poniedziałek, 6 czerwca 2016

WESPÓŁ W ZESPÓŁ


OBA DWA
MÓJ BRACISZEK I JA  
 i nasze wspólne, cudowne, dzieciństwo. 


Trochę hultajska z nas była dwójeczka.
Ręka w rękę, gdy trzeba było coś zmalować. Dwie domowe, chodzące niewinności. Co złego to nie my! A skąd !!! kwiatek sam spadł z parapetu trzeciego piętra, prosto na tulipany sąsiadki, mamci majtki też całkiem przypadkowo sfrunęły na ogródek sąsiada, talerzyk, ze ślubnego serwisu, sam się stłukł a sąsiadce z parteru język krasnoludki pokazały.
My - nieeee !!! a skąd ! gdzież tam, takie dwa geniusze !




Ale od początku. Był piękny, wiosenny, niedzielny ranek. Wcześniej nic nie zapowiadało mojego przyjścia na świat, bo jeszcze dobre, długie, trzy tygodnie były przede mną. Niestety, niedziele to mają do siebie, że przed niedzielami bywają soboty. A w sobotę moja bojowa Mamcia postanowiła wypastować wszystkie podłogi w domu. Jak postanowiła, tak też uczyniła i dodatkowo jeszcze wyfroterowała te podłogi, jeżdżąc na ... specjalnych szczotkach. Niedzielny poranek zaskoczył więc moją Mamusię. Urodziłam się romantycznie, o poranku, w ostatnim dniu wiosny. Tak, tak, niedługo znowu mam urodziny, nieuchronnie zmierzam do piątej młodości. A żeby jeszcze romantyczniej było, to urodziłam się w czepku. Moje przyjście na ten świat powitał tubalny śmiech lekarza. Cóż – wyglądałam, hmm, nieco pokracznie. Ważyłam tylko 2.60 ale za to mierzyłam aż 60cm długości. Ale pająk ! dłuuugie nogi, dłuuugie stopy, długie ręce i na dokładkę do tego wszystkiego długiego mała, chuda, odrobina.




Czasy były wtedy ciężkie, wyprawkę dostawało się z pracy, z przydziału. Tatuś przyniósł więc do domu tetrę na pieluchy i żółtą flanelę na kaftaniki. Akurat żółta wtedy była w sprzedaży. Babcia poszyła mi piękne, żółte kaftaniki ale pech chciał, że na świat przyszłam z żółtaczką. No cud moi przynieśli do domu – chudy żółty pająk w żółtym kaftaniku. Cioteczka, co akurat w odwiedziny do nas przybyła, stwierdziła, że tak brzydkiego dziecka, to jak żyje nie widziała. Dałam popalić swojej rodzince, oj dałam. Przez pierwsze miesiące całymi nocami ryczałam tak niemiłosiernie, że trzeba mnie było bez przerwy nosić na rękach. Danusia padała, noszenie padło więc na Antosia. Wtedy mój Tatuś wpadł na genialny pomysł. Wkładał mnie na noc do wózka. Do wózka przywiązał sznurek, drugi koniec sznurka przywiązywał do dużego palca u nogi. Jak rozpoczynałam wycie to Tatuś za pomocą sznurka przyciągał wózek a potem nogą go odpychał i tak do znudzenia, czyli do mojego uciszenia. Sąsiedzi odetchnęli, bo stukot kół, w porównaniu z moimi koncertami, to był mały pikuś. Co roku Rodzice prowadzili mnie do fotografa. Sadzali na krzesełko i kazali patrzeć, gdzie pofrunął ptaszek.




Ptaszka nie widziałam, za to ze strachu robiłam koszmarnego zeza ... Dzieckiem byłam wyjątkowo strachliwym. Gwizd parowozu sprawiał, że rzucałam się na peron i dostawałam ataku histerii, podobnie było gdy zobaczyłam wąsy mojego Dziadzia, no tragedia ! Tak było do czasu, gdy urodził się mój Braciszek. O dziwo zamiast zespołu zazdrości przeżyłam zespół miłości i od razu przyjęłam braciszka.  Trzeba go było nawet przed przejawami mojej miłości chronić. Duża już byłam, ale jak mi nie dali wózka do wożenia to ponoć ryczałam jak syrena. Tylko do tego zdjęcia, wyjątkowo, pozwoliłam kuzynce Wituszka powozić. Przekupili mnie, jak widać, książeczka do nabożeństwa.




