DOMEK
Żeby
nie było, że ciągle pokazuję tylko te zabytki i zabytki to teraz proszę
bardzo - domek jednorodzinny, projektowany na życzenie, tak, żeby
spełnił marzenia przyszłych domowników. Domków w katalogach zatrzęsienie
ale czasem ktoś kupi nietypową działkę, w nietypowym otoczeniu, albo po
prostu chce mieszkać w czymś, co od początku do końca, powstało tylko
dla niego, według jego wyobrażeń. Moim zadaniem jest spełnić marzenia
inwestora. Często się zdarza, że ludzie marzą sobie o takich trochę
stylizowanych domach. Nowoczesnych ale z uśmiechem w stronę tradycji.
.
Wstępny model przestrzenny bryły domu.
Wstępny model przestrzenny bryły domu.
Takiego małego, ale nie białego, domku.
.
Model bardzo uproszczony, jeszcze bez lukarn,
żeby inwestor mógł uruchomić wyobraźnię.
Wcale
nie tak prosto jest zaprojektować domek jednorodzinny. Do katalogu,
owszem ale na indywidualne zamówienie - wprost przeciwnie. Bo ilu
domowników ma mieszkać, tyle różnych osobowości. Trzeba więc wyczuć osobowość
dominującą, ale do pozostałych też się dostosować. Wbrew pozorom domek
projektuje się zwykle nieco dłużej niż duży obiekt usługowy. Faza koncepcji i
zderzenie marzeń z rzeczywistością potrzebuje czasu. Szczególnie
zapamiętałam sobie taki jeden domek, inny niż ten który pokazałam, dużo
większy, bo wielopokoleniowy. Na parterze miało mieszkać młode małżeństwo, z
widokami na dzieci, a na górze mama, czy jak kto woli teściowa.
Wszystko szło jak po maśle, po wielu spotkaniach koncepcja była dograna,
domownicy zadowoleni, a ja zabierałam się do projektu technicznego. I
nagle telefon - czy możemy umówić się jutro na spotkanie ??? Ooo, czerwona
lampka mi się zapaliła ! Odłożyłam projekt techniczny i dobrze zrobiłam.
Na spotkaniu okazało się, że mamy problem! i to psychologicznie dość duży
problem. Młodzi nagle zdali sobie z czegoś sprawę i mówią - sypialnia
mamy jest nad naszą, no tak, odpowiadam, to najlepsze w domu miejsce na
sypialnie ... ale wie pani, ???? , jak mama śpi nad nami, to WSZYSTKO
będzie słyszała ... Zapewniam, że w strop nawkładałam tyle głuszących
rzeczy, że o słyszeniu nie ma mowy. Ale wie pani, psychologicznie rzecz
ujmując, to nie będziemy mieli pewności. No tak, psychologicznie rzecz
ujmując, mogą pewności nie mieć. Projekt wylądował w koszu i zaczęłam od
nowa. W rezultacie ten drugi domek też fajnie wyszedł, młodzi byli
zadowoleni, teściowa nie protestowała, a ja zapamiętałam na przyszłość -
nigdy teściowa NAD ! ... bo przecież WSZYSTKO może się zdarzyć.
.
Teraz od przestrzennego modelu przejdę na płaski rysunek projektowy. To, co widać, to już jest rysunek z projektu budowlanego. Do
pokazania tu elewacji wszystkie techniczne opisy wymazałam. Na takim
rysunku są na przykład określone kolory, zgodnie z wzornikiem firmy,
produkującej farby zastosowane na elewacji. Czasem, jak w przypadku tego
domu, inwestor życzy sobie zaprojektowanie "indywidualnego ogrodzenia" mówiąc ludzkim językiem po prostu prozaicznego płotu .
.
Mówisz - masz, słowo się rzekło, kobyłka u płota, a raczej płot u
kobyłki. Indywidualny a jakże ! I na dodatek całkiem "w charakterze" ... A tak na marginesie, to nie ma co grymasić, płot to przecież też jakieś wyzwanie projektowe, czyż nie ? Wizytówka domu i gospodarza.
A to zupełnie inny, prościutki domek. Za to w środku błękitny odlot, trochę ekstrawaganckie i współczesne rozwiązanie wnętrza. Współczesne, ale z duszą. Właściciele lubią kolory zimy, błękitną stolarkę i witraże w kształcie plastra miodu. Nawet samochód mają niebieski. W sumie jestem ciekawa jaki ten domek będzie, kiedy go wybudują. Oczywiście jeśli go wybudują.
.
Dom mojego braciszka.
Na rysunku brakuje tylko kota.
Tu problem był zupełnie innej natury. Nie ma lekko. Niestety, nie każdy domek można sobie na własnej działce postawić. Wszystko musi być zgodnie z prawem, czyli musimy dostosować się z formą do wskazań Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, a jeśli takiego Planu gmina nie posiada, to do wskazań Decyzji o Warunkach Zabudowy. W przypadku tego domu wskazaniem było nawiązanie do tradycyjnej zabudowy sudeckiej. Wymyśliłam sobie, że będzie to ukłon w stronę tak zwanego muru pruskiego. Mur pruski bardzo był rozpowszechniony na tych terenach. A że teren to stok góry, bryła nie mogła być płaska, jak stodoła, no i oczywiście dachy strome. Elewacja wejściowa ma bardzo małe okna, bo to okna do łazienki, kuchni i garderoby, salonik ma dużo większe i wyjście na taras ziemny. Na rysunku księżyc świeci prościutko na taras. Taras z widokiem na Góry Sowie ... Na tym tarasie wszyscy spędzamy najprzyjemniejsze rodzinne chwile.
.
O, to właśnie jest wyjście na taras, którego tu jeszcze nie ma. Zdjęcie z okresu budowy. Ta brzoza rośnie sobie pośrodku tarasu. Teraz, na wiosnę zbieramy z niej wodę brzozową, a jesienią pod brzozą rosną grzyby. Kanie i podgrzybki, prawdziwki to na górce, zaraz za domem. Latem, na skarpie tarasu rośnie mnóstwo leśnych poziomek. Samosiejki, ale pachną rajem. Kwiaty na tarasie żadne się nie utrzymają. Sarny, gagatki, przychodzą i obżerają wszystko, co się obeżreć da. Najchętniej róże i pelargonie.
*
Na koniec pokażę coś trochę większego, niż domek. Powstało to coś na miejscu rozwalających się pozostałości po budynku. I tak cud, że inwestor w mieście taką działkę jeszcze wypatrzył. Praktycznie takich działek pod budowę, w dobrej lokalizacji, to już prawie w miastach nie ma .
.
To coś, to prywatna przychodnia lekarska, z gabinetami specjalistycznymi i salą operacyjną. Urzęduje tu lekarz laryngolog i dermatolog, lekarz ginekolog i urolog, zresztą specjalizacje mogą być zmienne. Jest też miejsce dla kosmetologa. Sala operacyjna, nazywana salą jednego dnia, uruchomiona będzie nieco później, chociaż wszystko do jej prawidłowego funkcjonowania jest już wykonane i czeka.
.
W tym przypadku elewacja to najmniejszy problem. Wnętrze tak najeżone jest problemami, że starczy za dziesięć domków jednorodzinnych. A może nawet za dwanaście ? Chętnie sobie wspominam ten projekt, chociaż przy technologii resztki włosów mi posiwiały. Nie trafia mi się za często projekt medyczny. Ta oto przychodnia, jeden szpital geriatryczny, kilka gabinetów stomatologicznych, pogotowie ratunkowe - to wszystko. A na dyplomie wybrałam sobie taki ciekawy temat - "Klinika chirurgiczna we Wrocławiu, na Niskich Łąkach" Temat oczywiście odlotowo potraktowałam. Do moich sal, które umieściłam na piętrze, wjeżdżało się na ruchomej podłodze z parteru, z przygotowalni chorego i lekarzy. Podłoga poruszała się na układzie teleskopowym, Przygotowany chory, z całą przygotowaną ekipą, wjeżdżał na tej podłodze do góry, do idealnie jałowego i sterylnego pomieszczenia ... a co ? nie mogłam odlecieć ? na studiach wszystko można. Mój promotor miał jeden warunek, jeśli chcę projektować sale operacyjne to muszę, chcę czy też nie, uczestniczyć w prawdziwej operacji, bo tylko wtedy potrafię ocenić, jak to się odbywa, choćby to, kiedy zaczyna być duszno. Warunek spełniłam, zaliczyłam dwa wyrostki. jeden nawet z powikłaniami. Założyć maseczkę potrafię.
.
Tu ja, po najprawdziwszej na świecie operacji. W wielkim, męskim fartuchu myję straszliwe narzędzie. To żadne żarty. To doświadczenie bardzo przydało mi się w dorosłym, zawodowym życiu. Na obronie pracy dyplomowej przydało mi się już trochę mniej, bo tam pytano mnie o "krzyżowanie się ciągów transportu nieboszczyka z ciągami pieszymi pacjentów hospitalizowanych" i jeszcze mnie zapytano o moją, brrrr "ukochaną" ochronę przeciwpożarową, o takie tam klapy, czujki, dźwigi i węże sztywne oraz półsztywne ... też odlot, tylko w inną stronę.
Ale się rozpędziłam, i .... rozwlekłam.
Od płotu do odlotu !
Kto wytrzymał, dla tego żółte słoneczko, czyli nasz znaczek firmowy. Widać go na drugim modelu. Że słoneczko kwadratowe ??? Ej, Kochaneńcy, w moim zawodzie czasem kwadratura koła bywa jedynym możliwym rozwiązaniem. Dlaczego znaczek akurat taki ? Te trzy żółte kwadraciki to nasza trójka wspólników, "a" to architektura, "a" to pierwsza litera nazwy biura, "a" to Andrzej i Anna ... a gdzie W ? co z braciszkiem, który Wituś ma na imię ? Oj tam, oj tam, braciszek, konstruktor, realnie stąpa po ziemi, jemu kompletnie nie zależy na umieszczaniu siebie, na jakichkolwiek znaczkach ... hmmm - ponoć wysadzanie się na świecznik, w naszym zawodzie, to domena wyłącznie architektów. No ciekawe ?!
A dlaczego znaczek taki żółty ?
Ano skoro świecznik, to musi być żarówa.
