Jak widać na fotografii nieuchronnie zbliżam się do trzeciej młodości.
A widać nieco za mgiełką ... "przez pończochę" dawniej się mawiało.
Nie mogłam z wrażenia spać, wstałam jak było jeszcze ciemno, ubrałam najlepszą sukienkę z Mody Polskiej i włoskie pantofle, trochę zdarte ale nic to. Po raz setny powtórzyłam w myślach regułkę powitania i wyszłam z domu. Pełna nadziei, z głową w chmurach, szłam do pierwszej w moim życiu pracy. Był piękny październikowy dzień. Trzydzieści pięć lat temu ...
To było wymarzone wojewódzkie biuro projektów, a właściwie oddział terenowy tegoż biura. Pewnie wszyscy młodzi tak przeżywają start w dorosłe samodzielne życie. W głowie miałam tysiąc pomysłów.
Pierwszy dzień był bardzo sympatyczny koleżanki i koledzy życzliwi, żyć nie umierać! wprawdzie pensja mniej niż żadna ale byłam wtedy na utrzymaniu rodziców więc pomyślałam, jakoś przeżyję.
Upsss - miłe złego początki.. Cóż, uczelnia kształciła wszechstronnie, potrafiłam zaprojektować lotnisko ale jakoś lotniska nikt żądać ode mnie nie chciał, za to szef wręczył katalog i polecił zrobić prozaiczne zestawienie stolarki - o matuniuuuu !!! czarna magia, wymiary w świetle ościeży, ościeżnicy a do tego drzwi lewe, prawe, ojjj - lewa byłam z tego. Cóż uczelnie zakładają, że prozy życia, życie nas nauczy.
Dostałam taką lekcję życia przez pierwszych pięć lat, że wydawało mi się że do piekła przychodzę!!! I nie chodzi o tę prozę, tego uczy się szybko, niestety w układ ludzi wchodzi się bardzo powoli. A jeśli na dodatek ma się studia i zostaje asystentem to pozostali asystenci bez studiów zaczynają wykazywać jakim to jesteś tumankiem.
A praca na akord. No zgadnijcie kto najmniej zarabiał ? kto marzył by osiągnąć pensję sprzątaczki? Z projektami na akord jest tak, że są te dobrze płatne, mało roboty i dużo pieniędzy i te, w których napracujesz się jak durna a pieniędzy niet. Przychodził podział projektów to słyszałam " co?! takie g*wno, niech Hanka to robi" no i tłukłam się po małych wioseczkach, mierzyłam dwa szkolne klopiki z serduszkiem a moim zadaniem było doprojektować trzeci. A jeszcze szef kpił sobie - co mi pani tu napisała ? - no WC w szkole podstawowej, a co to jest WC ? ... ??? nie wie pani ? Water Closed, że closed to widzę a gdzie tu szanowna pani water ? no fakt - sławojka bez wody.
Trwałam tak 5 lat i może bym zrezygnowała ale bezpośredniego szefa miałam bardzo mądrego i starszy kolega, architekt ze Lwowa, podnosił mnie na duchu i w końcu przyjeżdżał do nas wspaniały sprawdzający, taki człowiek renesansu, doskonały architekt, pasjonat lotnictwa. Budował modele samolotów i pisał wspaniałe wiersze a do tego miał poczucie humoru. Był wielki duchem i ciałem. Do swojej Syrenki z biedą się mieścił. Syrenka była stara, straszna ale nadał jej wdzięczną nazwę Messalina. Pewnego dnia stwierdził, że dość szkolenia i wycisku.
Prawdę powiedziawszy to wdzięczna jestem za te lata.
Popłakałam sobie ale czego się nauczyłam, to moje. Jak tylko pojawiła się możliwość ucieczki z tego piekła natychmiast zgłosiłam się na studia podyplomowe z konserwacji zabytków. Te dni, kiedy jeździłam na uczelnię, to były jedne z przyjemniejszych w całym tygodniu a do tego studia podyplomowe to zupełnie co innego niż podstawowe, wykładowcy traktowali nas jak partnerów, my uczyliśmy się od nich wiedzy o zabytkach a oni od nas tej wykonawczej. Bardzo chciałam być projektantem ale do tego potrzebne są uprawnienia. Następne schody ... trzeba było iść do pracy na budowie. No to poszłam, przypadło mi budownictwo wiejskie, nic nie pamiętam oprócz tego, że ciągle latałam po bukaciarniach a tych zwierzaków to ja się boję. No - nadszedł czas - złożyłam odpowiednie papiery i uprawnienia dostałam.. I tu zaczął się jaśniejszy czas w mojej pracy. Projektowałam samodzielnie i sama podpisywałam. Pierwszy trafił mi się pałac w Stanowicach. Po kilu latach złożyłam papiery na uprawnienia konserwatorskie. Byłam dumna jak pawica - dostałam uprawnienia z numerem 1 w naszym województwie. Teraz w biurze spoglądano na mnie łaskawszym okiem. Robiliśmy wielkie projekty, małe projekty, całe osiedla brrr wielkopłytowe, drogi, fabryki ... niestety, jak to w okresie słusznie minionym pracę mieliśmy ale owoce tej pracy zwykle na półkę trafiały.
W końcu w 1991 roku biuro padło, rozwiązało się, jakieś szczątki przy szefach oddziałów pozostały. Zostałam bez pracy. Bardzo dobrze współpracowało mi się z kolegą architektem, pięć lat młodszym. Postanowiliśmy oboje założyć własną firmę. Nie mieliśmy niczego, oprócz desek kreślarskich i kompletu rapidografów. Mieliśmy za to luksus - mój Tato był konstruktorem świetnym i znanym. Zarejestrowaliśmy firmę i rozpoczęliśmy działalność, każde w swoim domu , zabierając rodzinie miejsce na ustawienie deski. Projekty odbijaliśmy gościnnie a składanie odbywało się w nocy, u mnie w kuchni , bo kolega miał małe dziecko. Po roku namówiliśmy mojego braciszka, też konstruktora, żeby dołączył. Stworzyliśmy zgrane trio, silną grupę. Wtedy powstał nasz znaczek firmowy, który przetrwał do dzisiaj.
Byliśmy biedni jak myszy ale pełni zapału. Zrobiliśmy sobie dokładny plan tego, do czego chcemy dojść. Po pierwsze wynajęliśmy mały lokal, po drugie przystąpiliśmy do wyrabiania sobie nazwiska, czyli marki. Nie ma lekko, żeby wyrobić sobie nazwisko trzeba dobrze zrobić kilka projektów, niestety, żeby zdobyć projekt trzeba mieć nazwisko. Teoretycznie pat, jedyne wyjście to zdobyć temat w przetargu podając cenę sporo poniżej wartości albo wygrać konkurs. Wiele lat tak właśnie buduje się firmę. Niską ceną udało nam się zdobyć pierwsze większe zlecenie - projekt odtworzenia starówki w Lubinie. Dwa kwartały urbanistyczne, kilka lat pracy, która dała satysfakcję.