Braciszek był zaprzeczeniem mnie, urodził się grubiutki, okrąglutki no i wesolutki. Wynagrodził rodzinie wszystkie nieprzespane noce. Byliśmy zgodnym rodzeństwem, ale wojny na poduszki nie były nam obce. Ba, prowadziliśmy znacznie poważniejsze w konsekwencjach wojenki. Krótko mówiąc, tłukliśmy się czasem jak jasny gwint. W dzieciństwie to ja byłam prowodyrem, ale zanim się obejrzałam przywództwo objął Braciszek. I tak zostało nam aż do lat młodzieńczych.




Faaajnie było.

Bawiliśmy się na podwórku w podchody, graliśmy w palanta, w dwa ognie a nawet w cymbergaja. Jak było zimno to w domu, na tapczanie, robiliśmy sobie wigwam ze starego koca i krzeseł. Wokół tapczanu była puszcza i wyły wilki, a nasz wigwam niby na drzewie był rozbity. Przynosiliśmy na to drzewo zapasy żywności: chleb z masłem i z cukrem, a przede wszystkim nasz najważniejszy, dziecięcy przysmaku - zaprażkę. Zaprażką nazywa się w naszym domu zasmażkę. Wrzucaliśmy na patelnię kawał masła, trochę mąki i duuużo cukru. A potem mocny ogień !!! ... Gotowe było jak całkiem zbrązowiało. Pachniało jak w niebie, albo jak w cukierni. W wigwamie spożywaliśmy te rarytasy i, ma się rozumieć, koniecznie przed obiadem musieliśmy spożyć. Na tapczanowym drzewie planowaliśmy różne takie wyprawy wojenne a nasi żołnierze to były pionki od chińczyka. Graliśmy też w bierki i w karty. Wiadomo, po kryjomu wyciągaliśmy te dorosłe karty i wtedy kanasta, makao, tysiąc i wojna odchodziły, aż miło ! Nigdy nie byłam królewną, jeśli już, to byłam dzielnym Zorro, w kapeluszu i z kapą na plecach. Ech - te nasze szpady z kija do wędki. Że nie wydłubaliśmy sobie oczu, to cud.




.
Pecha mieliśmy po równo
Ja byłam pierwsza więc wszelkie rodzicielskie eksperymenty odbywały się na mnie, to ja ze strachu, że mam czwórę z królowej nauk musiałam "naobkoło" domu latać. Braciszkowi lżej było, on już nie musiał. Za to musiał nosić po mnie różne rzeczy, od sweterków zaczynając, na rajtuzach kończąc. Oj, cierpiał biedaczek. Ale za to później, kiedy oboje chodziliśmy do ogólniaka i kiedy modne były dzieci kwiaty, sam pożyczał ode mnie, a to kwiecistą bluzkę, a to kolorową kamizelkę. Spodni nie wymienialiśmy, bo nie pasowały, tym razem ja cierpiałam, bo nosiłam zwykła "szariki" a Wituś dostał levisy. Katana od braciszkowych spodni była dla mnie jak ulał, to sobie pożyczałam na randki.




.
Zdjęcie z ogólniaka, ja w ostatniej klasie, braciszek w pierwszej. Mam tu straszną fryzurę, długie, cienkie, koszmarne włosięta. Normalnie zawijałam włosy w ślimaki wokół uszu, jak pensjonarka, ale na szkolną imprezę to sobie rozpuściłam. Braciszek też długie włosy nosił. I moją kamizelkę. Lubiłam jego klasę, wśród "dzieciaków" mogłam czuć się ważna. Nie myślcie tylko, ze tak chodziliśmy do szkoły. Ooo, co to, to nie ! granatowe mundurki grzeczniutko się wtedy nosiło. Zdjęcie zrobione zostało na szkolnych Andrzejkach, każda klasa bawiła się u siebie, na korytarzach odbywała się wymiana międzyklasowa ...




A to zdjęcie u nas w domu, w dużym pokoju. 