*
z przyjemnością polecam Malina M *
Aniu , w mojej rodzinie też jest architekt::)znasz ją ::)Oj nasłuchałam się od niej różności .Podziwiam Was w tym zawodzie.Trzeba mieć umysł lepszy,od komputera. Wyjątkowe zawody,lekarz ,architekt,pilot,marynarz,górnik..Ci ludzie mają bardzo odpowiedzialną pracę.Ty Aniu swoją ciężką pracą podnosisz z ruin zabytki.Które będą latami cieszyć oczy turystów.Twoje projekty wszelakiego rodzaju ,które są wykorzystane ,cieszą mieszkańców,bo dobrze zaprojektowany dom,czy biuro ,jest ważną rzeczą .Człowiek musi czuć się bezpiecznie i dobrze.Domki ,które zaprojektowałaś ,bardzo fajne::) Braciszek Twój ma piękne widoki ::)Nie ma to, jak mieszkać w takich miejscach.Moje sarny wyjadają róże i tulipany kiedy jeszcze w pączkach kwiat...::))Po rozkwitnięciu nie ruszają::)Od dwóch dni pada fajny deszczyk,wszystko rośnie w oczach::))A ja raduję się tym , tulipany zaczynają zakwitać::)))Uwielbiam ten czas.Pozdrawiam cieplutko::)))
OdpowiedzUsuńA ja podziwiam złote ręce Twojego Pana Męża ... jak pokazujesz zdjęcia to aż mi się oczęta śmieją do tego co robi, dokładność i precyzja to w naszym fach ogromny atut. Dobraliście się Danuśka jak w korcu maku, Twoje wyroby to miód na serce i na o czy, a u mnie też na głowę, jak tylko popatrzę co zrobiłaś, to zaraz mi pomysły do głowy się pchają ... ech, z czym ja do gościa, takiego chlebka jak Ty to wżyciu nie upiekę, że nie wspomnę o naleweczce z pigwy ...
Usuńwłąsnie skończyłem Sprawozdanie. Wpiszę jutro.
OdpowiedzUsuńTomku - trzymałam z całej siły kciuki, myślę, że wypadłeś bardzo dobrze, przecież specjalista z Ciebie najwyższej klasy.
UsuńNiczego nie "sprawozdaję". Ani nic.
OdpowiedzUsuńCiągle siedzę na części kartonów i znoszę przeróżne niewygody z kaprysami połówka włącznie. Wyć się chce.
Pa:)
No nieeeee - połówek wspierać powinien, nie kaprysić ...
Usuńech ta silna płeć .... zamiast ramię nastawić czasem ramienia szuka ale połówek, to połówek ! przecież kochany jest ...
-----------------------------
Jeszcze trochę Ewciu - jeszcze trochę i BĘDZIE DOBRZE !!!!!
Czasem czuję się jak jakaś bohaterka, kiepskiej powieści sprzed stu lat.
UsuńPa:)
Witaj Haniu.
OdpowiedzUsuńFajne domki, a brata super.
Ja na szczęście nie musiałem brać udziału w operacjach wyrostaka...
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Wiesz jak wszyscy w rodzinie kochają ten domek. To prawdziwy dom na skale, prawdziwe gniazdo. Wiesz , ludzie ze Wschodu swoich gniazd nie zabrali, czasy były ciężki , pieniędzy stale brak ale powoli ktoś w końcu osiadł mocno .. i jest nasze wspólne miejsce na świecie ... a dzieciaki jak pszczoły do miodu tu ciągną, już nikt nie wyobraża sobie uroczystości rodzinnej gdzie indziej
UsuńBardzo ciekawy artykuł, pani Haniu. Ma Pani rację, zapojektowanie budynku, tak, aby dogodzić wszystkim wyobrażeniom inwestora, często sprzecznym, zmieścić się w kosztorysie, spełnić uwarunkowania zewnętrzne (teren, przepisy), zaprojektować bryłę i układ pomieszczeń, która da się skonstruować, zapewnić wentylację wszystkich pomieszczeń, a nie usiać dachu zbyt wieloma kominami i do tego spowodować, aby to wszystko było ładne, to dopiero wyzwanie. Ja niemal całe swoje życie mieszkam w ścisłym śródmieściu Warszawy i o własnym domku nawet nie myślę. Ale czasami, gdy mnie bierze nostalgia, szkicuję sobie rzut poziomy domu swoich marzeń. Zwykle wychodzi mi coś monstrualnie wielkiego. Ostatnio, z racji moich układów rodzinnych, zastanawiam się nad projektem domu dwu-, a nawet trzypokoleniowego. Rozwiązanie tego domu nie może być symetryczne, bo część "młoda" musi być większa od "starej", starsze pokolenie nie chce chodzić po schodach, zatem powinno to być rozwiązanie parterowe, ewentulnie z fragmentem części "młodej" na piętrze, garaż powinien być w bryle budynku, bo nie ma nic gorszego niż codzienne odkopywanie samochodu ze śniegu. Do tego garaż powinien być wielostanowiskowy, bo wszyscy dorośli członkowie rodziny mają prawo jazdy i ambicje niezależności komunikacyjnej, a i dziatwa zacznie niedługo dorastać. Dom powinien mieć niezależne wejścia do każdej z części, ale z możliwością również wewnętrznej komunikacji bezpośredniej. I tak dalej i tak dalej... Jak wygram, pani Haniu, w totolotka, to może pogadamy... Nie chciałaby Pani mieć tak sympatycznego inwestora?