To pamiątkowa makieta.
eeech - kto dzisiaj makiety robi. dzisiaj fantastycznie rysuje się w przestrzeni ale wtedy o rysunkach 3D można było tylko pomarzyć..
Pierwszym konkursem, który wygraliśmy był konkurs na koncepcję renowacji "Domu na Wzgórzu" w Krzyżowej. Miejsca niemal świętego. To tam, gdzie von Moltke planował zamach na Hitlera a Mazowiecki spotykał się z Kohlem. Startowały znane biura, nagrodą był projekt techniczny.
To był dla nas bardzo prestiżowy projekt, pierwsze otarcie się o wielki świat. To były lata dziewięćdziesiąte. Mieliśmy już wtedy komputer i to był jeden z pierwszych projektów rysowanych w auto-cadzie. Ech - nie zapomnę spotkań z komisją , ludzie z całej Europy, mówią po niemiecku, angielsku, francusku a my ani be, ani me, ani kukuryku. Ciężki wstyd rozmawiać przez tłumacza ale przecież po rosyjsku rozmawiań nie będziemy, po niemiecku to ja na tyle, na ile w szkole, a na studiach, w ramach romantyzmu, wybrałam sobie język włoski. Niestety, po włosku to tylko jeden poliglota, Holender rozmawiał. Niesamowity facet, podobny do Profesora Filutka z Przekroju. Podszedł do nas na drugim spotkaniu i powiedział - "ja siem nauczem" po dwóch miesiścach dogadywaliśmy się po polsku.
Z tym projektem wiążą się szczególne wspomnienia. To był czas, kiedy Zachód był dla nas magicznym światem, cywilizacyjnie odległym od naszego o lata świetlne. Nigdy nie zapomnę pierwszego starcia z rzeczywistością. Korekta projektu odbywała się co miesiąc. Do Krzyżowej zjeżdżała komisja z całego świata, dzień wcześniej my, projektanci, jechaliśmy do Wrocławia i tam, w siedzibie Fundacji, starszy niemiecki profesor dokonywał przeglądu i dawał uwagi. Jakie było nasze zdumienie kiedy pierwszy raz popatrzył na projekt, pokiwał z uznaniem i zapytał jak to rysowaliśmy ... nie mieściło mi się w głowie, że nie zna rysunków komputerowych. Myślałam, że my za nimi o wiek a okazało się, że niekoniecznie. Zaskoczyliśmy komisję. Tam pracuje się inaczej. U nas wiadomo, wszystko na głowie. Profesor projekt przekopał, wywrócił do góry nogami, no to my, po powrocie do domu, podzieliliśmy rysunki i do rana było gotowe, jak za dobrych, studenckich czasów. Przyjeżdżamy do Krzyżowej, Komisja się zbiera, sekretarz referuje wczorajsze spotkanie, Komisja pyta co my na uwagi więc my wyciągamy gotowe rysunki - poprawione. No, faceci najpierw zdębieli a potem wstali i zaczęli bić brawo, na co myśmy zdębieli. U nas to normalka, u nich takich rzeczy nie bywa, u nich wszystko poukładane, w swoim czasie.
Wspomniałam sobie dzisiaj, jubileuszowo,
ten pierwszy projekt z przetargu i pierwszy projekt z konkursu.
Ta moja druga praca okazała się ostatnią. Daj Boże dotrwam tu do emerytury i jeszcze kilka lat dłużej. Biuro trwa do dzisiaj, ponad dwadzieścia lat. Jak każde miało projektowe wzloty i tragiczne, finansowe, upadki. Przez ten czas przewinęło się tylu wspaniałych ludzi, z tyloma utrzymujemy kontakt. Zwykle trafiali młodzi ale byli też doświadczeni a nawet emeryci.. Młodzi u nas robili uprawnienia, Politechnika przesyłała nam też studentów na praktyki. Pamiętałam swoje młode lata i wycisk, pamiętałam łzy, więc obiecałam sobie - nigdy nikomu ! Lubię pracować z młodymi ludźmi, są tacy kreatywni bojowi. Czasami przypadło mi sprowadzanie na ziemię: upsss - przykro się mówi - chłopcy pomysł osiedla super ale jak tu wykręci śmieciara ? śmieciara nie dała rady, pomysł pofrunął do kosza a mnie serce bolało. Młodzi odchodzili, zakładali własne firmy. Współpracujemy teraz często i spotykamy się. Mieliśmy też, a jakże, biurowe dzieci. Czekałam na nie tak, jak wszyscy w biurze. Mogę powiedzieć, patrząc wstecz, że zbudowaliśmy coś, na kształt domowo-przyjacielskiej firmy. Jedziemy na tym samym wózku, jak my nie mamy pieniędzy to i oni nie mają i czekają ile trzeba, czasem nawet na papier pożyczają. Miałam to szczęście, że nigdy pracownik mnie nie oszukał. I miałam radość, że chyba mnie lubili.
O projektach opowiadałam i man nadzieję jeszcze długo będę tu opowiadała. Na koniec pokażę jeden, łączący stare i nowe.
To tyle wspomnień starszawej pani
hmmm - jubileuszowych.
z
przyjemnością polecam Malina M*
Gratuluję Ci, Malinko, jubileuszu! Obawiać się swego wieku nie musisz, bo jesteś piękną kobietą (uwierz, znam sie na tym!) i długo jeszcze taką pozostaniesz!
OdpowiedzUsuńbuziole
Słusznie,zawsze jestem zdania,że prawdziwe piękno jest niezniszczalne!
Usuńoj cjhłopcy - trzymam za słowo !!!
Usuńodstraszacie zmarszczki fantastycznie
Malinko,jesteś cuuudowna! Chciałbym tu coś więcej zabałakać,ale po prostu słów brak..Zresztą słowa nie wyrażą,co serce myśli..Malinko,z okazji jubileuszu serdeczne życzenia!
OdpowiedzUsuńWaszku - dziękuję ...
Usuńod tych lat to już mam malinowy zawrót głowy
Gratuluję i życzę następnych 35 lat w zawodzie!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję Romanie - jak zawsze rycerski !
UsuńŁadnemu we wszystkim ładnie...Nawet przez pończochę i z białymi włosami! To prawdziwa sztuka tak pięknie dojrzewać! Pomyślności!
OdpowiedzUsuńoj Bet - po pięknym dojrzewaniu nadchodzi popisowe spadanie ...