Tak całkiem bajkowo to jednak nam nie było. Oprócz zabaw i lekcji mieliśmy konkretne obowiązki. Braciszek codziennie latał "do Juli" czyli do sklepu. Mały chłopczyk z wielkim dzbankiem na mleko, tak go do dzisiaj znajomi wspominają. Nie było lekko, musiał też obierać ziemniaki. Ja latałam do piekarni po chleb, musiałam też zmywać naczynia. Nie tylko zmywarek nie było ale ciepłej wody w kranie też. Mycie skomplikowane było. Pływające tłuszcze przyklejały się do ścian szaflika ... brrrr. Oj nie zapomnę jak braciszek chciał na podwórko to koledzy rządkiem siadali i obierali ziemniaczki, aż miło. Sprzątanie i podłogi to różnie nam przypadało. W zależności od okoliczności i od tego, co i kiedy które z nas zmalowało. Kiedyś nabałaganiliśmy niewąsko i za karę mieliśmy umyć podłogę w przedpokoju i w naszym pokoju. Rodzice poszli a my dalej się kłócić kto myje większe. W rezultacie Braciszek zamknął się w pokoju a ja koniecznie chciałam tam wejść. Ja ciągnęłam drzwi, braciszek trzymał, ale jak znienacka puścił to sruuuuuu – poleciałam z drzwiami, drzwi trzasnęły z impetem we framugę i szyba z hukiem wyleciała. Niestety tak pechowo, że zahaczyła o moją rękę i wyrwała kawałek ciała . Nooo – to się wystraszyliśmy !!! ręka na moment zrobiła się biała a potem to już fontanna, jak w rzeźni. Szczęściem na parterze lekarz mieszkał. Popędziłam co sił a przestraszony braciszek szorował schody, żeby ślady przestępstwa zmyć. Oj, – oberwało się nam !!! Nie przyznaliśmy się, jak było naprawdę, a w zamian za piękną historię, sprzedaną Rodzicom, Braciszek mył za mnie podłogi przez dwa miesiące. Do dzisiaj mam bliznę na prawej dłoni. Kiedyś miała kształt litery V ale po 20 latach coś zaczęło się dziać, wylądowałam na onkologii z 90 procentowym rokowaniem na złośliwy nowotwór. Dziękować Bogu wynik brzmiał - ciało obce i komórki typu ciała obcego. Ech – drobinka szkła została, 20 lat siedziała sobie, drażniła aż w końcu coś zaczęło "wypuszcza korzonki" między palce i ścięgna. Mistrz, nad mistrzami, mnie operował, w trakcie operacji musiałam ruszać palcami i uratował mi rękę. Takie to czasem bywają efekty zbyt krewkich wojenek.




Brata mam najlepszego na świecie. To jest ktoś, do kogo mam absolutne zaufanie i za kogo dałaby sobie obciąć rękę. W dorosłym życiu oczywiście żadnych takich tam bitew, ani podjazdowych wojenek, nie prowadzimy. Prowadzimy za to razem firmę. Od 35 lat. I wyjątkowo dobrze nam się razem pracuje. Tu zdjęcie z uroczystości wręczania nagród. Z dumą oboje pozujemy do fotografii. Widać po naszych minach, że zgoda buduje. Wespół, w zespół, oba, dwa, mój braciszek i ja. Obok nas stoi jeszcze wspólnik. Ale to temat na zupełnie inne opowiadanie.

Pewnie pojawi się na moim nowym blogu
ale o tym jeszcze ciiiii

*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

53 komentarze:

  1. W kilku serdecznych słowach
    apoteoza zwykłego, na pozór, życia.
    zwykłego ludzkiego szczęścia.
    A hoj ! Pani anno !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A hoj Anonimowy - kimkolwiek jesteś pozdrawiam serdecznie.
      Zwykłe ludzkie szczęście to tak bardzo wiele , było mi dame więc do dzisiaj pamiętam , do dzisiaj czerpię optymizm z tamtych dni cieszę się każdą taka szczęśliwie szarą chwilą życia ...

      Usuń
  2. To co napisałas jest absolutnie cudowne.Alez Ty Aniu masz talenty.Jak ta Bozia tyle ich w tobie pomieściła? Jesteś cudowną osobą i to piszesz o rodzinie jest unikatowe.Teraz takich rodzin już jest bardzo mało.Ciesze sie każdego dnia ,ze mogłam ciebie poznac i dostąpić zaszczytu bycia twoją znajomą amoze trochę coś więcej?Ja nie miałam rodzenstwa nad czym ubolewam cale życie.Ubolewam też nad faktem iz moje dzieci syn i corka są w absolutnie innych relacjach niż ty i twoj braciszek.Być może ma na to wpływ ktoś trzeci.Zreszta nie ważne.Przepraszam za moje osobiste wtręty ale,tak mi się mimo woli nasunęły.Aniu piszesz boskie wspomnienia.Pozdrawiam serdecznie.Halina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się cieszę, że poznałam Ciebie Halinko no i na FB Twoja Rodzinę :-) Jesteś dla mnie dużo, dużo, dużo więcej niż znajomą ... jesteś też POKREWNĄ DUSZĄ ... Cieszę się, że opowiadasz o sobie, ja kocham takie prawdziwe opowieści.
      ------------
      u nas Mamcia bardzo dbała, żebyśmy byli dobrym rodzeństwem, Ona sama była jedynaczką, nie żeby dziadkowie nie chcieli, była po prostu jedynym ich dzieckiem, które żyło. Zawsze starali się wypełnić Danusi tę lukę i prowadzili ją do kuzynek i kuzynów, od razu uznawała ich za braci i siostry , i tak jest do dzisiaj, od razu też uznała brata i siostry MĘŻA ZA SWOJE I ZŻYŁA SIĘ Z NIMI BARDZO. Tatusia już 15 lat nie ma z nami a kontakt z Jego rodziną mamy bardzo bliski. Chyba nam mamcia swiją tęsknotę za rodzeństwem z mlekiem przekazała. Nie miałam nigdy siostry i zawsze chciałam mieć, kiedyś wpadłam nawet pomysł żeby kogoś za wirtualną siostrę uznać, włożyłam całe serce, ale ... to był mój błąd, do dzisiaj za to płacę.

