z drzewa koń na biegunach,
zwykła zabawka, mała huśtawka,
a rozkołysze, rozbawi
konik - z drzewa koń na biegunach,
zwykła zabawka, mała huśtawka,
każdy powinien ją mieć !
A przynajmniej każdy chłopczyk powinien, bo chłopczyk duszę ma ułana i ułańską ma fantazję. I nie jest ważne, czy na biegunach, czy na kółkach, koń - to koń ! Co mówię, koń to rumak ognisty ! co jak go tylko bacikiem dotkniesz, to w nieznane krainy na grzbiecie uniesie.
A dziewczynka ? Dziewczynce zamiast konika bujanego, czasem fotel bujany musi wystarczyć. To w kwestii bujania. Bo w kwestii zasadniczej dziewczynce od małego towarzyszyły atrybuty kobiecości: parasolka, torebka no i oczywiście lalka. Lalka, lala, najprawdziwsze dziecko małej dziewczynki, jej przyjaciółka, i powierniczka.
Fancia - ukochana szmaciana lalka mojej Mamusi.
Fancia miała prawdziwe złote włosy, związane w ogon, kolorową sukienkę, szmaciane rączki, szmaciane nóżki, ubrane w najprawdziwsze czerwone trzewiczki i piękną buźkę. Bużka też była szmaciana ale tak usztywniona, że wyglądała jak z kauczuku. Imię Fancia odziedziczyła po małej Żydóweczce, z którą Danusia bawiła się na podwórku. Oczywiście prawdziwa Fancia też miała szmacianą lalkę Danusię. Niestety szmaciane lale marnie skończyły. Dziewczynki zabierały lalki do domu tylko na noc w ciągu dnia lalki trzeba było chować do tajemnej kryjówki . ECH kryjówka tyle była tajemna co zdradliwa. bo mieściła się w dolnym końcu rury spustowej. Pewnego dnia dziewczynki uciekły przed burzą do domu, lunął deszcz szmaciana Fancia i szmaciana Danusia popłynęły z rynny do kałuży i rozkleiły się zupełnie. Deszcz kapał, łzy dziewczynek kapały a z lalczynych policzków rumieńce spływały w siną dal. Zresztą, wkrótce skończyło się szczęśliwe dzieciństwo. Zaczęła się wojna. Mojego Dziadzia wzięli do obozu, Babcia z małą Danusią przeniosły się gdzie indziej, a co stało się z Żydóweczką Fancią, strach dociekać.

Trochę wcześniej, zanim nastała era Fanci, Danusia kochała inną zabawkę - małego, śmiesznego pieska z flauszu. Nie dawała sobie odebrać tej zabawki, nawet do fotografa trzeba było pieska zatargać. Ale może to i dobrze, bo piesek został na zdjęciu uwieczniony i teraz mogę zobaczyć, jak wyglądały pieski-przytulanki w latach trzydziestych. Przytulanki przedwojenne zachowały się tylko na zdjęciach. Nikt nie miał głowy do pakowania dziecięcych pamiątek. Do nowej ojczyzny zabierało się tylko najważniejsze rzeczy.
.
A tu nieodłączny rekwizyt wszystkich dzieci świata - wiaderko i łopatka.
Kto miał wiaderko i łopatkę, tego był cały świat a zwłaszcza tego była cała piaskownica. I nikt dziewczynce z łopatką nie podskoczył ! A gdyby coś, to w odwodzie dziewczynka miała ułana, oczywiście tego ułana od konika na kółkach. Moja Mamusia była jedynaczką, wychuchaną, co widać na zdjęciu. Sukieneczki, fartuszki, zabawki, wszystko to miała ale przy tym Babcia bardzo dbała, żeby Danusia na sobka nie wyrosła, żeby umiała się podzielić zabawką i żeby umiała zabawkę oddać. Często prowadziła Danusię do swojej siostry Jańci. Jańcia mieszkała na skraju Złoczowa, w małym mająteczku Szlaki. Tam to dopiero był raj dla dzieci! Danusia, z trójką ciotecznego rodzeństwa, przewracała świat do góry nogami. Trzy małe dziewczynki i Wiesiu, opiekuńczy ułan. Co na drodze, to nieprzyjaciel a łopatka okazywała się sprzętem wyjątkowo przydatnym w poszukiwaniu skarbów na ogrodowych rabatkach.
Ależ pyza była z małej Danusi ! a co za groźny wzrok !
Czyżby ktoś nie pozwolił kwiatka wykopać ? a od czego ułan !