UsuńPiękna kobieta i w dodatku mądra.Taka jestes Aniu moja droga.Ten post powinien być obowiazkową lekturą dla wszystkich rozpoczynających pracę zawodową.Cudownie to co przeżyłaś opisalaś.Jesteś wspaniała zawodowo i do tego po prostu pełna serca i uwrażliwienia na świat i ludzi.Jak dobrze cie choc trochę znać.I jak powiedziala Galina z Lwowa "prosto harna Malina":)
OdpowiedzUsuńBardzo Was obie lubię ... dwie Halinki
UsuńLubię takie wspomnienia, czyta się je jednym tchem! Każdy , wybaczcie mi to porównanie, w pewnym sensie NORMALNY, lubi Ciebie od pierwszej chwili.
OdpowiedzUsuńDlaczego w pewnym sensie normalny? Bo zwyczajnie normalny, to jest "anonimowy" z poprzedniego posta, a takich to ja nie trawię. Mam nadzieję, że cała reszta Twoich sympatyków, jest "normalna w pewnym sensie". Takich bardzo lubię:)
Pierwsza praca po studiach nigdy nie jest zbyt prosta. Znam wrabianie "młodego" w najgorszą i najgorzej płatną pracę. Tylko ile można? W jakimś momencie straciłam i ja cierpliwość. Wyniosłam się, a na moje miejsce przyjęto TRZY osoby. Dobrze im tak, tym "wykorzystywaczom".
Dobrze , że znalazłaś swoje miejsce!
Pozdrawiam:)
Ewciu - ten Anonimowy to nie ten z politycznego. Tym razem to rycerski Pan Roman ... zawsze szczerze dobrze mi życzy :-)
UsuńMiałam na myśli tego z politycznego.
UsuńZapomniałam życzyć Ci jeszcze z dwustu lat pomyślności i szczęścia i wszystkiego NAJ:)))
Pa:)
Życze dużo takich wspaniałych jubileuszy serdecznie pozdrawiam (na projektowaniu się nie znam)gratuluję Malinko
OdpowiedzUsuńDziękuję Różo - każdy ma coś swojego, na czym się zna ... każdy co innego
UsuńGratulacje z okazji Jubileuszu!
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle - to zasada jest prosta: lata mijają, a Ty ciągle młoda. I wszystko co w życiu najpiękniejsze jeszcze ciągle przed Tobą.
I tego się trzymaj!
oj Marzatelko - młoda to ja duchem jestem bo ciągle mi się wariować chce ale ciał to już nie to ... oj nie to ...
UsuńPiękna ,szczęśliwa i spełniona i oby tak to trwało bez końca -najlepszego życzy Eliza F.
OdpowiedzUsuńz pierwszym się nie zgadzam ale drugie i trzecie to najprawdziwsza prawda :-) chociaż życie jest chwilami bardzo pod górkę to kocham je nad życie ... możatego, że kocham ludzi i mam do nich szczęście
UsuńZazdroszcze Ci Malinko, bo wybrałaś zawód idealny na epokę "Róbta co chceta". Umiejętności i uprawnienia to pewna droga do sukcesu. Ja miałem podobnie, chociaż znacznie więcej przeszkód, Na początku lat 90' nikt nie wymagał uprawnień od informatyka (mój kierunek to elektronika cyfrowa), a konkurencja duża. Startowałęm 6-7 lat wcześniej od Ciebie, ale już po pierwszym roku na studiach zaliczyłem 3 miesięczną praktykę. Wrażenia podobne do Twoich. Z sentymentem wspominam Twój kreślarski warsztat, bo mój ojciec tez pracował "na desce", i niestety często w domu, więc znam ten ból i przyjemność. Życzę dużo radości i sukcesów.
OdpowiedzUsuńdziękuję Andrzejku ... myślę, że potrzebny jest łut szczęścia i jakaś dobra decyzja... moją dobrą był wybór "prowincji" bardzo byłam przywiązana do domu i rodziny, nie chciałam na zawze do Wtocławia, chciałam do mojego miasta. I to pozwoliło mi rzucić się w wir pracy. u nas architektów zatrzęsienia nie ma wię kiedy moi koledzy w metropolii bili się o domek ja miałam po uszy wielkich pięknych i pięknie zdewastowanych.
UsuńZACZYN KRESOWY W PANI STARCIE DZIEWCZĘCYM I TRUDZIE NASTĘPNYCH LAT WYCZUWALNY. PORÓWNAŁEM KIEDYŚ PANI UTALENTOWANE ESEJE Z AKORDAMI PIĄTEJ SYMFONJI BETOWENA. NIE ZAWIODŁEM SIĘ. W PANI WYKONANIU BRZMIĄ CORAZ TO SZLACHETNIEJ. A. T
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ Panu za tak piękne słowa, nie zasłużyłam na nie ale jest mi bardzo, bardzo miło przeczytać
UsuńGratuluję Jubileuszu i życzę następnych. Czasem taka twarda szkoła życia zawodowego daje owoce na bardzo, bardzo długo. Popisowego spadania nie będzie bo należysz do kobiet, które nawet starzeć będą się pięknie.Serdeczności Malino.
OdpowiedzUsuńoj Haniu - jak ja sobie w lustro popatrzę ... albo na rozmiar nowej sukienki to z tej rozpaczy zaraz ptysia sobi grzmotnę i endorfiny fruuuuu
UsuńCudnie kreśli, cudnie pisze:):) Wszystkiego najlepszego i dalszej, dobrej, spokojnej pracy życzę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ,Haniu.Jubileusz dobra rzecz,ale firmy..wspomnienia....Pięknie piszesz ,masz tyle talentów,,urodę...dobre serce,,..Bóg szczodrze Cię obdarzył....
OdpowiedzUsuńMam podobne wspomnienia z mojej pierwszej pracy...byłam nieśmiała,zalękniona...od pierwszego dnia stanęłam przy stole analitycznym ,,,rząd probówek z krwią ,do każdej opis ,czyja i co trzeba wykonać.....PRZERAŻENIE !! siedziałam do godz.20-tej,,zamiast do 15-tej...krew i wszystkie moje mądre księgi na stole...ale dałam radę...tylko wyniki były na drugi dzień..dostałam ostrzeżenie od szefa ,a był konsultantem woj.,,żeby to się nie powtórzyło....
Było jeszcze wiele innych ,nieprzyjemnych zdarzeń i odczuć ,,,wszystko minęło ...są wspomnienia..
Haniu ,jeszcze raz ci gratuluję jubileuszu ..życzę zdrowia i wytrwałości..
ZOSIU - DZIĘKUJĘ :-)
Usuńmoja najbliższa przyjaciółka, jest laborantką, ewiem o czym mówisz , przeżywałam z Nią pierwsze dni pracy w laboratorium.
