DAM CI RÓŻĘ
eeee - lepiej ci nie dam, bo niegrzeczne jesteś !Upały, burze i nawałnice, co ty sobie wyobrażasz ? hę ?!! Nie takie lato, latoś bywało. Nie takie !
.
W czasach gdy byłam dziecięciem lato było najpiękniejsze na świecie i morze też było najpiękniejsze na świecie !
Ech, koniec lat 50-tych w Sopocie, woda w morzu taka czysta, braciszek raczkował w piaseczku, a ja biegałam z wiaderkiem i weloniaste meduzy łowiłam, i zielone rybki też ... a łopatki używałam głównie do nasypywaniu piasku na głowę braciszka, a co - podła byłam !
.
To były czasy ! Kto miał łopatkę i wiaderko ten rządził. Wzbudzał respekt nawet jeśli był straszliwym zmarzlakiem i maruderem.
.
Jeździliśmy co roku do cioci Zosi, nazywanej przez wszystkich w rodzinie Lasią. Nikt się specjalnie nie zastanawiał, skąd takie imię. Lasia, to była Lasia i już. Może to zdrobnienie od Laszki ? Ciocia Zosia to siostra mojej babci Walerii, jedna z ośmiu szalonych sióstr-kresowianek. Pamiętam ją dokładnie taką, jak na tych zdjęciach.
Ciocia Zosia … Lasia …
wspomnienie cudownego dzieciństwa
Pięknie śpiewała i grała na fortepianie. W młodości , jeszcze na Kresach była nauczycielką, później dawała prywatne lekcje gry. Zosia zawsze była zadbana, uczesana, pięknie ubrana … romantyczna … chodziła z głową w chmurach, jakby rzeczywistość nie była w stanie jej przydeptać, jakby zło nie miało do niej dostępu. A przecież tyle zła przeżyła ... Ocalała z rzezi tylko dzięki staremu Ukraińcowi, który wywiózł ją z trójką maleńkich dzieci ze wsi do rodzinnego Złoczowa. Pani o nic nie pyta, pani zabiera dzieci i ucieka ! Rano gruchnęła wieść, że Ukraińcy spalili całą wieś. To była Huta Werchobuska albo Pieniacka, tego dokładnie nie pamiętam, bo obie Huty w opowiadaniach się przewijały. Przewijała się też wojna, rany, nagła rozłąka z dziećmi, ocalenie i powrót do rodziny a potem wyjazd z Kresów do nowego miejsca na ziemi.
Ciocia mieszkała nad samym morzem, biegaliśmy więc na plażę boso i w samych kąpielówkach. Dróżka przez ogródek, przecięcie promenady i już wejście na dziką plażę. Na plaży suszyły się sieci i pełno było czarnych muszli. Ciocia była bardzo kochana, łagodna, taka nie na dzisiejszy świat. Wszystkie dzieci wprost Ją uwielbiały i nie da się ukryć, wyłaziły Jej na głowę, a Ona, ze stoickim spokojem, zgadzała się na zasypane piaskiem schody, wiaderka w wannie, hodowlę rybek i meduz w szafliku. Wynosiła nam na plażę gotowany bób i chleb z cukrem, no i kupowała lody na patyku. U Lasi można było wszystko. Z Rodzicami to nie było już tak słodko: łopatka na schodach - srrrru, na lody szlabanik.
Na plaży genderowo - braciszek i ja w takich samych majtkach.
Biegaliśmy po plaży do upadłego i najchętniej wpadaliśmy z impetem w te sieci. Oczywiście jak nikt nie widział. Nic to, że można się było w sieci zaplątać. Gra była warta świeczki, bo w sieciach pełno było czarnych muszli, każde z nas chciało pierwsze znaleźć żywą "szczeżuję". Nasłuchaliśmy się opowiadań o meduzach i szczeżujach to nic dziwnego że nawet perła nam się marzyła. Nie znaleźliśmy nigdy nic żywego, ani perłowego, za to największe sieciowe szaleństwa zakończyły się złamaną nogą braciszka i moim karnym wyjazdem na kolonię. Do Pucka.
.
Taki był Sopot lat pięćdziesiątych. Wakacyjny lipiec, środek sezonu, a tu plaże puste i czyste ... jak się dobrze przypatrzeć, to znajome budowle w oddali majaczą i molo widać, i kosze na strzeżonej plaży.
Sentymentalny powrót do dzieciństwa.