      Usuń
    2. Dzisiaj odczytałam i bardzo dziękuję za cieple slowa.Kiedy się na kims człowiek sromotnie zawiedzie to trudno mu już potem komuś zaufać.Widzisz tak się stało ,że jestem teraz bardzo samotna.Młodzi są bardzo zajęci a moich bliskich już tu nie ma albo wyjechali na zachod i tak im dobrze ,że zapomnieli.Pocieszam się ,że cierpliwie już czekają na mnie w tym dobrym lepszym swiecie.Tylko wiesz co,bardzo mi przykro,że nas tak sromotnie zawodzi kosciół.Nie przestrzegają dekalogu i stąd tyle zlości i zawisci.Aniu pozdrawiam i mamcię i Ciebie.

      Usuń
    3. Halinko - to może mój uśmiech cokolwiek pomoże na samotność ... wprawdzie ja nie prawdziwa rodzina, ale wirtualna rodzina ... ale to też coś :-)

      Usuń
  3. To prawdziwe szczęście, takie zgrane i wspomagające się rodzeństwo. Nic lepszego nie można sobie wymarzyć.
    Szorowanie podłóg tuż przed porodem! Nie do pomyślenia dla współczesnych młodych mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja prałam firanki w bólach porodowych, żeby nie zostawić namoczonych w wannie, po czym zaczęłam czytać broszurkę pt. "Co należy wiedzieć o porodzie?"

      Usuń
    2. Grycelko - ale mi przypomniałaś tą broszurką :-) ja to w domu potajemnie podkradałam się do biblioteczki, odsuwałam szybę i wyciągałam dwie broszurki, włożone za inne książki. Kiedyś je tam przypadkiem znalazłam:
      1 - "Co każda dziewczyna wiedzieć powinna"
      2 - "Co każdy chłopiec wiedzieć powinien"
      Oczywiście bardziej mnie intrygowała ta druga. Ech to były inne czasy, mi inni, tacy jacyś niewinni ...

      Usuń
    3. Tak Bet - absolutnie się zgadzam i jeszcze dodam - braciszek trafił mi się jak ślepej kurze ziarno :-) Prawdę powiedziawszy to ja mam szczęście do ludzi. Do pieniędzy nie mam ale do ludzi nawet duże szczęście. Powiem Ci nawet większe szczęście, niż mój brat. W podstawówce to ja miałam cudowną panią,bratu trafiła się taka małpa, co linijką po rękach biła, w ogólniaku trafił mi się świetney wychowawca, polonistka i najcudowniejszy matematyk, brayu to już nie tak bardzo. Zgadnij, kto miał najfajniejszego księdza na religii a kto takiego nie za bardzo ? Za to wspólnik biurowy trafił nam się wspaniały , to szczęście mieliśmy równo :-) to znaczy ja założyłam spółkę ze Wspólnikiem architektem, a po roku namówiliśmy brata. Do dzisiaj bardzo się przyjaźnimy i współpracujemy, chociaż w czasie gdy musieliśmy ratować firmę trzeba było się rozdzielić. Czyli - mam nosa do ludzi Bet :-)

      Usuń
    4. Teraz już wiesz dlaczego ja tu jestem, hi, hi,hi?

      Usuń
    5. AlEllu, współczesne mamy spędzają całą ciążę na zwolnieniu lekarskim niezależnie od prawidłowego jej przebiegu.Bo się należy więc wiedzę o porodach mają.