Haneczko z koszem róż biegnę ,wiele radości i szczęścia w dalszej pracy życzę .Ogólnie jesteś wspaniałą osobą ,dlatego życie mija jak łagodny nurt w rzece...A czasami ,jak nawet rwący potok się zrobi ...to tez sobie radzisz...Świetny tekst ... PIĘKNA JESTEŚ HANIU BEZ ŻADNEGO PODLIZYWANIA SIĘ☺☺Gdzie Ci do starości..........Ale gdybyś chciała się odmłodzić smaruj się na noc sokiem z cytryny ...:::)))))) buziaczki
OdpowiedzUsuńDANUŚKA - CMOK !
Usuńlecę jutro po cytryny ... słyszałam, że hrabina Cosel gorącą siarką ale że cytryny ....
Malinko,kiedyś napisałaś felieton pt"Oj tam,oj tam". Zobaczyłem..bo tytuł był fikuśny.."Zobaczyć Neapol,zakochać się i umrzeć". To właśnie mnie trafiło..Malinko urocza..
OdpowiedzUsuńI co ja mam odpowiedzieć Waszku na tak uroczy komentarz ...
Usuńposyłam uśmiech
Odszczekuje ! No może nie wszystko? Tak wtedy zaczynaliśmy wszyscy,no może nie ci co "mieli plecy i poparcie".
OdpowiedzUsuńMozolnie i na głęboką wodę rzucani, zaczynaliśmy, swoje zawodowe życie.
A za szefów uważam, /tych najlepszych/,to tych którzy posiadali..poczucie humoru i dystans do siebie.A potem....... sam zostałem "szefem"
I okazało się ze to nie tak łatwo i nie "z każdym można"Bo nie rozumie, bo wykorzystuje,bo "zdziwionym jest"ZYCIE !!
Niemniej jednak "pełnych portfeli, zleceń, życzę"
Jak kapitalizm to kapitalizm !!
Wiesiu - dziękuję :-)
Usuńracja - poczucie humoru to dla szefa przepustka do świata pracownika. Nadęty szef to tragedia. . Dzięki za życzenia . zawsze się śmieję, że im lepiej będzie zabytkom tym mniej dla mnie pracy. Ale czasy są ciekawe, mojemu pokoleniu trafiła się zawodowa gratka. Po nas będą podziwiali nam dane jest leczyć i mówić potem - mój pacjent
Pani Haniu, szczerze gratuluję. Ja też w swoim zawodzie przeszedłem ciężki nowicjat. Też miałem okazję wygrywać rywalizację z silniejszymi od siebie i zaciskać zęby w przypadkach porażki. Pracowałem bez mała cztery dekady. Miałem także okazję pochylać się nad tym samym projektem ze studentami moich studentów, bo taka jest kolej rzeczy.
OdpowiedzUsuńŚciskam inżynierską dłoń.
adam
Samochwała w kącie stała.
UsuńW naszym zawodzie potrzebna jest odporność - miłość i delikatność do obiektu , zacięcie i upór do przeciwności - tak właśnie jest ... piszczy a lezie inaczej się nie da.
UsuńPanie Adamie - po inżyniersku oddaję pozdrowienie :-)
Wiesiu.,my się znamy. Z blogu Elizy a nawet wcześniej z blogu migacza..Uwierz mi,że Malinka to nie "przyszwanka wiary".To pradziwa katoliczka i ja,jako ateista,uchylam kapelusza i kłaniam się nisko.Poczytaj,co Ona wcześniej pisała,no poczytaj..
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ WASZKU za te słowa ...
Usuńm_165 października 2013 21:47
UsuńNo co Ty !!To nie atak ale przekomarzanie się.Lub delikatne zwrócenie uwagi.
Popatrz na to zimnym spojrzeniem./a mam tu na myśli wiesz co/ A Ona mi ze jej,zakłócam.........podstawy.
Toz to "baba inżynier" w dobrze pojętym tego słowa znaczeniu co to z niejednego pieca /zawodowego/ chleb jadła i niejedna "wojnę" wygrała.
Wiec nie powinna się oburzać od tak 'z marszu" tylko "podregulować optykę" i spojrzeć "chłodnym okiem"
Nie chce?Jej wola .Wiec przestałem"prostować ścieżki" lub "podsuwać lornetki"
Co to za "apostoła prawdy" mam uchodzić.Jak nie chcą.I mówią to nienawiść.
/tak ty siadłszy płacz/
Nie bez kozery napisałem "kobieta renesansu" bo taka jest./nie zdziwiłbym sie ze coś tam,coś tam pisuje ..do szuflady/
To ewenement" w skali kraju?" by inż architekt był zarazem i jednocześnie humanistą.By nie tylko "technicznym okiem" na to co tworzy spoglądać.
Wiec delikatnie delikatnie ..odpuszczam
A i dzięki za zrozumienie
jeden wniosek nasuwa się sam - żeby się dogadać, trzeba gadać, inaczej nie da rady. pogadaliśmy i mając własne zdania już nie stoimy po wojennych stronach
Usuń:-).
Wieśku - ja nic do szuflady ... doba jest tak krótka, że jak już od pracy albo komputera się oderwę to zamiast do szuflady z największą przyjemnością zabieram się za robienie pierogów, albo takiej pieczeni na dziko, albo placka z wiśniami ... ja jestewm spod znaku Bliźniąt, z jednej strony faktycznie twarda baba inżynier ale z drugiej z zamiłowania kura domowa, co to ciepełko rodzinne, zapach ciata i wszystkich pod skrzydła kwoki
Gdyby tak nie było,to mnie też tu nie było..uwierz mi! Wiesiu!
OdpowiedzUsuńmasz szczęście, że jednak jesteś ... to znaczy ja mam szczęście
UsuńMalinko, witaj!
OdpowiedzUsuńUśmiałam się, bo masz fajny styl.
Podobają mi się Twoje wspomnienia!
A najbardziej rozczuliłaś mnie tym "włoskim w ramach romantyzmu"!!!
Życzę Ci wielu, wielu, nie tylko rozmantycznych, sukcesów i serdecznie pozdrawiam! j.
JoAniu - nie masz pojęcia jak dramatycznie romantyczny duch we mnie drzemie. Po pierwszych lektoratach śniło mi się, że stawik koło Wydziału Architektury to Forum Romanum ... ja się przechadzam ... a kaczki wzdychają ave Cezar
UsuńJeśli ktoś tu coś zlego ma Malinkę tu powie..To lepiej,aby się nie urodził..
OdpowiedzUsuńo jasny gwint - rycerz !
Usuńpięknie dygam w podziękowaniu
OSOBIŚCIE PRZEPRASZAM PANA ROMANA, ZA ZAISTNIAŁĄ POMYŁKĘ !!!
