Strony

sobota, 27 października 2018

CIĄG DALSZY

KTÓRY MIAŁ NASTĄPIĆ


Jestem taka szczęśliwa, pierwszy krok w dorosłość za mną  ! Nawet biały kołnierzyk nie przeszkadza, wszyscy na początku takie mamy, dopiero potem ubierzemy z dumą "gimnazjalny" mundurek. Tak, tak, gimnazjalny. Wtedy często w domach mówiło się na ogólniak - gimnazjum. To był taki nostalgiczny ukłon w stronę "przedwojenności".



wtedy jeszcze
nie byłam okularnicą


Nasza trójeczka kujonów, Andrzejek, Henio i ja, oczywiście razem ! Zgodnie wybraliśmy sobie klasę matematyczno-fizyczną. Klasa trafiła nam się świetna, a jacy świetni nauczyciele !

Niezbyt już zgodnie wybieraliśmy kółka zainteresowań, razem tylko matematyczne, dodatkowo Andrzejek chemiczne, Henio fotograficzne, a ja polonistyczne i teatralne. Za to wyjątkowo zgodnie odrabialiśmy lekcje. Wypracowania czasem pisało się po dwa, bo chłopaki lepsi byli z pozytywizmu, a ja z romantyzmu. Ile razy dostawałam kartkę pod ławką: masz jabłonie? i zaraz kartka z mojego zielnika wędrowała do Andrzeja. Masz chleba ? jak dawniej pisałam do Henia i zaraz pod ławkami wędrowała do mnie bułka z kiełbasą, Bułkę sobie zjadałam, jak się pani odwróciła ... taka byłam. Tacy byliśmy. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Jak przyjaźń to na zawsze.


*

MOJA SZKOŁA

Na zdjęciu niżej mnie nie ma. Jak widać zdjęcie z internetowej strony.



.
Kto wie, może jestem akurat w szkolnym sklepiku, może przycupnęłam na schodach, albo siedzę w klasie ?  Moja klasa to gabinet niemieckiego, ten z jednym pomarańczowym kwadracikiem. Dwa kwadraciki ma gabinet języka polskiego, a trzy - matematyczny.  Gdzieś tam przecież jestem, bo zdjęcie z moich szkolnych czasów.



.
Nie wiem czyje to jest zdjęcie, znalazłam na portalu miejskim. Dla mnie na tyle jest ciekawe, że widać na nim moje dwie szkoły. Jest nowa stara szkoła (podstawówka) i stara nowa szkoła, czyli ogólniak. I jeszcze do tego dwie nasze klasy widać.



.


Trochę koloru z internetu. Takich zdjęć nie mam, mam tylko czarno-białe.


*

MOJA KLASA

Matematyczno fizyczna z językiem niemieckim. O, jak ja tego wrednego niemieckiego szczerze nienawidziłam !!! Straszliwy był ze mnie językowy tumanek, a do tego wychowawca był nauczycielem niemieckiego, a do tego miałam moich dwóch przyjaciół - dwa lingwistyczne sokoły. Wszystko to mieszanka dająca w rezultacie kompletny analfabetyzm. Ja do dzisiaj po niemiecku ani rączką, ani nóżką. Robiłam kiedyś projekt dla Fundacji Polsko Niemieckiej, przykro mówić - z tłumaczem ! Wstyd ciężki.



Pomarańczowe kwadraciki, jak w podstawówce - Heniu, Andrzej i ja.


*

NAUCZYCIELE
KTÓRYM TYLE ZAWDZIