i cudowna, przedwojenna książka kucharska mojej Babci.
Babcia przywiozła ją z rodzinnego domu, ze Złoczowa.
Zawsze o tym myślałam, kiedy brałam ten poradnik do ręki, otwierałam pierwszą stronę a tam data 1921. Kiedy książkę wydano babcia miała 17 lat i poznawała tajniki docierania do serca mężczyzny przez żołądek.
To książka mojego dzieciństwa. Zawsze ciekawiło mnie jak się kiedyś gotowało. Czytałam książkę, od deski do deski, dziesiątki razy. Lubiłam te tajemnicze nazwy : kierzonki, garnce, kwarty, łuty, ćwierci, funty, czy mięszanie. Lubiłam tajemnicze przepisy, jak choćby ten, przepis na wykwintny pasztet hmmmm - z kwiczoła.
Wziąć dwanaście sztuk kwiczołów, poodcinać im główki i uda i na parę godzin je zamarynować, zacisnąwszy sokiem cytrynowym, siekaną szalotką, solą i prowandzką oliwą. Brzmi jak ... no nie wiem jak co, może jak poezja a może jak kryminał, z tych starych, szacownych, z myszką.
.
Albo taki pasztecik w papilotach. Kto dzisiaj papilotów używa ?
Ech, czasy minione ale czy pod względem papilotów słusznie, to nie jestem taka pewna. Jak w czasach studenckich my, cztery dziewczyny mieszkające na prywatce, zakręciłyśmy włosy na papiloty to było na co popatrzeć, oj było, a przy okazji się pośmiać.
A teraz baby !!! wielkanocna tradycja mojego domu..
Siedem babek : małych, dużych i średnich - wielkanocnych, słodkich, pachnących, drożdżowych, z rodzynkami wielkimi jak śliwki.
.
Moje Święta zawsze pachną dzieciństwem i tradycją ...
Babki piekł mój Dziadziu. Dzielnie pomagała mu Mamusia Danusia. Tatuś, zagorzały przeciwnik pieczenia, snuł się po domu i marudził a na koniec, jak zwykle, grzązł w swoich uczonych książkach i dawał reszcie domowników spokój. Dla nas, dzieci, pieczenie to był prawdziwy raj. Już dwa dni wcześniej byliśmy grzeczni, niczym aniołowie niebiescy, żeby tylko nam pozwolili nam pomagać. W kuchni stała poniemiecka kuchnia kaflowa, paliło się węglem i drzewem. Babki piekło się w dobrze nagrzanej rurze, tak wtedy nazywaliśmy piekarnik.
.
Najpierw rozpalało się pod kuchnią, żeby było ciepło. Potem trzeba było z drożdży, ciepłego mleka, cukru i odrobiny soli zrobić rozczyn. Ustawiało się go na ciepłym przypiecku i czekało aż wyrośnie. Mieliśmy wtedy cichutko siedzieć w kuchni i nie przeszkadzać. Wybałuszaliśmy więc oczęta, żeby rozczyn zaczarować i żeby szybciej wykipiał. Jak zaczynały pachnieć drożdże czuło się, że to już święta.
Czasem mogliśmy ucierać żółtka z cukrem. Braciszek trzymał z całej siły makutrę a ja tarłam, aż pot zalewał mi oczy. Potem, w nagrodę, braciszek wylizywał makutrę a ja gałkę. Była to oczywista czarna niesprawiedliwość bo na gałce dużo mniej było kogla-mogla. Ale cóż - zgodnie z panującym przesądem ten kto wylizuje gałkę będzie miał łysego męża. Siłą rzeczy łysy mąż nie mógł przecież przypadać na mojego braciszka. Dziadziu brał duży szaflik, ten w którym zwykle myło się naczynia, wsypywał przesianą mąkę, potem wlewał rozczyn, utarte żółtka, rozpuszczone masło i smalec a na koniec ubite białka, dodawał też ulubiony przez nas specjał – namoczone wcześniej rodzynki. Potem następował rytuał miszenia ciasta. Nie żadnym tam takim robotem - silną męską dłonią! Ciasto misiło się bitą godzinę, nie było zmiłuj, ciasto musialo idealnie odstawać od ręki ! A w kuchni upał jak na Saharze w samo południe. Potem ciasto odstawiało się na bok, przykrywało białą ściereczką i ciasto rosło. Rosło tak ponad godzinę.
Potem Mamusia brała garnki, smarowała je masłem i do połowy napełniała ciastem, przykrywała ściereczkami i ciasto w garnkach znowu sobie rosło, rosło, rosło aż urosło pod wierzch, wtedy smarowała wierzch białkiem i wsadzała babki do rury. Nooo – rośnięcie ciasta to było dla nas cierpienie, w żadnym wypadku nie można było wtedy biegać po domu, otwierać drzwi do kuchni, trzaskać innymi drzwiami, nie wolno było nawet krzyknąć, żeby babki nie siadły.
Bo gdyby tak babki siadły - to po Wielkanocy !!!
.
W czasie pieczenia ciasto oczywiście wyłaziło poza garnek i tworzył się piękny grzybek. U nas zawsze babki wielkanocne piekło się w garnkach. Zawsze miały kształt grzybków. Po upieczeniu babki stały jeszcze, czas jakiś, spokojnie, na przypiecku i dochodziły. Potem Mamusia wynosiła je do sypialni i wykładała do góry dnem na poduszkę, to znaczy na pergamin wyłożony na poduszce. Te babki były bardzo długo świeże.
A prawdę powiedziawszy to nigdy nie zdążyły powysychać, bo zajadaliśmy się nimi bez opamiętania.
.
W dzieciństwie uwielbiałam podglądać jak się piecze, potem sama piekłam. W tym roku nici z pieczenia, poparzyłam się wrzątkiem, bąble na mojej ręce mają wysokość jednego centymetra. Zresztą od lat mój Braciszek piecze tradycyjne baby, więc się z nami podzieli.
Wkleiłam tu kilka zdjęć starych, pożółkłych i potłuszczonych kartek z babcinej książki. Jest na niej nawet odręczny przepis Dziadzia jak zrobić miksturę do odnawiania mebli. Ech, kto dzisiaj wie, co znaczy słowo cynkwajs ? Kto zaciska sos cytryną albo używa oliwy prowandzkiej ? Świat jest już inny i słowa inne, i pewnie ludzie inni ale w moim domu do dzisiaj ciasto się „misi”, żółtka uciera „gałką” w makutrze a siedem babek wielkanocnych to jak dwanaście potraw wigilijnych - być musi!
Tylko przypiecka i rury już nie ma.
Jest współczesny elektryczny piekarnik. Taki niby ósmy cud techniki,, najeżony elektroniką i mnóstwem skomplikowanych funkcji.
A babki cóż – staroświeckie! W rurze czuły się lepiej,
na przypiecku szybciej „dochodziły do pełnoletniości”.
*
(`*•.¸ (`*•.¸ ¸.•*´) ¸.•*´)
OdpowiedzUsuńW E S O Ł E G O
A L L E L U J A
(`*•.¸ (`*•.¸ ¸.•*´) ¸.•*´)
Na Wielkanoc od króliczka,
niech Ci wpadną do koszyczka
niezła kasa i kiełbasa,
radość życia, coś do picia
i na miłość chęci tyle,
by mieć wszystko inne w tyle.
.............$...$....$
..........$................$
........$....................$
......$........................$
....$............................$
..$...............................$
.$.................................$
$.....................(ஜஜஜ)...$
$... (▒▒▒)........(ஜஜஜஜ).$
$..(▒▒▒▒▒)....(ஜஜஜஜஜ)$
.$(▒▒▒▒▒▒)..(ஜஜஜஜஜ)$
▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓
§§§§§§§§§§§§§§§§§§§§§§§..... (█)
---§§(_)(_)(_)(_)(_)(_)(_)§§...(█)@
-----§§(_)(_)(_)(_)(_)(_)§§.......@(█)
-------§§(_)(_)(_)(_)(_)§§...(█) @
---------§§(_)(_)(_)(_)§§......@(█)
---------§§(_)(_)(_)(_)§§ .(█)@
..........▓▓▓▓▓▓▓▓▓....@(█)
...........................(█) @......
.............................@(█) ...
......................(█) @.........
.........................@..........
......................@ ...........
(`*•.¸ (`*•.¸ ¸.•*´) ¸.•*´)
Agatuszko - pięknie dziękuję za tak oryginalne życzenia. Świetna z Ciebie dziewczyna
UsuńAniu!Moja Droga pięknie to napisałaś.Wszystko jak czytalam widziałam jak na filmie jakim.Superancko piszesz.Ksiązkę taka kucharską przywiozłam kiedyś z Ukrainy.To była książka Cwierciakiewiczowej.Ale moj syn ją kiedyś podarował nauczycielce biologii.Bo się pochwalił i juz mu nie dała żyć.Ale nie żaluję.Chociaz?.Aniu !Wszystkiego dobrego,zdrowia ,wygojenia rąszek i wszystkiego najlepszego życzę.Opowiadam zawsze o Tobie mojej rodzinie i oni cie też serdecznie pozdrawiają i życzą smacznego jajka Wielkanocnego.
OdpowiedzUsuńHalinko - Ćwierciakiewiczowa to legenda. Szkoda, że książki się nie rozmnażają przez pączkowanie. Wiesz Halinko - lubię czytać i oglądać zdjęcia Twojej Rodziny, wchodzę w tamten świat , Oni są mi bliscy tak jak by byli z mojej rodziny ... Ludzie stamtąd jakoś tak lgną do siebie i odnajdują się w korcu maku
UsuńBaby pieczone w garnkach znam z rodzinnych opowieści. To były chyba garnki kamionkowe. Wykładanie drożdżowego pieczywa na poduchy praktykuję ale z przymrużeniem oka, tak dla tradycji. Podobno podczas pieczenia bab drożdżowych nie wolno było otwierać drzwi a nawet głęboko oddychać...hi,hi,hi. Dzisiejsze baby trochę bardziej odporne są :)))
OdpowiedzUsuńMiłego świętowania z babami!
U nas piekło się i do dzisiaj piecze w najzwyklejszych, w tych co to zupę albo kartofelki. Na poduszki to czasem odpuszczam ale na złożony, miękki kocyk to już koniecznie :-)
UsuńNo jasne, że otwierać drzwi nie można było, nawet hałasować nie należało - bo siadały ... a wiesz = jak baba siądzie to koniec !!!!
Wszystkiego dobrego i pysznych bab od brata! No i oczywiście powrotu do sprawności rąk ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Niektórzy jeszcze wiedzą, co to biel cynkowa ;)
nasze pokolenie to pewnbie jeszcze wie ale to młode to już chyba tylko artyści i chemicy ....
UsuńTetryku - wstępnie WSZYSTKIEGO DOBREGO ale na szczegółowe życzenia jeszcze zaproszę
Haniu,
OdpowiedzUsuńczytając Twój post oczami wyobraźni widziałam dwójkę dzieciaków krzątających się po kuchni... Ich duże piękne ogromne oczy skrzętnie wszystko obserwują i zapamiętują...
dziękuję za te wspomnienia. Przypuszczam, że dzisiaj już nikt nie piecze siedmiu bab wielkanocnych...
Współczuję tego poparzenia. Wyobrażam sobie Twój ból.
Życzę Tobie, Mamusi Danusi i Bliskim zdrowych, radosnych świąt.
Wesołego Alleluja !!!
nooo - niezłe znas były ananasy Lusiu. Tłukliśmy się jak nie wiadomo co ale jedno za drugim to by w ogień. Do pieczenia byliśmy pierwsi, do wylizywania słokości i wydłubywania rszynek z surowego ciasta też ... a czasem Dziadziu powalał nam ilepić coś sobie z ciasta i piekliśmy figurki
UsuńUwielbiam takie Twoje wpisy. Przypomina mi się kuchnia węglowa w mieszkaniu wojennym mojej babci i stara książka kucharska, która przetrwała czas wojny. Jeden z przepisów zaczynał się tak: Ubić wołu !
