Okrutnikiem, gdyby nie potrafił zaradzić. Zebrał towarzystwo blogowe. Z pełnym uszanowaniem, chwycił nas za twarz, do rozumu nam przemówił i mamy BLOGOWĄ AKCJĘ. Piszemy notki, publikujemy, zachęcamy. Jest nas coraz więcej ale to kropla w morzu, żeby skałę wydrążyła potrzeba jeszcze tylu, tylu, tylu kropelek… WAS POTRZEBA. Hej życzliwe bratki, z malinowej rabatki, hej inne sympatyczne kwiatki – do blogowania marsz !




Tu w ilości siła. Nasze koleżanki i koledzy już napisali. Proszę bardzo :

KNEZIOWISKO - http://www.kneziowisko.pl
MARCHEVKA - http://marchevka.blogspot.com
KLARKA MROZEK - http://klarkamrozek.blogspot.com
BABA ZE WSI - http://marszewskakolonia.blogspot.com
MISSJONASCH - http://missjonash.blox.pl
BABCIA BEZ MOHERA -  http://babciabezmohera.blox.pl
WACHMISTRZ - http://pogderankiwachmistrzowe.blogspot.com
VULPIAN - http://vdn.blog.onet.pl.
TATUL - http://tatulowe.blog.onet.pl
DUDI - http://dudi.blog.pl - a-bulat-patrzy
SZCZUR Z LOCH NESS - http://szczur-z-loch-ness.blog.onet.pl
DANKA SKANDANITA - http://meszek.blogspot.com/
LAURA KRYSTYNA - http://krystynar.bloog.pl
DAMIAN - http://potluczoneszklo.bloog.pl

To tylko blogi, które znam i odwiedzam.


na marginesie
TRZY KROKI WSTECZ


Cofnę się teraz do studenckich lat. Mieszkałyśmy „na prywatce” w piątkę. Pięć dziewczyn, z czego tylko ja na politechnice, pozostałe to humanistki. I super ! Benia, delikatna dziewczyna o pięknym głosie, studiowała filologię rosyjską. Ech, to ona zaraziła nas piosenkami w ojczystym języku Mistrza. Fakt, język wraży, ale w poezji i pieśni „duszoszczipatielnyj” aż miło. Płynie sam. „A wsio taki żal” … zawsze tak śpiewałyśmy. Bo wtedy się śpiewało, nie tylko przy ognisku, w domu też. Wystarczyła gitara i już .


Co było nie wróci i szaty rozdzierać by próżno,
Cóż każda epoka ma własny porządek i ład
A wsio taki żal, że tu w drzwiach nie pojawi się Puszkin,
Tak chętnie bym dziś choć na kwadrans na koniak z nim wpadł

Dziś już nie musimy piechotą się wlec na spotkanie
I tyle jest aut, i rakiety unoszą nas w dal.
A wsio taki żal, że po Moskwie nie suną już sanie
I nie ma już sań, i nie będzie już nigdy, a żal.

Pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza,
Pojętny mój wiek, zdolny wiek mój chcę cenić i czcić.
A wsio taki żal, że jak dawniej śnią nam się bożyszcza
I jakoś tak jest, że gotowiśmy czołem im bić.

No cóż, nie na darmo zwycięstwem nasz szlak się uświetnił
I wszystko już jest: cicha przystań, "non iron" i wikt,
A wsio taki żal, że nad naszym zwycięstwem niejednym
Górują cokoły, na których nie stoi już nikt.

Co było - nie wróci. Wychodzę wieczorem na spacer.
Spojrzałem na Arbat i ech, co za gość !
Rżą konie u sań, Aleksander Siergie(je)wicz przechadza się,
Ach, głowę bym dał, że już jutro wydarzy się coś.


*

To oczywiście nie ja, to moja bratanica Marzenka. Marzenka cudnie gra na gitarze, ma muzyczne wykształcenie, chociaż studia skończyła techniczne. Ech chciałabym tak grać! Chciałabym zresztą grać jakkolwiek, ale … no właśnie. Tak to z gitarą w moim przypadku jest, że grać, nie gram, ale kochać, kocham. A już Okudżawę, to okrutnie.



.
Pierwsza miłość z wiatrem gna, z niepokoju drży
Druga miłość życie zna i z tej pierwszej drwi
A ta trzecia jak tchórz w drzwiach przekręca klucz
I walizkę ma spakowaną już.