      Usuń
    6. :-) jasne !!!!
      ma się rozumieć Bet :-)

      Usuń
  4. Wiesz co Ci powiem Dziewczyno ?
    To co napisałaś powinny czytać przymusowo a to "pretensjonalne panie" które w domu posiadają pralkę, zmywarkę,kombiwary i wolno wary co to same pichcą i inne jeszcze wynalazki Które do domu przynoszą gotowe pierogi,dania i nawet obrane, ziemniaki czy marchewki a pojecie "pielucha z tetry" księżycowym jest Nie mówiąc o jej zawartości i konieczności prania.
    Powinny przeczytać te co im ciągle źle i "matko moja pranie zrobiłam" i takam zmęczona
    Dla nich, w przypisie, musiałabyś wyjaśnić,nazwę szaflik/ja akurat wiem/
    Powinno byc kanonem lektury szkolnej dla tej "młodzieży której obcym sa zabawy"
    "Bawiliśmy się na podwórku w podchody, graliśmy w palanta, w dwa ognie a nawet w cymbergaja. " /od siebie dodam "zośkę"/No kto to wie co to za gra/
    A wysiłek to gry komputerowe i wielogodzinne siedzenie przed laptopem
    No i ci wszyscy dla ktorych "ciepła woda w kranie" to norma i "powinnością państwa jest, by ja zapewnić"
    Bo my chcemy więcej! Nam się należny !
    I pomyśleć ile szczęścia nam chłopakom ,przynosiła zdobyta ,zwyczajna "fajerka" z pieca, za która sie biegało popychając wymienioną przemyślnie "skręconym" stalowym drutem.
    Matko moja, jak to kondycje wyrabiało, gdy trzeba było wiać złapany "na grandzie" owoców u miejscowego sadownika,albo "z ogrodu księdza'.
    Kudy im tam było do nas, gdy my z kieszeniami wypchanymi jabłkami,wialiśmy aż miło.
    Były czasy Oj były !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieśku - bo my jesteśmy inne pokolenie, nas wychowało też inne pokolenie, to, które znało, co to prawdziwy głód i strach, że za rogiem czai się śmierć. Znao wagę i wartość życie.
      Wiesz , pewnie się narażę tym, co powiem ale często sobie z Mamcią rozmawiamy politycznie i jak zaczęła się nagonka na Niesioła, za szczaw i mirabelki mamcia od razu powiedziała - wiesz, on ma rację, on zna co prawdziwy głód, taki, że wyciągasz rękę a drugi nie może ci dać, bo sam nie ma, taki głód. Głód teraz jest, ale to jest inny rodzaj głodu, teraz chleb wala się po śmietnikach a politycy głodem często nazywają to, że biedne dzieci dostają na jednorazówkach. To jest co innego, to jest upokorzenie biednego ale głód to właśnie szczaw i mirabelki bo niczego innego NIE MA.

      Usuń
  5. Chyba się starzejemy:-) Ale kto bez sentymentu nie wspomina czasów, kiedy był młody, beztroski, miał zwykle niewiele w kieszeni, ale za to miał marzenia, potrafił sobie radzić w różnych sytuacjach, np. przyszyć urwany guzik, albo skrócić przyniesioną właśnie od krawcowej spódnicę, ale tak, aby mama się nie kapnęła czy napompować rower. Teraz młodym nawet do głowy nie przyjdzie, jak bardzo ograniczone jest ich życie. Czy teraz ktoś mogłby wyobrazić sobie wyjazd na obóz harcerski zwykłą wojskową ciężarówką? Pod plandeką, z ławkami z desek, z plecakami pod nogami. Niebezpieczne? Z dzisiejszej perspektywy może i tak, ale szczęśliwie dojeżdżaliśmy i wracaliśmy i nie pamiętam, aby cokolwiek komukolwiek się stało. A tej frajdy i przygody nic nie jest w stanie zatrzeć. Tylko kiedy rozmawiam z moimi siostrzenicami, mam wrażenie, że patrzą na mnie jak na kogoś z innego świata. I chyba mają trochę racji. Pozdrawiam.
    kika_7

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) my się wręcz urodziliśmy do kombinowania ... niczego na tacy nie dostawaliśmy, samemu trzeba był sobie zmajstrować zabawkę grę a nawet wykombinować z niczego słodycze ...
      nie było pepsi - pamiętasz - oranżada w proszku sypana wprost na język