OdpowiedzUsuńGdy w młodości dotarłyśmy do tej książki i tego przepisu, to stwierdziłyśmy, że to nie może "umrzeć".
Ciągle jest tab książka i cieszy się należytą estymą, jeśli coś takiego w ogóle istnieje w stosunku do książki kucharskiej.
Pozdrawiam :)
Dotarłyśmy w liczbie mnogiej, bo dotyczy mojej siostry i mnie:)
Usuńja siostry nie miałam ale my z braciszkiem to wespół w zespół eksperymenty kulinarne prowadziliśmy rodzinę do rozpaczy doprowadzając. Wieszz jak pyszną robiliśmyy zasmażkę, u nas zwaną zaprażką ... trochę masła i mąki na patelnię, smażyć do przypalenia a potem duuużo cukru - pycha !
Usuńalbo takie żółtko z cukrem i z "kakałem" ... och !
Znam to:)))
UsuńNiech te Święta będą dla Was wszystkich czasem spokoju i radości.
OdpowiedzUsuńWszystkiego Najlepszego w te Święta:)
Pa :)
Niech Twoje też radosne będą ... i pełne nadziei
UsuńWitaj Haniu!
OdpowiedzUsuńLubię takie stare przysmaki. Nie bardzo kumam co to są kwiczoły, ale pewnie coś z drobiu.
Zdrowych i spokojnych świąt i oby nam się dobrze działo i wszystko ziszczyło.
Pozdrawiam świątecznie.
Michał
masz rację, że z drobiu . Kwiczoła to ja na oczy nie widziałam ale w dzieciństwie strasznie spodobała mi się ta nazwa ptaka i wyobrażałam sobie czytając, że to musi być ptak wspaniały a że śmieszne imię ma ??? wudać bywa wesolutki
UsuńKwiczoł, to niewielki ptak wędrowny. Teraz objęty ochroną gatunku.
UsuńMichał
Pogodnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy życzę Pani, pani Haniu i wszystkim bywalcom tego blogu. Pani w szczególności, bo potrzeba wielka. W związku z kulinariami świątecznymi, które tak pięknie Pani opisuje, w uzupełnieniu zacytuję fragmencik zaczerpnięty z "Dworu wiejskiego" Karoliny Nakwaskiej: "nic się bardziej trawieniu nie sprzeciwia jak zły humor, dla tego proszę cię: staraj się i siebie i swych domowników w dobrej myśli, przy jadle utrzymywać!" Ale nie zapominając o powodzie naszej świątecznej radości Wszystkim życzę Bożego błogosławieństwa.
OdpowiedzUsuńadam
Panie Adamie piękne i pięknie wpisujące się w kontekst życzenia. Serdecznie dziękuję i wstępnie życzę pokoju, radości i błogosławieństwa dla Pana i Pani Wandy. Jeszcze życzenia pojawią się tu na blogu.
UsuńWpis zgotował mi rewolucje w kiszkach moich, bo to post wielki, wiec nawet żem nie śniadał jeszcze, a tu takie przysmaki, i to ze świata w starym stylu, który jakże mi jest bliski.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ahoj
Ahoj Wieniu wszelki duch Pana Boga chwali ! ato pomyślne wiatry przygnały Twój okręt na moje wody . oj radość mi sprawiłeś niespodziewaną.
UsuńPiękny wpis:) Wszystkiego co najlepsze na Święta, niech pachną jak najpiękniej!:))
OdpowiedzUsuńTania
Taniu - witam u siebie,cieszę się z naszej znajomości i też najlepszego życzę. A zapach Świąt to jeden z najpiękniejszych zapachów :))
UsuńWitaj Haniu - Bardzo smaczny wpis aż normalnie coś bym zjadł z tych staropolskich przepisów.