Pierwsza wojna - pal ją sześć, to już tyle lat
Druga wojna - jeszcze dziś, winnych szuka świat
A tej trzeciej co che przerwać nasze dni
winien będziesz ty, winien będziesz ty.

Pierwsze kłamstwo, myślisz: Ech, zażartował ktoś
Drugie kłamstwo - gorzki śmiech, śmiechu nigdy dość.
A to trzecie, gdy już, przejdzie przez twój próg
Bardziej rani cię, niż na wojnie wróg.


*

A to mój bratanek Krzysiu. Na gitarze grał od dziecięcych lat. Kiedyś, a był wtedy jeszcze małym chłopcem, zapytałam - Misiu, jak umrę zagrasz mi na grobie Okudżawę ??? Dobrze ciocia zagram. Czy teraz tak ochoczo by potwierdził, to nie wiem, ale słowo, znaczy słowo. Jak nie zagra, to mój duch będzie go ścigał po wsze czasy, aż do wyegzekwowania obietnicy. Za mały był, żeby tłumaczyć jakiej chcę piosenki ale nikt chyba nie ma wątpliwości, że o tę właśnie chodziło:



 .
 MODLITWA FRANCOIS VILLON

Dopóki nam ziemia kręci się,
dopóki jest tak, czy siak,
Panie, ofiaruj każdemu z nas,
czego mu w życiu brak:
Mędrcowi darować głowę racz,
tchórzowi dać konia chciej.
Sypnij grosza szczęściarzom
i mnie w opiece swej miej.

Dopóki ziemia obraca się,
o Panie, na Twój znak,
Władzy spragnionym uczyń,
by władza im poszła w smak.
Hojnych puść między żebraków,
niech się poczują lżej!
Daj Kainowi skruchę,
i mnie w opiece swej miej.

Ja wiem, że Ty wszystko możesz,
wierzę w Twą moc i gest,
Jak wierzy żołnierz zabity,
że w siódmym niebie jest.
Jak zmysł każdy chłonie z wiarą
Twój ledwie słyszalny głos,
Jak wszyscy wierzymy w Ciebie,
nie wiedząc, co niesie los.

Panie zielonooki mój,
Boże Jedyny, spraw,
Dopóki ziemia toczy się,
zdumiona obrotem spraw,
Dopóki czasu i prochu
ciągle wystarcza jej,
dajże nam wszystkim po trochu...
I mnie w opiece swej miej !


*


ŚPIEWAĆ KAŻDY MOŻE

Nawet ten, co to „lub trochę gorzej” Jak tylko domownicy wytrzymają, proszę bardzo ! Moi Okudżawę jakoś wytrzymują , sąsiedzi też. Mistrz jest ponadczasowy. Nie tylko w wielkich sprawach. W codziennych też. Jak mi, na przykład, nie idzie przy projektowaniu, to sobie rysując śpiewam balladę o głupcach. Niby niewinna ballada, ale … jakoś tak mobilizuje człowieka. Oj pani koleżanko, bo ci stempelek, gdzie trzeba przybiją i co ? i będzie przykro, lepiej „weź się” i skup. Pomaga.


Jest jakiś porządek na świecie tym, jest
Na każdy wiersz dobry jest zły wiersz
Na każdych trzech mądrych i głupich jest trzech
I dobrze to i sprawiedliwie

Lecz taka zasada jest głupim nie w smak,
Ci inni wyszydzać ich lubią
I mówią głupiemu - durak ty, durak
A głupim jest przykro i głupio

Więc by się czerwienić nie musiał kto kiep
By mógł rozpoznawać swój swego
Każdemu mądremu stempelek na łeb
Przybiło się razu pewnego

Od lat te stempelki w użyciu są i
Ten system i później się przyda
Bo mądrym dziś mówią - ech, durnie żesz wy
A głupich, jak zwykle, nie widać. Nie widać.


*

Piosenkę o Wani, przyznam bez bicia, śpiewam sobie często przy zmywaniu naczyń. Tak jakoś samo wychodzi. Te "medu-uzy" zawsze wprawiają mnie w doskonały nastrój ... hmmm ... a co.