OdpowiedzUsuńMam pytanie odnośnie pierwszego z projektów, które Pani prezentuje. Czy dobrze odczytałem, że samochody mają swoje miejsce w nieprzykrytym wykopie? Czy nad wejściem nie ma daszku?
Pozdrawiam uprzejmie.
adam
A o podpiwniczeniu, czyli piwniczce Ty pomyślała ? A ?
UsuńBo "na tych ziemiach" dom budowany na sto lat solidny i murowany /nie po hamerykansku/ musi mieć piwnice.Ot tak "na wsjakij to pozarnyj"
Taką, która może dziś służyć jako spiżarnia dla pani domu, albo winiarnia, dla pana lub "męska jaskinia"
A gdyby co myk pod ziemie i przeczekujemy to co "na powierzchni"nam wyprawiają.
Jeszcze do dziś pamiętam takie,przesiadywanie w piwnicach wiejskich domów, gdy przewalał się front.I odwiedziny panów "w blaszanych kapeluszach" z ich nieodłącznym pytaniem "Iwan jest" a potem tych w kufajkach i papachach, pytających "Germaniec jest"
I dziękuję "pytającym", za to, ze przed zadaniem pytania, wpierw granatu nie wrzucali, wzorem tych co "zaglądali do piwnic warszawskich".
Tak czy siak, piwnica winna być.Chyba ze się buduje takową, obok w skarpie.Bo nasze domy buduje się, trwałe.
Co do domów wielorodzinnych.
Czas nam tak szybko biegnie a świat sie tak skurczył, iż ta wielorodzinnosc pozostała tylko na papierze, a dom to kłopot.
Na starość spada na łeb, zawsze, praca przy utrzymaniu "ogrodu" odśnieżaniu posesji i chodnika przed,naprawy drobne domu,wywóz śmieci,szamba ect i to sprzątanie "powierzchni płaskich" i przynajmniej raz w roku mycie niezliczonej ilości okien Gdzie bez drabiny ani rusz.No i koszty ogrzania takiej pustej już,kubatury.
Dzieci nam się rozpierzchły po świecie, lub Europie.Pan domu "zmarł bywszy" i pozostaje, samotna wdowa siedząca i bytująca w jednym tylko pomieszczeniu.
Jeśli nie ma innych dochodów czasami musi wystarczyć "renta po mężu" i oczekiwanie na "miłosierdzie dzieci" Taka to i nasza rzeczywistość.
/powiecie może wynająć ! tak ale nie każdy chce by mu sie"obcy"/
Mądrzy Inkowie powiadali"żyj jakbyś miał umrzeć jutro,gospodarz jakbyś miał żyć wiecznie"
I to niech będzie puenta do "wielorodzinnosci".
A "odkopywaniu ze śniegu" gdy podjazd ogrzewany.Anachronizm.
Czasy gdy byle marzący gołodupiec budował byle co, byle taniej dawno już minęły.
Dzis budują ci co maja i sa "zabezpieczeni finansowo" na starość.
Reszta zwala sobie na łeb nieszczęście.
Zawsze można sprzedać Tylko odwieczne pytanie Kto zechce kupić jak dawna cicha okolica zmieniła się w centrum z autostrada opodal,a kupców brak Trzeba za półdarmo A zal.
peeewnie, że pomyślała ... toż ja jestem kobieta a myślenie o funkcjonowaniu domu kobiety mają chybaw genach, tak samo jak kombinowanie. Zresztą jedno od drugiego nie tak znowu daleko .... Tym bardziej Wieśku , że dom kawałek od miasta, do sklepu daleko. Spiżarka przy kuchni to rzecz dobra ale w spiżarce raz że ciepło dosyć a drugie to miejsca nie tak znowu dużo, piwnica być musi i jest. Napisałam niże Damianowi to przeczytaj, znasza piwnica to ziemianka, fantastyczna sprawa.. A co do odśnieżania ... to sprawa fantastyczna trochę mniej. jak w górach sypnie to brat nanacha się niwąsko, żeby do pracy wyjechać ... a jak odwilż a potem mróz ściśnie - ślizgawka !!!! pamiętam taką wigilię, że taniec na lodzie był przed domemem , tańczyli wszyscy przyjezdni, a teść brata przywiózł smażonego karpia w naczyniu żaroodpornym, musiał z tym karpiem na czworakach ...
UsuńJeśli chodzi o ten pierwszy projekt to trudno raczej z samej elewacji odczytać, może trochę lepiej widać na modelu. Ten wykop to nie jest miejsce do parkowania tylko zjazd do garażu. Takie miał życzenie inwestor. Budynek miał wyglądać tak, jak by nie miał piwnicy. Piwnica jednak jest i to pod całym domem. Do garażu wjeżdża się z boku, prostopadle do elewacji frontowej. Dlatego wykop musi być dość szeroki, żeby samochód miał pole manewru. Na elewacji samochody są pokazane raczej symbolicznie, to takie zaznaczenie że garaż na dwa auta. Nie jest to tanie rozwiązanie bo takie zagłębienie w ziemi musi być odpowiednio skanalizowane, wiadomo, że w czasie burzy jest duży napływ wody i musi być odebrana. Z piwnicy wychodzi się też drugim wyjściem, od strony ogrodu.
Usuń-------------
a jeśli chodzi o daszek nad wejściem to dobrze jest widać na modelu - wejście jest z głębokiego podcienia więc odpowiednio chronione.