OdpowiedzUsuńPOMYLIŁAM BLOGI!!! Jakieś serduszka przydałyby się :)))
Pozdrawiam niesłusznie skrzywdzonego. Mam nadzieję, że Pan jak i Fani Malinki doskonale wiedzą o kogo mi chodziło w mojej wypowiedzi:))))))
Stokrotnie przepraszam:)
Ewa Rachmielowska
EWCIU - osobiście przekażę Panu Romanowi na fb.
UsuńMalinko, ja Ci tylko zdrowia życzę, z resztą sobie poradzisz sama.
OdpowiedzUsuń100 lat, a potem kolejne życzenia jubileuszowe :)
dziękuję AVIANCO - zdrowie przyda mi się baaaaaaaaardzo
UsuńJubileuszu winszuję, a życzyć to życzę, by tak o Tobie, jak Ty o swoich mistrzach ktoś z tych młodych po latach napisał z sercem, sympatią i szacunkiem...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
jako żywo Wachmistrzeńku dołączam się do życzeń Waszmości
UsuńJubileuszu gratuluję!
OdpowiedzUsuńZawsze z wielkim zainteresowaniem czytałam Twoje wpisy z różnych projektów. Architektura to moja pasja nie tylko dlatego, że mam męża w tej branży i meandry tej profesji znam od kuchni. Nigdy nie zapomnę makiet na stołach architektów w biurze u męża. Robiło to na mnie ogromne wrażenie. Teraz to historia, którą wspomina się się jak stare fotografie.
Wpis u Andrzeja jest znakomity!
Miłej niedzieli życzę:)))
aaa - stąd u Ciebie zamiłowanie do architektury ... witaj w klubie Jolu
UsuńDziękuję pięknie za życzenia :-)
Chyba ja Tobie
OdpowiedzUsuńpisać nie muszę,
że bardzo lubię
jubileusze,
a jeszcze bardziej
życzenia składać,
lecz to jest moja
strona dość słaba,
a więc co najmniej
jeszcze pół wieku,
tyle ambicji
drzemie w człowieku...
L
ooo - NIESPODZIANKA !!!
Usuńz wielką radością czytam te życzenia
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńSto lat w zdrowiu i słodyczy
Ela i Garbaty życzy.
ELU - mam dla Was jubileuszowe pudełko z chałwą ;-)
Usuńoj - czego tam nie ma! i klasyczna , i sezamowa, i pistacjowa, moja ulubiona, i w końcu malinowa ... eee - malinowa NIE bo malinowa chałwa to musi być straszne świństwa
Aniu - najlepsze życzenia jubileuszowe.
OdpowiedzUsuńW Twoim wpisie kilka moich spostrzeżeń znalazło potwierdzenie.
Z pracą jest jak z psem. Jak się psa boisz, to on to wyczuje i przy każdej okazji będzie cię gryzł. Jak się go nie będziesz bała, to on Cię polubi. Ba nawet pokocha i może dać wiele satysfakcji i szczęścia.
Twoja notka obudziła we mnie również wspomnienia. W mojej branży pierwszą pracę dostałem w 1970 roku w Biurze Projektów Budownictwa Przemysłowego. Ze wstydem muszę dodać, że nie posiadałem wtedy jeszcze dyplomu studiów wyższych. No cóż, błędy młodości. Jako technik mechanik, ze specjalnością - budowa maszyn, zostałem przyjęty na staż. Moja pozycja mieściła się pomiędzy asystentem a kreślarką. Tak się złożyło, że biuro dostało duuuże zlecenie - wielka rzeźnia dla Hiszpanii. Pracy w bród, więc i mnie, stażystę trzeba było wykorzystać. Pracowałem dużo i ciężko. Bo tak na prawdę, dopiero wtedy uczyłem się zawodu. Trwało to ponad trzy miesiące. I wtedy spotkała mnie przyjemna niespodzianka.
Zarobki w biurach projektowych były wypłacane w dwóch częściach. Pierwsza to pensja, niezbyt wysoka. Więc ja, proporcjonalnie do drabiki stanowiskowej dostawałem tą pensję raczej symboliczną. Druga część to rozliczenie projektu minus pobrane pensje. Zwano tą część "premią". Stażysta nie miał prawa do premii.
Jakież więc było moje zdziwienie, gdy na "oblewaniu" zakończenia projektu (naprawdę, tylko lampka szampana) kierownik pracowni zabrał głos i powiedział - pan Leszek pracował tak samo jak my wszyscy, więc wielką niesprawiedliwością byłoby gdyby nie dostał premii. I WSZYSCY projektanci i asystencji zgodzili się jakiś procent przekazać na MOJĄ "premię"!
Wtedy też pierwszy raz w życiu zobaczyłem taką sumę w swojej garści!!
Tak więc doświadczenia życiowe mogą być bardzo różne, jednak powinny uczyć tego samego - życzliwości wobec innych ludzi.
Ciebie, Malinko na pewno tego nauczyły. Gratuluję.
DZIĘKUJĘ LESZKU :-)
Usuńno właśnie tak wyglądała praca na akord. Pensja bardzo mała a co wynikało z projektów to w premii. Dlatego wszyscy wydzierali sobie tłuste kęski. Na początku zawsze wychodziłam na czerwono, czyli ilość wypracowanych "punktów" nie pokrywała nawet mojej pensji. Ciekawe jakim cudem miała pokrywać ? To był z jednej strony układ uczciwy, pieniądze brał kto zapracował, z drugiej strony koszmarnie wpływał na stosunki między ludźmi, podbieranie lepszych tematów to klasyka.
miło spotkać KOLEGĘ PO FACHU :-)
UsuńTo ja napiszę teraz coś, co się pewno wielu z Państwa nie spodoba. Na początku mojej pracy zawodowej, mniej więcej w połowie lat siedemdziesiątych (młodszy konstruktor - ITC, Politechnika Warszawska) w grupie 3 osób pojechaliśmy w delegację służbową do zakładu, dla którego realizowaliśmy duże zlecenie na pracę badawczą. W zakładzie tym przebywali także studenci naszego wydziału na praktykach zawodowych. Pod koniec naszego pobytu (a był to piątek po południu i zbieraliśmy się już do powrotu do Warszawy) telefonicznie przyszła informacja z dziekanatu dotycząca sprawy, którą należało w trybie pilnym zrealizować ze studentami. Ponieważ bylem najmłodszy (ach, te piękne czasy, gdy bywałem najmłodszy), padło na mnie, że muszę pozostać do soboty. Skrzywiłem się nieco, bo dodatkowy dzień w delegacji, to dodatkowa doba hotelowa, dodatkowy dzień wyżywienia poza domem, konieczność zakupu biletu na powrót, a moja pensja wynosiła wówczas 900 zł miesięcznie i nie miałem przy sobie nadmiaru gotówki. Wtedy mój nieformalny szef, pan Rajmund Kaczyński (ojciec Lecha i Jarosława), wyciągnął z kieszeni 500 zł i ze słowami - zarobił je pan, wręczył je mnie na pokrycie dodatkowych kosztów (nadmienię, że mój udział w tym projekcie badawczym mieścił się w ramach moich obowiązków służbowych i nie oczekiwałem z tego tytułu dodatkowych apanaży). Nie wszyscy, pani Haniu, i nie zawsze sobie te tłuste kęski wydzierali. Niektórzy się dzielili.