To zdjęcie zrobiłam kilka lat temu. Dawny dom Lasi przy promenadzie. W dawnym ogródku stoją parasole, ale dróżka przez ogródek została taka sama, jak w czasach mojego dzieciństwa. Strzałką zaznaczyłam moje "okno na bezkres oceanu" jak je wtedy górnolotnie nazywałam. Tyle razy stałam w tym oknie, tyle razy patrzyłam w dal, na rozzłoszczone morze, na horyzont, na statki, na ognistą kulę słońca, która topi się w morzu. Szumiało najpiękniej na świecie. Z szumem zasypiałam, z szumem się budziłam. O świcie otwierałam okno i słuchałam terkotu rybackich kutrów, patrzyłam jak rybacy uwijali się, niczym mrówki. Lubiłam patrzeć na sieci. Suszyli dokładnie naprzeciwko naszego domu.
Nie ma już Lasi, nie ma tego domu. Na jego miejscu stoi już pensjonat. Wcale mi się nie podoba, jest duży i nowoczesny, jak na mnie stanowczo za nowoczesny i za duży. Wybaczcie koledzy po fachu sentymentalnej koleżance. Ja ciągle jeszcze kocham tamten, stary Sopot. Urokliwe domki wzdłuż promenady, kręcone lody od Włocha, elegancki Monciak, Algę, delikatesy pachnące świeżo mieloną kawą, nugaty w małej cukierence, najlepsze na świecie. Wspominam te nugaty, jak moja Mamcia bezowe torciki z cukierni Maćkówki w Złoczowie. Tego smaku się nie zapomina.
.
Stare molo - z paniami w eleganckich sukienkach i butach na szpilkach, z panami w garniturach ... tamten, stary Sopot nigdy już nie wróci. Nowy to piękny, europejski kurort, ale .... no właśnie, ja tęsknię za tamtym starym i za smażalnią śledzi, koło domu Lasi i za jedynymi na świecie bułkami szwedkami, i za łamańcami z makiem. Dzisiaj zjadłabym nawet irysowe mordoklejki, kupowane w kiosku koło domu cioci. Ech !
*
Nad morze jechaliśmy zwykle na 2 tygodnie, cała reszta wakacji to były zabawy na podwórku albo też na ulicy, bo ta nasza była ślepą ulicą i samochodów jak na lekarstwo. Dokładnie był jeden, znajomego pana doktora. Jeden był też rower, podwórkowy, wspólny. Dopiero z czasem przybywało samochodów i rowerów.
.
Na tym chodniku malowałam białą kredą swoje pierwsze w życiu "dzieła" malarskie, tu graliśmy w klasy: "aniołek, fiołek, róża bez, konwalia wściekły pies" Dlaczego pies wściekły, tego nie wiem do dzisiaj. Była jeszcze gra w dwa ognie, w palanta, no i oczywiście podchody. Te dwie białe strzałki, koło naszej bramy, to oznaczenie "ukrycia typu schron". Pewnie jeszcze poniemieckie. Nasze piwnice były doskonałym "ukryciem" tyle było tam rozmaitych rzeczy, a ciemnooo, że strach ! Jeśli o strachy chodzi, to prawdziwym postrachem mojego dzieciństwa był Wacuś, na podwórku zwany Platfusem. Dlaczego baliśmy się straszliwie tego fajnego chłopaka, też do dzisiaj nie wiem. Pamiętam tylko, że przez długie lata myślałam, że Platfus to nazwisko.
Czasem też w czasie wakacji Rodzice zabierali nas do ZOO, oczywiście do najpiękniejszego na świecie ZOO ! fajnie było, prawie jak na safari.
.
A w górach, nad Popradem, były najpiękniejsze na świecie łąki i taaaakie kopice siana. Tu dostęp miała tylko moja Mamcia, nam nie pozwolili demolować gospodarstwa znajomych i siana rozwłóczyć. A do tego w pobliżu chodziły samopas krowy, a ja krowy bałam się niczym potwora.
Ech lato, wspaniałe jesteś ...
może jednak dam ci tę różę
Zostań !
*
Moje róże pachną latem. Przywiozłam je w zeszłym roku z Dusznik
z przyjemnością polecam Malina M *
Daj róże, daj! Lato jest wspaniałe nawet w taki deszczowy jak dzisiaj dzień. Może dlatego zachwycamy się latem bo jest u nas tak krótko?
OdpowiedzUsuńPrzeglądając Twoje zdjęcia dawnej plaży w Sopocie pomyślałam, że jesteśmy ostatnim pokoleniem, które miało szczęście zaznać pobytu nad morzem w jego naturalnych warunkach. Bieganie pośród rybackich sieci, prywatny domek na plaży... Toż to dziś nieosiągalne marzenie!
Dzika plaża??? Już takich nie ma!