Super projekciki, Brata mi się podoba choć piwniczka fakt by się przydała na naleweczki ziemniaczki inne rupiecie:):) Jak może kiedy jakieś miliony w totka to może mnie będzie stać na "projekcik:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ciebie i mamunie.
Ps. a wyrostkową operacje miałem na sobie.
Też miałam :-))))
Usuń--------------
Damianie, piwniczki brat nie ma ale za to ma ZIEMIANKĘ nawet sam sobie ją zbudował. WSPANIAŁA RZECZ. Sam dom zbudowany jest na skale i wkopany w stok. Dom ma 5 poziomów: piwnicę, suterenę, parter, półpiętro i piętro. W piwnicy jest garaż. Ja się śmieję, że to jedyny przypadek, kiedy do piwnicy wjeżdża się pod górę i to nawet stromo. W suterenie, to tam gdzie widać wejście, jest hol, garderoba i małe pomieszczenie gospodarcze, do prania czy prasowania, na parterze jest salonik i kuchnia, kuchnia ma duuuużą spiżarnię, jest też mały gościnny klopik, na półpiętrze jest sypialnia i łazienka, a na poddaszu są pokoiki dzieci. Ta góra jest stroma. Od frontu pod parterem jest piwnica, ale od tyłu trzeba było na poziomie parteru robić wykop i skarpę żeby stok odsunąć od ściany, bo poziom terenu sięga półpiętra, taka jest różnica. Na piwnicę nie było miejsca bo garaż spory, zresztą połączony z pomieszczeniami domy. ZIEMIANKA być musiała, bo po pierwsze nie da się wszystkiego w garażu trzymać, a po drugie brat sam czasami robi kiełbaskę, albo szynki, czy baleronik, sam to wszystko wędzi . W garażu by się tego nie dało, raz że zapach, a po drugie koty to by miały używanko. A ziemianka jak twierdza. domowe wino też tam mocy nabiera ...
No to iście pięknie jest i aż mi ślinka cieknie na te kiełbaski i boczki... a i na to wineczko też:) Pozdrowienia dla Mamci Danusi i braciszka
Usuń"Sala operacyjna, nazywana salą jednego dnia"
OdpowiedzUsuńCo za "przepiękna nazwa"Czyżby to ukłon i dar dla Beaty Sz zamiast bezpłatnych po 70 tce?
Dopełnić jeszcze o "ostatniego dnia"i zadowolenie rządu,NFZ,ZUS i episkopatu zupełne.O zakładach pogrzebowych nie wspomnę Moim skromnym zdaniem można już się zwrócić "o sponsoring" budowy do w/w.
Toz to czysta oszczędność i zarobek wymienionych
Rzad wiadomo NFZ- likwidacja kosztów i kolejek do lekarza
ZUS ostatnia emerytura ,zasiłek pogrzebowy rodzinie i z głowy
Episkopat.
U tu pochówek jak zwykle "co łaska niemniej niż" ,potem wspominki wypominki,oplata za miejsce na cmentarzu, opłata procentowa za pomnik na "ich cmentarzu"'ect.
A zakład pogrzebowy.O matko to już przecież stała fucha.Klient przyjeżdża jednego dnia a drugiego już czeka "drewniana jesionka" i "ostatnia bryka"
Moim zdaniem w tym przypadku sponsoring winien być liczny a hojny !
Moze by tak jeszcze jakieś pomieszczenie dla notariusza zabezpieczyć
A to dla tych, co to przed, nie spisali jeszcze, tzw ostatniej woli.
Wybacz ale ta nazwa jakoś mi się tak "opacznie"kojarzy,a to tylko dla tego, iż "miałem przyjemność"siedzieć z takim jednodniowcami przed ambulatorium publicznej już, służby zdrowia Gdzie zostali odesłani na dalsze leczenie "ambulatoryjne" i to z całą pomocnicza maszyneria na zewnątrz.
a kysz !!!!!! żaden pochówek !!!! żadna Beata !!!! żadne sponsorowanie ... to całkiem prywatna inwestycja. Żaden ostatni dzień :-) Wieśku dobre są takie sale "jednego dnia" dla nienawidzących szpitali ... leżysz w łóżku tylko dobę a potem do domciu .. i to na własnych nogach, nie nogami do przodu. Sala ma identyczne wymogi, jak normalna, tylko mniej zaplecza, żadnej szpitalnej kuchni, żadnych wydawalni kateringu. Ale pokoje pielęgniarki i personelu medycznego to już być muszą. A wyposażenie sali takie samo jak normalnej, niezależnie od zabiegów musi być i tlen i zestawy do reanimacji. Nie ma lekko. A kysz !!!! To są sale dla ludzi co tak nienawidzą szpitali że wolą z domu do ambulatorium dochodzić. Tacy ludzie też są.