OdpowiedzUsuńCo do poparzenia to bardzo współczuje (nie polubiłem wpisu na facebooku bo jak polubić poparzenie?) ale wiem że się to zagoi. Przecież raczki są potrzebne to Twojego dzielenia się z nami jak i do pracy w ożywianiu co zapomniane.
Haniu dużo zdróweczka, i radości - pełnego i dobrego Alleluja niechaj wszystko pachnie dobrocią ciepłem i miłością...
Ps. Smacznego.
Damianie ja jestem straszny łakomczuch a już dzisiaj to bym nie tylko kwiczoła ale pewnie i komputerową mysz podjadła taka jestem głodna, ale post to post, nie kwękam. Zoparzeniem walczę jak ta lwica i może do niedzieli uda mi się pięknie i świątecznie wystroić. I zapomnę jaka ze mnie oferma
UsuńTakie pozycje sa bezcenne. Toż to biały kruk. Cudownie,że zachowała się wraz ze wspomnieniami.
OdpowiedzUsuńZ okazji Świąt Wielkanocnych życzę wiele radości.
WIELE RADOŚCI ! czas idzie radości sprzyjający zwłaszcza gdy ma się wokół przyjazne osoby .... Cieszę się, że mam :-))
Usuń-------------------------------
Dla mnie to kruk bezcenny, tym bardziej im bardziej poplamiony, potłuszczony i popisany
Haniu, byłam tu w nocy, ale komentarz "uleciał"... teraz promowałam....Przekazuję pozdrowienia od Bożenki, pozostawione w Niebieskim...
OdpowiedzUsuńMoje święta też mają zapach dzieciństwa i tradycji... Stare książki kucharskie to skarb, też gdzieś mam taką , jeśli ktoś sobie nie "pożyczył", bo dość dawno jej nie widziałam... Nie korzystałam z niej , bo za duże miarki... Chyba to były przepisy dla całego dworu.
Wysłałam w nocy maila z życzeniami, doszedł?
Tu ponownie życzę Tobie i p. Danusi , radosnego Alleluja w każdym wymiarze... Krysia
NO NIEEEE - pędzę sprawdzić bo żadnego meila nie dostałam . a to pech !!!!!!!!!!
UsuńJEST ! :-)))
Usuńmój komputer okazał się wyjątkowo bezczelnym gadem, bo przeniósł tego meila do spamu, kilka innych miłych też. .Ale dałam mu po łapkach i mam nadzieję będzie już grzeczny. Krysiu, jakie to szczęście, że napisałaś o tym meilu. JEST PIĘKNY I BARDZO CI DZIĘKUJĘ :-)
Ach, jak mi zapachniały te baby! A wiesz, zupełnie tak samo robi się kulicz, tradycyjne ciasto prawosławnej Wielkanocy, drożdżowe, pieczone w rurowatej formie (albo garnku) i ma być właśnie grzybek. I wierzch sie pieknie zdobi, a potem odcina, jak daszek i kroi ciasto poprzecznie, przykrywając zdobnym "daszkiem". Ja tego nigdy nie jadłam, ale wyobrażam sobie, że i piękne i smaczne , jak twoje baby. Radosnych, rodzinnych Świąt Ci życzę Haniu! Wesołego Alleluja!
OdpowiedzUsuńP.s. A kwiczoły są małe, jak szpaki, może ciut większe. Że też nie było ludziom kiedyś szkoda zabijać takich ptaków. Kwiczoł, to gatunek drozda, odwiedzał mnie taki jeden rok temu:)
OdpowiedzUsuńOstatniej nocy wpisałam się, był komentarz, bo sprawdziłam, a go nie ma, dlaczego?
OdpowiedzUsuńHaniu, nawet wspomniałam , że w Wirtualnym salonie Laury napisałam kilka słów o Twoim ulubionym poecie.... Przed chwilą przygotowywałam na żywo nowy tekst do Niebieskiej, ale cały czas są jakieś przeszkody, kiedy poprawiam i zapisuję jako "ukryty", bo dopiero jutro mam zamiar opublikować, to wszystko gdzieś ginie, już tak było w nocy... Idę na kolację... Do usłyszenia - Krysia