      Usuń
  6. Po jakiejś "dyskusji" z siostrą ja również zyskałem na lata V-kształtną bliznę na ręce... Dziś ją już ledwo widać. A wspomnienia z młodości - zawsze są piękne - nawet obieranie ziemniaków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że są piękne bo piękni i młodzi byliśmy ... i pewnie dzisiejsza młodzież by powiedziała, że durni ale ja tam bym się nie zamieniła ... wszystko w życiu ma swoją kolej, deser smakuje wybornie po obiedzie , można i przed ale wtedy smak obiadu się traci ... u nas było tak jakoś po kolei i powoli ... zdążyliśmy się nacieszyć

      Usuń
  7. Piękna notka. Też mógłbym sporo o swojej siostrzyce i też mniej więcej w tych samych czasach. Wzbudziłaś wspomnienia. Chwała Ci za to.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-))) to witaj w klubie Asmodeuszu ... a siostra młodsza, czy starsza ? fajnie jest być starczą :-) chociaż, właściwie to nie wiem , jak ma młodsza ...

      Usuń
  8. Piękne !
    Dziękuje !
    Przesyłam przy okazji adres na nowo otwartą stronę KOD-u: koduj24.pl

    Wyrazy szacunku i sympatii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Melduję posłusznie, że byłam, stronę do ulubionych dodałam i dziękuję pięknie za adres :-)
      Cieszę się z Twojego komentarza Mirku, czytałam u alElli a teraz proszę - drzwi mojego domu się otworzyły - miło mi gościć ...

      Usuń
  9. Ciekawie się czyta takie opowieści z o tym, jak to drzewiej bywało ;)
    Wielu rodzeństwom nie udaje się wytrwać w jedności. Dzieli ich wszystko - kłótnia o majątek, odległość związana z zamieszkaniem w innym miejscu, chroniczny brak czasu. Wam się udało przetrwać razem przez tyle lat! Tylko pogratulować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nas tam rodzice dobrze pilnowali żebyśmy się kochali :-) podejrzewam, że gdybym tak w dzieciństwie naskarżyła na Witusia to by mi się pewnie mocno oberwało. A co do majątku, to zbyt wiele nie mamy, kłótnia nam nie grozi :-) ... hmmm - grożą nam burze z piorunami wyłącznie w relacjach konstruktor-architekt ... ale to najbardziej typowe na świecie burze i bez nich właściwie projekty jakieś takie nijakie by były

      Usuń
  10. Przepiękna opowieść, cudowne wspomnienia. Aż się czuje smak takiego dzieciństwa, zwłaszcza że fotografie pokazują uśmiechnięte buzie dzieci i radosne twarze dorosłych. Poruszający tekst. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Agnieszko ... moje dzieciństwo ma zapach ... olejku arakowego. NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE ZE SŁODYCZY KOCHALIŚMY WAFEL. DZIADZIU NAM GOTOWAŁ, GOTOWAŁO SIĘ MLEKO Z CUKREM CAŁY DZIEŃ AŻ SIĘ ZROBIŁA KRÓWKA, POTEM SIĘ WBIJAŁO (caps) żółtko i ucierając dodawało margarynę i kakao, na końcu olejek arakowy, przekładał się tym wafle, na to deseczkę i leżało do rana ... my lizaliśmy na zmianę, garnek i gałkę. W NIEDZIELNE POPOŁUDNIA Dziadziu kroił wafel, pakował do papieru, brał nas za ręce i tak wędrowaliśmy daleko, na cmentarz, szliśmy godzinę, potem na ławeczce nad grobem zajadaliśmy wafle aż nam się uszy trzęsły ... ponoć Babcia uśmiechała się do nas od ucha do ucha :-)

      Usuń
  11. Szczęśliwe, chociaż siermiężne to lata.
    Dzieciństwo.
    Młodość. Szkolne lata.
    Studia. Praca i samorealizacja.
    To Pani udziałem i Pani pokolenia.
    Faktycznie w czepku urodzeni.
    Natomiast dzisiaj nasze dzieci i wnuki nas osierocają.
    Emigrują.

    A. T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. biegną za własną gwiazdą ...
      a ja wspominam mego Dziadzia , co by On dał za to, żeby tak chociaż na dzień wyemigrować do Złoczowa ... chociaż na godzinę ...
      właściwie to rozpakował się na dobre dopiero, gdy zmarła moja Babcia, dopiero wtedy oświadczył, że skoro tu jest Jej grób to On już tu zostanie na zawsze ...

      Usuń
    2. dziękuję z całego serca
      za piękny wiersz na "kresowymdrzewie"

      Usuń
  12. ANIA Z ZIELONEGO WZGÓRZA
    I PANI WSPOMNIENIA,
    TĄ SAMĄ RADOŚCIĄ.