UsuńJestem pod wrażeniem. Polecę ten blog, bo warto tu bywać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo Twój blog jest bardzo ciekawy ... buszowałam z wielką przyjemnością
UsuńUwielbiam oglądać projekty domków; najpierw analizuję rzuty; potem przekroje, a potem dopiero elewacje. Toteż brakuje mi tu rzutów [bez fachowych wymiarów]. Najlepiej to mi wychodzą poprawki cudzych projektów :) bo własny dom mam bardzo niefunkcjonalny; projekt typowy i w dodatku dostosowany do warunków późnego Gierka; nic tylko wyburzyć i od nowa budować. Może w następnym wcieleniu będę architektem i sama sobie zaprojektuję domek; teraz jestem na etapie ciągłych remontów; pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńniestety - rzutów nie mogę pokazać,obowiązuje mnie tajemnica :-) prawie jak lekarska :-) pokazać mogę tylko to, co można i tak zobaczyć, WNĘTRZE TO JUŻ WŁASNOŚĆ I TAJEMNICA WŁAŚCICIELI ... katalog to co innego, ale nie mam domku do katalogu, zawsze się przymierzaliśmy do tego, ale zawsze brakowało czasu, tak jak do wydania materiałów reklamowych. Sto razy sobie i chłopakom obiecywałam i sto razy było coś ważniejszego.
UsuńA z tą tajemnicą, to nie jest żart. Raz musieliśmy nawet podpisywać oświadczenie o zachowaniu tajemnicy, to było wtedy, kiedy projektowaliśmy skarbiec w pewnym banku. Nawet gdyby mnie przypiekali mam milczeć :-) ...
-------------
Wiesz - na fejsie jest właśnie nowa zabawka, pod tytułem "jaki zawód jest dla ciebie najwłaściwszy" kliknęła i mądry fejsbuk liczył, liczył, liczył, aż oświadczył - powinnam być BANKIEREM ?!!
nooo - mój braciszek to by chyba ze śmiechu z krzesła spadł :-))))gdyby finanse naszego biura były w moich rękach to ..... ojjjj, na szczęście mogłam to zwalić braciszkowi na głowę, ja od "wyższych" rzeczy jestem i niech tak zostanie
Te "wyższe " rzeczy są chyba o wiele bardziej atrakcyjne niż nudne cyferki finansów :) skoro Tobie fejs tak dokładnie wyliczył zawód, to ja na wszelki wypadek nie będę korzystać z tej zabawki, bo jeszcze mogłabym poznać nowe informacje a wtedy musiałabym zamówić sobie trzecie życie :) lepiej nie.
UsuńAktualnie ślęczę nad "aranżacją" obecnych wnętrz, bo na nowy domek, taki funkcjonalny, mnie nie stać [jaka szkoda], zaś remont ma chociaż minimalnie zaspokoić potrzebę zmian.taaa> kobieta zmienną jest :) i nie cierpi monotonii [przynajmniej ja].
Z doświadczenia wiem, że garaż winien być wysunięty do przodu aby potem zimą nie trzeba było dużo odśnieżać :)
Tajemnica tajemnicą a ciekawość ciekawością, więc gromadzę katalogi projektów domków i pierwsze co, to rzucam się na "rzuty". Ach; troszkę Ci zazdroszczę, że możesz sobie tak projektować :) tylko ja bym to musiała robić niezawodowo, bo chyba bym nawet na suchy chleb i wodę nie zarobiła.
Masz piękny zawód- tworzysz coś z niczego :)
a wiesz - mamy dużo wspólnego , ja też lubię rzucać się na rzuty. Czasem to jest bardzo skomplikowana układanka. Dla mnie takie łamigłówki funkcjonalne to trochę jak książki kryminale, rozwiązywanie łamigłówek, jak rozwiązywanie zagadek ... w znaczeniu takie pasjonujące i w końcu radość z rozwiązania. Najciekawsze funkcjonalnie są adaptacje obiektów, zwłaszcza tych zabytkowych. Zwykle oczekiwania inwestora, przepisy i to, czym dysponujemy ma się tak do siebie, jak pięść do nosa ... i jak tu nagle wykroić wielką łazienkę, kiedy zwykły mały klopik się nie mieści. Czasem dni i tygodnie spędzam na kombinowani ... w końcu dochodzę to rozwiązania najprostszego . Lubię takie zabawy, chociaż oczęta czerwienieją a nogi puchną. Czasem, po takiej burzy mózgu znajomi pytają - Hanka , boli cię głowa ? nie, odpowiadam, wręcz przeciwnie, siedzenie . Dla głowy to świetna gimnastyka przecież ...
UsuńOGLĄDAM, OGLĄDAM TWOJE PROJEKTY I NIE WIEM NA CO SIĘ ZDECYDOWAĆ.
OdpowiedzUsuńWSZYSTKIE MI SIĘ PODOBAJĄ. SĄ TAKIE PIĘKNE.
O JEJKU. NIE GRAM W LOTTO. SZKODA. GDYBYM WYGRAŁA OGROMNĄ KUMULACJĘ KUPIŁABYM U CIEBIE WSZYSTKIE PROJEKTY.
LUBIĘ LAWENDĘ, LAZUROWE MORZE I PRZYCHYLAM SIĘ DO TEGO DOMKU Z BŁĘKITNA STOLARKĄ. MAM JEDNAK NADZIEJĘ, ŻE POMIESZCZENIA NIE SĄ W KOLORZE BŁĘKITNYM?
HANIU, BARDZO DZIĘKUJĘ ZA ODWIEDZINY I KOMENTARZE.
POZDROWIENIA DLA CIEBIE I DLA PANI DANUSI:)
Lusiu - zmykam oczy i widzę Twój dom - dom "Pod lawendową gwiazdą" Miękkie linie gzymsu, okna do ziemi, z prawdziwymi okiennicami, a na poddaszu małe obserwatorium z dużym teleskopem, do oglądania spadających gwiazd, szczęśliwych gwiazd ... Dom z lawendowym duszkiem i lawendowym uśmiechem, cały ze światła i powietrza. Lusiu - z przyjemnością wielką bym dla Ciebie taki wyczarowała ...