Podziwiam też ówczesną plażową modę: majtki z białym paskiem w pasie i chusteczka na głowę. Proste i praktyczne. Takie majtki nosili też całkiem dorośli mężczyźni.
Jak dobrze, że możemy wspominać szczęśliwe i pogodne dzieciństwo, prawda?
Ooooooooooo, przepraszam. Protestuje! Obecnemu latu róża się nie należy. I już! I o!
UsuńWitaj Haniu.
OdpowiedzUsuńFajne wspomnienia. Moje dzieciństwo zawsze było związane z wodą. Najpierw jeziora w Osiecznej i Boszkowie, później Odra w Głogowie, a nad morzem byłem jako 16 latek autostopem... Pływać umiałem jako czterolatek...
Dziewczyny grały w klasy i malowały na chodnikach, i ulicy. My chłopaki woleliśmy zabawy w ruinach... To se ne vrati, ale wędrówki po ruinach i odbudowa zabytków we mnie pozostały na wieki, wieków...
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Ech, starych zdjęć czar, wspomnienia , tęskne wspomnienia za czasami beztroskimi, pełnymi uroku. To już nie wróci. Nie tak dawno dotarłem do starych zdjęć z lat 60, 70, 80. Oglądałem i wspominałem do 3 rano.
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia!!!
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia!!
OdpowiedzUsuńSYBERYJSKIE DZIECIŃSTWO.
OdpowiedzUsuńKondukt skazańców na syberyjskim szlaku
podąża ku swemu przeznaczeniu.
Zmarłych pozostawia w śnieżnych sugrobach.
Krzyk rozpaczy pożegnaniem.
W tajdze strzały. To drzewa pękają od mrozu.
Którejś nocy podjeżdżamy pod barak.
Wchodzimy do środka. Nary.
Piece burżujki rozpalone do czerwoności.
Dostajemy kipiatok. nic do jedzenia.
W baraku kilkaset osób. Ciepło.
Byłem smutny. Nie reagowałem na otaczający świat.
Serce przepełnione rozpaczą. Wciąż byłem w Edenie,
w Brzeżanach, nad stawem, z moim psem Luksem.
Przemierzaliśmy naszą dolinę. Obejmowałem za szyję.
Całowałem po pysku. Obślimaczonym czarnym nosie.
Nie odpowiadał. Nie lizał po twarzy.
Nie odpychał łapami.
Rozpaczałem bezmierną dziecięcą rozpaczą.
Zapadłem w niespokojny sen.
Zerwałem się nieprzytomny.
Krzyk rozpaczy: Mamo ! Mamo !
Ja chcę do domu !
Gdzie jest mój Luks ?! Mój Luks !
Chcę do domu…
Mama przytuliła. Płakałem ciężko. Mama też.
Płacz zranionego przez los dziecka rozlegał się w baraku.
Nieutulona rozpacz.
Nie pamiętam tego zdarzenia. Opowiedziała wiele lat póżniej
moja chłopska Mama.
Swoje zwierzęta i mnie kochała po równo.
Nie całowała. Nie obejmowała.
Zwracałem się do niej przez Wy.
Kochałem jej zwierzęta.
Nie pozwalała ich zabijać.
Nie uznawała zasad
łańcucha pokarmowego.
Syberia.
Zniewolone istnienie.
Złoczyńcy uczynili z Niej narzędzie tortur.
Zatarli jej piękno.
Kolczastymi drutami gułagów opletli jej bezkresy.
Zzumiącą tajgę przemienili w więzienne zaścianki,
cmentarzyska zesłańców.
A. T
Chyba każdy z nas ma takie miejsca z dzieciństwa głęboko w zakamarkach pamięci. Warto je wspominać! Warto cieszyć się i dzielić się takimi wspomnieniami...
OdpowiedzUsuńJakos tak wydaje mi się iż w dobie nowej polityki historycznej gdy zaczynają nam wmawiać co innego niż było nawet wspomnienia z dzieciństwa należy okraszać w "mentorskie przypisy", jak było Bo nie wiadomo co ci z PiS wymyśla "produkując"PRL Bis
OdpowiedzUsuńJest rok 1950
I tak jechało się na wczasy nad morze, bo tam mieliśmy krewna i ona nam zapewniła lokum a także zapewniła "miejscowe władze" iż bierze na siebie odpowiedzialność za rodzinę bo dom przy plaży Czyli strefa nadgraniczna.A plaza co wieczór była bronowana,przez cala noc patrolowana a rano sprawdzano czy nie ma śladu na piasku.Bo szpieg mógł wyjść z morza.