Usuńadam
Kompletnie nie rozumiem, dlaczego komuś ma się nie podobać, że pan Rajmund wykonał to, czy co innego, dobrze czy nawet bardzo dobrze ???. Zrobił - chwała mu za to. Może pan sądzi po sobie ? kto wie ? wczoraj pan Jarosław ucieszył się że pociąg się zepsuł, jak stwierdził pan prezes to Palec Boży. Widać niektórzy tak mają, że dobre rzeczy im nie w smak. Mnie tam się podoba, że pan Rajmund był życzliwy. Ale ja pisałam o czymś innym , inaczej wyglądają stosunki nieformalny szef, współpracownik a inaczej asystent asystent jeśli asystenci konkurują ze sobą wtedy nowego uważają za potencjalną przeszkodę , czasem za zagrożenie. Pan chyba w niczym panu Kaczyńskiemu nie zagrażał, to chyba trochę inna kategoria zdarzenia. Oczywiście ludzie sobie wtedy u nas też i pomagali i pomagać będą, byli tacy co walczyli i tacy, co razem się trzymali i wzajemnie sobie pomagali, przecież są ludźmi. Są tacy co walczą i gryzą i tacy co się dogadują i rozumieją, że obok jest taki sam człowiek. Napisałam, że mój szef bezpośredni, czyli szef architektów, był mądry i pomagał mi wiele razy i starszy kolega architekt i nasz sprawdzający. Różne stosunki bywają. Walczy i gryzie ten, co się obawia o swoje. Jak się przestaje obawiać to się uspokoi i nawet przyjacielsko bywa. Takie zachowanie jak Pan Rajmund , wprawdzie bardzo pozytywne, to chyba w jakiś sposób jest normalne. Nam Politechnika przysyła studentów, praktykantów. Oczywiście nie jest to praktyka płatna, mają się u nas uczyć nie zarabiać. Nie zdarzyło mi się, żeby praktykant nie dostał od nas pieniędzy na zakończenie. Wychodzimy z założenia, że oprócz nauki zawodu ten ich pierwszy raz powinien być dobrym startem i zachęcić do ppracy zawodowej. Jak i pan Kaczyński nie robimy tego oficjalnie ani nikogo nie informujemy. To jest normalne - tak trzeba, tak się postępuje - i już, nie ma się nad czym zastanawiać.
UsuńCieszę się, pani Haniu, że przynajmniej w tej sprawie jesteśmy podobnego zdania. A to przypuszczenie: "pewno wielu z Państwa nie spodoba" zamieściłem ze względu na stosunek wielu zmanipulowanych Polaków do całej rodziny Kaczyńskich. Obok uzasadnionych krytycznych ocen w internetowych dyskusjach pojawia się wiele kłamstw, kalumni, obraźliwych stwierdzeń, pomówień, insynuacji itp. Ja pod formalnym i nieformalnym kierownictwem pana Rajmunda Kaczyńskiego przepracowałem kilkanaście lat i pamiętam go jako dobrego inżyniera, rzetelnego wykładowcę, aczkolwiek bardzo trudnego we współpracy partnera, któremu jednak wiele zawdzięczam w moim rozwoju zawodowym. Dołączając się do gratulacji i życzeń z powodu Pani pięknego jublileuszu, skoro wspomniała Pani o roli szefa, zarówno widzianego z pozycji adepta, jak i później, z pozycji szefa, nie byłbym uczciwy, gdybym ja refleksją na temat mojego szefa-nauczyciela się nie podzielił. A, tak się złożyło blisko pół wieku temu, że został nim pan Rajmund.
UsuńWszystkiego najlepszego i dalszych sukcesów. Piękne i bardzo wartościowe wspomnienia. Nie każdy ma tak bogaty życiorys.
OdpowiedzUsuńA trzeba przyznać, że piękna z Ciebie Kobieta:-)
Serdecznie pozdrawiamy :-) Barbara & Sylen
DZIĘKUJĘ BASI I TOBIE :-)
Usuńuwielbiam wspominać, wspomnienia to coś, czego nikt nigdy nam nie zabierze. Te piękne r zeczy wspominamy ale na te przykre, z oddalenia, patrzymy też z łezką w oku. To była nasza młodość ... nie wróci ale to ona nas kształtowała
Malinko:-) Z reguły przykre wspomnienia idą w zapomnienie. Przynajmniej tak staramy się żyć. Wtedy jest lżej i przyjemniej.
UsuńNie będę oryginalna i napiszę, że pierwsze co zauważyłam w tym wpisie, to Twoja uroda. Nawet kusiło mnie aby zapytać, jak to się robi :-) Tekst także świetny i znowu kusi mnie, aby zapytać, czy nie myślałaś o napisaniu takiej "babskiej" powieści (chodzi o taką, której główną bohaterką jest kobieta). Twoją przeczytałabym z wieeelką chęcią!!! Także gratuluję jubileuszu i życzę dalszych sukcesów
OdpowiedzUsuńTesia
P.S. Czy kiedyś wyjaśnisz pokrótce czym zajmuje się konstruktor? Już kolejny raz wspominasz o tym zawodzie i chętnie dowiedziałabym się gdzie przebiega granica między obowiązkami architekta a konstruktora.
dziękuję TESIU :-)
Usuńoj - obawiam się , że feministki by mnie za taką babską książkę zjadły ... ja mam tak staromodne spojrzenie na kobietę i chociaż zawód mam męski i po męsku muszę się zachowywać, chociaż na punkcie zawodu mam kota to lubię być kobietą, kocham rodzinę, dom, gotowanie, pieczenie ...
-------------
Tesiu - przy projektowaniu obiektu architek odpowiada za to jak obiekt wygląda, to znaczy jaką ma formę za to jak jest funkcjonalny, bezpieczny, komfortowy w "używaniu" za to czy jest bezpieczny pożarowo sanitarnie ... jak widzisz koszmarek - wina architekta, jak złapisz salmonellę w restauracji, jak zatrujesz się spalinami z piecyka bo wentylacja nie tak wymyślona, jak na osiedlu brak sklepu czy placu zabaw, jak klasy za ciasne, jak podczas operacji spadnie narzędzie i zaiskrzy na nie takiej podłodze i sala pofrunie do góry, za to wszystko odpowiada architekt. Konstruktor odpowiada za to, żeby obiekt się się nie zawalił.