Usuń---------------
A jeśli chodzi o ten błękitnooki domek, to wnętrza są "lekko muśnięte błękitem" z delikatną poświatą opalizowanych na błękit witraży. Czy takie będą ? ... trochę mam wątpliwości co do błękitnie opalizowanego szkła, czy wykonawca odpowiednie znajdzie ... ano zobaczymy, czy marzenia nie rozbiją się o rzeczywistość. Delikatna, opalizująca poświata to niestety nie jest to samo, co niebieskie światło z niebieskiej szybki.
BRZEŻAŃSKIE OPOWIEŚCI.
OdpowiedzUsuńBrzeżany. Kresowe miasteczko. Zatarte w pamięci.
We mgle zarysy ratusza. Stosy trumien dla Polaków
zamordowanych przez ukraińskich zbrodniarzy Żydowski sklep.
Farny kościół.
Na bruku rogatywki zamordowanych żandarmów i policjantów.
Nie wróciłem do tego miasteczka. Mogłem.
Nie chciałem patrzeć w oczy morderców. Ściskać ich ręce.
Krew na nich. Nie wyrazili skruchy.
Nasze gospodarstwo nad stawem.
Co kilka dni wyprawa do śródmieścia Brzeżan.
Kawalkada wyruszała wczesnym rankiem,
po obrządzeniu i nakarmieniu zwierząt.
Na przodzie Mama objuczona dwoma dużymi bańkami
z mlekiem i śmietaną. Na plecach worek przypominający plecak
z pokażnym ładunkiem jajek, sera i leczniczych ziół.
Za mamą ja. W rękach też bańki, ale mniejsze.
Na plecach też mniejszy workoplecak z serem.
Z objawieniem się Luksa, mojego psa przybłędy,
nie musieliśmy już z Mamą dżwigać ciężarów.
Zaprzęgałem Luksa do wózka, na co nie mogły nadziwić się gęsiory.
Niepojęte dla nich, że pies przeistoczył się w konia.
Wózek, mała furmanka z bańkami mleka, śmietany, jajek.
Z workami sera i z leczniczymi ziołami. Mama znała ich moc.
Wiedziała o jakiej porze, kiedy i gdzie ich zbierać.
Komponowała różne mieszanki. Na różne przypadłości.
Wiedziała to od swojej Mamy, a ta od Swojej.
Luks z radością ciągnął wózek. Z prawej strony Luksa Mama,
Z lewej ja pogłaskując psa po głowie i papach.
Zajeżdżamy na brzeżański rynek.
Przed zaprzyjażnione żydowskie sklepy. Wymienny handel.
Zioła, jajka, ser, śmietana, mleko. W zamian nafta, sól, cukier
i zapałki. Czasami moskaliki dla Mamy i cukierki dla mnie.
Kilka groszy do ręki. Aromat ziół. Kiszonej kapusty. Śledzi.
Po wymiennym handlu wjazd na podwórze farnego kościoła.
Nakazywałem koniowi, ażeby się położył i czekał.
Obejmowanie za szyję, głaskanie, obcałowywanie.
Koń, acz niechętnie, rozkładał się, ale bez gwaracji,
że z wózkiem nie wjedzie do kościoła.
A w kościele grzmot organów. Świece. Słońce. Witraże.
Zapach kadzidła.
Przy wejściu na ścianie. fragmenty piekła.
Diabeł. pięknie namalowany. Wyraziste rogi. Kopyta. Ogon.
Podobny do konia stojącego dęba. Czarny. Wysmukły.
Ogon zwinięty nad rogami. Odkarmiony, zadbany, lśniący włos.
Patrzy figlarnie. Wesoło. Swojsko. W ręku widły.
Pewnie wybiera się na żniwa pomagać chłopom, myślałem.
Szybkie modlitwy, przyklętnięcia. Znaki krzyża.
Poganiała niepewność czy aby Luks nie wiedzie przed ołtarz.
Miałem psa. Mój luks. mieszaniec. Przybłęda.
C.D. NIŻEJ
A. T
Mój anioł stróż. Wymarzony. Trochę wilczur. Trochę bernardyn.
OdpowiedzUsuńTrochę kundel. Wyrośnięty ponad miarę.
Jedno ucho sterczące. Drugie oklapnięte.
Łaciaty pysk grzbiet i brzuch. Brązowe łapy. Krótka sierść.
Ogon biały. Owłosiony. Zakręcony. Oczydła w brązowych obwolutach.
Nos czarny. Wachlujący. Między nosem i oczami psi ryj. Wilcze kły.
Czarne wargi – papy. Wąsiska. Przyjazne. Łaskotliwe.
Jęzor niebezpieczny. Mokra łopata.
Przybiegł do mnie nad brzeżańskim stawem.
Mama miała swojego psa Azora. Brat niemieckiego owczarka,
A ja byłem samotny Nieszczęśliwy. Marzyłem o psie.
Gęsiory bezkarnie mnie podgryzały Nie miałem obrońcy.
A Brat miał Kardasza.
Najważniejszy. Panisko na obejściu. Z Bratem partnerzy.
Znikali z domu na zabawy w wojsko i kiczki.