    A. T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oooo - moja ukochana książka !!!!
      pokrewne dusze na kilometr się wyczuwają
      :-)

      Usuń
  13. Ale mnie ubawiłaś Aniu .Tyle wspomnień i to jakich..Młodszego brata dobrze mieć było ,bo zawsze można zgonić na niego ☺wiem coś o tym ,ja byłam najmłodsza a rodzeństwo zawsze ,wszelakie zła na mnie zrzucało.Ale byłam cwana i zawsze zemsta była słodka ☺☺Bratu wiązałam sznurówki na mocne supły ..siostrze maku do buzi wsypałam jak spała z otwarta buzią ,mało co by się zadusiła ..drugiej siostrze obcięłam spory pukiel włosów..oj mam ja na koncie sporo grzechów ha ha ha ..A kiedy czytałam Twoje wspomnienia ,otworzyły się moje .Aniu jak ja bym chciała wrócić na trochę w tamte czasy.Też miałam szczęśliwy dom ,bo miałam rodzeństwo,kuzynów i spora grupka sąsiadów..To była banda na całego..Coś na podobieństwo "Chłopców z Placu Broni"Teraz jak patrzę na dzieci,,,to mi ich żal.Co oni maja za dzieciństwo,zero wspomnień ,tylko piaskownica ..Takich jak nasze dzieciństwo już nie wróci.Może nie było biedy,ale były trudne czasy.Pomimo tego ,zawsze dzieci miały pomysłów sto na zabawy,nikt nie siedział w domu..było wesoło i kiedy kładłam się spać ,to usypiałam szczęśliwa ,z pełną głową pomysłów już na jutro ☺☺.A najpiękniejsze były zawsze wakacje.Aniu Twoje życie ,od urodzenie jest szczęśliwe.Czego Ci życzę ,by nigdy nie przestało szczęście do Ciebie zaglądać♥♥Jesteś WYJĄTKOWĄ OSOBĄ.Dziękuję Ci za to ,że Ciebie poznałam.♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danuśka - a "niewidzialną ręką " byłaś? na biedne staruszki napadałaś, żeby je przez jezdnię przeprowadzić ??? ja jak najbardziej, wzięłam sobie do serca dobre uczynki i czatowałam na neszej ulicy, tyle że ulica ślepa, samochód raz na 2 godziny jechał a znajome staruszki dziarskie były ... JA UWIELBIAŁAM W DZIECIŃSTWIE KSIĄŻKĘ WAKACJE Z DUCHAMI" strasznie chciałam jak te chlopaki ale żaden tajemniczy zamek mi się nie trafił :-( no to sobie w dorosłym życiu zamki odrobiłam

      Usuń
    2. No tak ..oczywiscie ze lataliśmy poźnym wieczorem do takiej babuleñki i drzewo pod chałupke nosiliśmy ...Pamiętam takie zabawy...Wakacje z duchami oglądałam ...a potem balam sie wychodzic wieczorem...:-)

      Usuń
    3. :-) a ja długo myślałam, że paragon to imię

      Usuń
  14. Pani Haniu, specjalnie dla Pani zamieściłem kompilację na blogu pani Krystyny. Zapraszam do zapoznania się.

    adam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za odpowiedź na moje pytanie

      Usuń
    2. Nie ma sprawy. Cała przyjemność po mojej stronie. Odpowiedziałem obszernie, aby zdała sobie Pani sprawę z niestosowności zadawania mi takich pytań.

      adam

      Usuń
    3. Panie Adamie, mogę tylko przeprosić, wiem, że pytanie było niestosowne i to w przypadku każdego, komu je zadałam. Znałam z prawdopodobieństwem 99.99999% odpowiedzi i właśnie dlatego, chciałam od każdego osobiście odpowiedź usłyszeć.
      ----------------------
      Sprawa dla mnie jest ważna. Oszczerstwo tam, gdzie padło, wisi do dzisiaj. Jak przeczytałam to oszczerstwo to zdębiałam, nie mieściło mi się w głowie, jak ktoś może coś równie głupiego, nielogicznego i bezsensownego spreparować ??? Jak można do tego stopnia nie myśleć. Ale można. Tłumaczyłam logicznie, mniej więcej to, co Pan napisał, tylko dobitniej i dokładniej, ale w przypadku oszczerstw logika widać nie ma znaczenia. Niestety tłumaczenie że logicznie nie jest możliwe, by ktoś znał moje prywatne maile i to jeszcze do różnych osób (!!!) jest walką z wiatrakami. To jest widać coś ponad możliwości rozumu i koniec, bariera nie do przekroczenia.
      --------------
      Chciałabym dociec, kto wysłał tego maila, na mój temat, o ile ktokolwiek wysłał... eliminuję po kolei, nie chcę pominąć po drodze niczego, nawet zadania tego rodzaju pytania ...