Ja miałam tylko jedno wiaderko, jedną łopatkę i jedną lalkę w życiu. Pamiętam wiaderko, było blaszane, czerwone i tak, jak to przedwojenne wiaderko mojej mamusi, miało drewnianą rączkę. Łopatka też była taka sama, z drewnianym trzonkiem. Za to moja lalka była zupełnie inna. To była kauczukowa krakowianka. Miała czarne warkocze z kokardkami i zamykane oczy, z rzęsami jak firanki. Śliczny krakowski strój można było zdjąć i założyć granatową sukienkę w białe kropki i białe buciki. Szyłam dla tej lalki ubrania i robiłam korale z owoców jarzębiny. A potem zrobiłam dla niej na drutach swój pierwszy w życiu włóczkowy sweterek i wydziergałam na szydełku koronkowy kapelusik. Bo wtedy małe dziewczynki uczyły się posługiwania dużymi drutami i szydełkiem. W młodości taka umiejętność stawała się nieocenionym orężem w walce z beznadzieją sklepowych półek i pustką portfeli.
Dzieci, które miało moje pokolenie to były często dzieci stanu wojennego. Czy miały zabawki - oczywiście. Im bardziej świat był szary tym bardzie staraliśmy się, by zabawki były kolorowe.
.
Kolorowa lalka szmacianka. Nawet jak w sklepie była niezbyt piękna, to od czego igła i nitka? Kolorową sukienkę szyło się samemu, ze ścinków. Ścinki można było dostać u krawcowej. Pamiętam mieszkała w mojej bramie wiele lat. Jeszcze jako maa dziewczynka latałam do niej bez przerwy - ma pani szmatki ??? miała, dawała, a ja szyłam kreacje dla swojej lali. Później, jak dorosłam, szmatki służyły do wyrobu prezentów.
Dmuchany pajacyk - oooo, to zdobywało się szturmem albo sposobem, albo też wytrwałością, stojąc noc całą przed sklepem papierniczym, bo właśnie rzucili papier toaletowy i zabawki.
.
Mikołaj z DDR-u, przemycany przez granicę. Napakowany do granic możliwości mały fiacik. Przemycane marki, kupione za ostatnie grosiki, upokorzenia na granicy - złapią, nie złapią. Ech, cały ten strach i nerwy wynagradzały potem zachwycone oczy, zapatrzone gdzieś wysoko, wysoko, bo przecież Mikołaj z nieba przyleciał. A że niebo wtedy w DDRze było, to już zupełnie inna kwestia.
Drewniana kołyska, do której prawdziwą pościel uszyła sama mama.
Taką kołyskę można było kupić w Cepelii, trzeba było tylko swoje odstać, ale to była normalka, więc się odstawało. Kołyska pachniała drewnem, bo nie była lakierowana. Pościel uszyta była ze starej, batystowej, bluzki, wypchana watą, zresztą materiałem na owe czasy też deficytowym. Patrzyłam na tę kołyskę i o swoim wózku dla lalek myślałam. Zrobił mi go Dziadziu a przyniósł Mikołaj. Wózek był z ceraty rozpiętej na drucianym szkielecie. Od środka był pikowany , jak prawdziwe wózki, miał prawdziwą rozkładaną budkę. Szkoda, że nikt nie sfotografował mojej lalki ani mojego wózka , cóż takie były czasy a my mieliśmy wtedy pożyczony aparat, oczywiście pożyczany tylko na wakacje.
.
A potem skończył się stan wojenny.
Dzieci urodzone w stanie wojennym poszły do Pierwszej Komunii. Zmieniły się obyczaje, nadeszła era innych zabawek, zabawek czasem wybieranych starannie, kupowanych siłami całej rodziny, a czasem kupowanych na żywioł, bo nareszcie są, bo wszyscy takie mają.
Teraz jest zatrzęsienie zabawek, do wyboru, do koloru, funkcja forma, kształty, kolory. Zabawki bawią, cieszą, uczą. Czasem też, niestety, zabawki wypaczają charaktery. Bo w tym natłoku trudno dobrze wybrać, bo wybiera się to, co dzieci chcą, bo moda, bo wygoda, bo wszyscy takie mają, bo już tylko takie modne są w stanie zadowolić dziecko.
I nagle ułańska fantazja chłopczyków zmienia się w bezwzględną brutalność wojowników. I nagle matczyne uczucia dziewczynek zmieniają się w rozterki rozhisteryzowanych modelek na wybiegu.
Znaki czasu ? pewnie tak
ale dlaczego tak właśnie ten czas znaczymy ?
Może dlatego, że mieliśmy tylko jedną łopatkę, jedno wiaderko i jedną lalkę ? A może przyczyna tkwi w czym innym. Może zbyt gonimy, może najpierw robimy a później myślimy a może wartości się poprzestawiały. Dzieci rosną i mają już inne, dorosłe, zabawki i bawią się nimi też inaczej, niż my. Nie ma jednej lalki i jednego misia. Barbie i Ken, w różnych odsłonach, na każdą porę roku inne. A wiaderka ? kto się wiaderkami bawi w erze samochodów, quadów i wirtualnych gwiezdnych wojen. Komu wystarcza dzisiaj zwykła radość ?
*
z przyjemnością polecam Malina M *
jeśli podobał Ci się
ten wpis
to wejdź na liiil
i zagłosuj