Przykład - projekt stropu.
Ja określam, na przykład, że strop będzie żelbetowy to znaczy częścią nośną stropu będzie płyta żelbetowa. Ja określam, na czym ta płyta będzie się opierała, co ułożymy na płycie, żeby strop odpowiednio głuszył kroki i to co się nad nim dzieje, żeby był odporny na skroplenie pary i na rozlaną wodę, żeby podłoże pod parkiet miało wystarczającą grubość i jeszcze parę rzeczy, mniejsza o nie.
Konstruktor odpowiada za stateczność układu czyli oblicza czy podpory stropu , słupy alboś ciany, o takiej grubości i kształcie jak zaprojektowałam, przeniosą obciążenia, oblicza również nośność płyty stropowej. W zależności od obliczeń określa grubość płyty, rodzaj betony, rodzaj zbrojenia, sposób ułożenia prętów zbrojeniowych.
----------------
Oczywiście architekt uczy się konstrukcji przez całe studia. Przy projektowaniu musi mieć wyczucie bo inaczej projektowani trwałoby strasznie długo. Do prostych obiektów architekt ma uprawnienia konstruktora. Ja mogę dla osób fizycznych wykonać projekt obiektu, w którym nie występują głębokie fundamenty ani układy statycznie niewyznaczalne. Po ludzku mówiąc - spokojnie mogę policzyć domek jednorodzinny. Konstruktor przeważnie ma również uprawnienia architektoniczne, może zaprojektować obiekt o kubaturze do 1000m3, pod warunkiem, że nie jest to obiekt zabytkowy, ani położony w strefie ochrony konserwatorskie.
To tyle. Napiszę specjalną notkę o konstruktorach
Eee taaam, sądząc po Twoim blogu, odwagi Ci nie brak :-) Nie sądzę, że feministki będą bardziej ostre, niż niektórzy Twoi dyskutanci ;-) Ja naprawdę bardzo chętnie przeczytałabym Twoją książkę!
UsuńDziękuję za fachowe objaśnienia. Teraz mam już jasność.
Komentarz polemiczny
OdpowiedzUsuń- ozon to słowo wieloznaczne, a pisane z małej litery to gaz szkodliwy o ostrej woni, wolę być anonimowy, ale skoro Malinka mnie przedstawiła zapraszam Panią do obejrzenia mojego blogu http://rbmackowka.bloog.pl ,może będę miał nową czytelniczkę?
O widzę są jeszcze inne komentarze anonimowe, z tym Kresowym z 5 października podpisanym inicjałami A.T. w pełni się solidaryzuję i pod nim się podpisuję, jeśli Pan pozwoli Panie A.T., bom też Kresowiak z tej samej ulicy co Danusia Mamusia. Komentarz krótki, konkretny – w sumie świetny. Zastanawiam się jak Malinka bezbłędnie rozpoznaje tych co piszą anonimowe komentarze. To chyba jej wrodzona inteligencja i wrażliwość pozwalają odczytać co jest na tak, a co na nie. Pozdrawiam serdecznie Pana, a na Panią Ewcię wcale się nie boczę. Taka ładna, miła buźka, a taka kąśliwa. Ważne by się śmiać z własnych słabości. Ja od dzisiaj komentarze będę sygnował hasłem „normalny”, tylko nie wiem czy ubierać go w cudzysłowie? Nieważne, moim hasłem od dzisiaj będzie normalny. Przesyłam słoneczka :) :) :), dla Pani Ewci, a serduszka przyjmuję z wielką miłością i serdecznie pozdrawiam Was wszystkich! Malinkę też <3, a Pani Tesi zdradzę Ona to już ma w genach po Danusi Mamusi :)
Rycerzu Romanie Ewcia to bardzo sympatyczna Osoba ... jest jak ożywczy ozon, który czujemy w powietrzu, po upalnej burzy ... Myślała, że dyskutuje z kim innym, z kimś z kim wcześniej prowadziła dyskusję.
UsuńBardzo się cieszę, że będziesz się podpisywał - normalny - tylko w cudzysłów nie ubieraj ... rycerze to normalni normalnie :-) nie normalni inaczej co by mógł sugerować cudzysłów.
Mój świat jest światem rycerzy i chcę wierzyć że ciągle jest to normalność, jak niegdyś ...
RYCERZU ZNAKOMITY ROMANIE ZŁOCZOWSKI ! WIELKI TO ZASZCZYT POCHWAŁ Z TWOICH UST USŁYSZEĆ. OTO NA NASZYCH OCZACH
UsuńROZKWITA ZNAMIENITOŚĆ POETYCKA. RADOŚĆ BEZMIERNA - W NIEJ ZACZYN KRESOWY. A.T
PANOWIE RYCERZE - zostawiam Wam najpiękniejszy kresowy uśmiech ... na Waszą cześć zrobię jutro ruskie pierogi - najprawdziwsze, złoczowskie, z falbankami :-)
UsuńSzanowna Jubilatko, Droga Haniu, gratuluję tak wspaniałego i owocnego Jubileuszu! Powiem wprost, odwaliłaś kawał dobrej roboty dla Polski. Masz co wspominać, wspaniały życiorys.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! Halszka
Halszuniu - lubię wspomnienia, łapię się na tym, że lubię coraz bardziej, co nieuchronnie wskazuje na wiek ... ale co tam, skoro lubię to sobie nie odmówię
UsuńDziękuję, za życzenia ... nie lubię jubileuszy ale lubię świętowanie i bardzo lubię być blisko życzliwych mi ludzi
DZIĘKUJĘ PIĘKNIE WSZYSTKIM :-)
OdpowiedzUsuńza obecność
za radość, że byliście ze mną
obecność to piękny podarunek
My też Malinko dziękujemy!!!
OdpowiedzUsuńnormalny
:-) wiesz Romanie, obawiałam się publikować ten wpis, myślałam, że niewiele osób to obejdzie ... a jednak JESTEŚCIE :-)
UsuńPoczytałam raz jeszcze .Takie piękne życzenia z samego serca.Od tylu miłych gości::)))Widzisz Haniu ,jaka jesteś kochana ::)) buziaki
OdpowiedzUsuńWidzisz Danuśka ilu mam Przyjaciół :-)
UsuńWitaj Haniu!
OdpowiedzUsuńNie fanzol, ze wchodzisz w trzecią młodość. Ty w tej drugiej tkwisz po uszy i nieprędko cię ona puści.