I czegóż chcieć od tego Wani?
Toć jego winy nie ma w tym
Wszystkiemu wina tamta pani
Że poszedł za nią tak, jak w dym.

A pasowało by mu wszystko,
Już wszystko prędzej niż ten traf
Że z cyrku złapie go artystka,
Na linie tańcząc pośród braw.

Gdy w pierwszym geście powitania
Nad głową wzniosłabiałą dłoń
Wciągnęło Wanię pożądanie
Bez reszty w swą przepastną toń.

Marusię swą porzucił najpierw
A potem co noc, aż do dnia
Z artystką szalał w chińskiej knajpie
A ta Marusia z żalu schła.

A Wania tamtej na stół ciskał
Meduzy i w trzech smakach drób
Nie wiedząc nic, że ta artystka
Wciąż wodę z mózgu robi mu.

Bo nie wierzymy w czas kochania,
Że miłość biedy przyda nam
Ech Wania, Wania, biedny Wania
Ot spójrz - po linie idziesz sam.


*

 A TERAZ TWARDO PO ZIEMI

O co mi chodzi ? Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Właśnie o tym teraz napiszę. Pieniądze niestety nie rosną na krzakach, a jeśli chodzi o artystów, to im nie rosną jeszcze bardziej, niż nam, zwykłym śmiertelnikom. Na wyżyny poezji trzeba czasem dojechać z nizin, samochodem na benzynę, wzmacniacze i reflektory działają na prąd, a sala za frico też nie jest. Nie, no gdyby tak fantastyczna impreza miała paść z powodu braku pieniędzy, to by wołało o pomstę ! ! !
Od razu wyjaśniam, że opłat za koncerty nie ma żadnych, a wszelki dochód idzie na podlaskie hospicja. Więc kochaneńcy - jak nie my, to kto? jak nie teraz, to … to potem, może już być za późno !

Dla leniwców, takich jak ja, zostawiam numer konta i dane do kopiowania.

 konto Stowarzyszenia: BGŻ
67203000451110000002768540

Odbiorca:
Stowarzyszenie Społeczno-kulturalne
GRANIE BEZ GRANIC
15-472 BIAŁYSTOK, UL CIEPŁA 1/15

Tytuł:
darowizna blogera na cele
statutowe Stowarzysz. i organizację
III MIĘDZYNARODOWEGO
FESTIWALU PIOSENKI POETYCKIEJ


A tak trzeba wypełnić przelew:


Proste jak drut. 

I wcale nie musi to być duża kwota. Trudno powiedzieć co lepiej – dużo małych, czy mało dużych ? najlepiej i jedno, i drugie więc kto ile może ! ! ! A żeby się nam te festiwalowe pieniążki rozmnożyły niczym te króliki, to ruszmy się: piszmy posty, kopiujmy posty, zamieszczajmy linki, wieszajmy na profilach, namawiajmy znajomych do pisania, kopiowania i wieszania.

BLOGERZY DO DZIEŁA ! ! !
AKCJA TRWA I TRWAĆ MA

Ruszmy się, bo jak się nie ruszymy, to się może niechcący okazać, że miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze, że zamiast śpiewanej poezji będzie proza porażki, że zamiast duszoszczipatielnego festiwalu będzie… A WSIO TAKI ŻAL …

*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

piątek, 12 lutego 2016

PARAFRAZA NA TEMAT

Mistrzu Leopoldzie, wybacz.
To nie ja, to mój obiektyw.




.
ZIMOWE DRZEWA
 

O, cóż jest piękniejszego niż zimowe drzewa,
W lazurze nieba kute słonecznym promieniem,
Nad polem, co się bielą bezkresną rozlewa,
Okolone wskroś lasów błękitnym pierścieniem.




Zapach śniegu, srebrzony w słońcu, modry w cieniu,
W bezwietrzu sennym lekko miesza się, kołysze,
Gdy z pól śniegowe płatki, w mroźnym zachwyceniu,
Tysiącem srebrnych dzwonków budzą białą ciszę.







.


 .
Z wolna wszystko umilka, zapada w krąg głusza
I zmierzch ciemnością smukłe korony odziewa,
Z których widmami rośnie wyzwolona dusza ...
O, cóż jest piękniejszego niż zimowe drzewa !


.
    
*

Mistrzu Leopoldzie, wybacz !





To nie ja, wracam z uporem.
To mój obiektyw ...