      Usuń
    4. Aniu ,a nie byłoby prościej napisać do administracji poczty i nadmienić w czym rzecz ,by sprawdzili Ci skąd był napisany ,miejscowość.To jest poważna sprawa i myślę że w drodze wyjątku administracja mogłaby to sprawdzić.

      Usuń
    5. Danuśka - maila o "mojej działalności" nie dostałam ja, tylko osoba, która potem mnie pomówiła. Maila dostała (przynajmniej tak twierdzi) po czym publicznie powiedziała, co wiedziała, czyli co jej do wiadomości podano. Ponoć miała podstawy, by sądzić,że to prawda (????). Poczta nie może mi sprawdzić Jej korespondencji. Nie da rady. Jest, co jest.
      --------------
      Ponoć co ma wisieć nie utonie więc oszczerstwo sobie wisi ...
      i niedługo zacznie powiewać, aż w końcu autor(ka) sam(a) uwierzy, że jego (jej) wymysł to najczystsza prawda :-)

      Usuń
    6. Aniu wszystko to dziwne..Ale po czasie moze sie wyjaśni..Oliwa sprawiedliwa...Sowy tak hu.hu..hu robią ze spać nie mogę..ha ha ha..Uciekam może usnę..pa

      Usuń
    7. OK, rozumiem, pani Haniu. Tylko, czy warto dociekać? Da to Pani jakąś ulgę?

      adam

      Usuń
  15. Witaj Haniu.
    Słodkich wspomnień czar. Lubię je...
    Muszę swoje fotki poukładać chronologicznie. Może coś mi wyjedzie.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MICHAŁKU ... a gdybyś tak poukładał na blogu ...
      jestem pierwsza w kolejce do oglądania :-)

      Usuń
  16. Odpowiedzi
    1. tęsknota za dzieciństwem kapkę z nich wyziera ....

      Usuń
  17. HANIU,
    BARDZO LUBIĘ CZYTAĆ TWOJE WSPOMNIENIA A Z BRACISZKIEM TWORZYCIE WSPANIAŁY ZESPÓŁ. W TYM ZWARIOWANYM ŚWIECIE TO RZADKIE PRZYPADKI.
    SERDECZNIE POZDRAWIAM:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już Mamcia się o to postarała a Tatko dołożył ...
      :-)

      Usuń
  18. Haniu, najważniejsze są więzi rodzinne, dlatego warto podtrzymywać je nawet takimi wspomnieniami i fotografiami z dawnych lat. Ostatnio trafiła mi się gratka : stare rodzinne klisze sprzed kilkudziesięciu lat pierwszy raz ujrzały światło dzienne jako fotografie rodzinne, dzięki technice komputerowej. Ogladałem do 3 w nocy. Pozdrawiam, Tomasz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja to jestem pies na rodzinne zdjęcia ... czasem wyciągamy z Mamcią albumy i nocka z głowy ...

      Usuń
  19. Haneczko najmilsza, Już chyba 4 raz przymierzam się do pisania pod tym tekstem i zawsze coś wypada ze się nie zamieszcza:) Z zaciekawieniem i radością czytam o twoim dzieciństwie. Tak to jest że rodzeństwo uwielbia sobie okazywać miłość tłukąc się na rożne sposoby (szczególnie poduszki), ale tez na drodze zdrowej rywalizacji różne gry i zabawy podwórkowe. Ale jak przychodzi co do czego to za soba murem, jak jest spólny "wróg" to nie ma to czy tamto trzeba być razem.
    Ech Haniu doskonale pamiętam oranżadę w proszku, pamiętam jak się szło napełniać syfon na wodę gazowana. Wychowywaliśmy się na tym co było dostępne, nie było tylu zabawek, komputerów, telewizji, Było to co sami sobie zrobiliśmy , zabawy na drzewach, gry w kolarzy (najpierw zakrętkami od słoików potem kapslami, rzucanie nożem do kółka narysowanego na ziemi, zamiast łopatki "kradło się mamie łyżki "i do piaskownicy itd.. Ech dawne kochane czasy, dziś wszystko podsuwane maja pod noc... Pozdrawiam wszystkich ( z mamcią Danusią na czele i braciszkiem)

    OdpowiedzUsuń