A co do jubileuszu zawodowego, to przyjm moje gratulacje i nadal czyń swoją powinność na chwałę bożą, swoją i naszej Rzeczypospolitej, boś fachura z zacięciem i kobita z jajami.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
PS. Tylko mnie już w kościach strzyka, ale dumnie kroczę w jesieni życia.
Michałku - ja też dumnie kroczę, tylko czasami wywalę się jak długa ... ale że optymistka jestem to wstaję ze śmiechem i oko do losu robię
UsuńMatko, aż mnie zazdrosć przydusiłą, przytakim talencie nie może być mowy o przemijaniu...
OdpowiedzUsuńMam dwie lewe ręce, mańkut artysyczny ze mnie , za to mój brat i jego syn wyssali wszystko z piersi babki ...
Przepiękne projekty, cieszę się, że mogłam tutaj zawitać i samych przyjemnych chwil życzę
Pozdrawiam serdecznie
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
cieszę się Asiu, żę spotkałyśmy :-) ... powiem Ci po cichutku, że rysować trochę potrafię ale śpiewać !!! chociaż uwielbiam i śpiewam cały dzień to jednak na ucho coś mi nadepnęło i, uczciwszy uszy, mój śpiew do kwiku porównać można ...
UsuńZe śpiewem mam tak samo, gdy chciałyśmy pozbyć się podróżnych z przedziału zaczynałam śpiewać, masakra...
UsuńDzisiaj śpiewam w samochodzie ... sprawdzam okna, czy szczelnie zamknięte
Pozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
oj muszę coś jeszcze powiedzieć - straszna ze mnie świnka, nikomu za liiil nie podziękowałam - niniejszym DZIĘKUJĘ !
OdpowiedzUsuńw załączniku - uśmiech
Serdecznie gratuluję Jubileuszu i wszelkich talentów jakie posiadasz. Życzę wszelkiej pomyślności na każdym polu Twojej aktywności.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Pozdrawiam serdecznie Panie Czesławie i dziękuję za pamięć :-)
UsuńA ja wpisałem komentarz wcześniej, tylko nie kliknąłem w odpowiednie miejsce i go nie ma. Pozdrawiam Jubilatkę. Czytam zawsze z zaciekawieniem i odrobina zazdrości
OdpowiedzUsuńTomku - jak dobrze świętować jubileusz z Przyjaciółmi ... wiem, że byłeś bo kropka się pojawiła ;-)
UsuńMalinko,skoro Ty otwierasz się na swiat,to nie dziw się,że świat stoi otworem!
OdpowiedzUsuńuśmiecham się do świta i zawsze czekam, że odda uśmiech ;o)
UsuńJESZCZE RAZ WSZYSTKIM Z SERCA DZIĘKUJĘ ZA OBECNOŚĆ
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńW HOŁDZIE PANU ROMANOWI MAĆKÓWCE.
ZNAKOMITYM PIEWCĄ
ZŁOCZOWA I BRZEŻAN
PAN ROMAN MAĆKÓWKA. NOSTALGIA.
W PAMIĘCI DZIECKA BUDOWA
KAMIENNEGO TRAKTU BRZEŻANY - ZŁOCZÓW.
FURMANKI DWUKONNE UGIĘTE
POD BRZEMIENIEM KAMIENI.
SZARWARK. ZWAŁY PIASKU.
BRUKARZE NA KOLANACH.
MODLITEWNY TRUD.
GOŚCINIEC Z KAŻDYM DNIEM DŁUŻSZY
I DŁUŻSZY.
GDZIEŚ ZA WIDNOKRĘGIEM ZŁOCZÓW.
NA ZŁOCZOWSKIM CMENTARZU OBELISK
PAMIĘCI ADASIA OSUCHOWSKIEGO.
HEJNALISTA HARCERSKI UKLADA DO SNU.
BUDZI NA POWITANIE DNIA.
HARCERZ KRESOWY. ODSZEDŁ NA WIECZNĄ
WARTE ZBYT MŁODO.
JEGO RÓWIEŚNICY WALCZYLI POD
MONTE CASSINO.
NA WSZYSTKICH FRONTACH DRUGIEJ
WOJNY ŚWIATOWEJ.
GINĘLI W KATYNIU. W GUŁAGACH.
W NIEMIECKICH
OBOZACH ŚMIERCI.
SPOTYKAŁEM ICH NA SYBERYJSKIEJ
KATORDZE.
HARCERZE KRESOWI.
PAMIĘĆ O NICH.
A. T
Piękny hołd . Pan Roman godzien jest takiego hołdu. Jak dobrze, że są ludzie, którzy noszą w sercu Złoczów, dzięki tym ludziom ten świat nigdy nie zginie zawsze będzie nasz , bo bliski i kochany. Złoczów to moja Ojczyzna , chociaż urodziłam się na Ziemiach Zachodnich. Kocham Złoczów miłością pierwszą i wieczną
UsuńDroga Jubilatko-WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO CI ŻYCZĘ!!
OdpowiedzUsuńGratuluję całego dorobku,wielu talentów,dobrej energii i jak widać na fotce,pięknego uśmiechu.
Pozdrawiam serdecznie.
o jak się cieszę !!!
OdpowiedzUsuńobecność Przyjaciół w tym miejscu to dla mnie bardzo ważne :-)
DZIĘKUJĘ Z SERCA
Gratuluję ! Haniu, Jubilatko - najlepsze życzenia realizacji następnych projektów i rozwoju firmy, niech kwitnie dla dobra Tego i innych!
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że nie byłam tu wcześniej i z opóźnieniem składam życzenia mojej Siostrzyczce ...Krystyna
Dołączam bukiet budyniowych róż...
A ja po raz kolejny westchnę i w imieniu swoim , wszystkich ożywionych murów, budynków, tych którzy podziwiają ich obecny blas i świetność. Oczywiście to też zasługa inwestorów i wykonawców, jednak najwazniejszy jest pierwsze spojrzenie i wiara w "cud odrodzenia" projektanta jego wizje i dar przekonywania wszystkich pozostałych.
OdpowiedzUsuńGratuluje Haniu tych wielu lat służby i pracy:)
Malino - https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn2/t1/q71/1546322_585525791540311_1264024291_n.jpg :D
OdpowiedzUsuńWspaniałe wspomnienia - czytałem jak swoje (aczkolwiek zawód inny i starsza epoka - wcale nie lepsza!) Gratuluję pięknego Jubileuszu - jestem dumny, że jesteśmy razem w Forests&Fields!!!
OdpowiedzUsuńAle się naczytałem, dziękuję!!!
OdpowiedzUsuńMiłe coś tam, "troszkę",
OdpowiedzUsuńpoprzez tę... pończoszkę.
Przypadkowo skasowałem listę odwiedzanych
i teraz mozolnie odbudowuję.
Dziękuję za odwiedziny!