.
O, cóż jest piękniejszego niż zimowe drzewa,
Z mgły poranka utkane słonecznym promieniem,
Co się w duszy balsamem błękitu rozlewa,
Snem srebrnym snuje, iskrzy poety natchnieniem.

 


Mistrzu Leopoldzie, wiem, wiem,
czasem poety ... czasem wierszoklety

C.B.D.U.
quod erat demonstrandum


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

środa, 3 lutego 2016

JAKA CÓRKA

taka laurka, mawiała moja Pani, kiedy to w pierwszej klasie malowaliśmy, z wielkim zapałem, laurki dla mam i dla tatusiów. Do chłopców też jakoś tam przemawiała, ale wtedy chłopcy byli poza moim zainteresowaniem, więc nie zapamiętałam. Malowałam z całego serca, najpiękniej jak tylko umiałam: krzywe tulipanki, dziwne niezapominajki, czerwone róże, no i koniecznie wieeeelkie serducho. Ma się rozumieć laurkę zwijałam w rulon
i wiązałam ulubioną kokardą. Dzisiaj laurek już nie robię, ale w życzenia nadal wkładam serce. Z sercem obchodzę urodziny moich bliskich.

Tak niedawno pisałam, że moja Mamcia skończyła osiemdziesiąt lat, a tu, jak z bicza bies strzelił, ani się spostrzegłam, Mamcia skończyła 82 ...



Urodzinowe zdjęcie 
w urodzinowym prezencie


Żeby okazać się córką, godną takiej Mamci, postanowiłam urządzić Jej urodziny. Też oczywiście w prezencie. No bo Mamcia powinna, na taki jubileusz, co najmniej norki, albo jakiegoś syberyjskiego tygrysa, ode mnie dostać, a tu pospolitość skrzeczy ... zwykły szlafrok w kropki Jej się trafił.



I drugi, gładki. Malinowy oczywiście.


Ale to jeszcze nie koniec. No bo Mamcia powinna, na taki jubileusz, co najmniej wycieczkę na jakieś Bahamy, pod palmę, ode mnie dostać, a tu pospolitość skrzeczy ... palma i owszem, była, ale na talerzu. Bananowa.



.
Za to serwetki w kropki. Jak Mamcia lubi. Jak szaleć, to szaleć ! Dostała je w komplecie, ze szlafroczkami. Też malinowe. Żeby chociaż były jedwabne, ale nie, papierowe ! Hmm - jaka córka taka laurka. Mamcia, jak to moja Mamcia, zachwycona i tak, ze wszystkiego, była.

Urodziny trwały dwa dni i nie obyło się bez tragicznych wydarzeń.
Nasze mieszkanie jest niewielkie, więc goście przychodzą na raty. Trochę miałam zachodu. Jeszcze na dodatek zrobiłam sobie takie kuku, że strach pomyśleć. Ulubionym przysmakiem mojego braciszka jest specialite de la maison, czyli tak zwany Sernik Hani. Miesza się dużą śmietanę, 5 jajek i trochę cytryny, wlewa się toto na gotujące mleko i zostawia mrugające przez 15 minut. Potem się odcedza na sitko i tak, do drugiego dnia, serek sobie w lodówce stoi. Na drugi dzień serek przeciera się się przez sitko. Potem uciera się 1/3 kostki margaryny, z cukrem i wanilią, i po łyżeczce dodaje serek. Na koniec dodaje się całą paczkę posiekanych orzechów i całą paczkę sparzonych rodzynek. Masę wkłada się do pucharków, na wierzchu układa brzoskwinie z puszki i zalewa galaretką agrestową, rozrobioną sokiem z brzoskwiń. Specialite gotowe ! Czasochłonne, ale że wszyscy u nas lubią, to postanowiłam przyrządzić. Ojjjjj - bokiem mi tym razem ten mój serniczek wyszedł. Ser udał się świetnie, ucierał się super, dodałam posiekane orzechy i rodzynki a potem spróbowałam na wszelki wypadek ... noooooooo - takiego obrzydlistwa to nie jadłam w życiu !!! Wyobraźcie sobie smak sernika, w którym jest cukier waniliowy + 1/2 szklanki soli !!! Potem jak durna latałam, żeby jakieś dobre ciasto zdobyć, a potem to już wszystko miałam do tyłu. Ciasto zdobyłam raczej średnio pyszne i od razu było widać, że kupowane. Plama na całej linii.