Do dziś gdzieniegdzie w lasach nadbrzeżnych widać wieże obserwacyjne WOP
Fundusz Wczasów Pracowniczych co prawda powstał w 1949 r ale by wyjechać na wczasy należało sie zasłużyć by dostać skierowanie I to tylko można było darmowo /pobyt + bilet/co 2 lata
Nie wiem jak to było/wtedy/ z rybami i smażalniami ryb Bo rybacy nie łowili indywidualnie a w Gospodarstwach Rybackich Kupno "od rybaka"było nielegalne.
Ta modna publika "na Monciaku" to albo przyjezdni najczęściej "z Warszawy" w przenicowanych/kto dziś wie co to znaczy/garniturach a panie Jak wiadomo Polka potrafi z niczego stworzyć kreacje.
Inna sprawa ze wybrzeże to raj przemytników,handlarzy walutami i zlotem i pan "o nie najcięższych obyczajach"wiec i "elegancja Francja"odmienna niż w centrum Polski
Ect,ect By wiedzieli jak było.Przecież to 5 lat po wojnie było
Wiec wybacz.ten wpis.Nie na temat.
Aniu piszę z Ani laptopa ,liil musi poczekać jak wejdę na swój komputer::))Bo nie pamiętam hasła ::)) a w moim mam zapisane na stałe::)) Nadal wyleguję się w łóżku ::)) ..............................................
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam Twoje wspomnienia,czułam się ,jakbym tam była teraz ...Przepiękne wspomnienia..Fotki urocze,byliście wspaniała rodzinką i nadal jesteście::))Tylko nieco w innym składzie.Kocham morze,kocham przestrzeń.U nas pogoda bardzo jesienna ,co chwila pada deszcz...Lipiec mściwy i mokry ,ale ciepły.Dzisiaj po długich deszczach chmury rozeszły się w dal...Jutro ma być słoneczka ,ale nadal zapowiadają pogodę w kratkę:)Róże piękne.Pozdrawiam Anulka::))))lecę dalej do Ciebie::)))
Cudne są te stare fotografie... Czarno-białe miały swój wyjątkowy urok. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńNie mam tak pięknych wspomnień z dzieciństwa, jak Ty. Lato kapryśne a wczoraj nawet wichura napędziła nam stracha; oj ! dużego stracha, chciała nam zabrać wszystko z ogrodu. Biedni ci, co teraz wypoczywają nad morzem, mieli pecha do pogody. A przecież na taki urlop wyczekuje się cały rok; może ta Twoja róża zachęci lato aby się nie poddało i nam słonko grzało;
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Aniu kochana .Nie potrafię tak pięknie pisać jak moi poprzednicy w komentarzach.Tak bardzo się wzruszyłam gdyż sobie też przypomniałam swoje dziecinstwo,nasze wyjazdy z moim ojcem w odwrotnym od Ciebie kierunkiem Pokrzywna,Głuchołazy ,Nysa/tam mój ojciec pracował był pełnomocnikiem UNRA dla ziem odzyskanych.Ikiedy skonczyłam 13 lat wszystko się skonczyło.Morze to już kolonie,a potem długo nic aż,dopiero z meżem i dziećmi Mrzeżyno,Rogowo.Kołobrzeg,Ustka,Swinoujscie .I była pogoda i pies mogł pływać w morzu,i było cudownie.Ech to "se ne vrati"..............
OdpowiedzUsuńJeszcze musze dodać.I Gdansk był i Gdynia i Sopot i Miedzyzdroje były.To wszystko było jakby w innym świecie.Teraz kiedy oglądam zdjęcia tych miejsc nie moge poznac,tak wiele się zmieniło.Twoje wspomnienia wakacji są pełne radości,i bardzo pobudzają moja wyobrażnię.Tez przywołuje w pamieci takie sielsko anielskie obrazy.Chwilo trwaj.
OdpowiedzUsuńWspomnienia są zawsze bez wad.
OdpowiedzUsuńBardzo ładne zdjęcia.
Pozdrawiam serdecznie :)
Takie wspomnienia każdy przechowuje w zakamarkach duszy. Jak widać, wspomnienia niezwykłą mają moc, przypominają najpiękniejszy okres w życiu człowieka: młodość.
OdpowiedzUsuńZdjęcia niezwykłe!
Zasyłam serdeczności.
Serdeczności Ultro :-)
UsuńWiesz - ja mam bardzo pomarszczoną duszę, zakamarków bez liku ...
Powinno być: "Aniołek, fiołek, róża, bez.
OdpowiedzUsuńKonwalia, balia, wściekły pies."
To były wyliczanki, przy grze w chowanego n.p. :)
Co Ci się na takie wspominki wzięło? Zrobiło się nostalgicznie... wspomnieniowo... "Gdzie zabawy z tamtych lat... Gdzie te czasy...?
Pozdrawiam:)
a u nas w klasy ...
Usuńskakało się : aniołek, fiołek, róża - obrót bez, z powrotem konwalia, wściekły, pies ...
ech, na obrocie "bez" często wypadała skucha
:-)
Z dużą radością przeczytałam twoje wspomnienia...
OdpowiedzUsuńI polubiłam Ciocię Lasię, bo sama też troszkę brzdąkam na pianinku. :)
Ja miałam ciocię Lolę (Karolinę), z którą jeździłam nad morze w pod koniec lat siedemdziesiątych. :)
Serdecznie Ciebie pozdrawiam, j.
A wiesz - Lasia uczyła gry Seweryna Krajewskiego, zawsze miło wspomninała
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńTak! Tak! Nie dawaj róży obecnemu latu. Na różę zasługuje to lato, co latoś bywało. ;) :)
Pozdrawiam serdecznie.
różę dostało żeby przemyślało swoje niecne sprawki ... może mu się głupio zrobi i "się naprawi" ... dla takiej róży warto
UsuńZdjęcia z klimatem :)
OdpowiedzUsuńretro, z klimatem nadmorskem :-)
UsuńMalinko wspaniałe są te Twoje wspomnienia, aż mi zakręciła się łezka w oku gdy przy okazji i moje wspomnienia do mnie wróciły. Wspomnienia z dzieciństwa są najpiękniejsze. Ja zawsze jeździłam na wakacje na wieś do babci i ciotek i też mam dużo wspomnień z tamtego okresu, które to wspominam z rozrzewnieniem. Zachowało Ci się dużo pięknych fotek z dzieciństwa, ja chyba tyle nie mam. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
jak wspaniale jest, gdy łezka w oku jest łezką rozrzewnienia, wspomnienia, albo tęsknoty ... smutno gdy jest łzą żalu a przecież nie każde dziecko zabiera ze sobą w przyszłe życie tak optymistyczny ładunek, jak my
UsuńZazdroszczę Ci tego widoku z okna, gdy patrzyłaś w morze...
OdpowiedzUsuńO czym wtedy myślałaś?
o marzeniach, co płyną za horyzont ...
Usuńznikają z oczu ale nie giną
Historyczny to dzisiaj dzień 22 lipca
OdpowiedzUsuń2016 roku. Godzina 10. 43 minuty.
Sejm RP powiedział prawdę o ludobójstwie
dokonanym na Polakach i Przedstawicielach
Innych Narodowości przez zbrodniarzy
z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów
i Ukraińskiej Powstańczej Armii oraz
SS – Galizien.
Kłamstwo i zmowa milczenia przełamana
po 70 latach.
I myśl niepokorna !
Kłamstwo przełamane za rządów PIS.
W pamięci krętactwo poprzednich.
LIST NIEZAMORDOWANEJ DO A.T
„Podobnie jak Pan
byłam świadkiem ludzkich tragedii.
Widziałam łuny nad palącym się miastem,
Słyszałam krzyk zrozpaczonych ludzi.
Płacz przerażonych dzieci.
Rżenie koni. Ryczenie bydła.
Trzask spadających, płonących krokwi.
To było straszne !
Widziałam zwęglone ciała moich kolegów.
W okrutny sposób pomordowanych sąsiadów.
Moja rodzina cudem uszła z życiem.
W ostatnią noc przed wyjazdem na zachód,
{a było to 6 września 1945 roku},
Grupa rusinów zaopatrzonych w karabiny,
widły i siekiery,
Przyszła pod nasz dom krzycząc,
domagając się, ażebyśmy wyszli
na zewnątrz.
Na szczęście usłyszał to
nasz sąsiad Ukrainiec.
Wyszedł do nich prosząc
by dali nam spokój,
Ponieważ rano już wyjeżdżamy.
Długo trwała ta rozmowa.
W końcu ustąpili.
Gdyby nie interwencja tego człowieka,
Wyrżnęliby nas w pień.
I tak jadąc do Potutor,
{tam były podstawione wagony},
Nie mieliśmy pewności czy tam nas nie dopadną.
Nigdy nie zapomnę tej nocy
I nigdy nie chcę wracać
Pamięcią do tamtych dni”.
A. T
WSPOMNIENIE jak wspomnienie Lasi ...
Usuńa tu wspomina mój Wujek:
BYŁ TAKI CZAS
...
Haniu- w dniu Imienin pragnę Ci podarować różę, a życzenia są na moim blogu;
Usuńpozdrawiam świątecznie, :)