Razem wędkowali. biwakowali.
Objadali się rybami pieczonymi na ognisku,
podkradanymi ze stawu. Mnie traktowali jak powietrze.
Nie dopuszczali do wspólnych wypraw.
Walczyłem o swoje łzami i wrzaskami. Na nic.
Wilczur rozstrzygał konflikty. Podchodził majestatycznie.
Popychał pyskiem w klatkę piersiową. Przewracałem się.
Dobry pies…! Brat obejmował wilczura za szyję. Znikali.
Byłem sam. Marzyłem o psie. Najukochańszym.
Jak Azor dla Mamy. Jak wilczur dla Brata.
Tak samo miał popychać I przewracać Brata. Jak wilczur mnie.
Byłem nieszczęśliwy. Samotny.
Marzenia spełnione. Miałem psa.
Przybiegł do mnie nad brzeżańskim stawem.
Modlitwy zakończone.
Wychodzimy przed kościół.
Przy portalu wejściowym oczekuje koń,
zaprzężony w wózkową karetę. Wyrażnie zniecierpliwiony.
Na wózku wytargowane bogactwa. Wsiadam.
Mama idzie przodem. Wyjeżdżamy z farnej posesji.
Zadziwienie gawiedzi i rówieśników.
Wracamy do domu.
Gęsiory podkradają się podstępnie. Sycząc dla otuchy.
Gotowe uszczypnąć.
Luks szczerze kły. Grożnie warczy.
Gęsiory tracą animusz. Zawracają.
Jestem kimś.
A. T
Do A.T.
OdpowiedzUsuńTak mało a tak dużo!
Pozdrawiam :)
Dziękuję.
UsuńA. T
A.T. pięknie piszesz. Ja swego pupila bym tak słownie nie "obmalowała". Uparłam się, bo to było nie fer. Brat go znalazł zagubionego w lesie. Przyniósł do domu dla mnie. Wreszcie coś miałam swojego od początku, bo zawsze wszystko po rodzeństwie; ubrania, zabawki itp. Jak już się do niego przywiązałam to przylazł rzekomo jego prawowity właściciel.Musiałam dać za niego mamine 20,-zł choć w domu była bieda, co aż piszczała. Nazwałam go Bryś. Wszystkich gryzł, tylko nie mnie :) dlatego musiał być na łańcuchu. Płakałam po nim długo;
Usuńpozdrawiam A.T. -przywołałeś radosne wspomnienie z dzieciństwa; :)
wieczorem, na kresowymdrzewie pojawi się ten piękny i wzruszający wiersz ... i zdjęcia ...
Usuńna zdjęciach Lux a może Azor, a może Kardasz, a może Bryś ??? a może po trosze każdy z nich ??? I NASZE DZIECIŃSTWO zapraszam wieczorem teraz muszę zdążyć z projektem , najpierw obowiązek potem przyjemność ...
Zazdroszczę Ci Malinko!
OdpowiedzUsuńMieć swoje miejsce,kawałek swojego dachu nad głową, to bardzo dużo!
Duże miasto, to zupełnie inne kalosze!
Pozdrawiam.:)
Już jestem!
ECH EWCIU - to braciszkowsy kawałek, ja mieszkam w mieście, takim sobie średnim mieście, mieszkam w zwykłym mieszkaniu w bloku z lat 60-tych, tyle, że to nie wielka płyta, tylko tradycyjne budownictwo... na moim 1-szym piętrze mam ściany 38 cm. Położenie cudowne - w samym środku starego miasta, niedaleko Rynek, za oknem widzę czubki drzew, okalających piękny znany zabytek, słyszę nawet pohukiwanie sów. Między Rynkiem a moim domem duży,zadrzewiony skwer, usytuowany na dawnych fortyfikacjach, w drugą stronę park... Mamcia mieszka drzwi w drzwi więc połączyłyśmy mieszkania chociaż to nie dom, to też fajne miejsce na ziemi. Remontu by wymagało ale remont to koniec świata więc kawałkami remontujemy.
UsuńEWCIU - kiedy przeprowadzaliśmy się tutaj, a byłam wtedy na studiach, to cierpiałam jak Ty teraz, z żalu za starym dużym mieszkaniem, za moim podwórkiem z wielkimi klonami, za rzeką, za widokami z okien, nawet za pająkiem krzyżakiem, co mieszkał za śmietnikiem. Nie mogłam się tutaj przyzwyczaić, wszystko dla mnie było gorsze, zwłaszcza to, że 3 pokoje zamieniliśmy na 2.
Potem miałam oczywiście własne, też dwupokojowe a potem .... potem, to moje dwupokojowe zamieniłam na kawalerkę, drzwi w drzwi z naszym mieszkaniem, a potem połączyliśmy oba i tak jest do dzisiaj ... Nie dom, a zwykłe mieszkanie ale pokochałam to miejsce ... Ty też nowe pokochasz. Tego Ci z całego serca życzę
Bardzo ciekawe projekty. Jest w czym wybierać! Najfajniejszy jest domek brata. Oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńdziękuję Marto :-)
UsuńLeśmian Pani Ewie.
OdpowiedzUsuńGDYBYM SPOTKAŁ CIEBIE JESZCZE RAZ...
A. T
ZAPRASZAM DO KRESOWEGODRZEWA ...
OdpowiedzUsuń