Ale to jeszcze nie koniec kataklizmów.
Gdy tylko trochę zapomniałam o serniku, ruszyłam do przodu jak ta burza. Posprzątałam pobojowisko w kuchni, a potem, już nieco spokojniejsza, wypiłam kawkę, usiadłam w pokoju i złapałam trochę oddechu. Hmm ... łapanie oddechu i spuszczanie kuchni z oka wtedy, gdy mają przyjść goście, to nie jest jednak najlepszy pomysł. Wracam ja sobie do mojej świeżo wysprzątanej kuchni, a tu niespodzianka ! Zamurowało mnie już od progu: tafla wody lśni w promieniach słońca a moje najśliczniejsze, różowe paputki z pomponami, niczym łódki, zmierzają wartko do przedpokoju. W jednej chwili, jak błyskawice, przemknęło mi przez głowę:

- jakie cudne słoneczne, zimowe, refleksy kładą się na wodę
- urządzenie elektryczne pod prądem, niestety, stoi w tej wodzie
- główny zawór wody znajduje się pod zlewozmywakiem
- izolacja w stropie wywinięta jest, powinna być, na ścianę 15 cm
- w sieci płynie woda pod ciśnieniem chyba więcej niż sześć atmosfer
- jak jeszcze tak chwilę postoję to sąsiadka będzie miała niezły remont

Moje, mniej śliczne, granatowe papcie zakończyły żywot, kiedy brnęłam wpław do zlewozmywaka. Nie wiem, czy to było sześć wiaderek, czy może tylko cztery. Zbieranie wody ręcznikiem, nawet jak przegląda się w niej zimowe słoneczko, nie jest zajęciem zbyt poetyckim, a na domiar złego człowiek jest spocony jak mysz i do gości niezbyt się nadaje. Na moment się załamałam. Nic mnie już nie uratuje. A jednak ...

Ponoć w zamierzchłych czasach króla Popiela uratowały myszy. Mogły Popiela, mogą i mnie, pomyślałam sobie. Może tu chociaż coś podziałam, żeby się gościom gębusie uśmiechnęły, jak nie przymierzając, myszkom do sera. Uśmiechnęły się, a mnie od razu lżej się na sercu zrobiło.




.
URODZINOWE MYSZY
Mamusi Danusi


- 8 do10 świeżych jajek (od szczęśliwej kury)
- puszka tuńczyka w oleju (najlepiej Rio Mare)
- trochę majonezu (bez przesady)
- maggi (oryginalne, w kwadratowej butelce)
- sól, pieprz i vegeta (do smaku)
- do ozdoby - to, co widać na zdjęciu

Ugotować jajka na twardo, obrać, pokroić na połówki, Żółtka wyjąć na miseczkę, rozdrobnić widelcem dodać tuńczyka z puszki, z odrobiną oleju. Dokładnie rozmieszać, a właściwie rozgnieść, dodać łyżkę majonezu, przyprawić do smaku solą, pieprzem. szczyptą cukru, pokropić sporo maggi. Dokładnie utrzeć. Nadziewać połówki jajek. Nadziewać tak, by została łyżka nadzienia. Z tej łyżki nadzienia robimy myszowaty sosik, dodając sporo majonezu i sporo maggi. Sosik podajemy obok myszek tak, żeby każdy mógł swoją mysz na talerzu odwrócić do góry nogami i polać jej brzuszek sosem. Inaczej myszy będą suche i do niczego.

Myszy na zdjęciu są lekko przymarnowane, bo pozują na drugi dzień. Właściwie to są już niedobitki myszy. Reszta towarzystwa nie zdążyła schować się do mysiej dziury i wpadła w pułapkę. Skończyły dumnie na gościnnych talerzach, ratując mój nadwątlony nieco honor. Przynajmniej były posolone, nie posłodzone.




Urodziny będą pamiętne. Przez słony sernik, przez łódki z pomponami, przez wesołe myszy, przez zapach pomarańczy, jak dziecięce marzenia, i przez najpiękniejszy uśmiech mojej Mamci ... Taki sam od lat ...
Choćby się paliło, waliło, soliło, czy nawet pływało ...


*

                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil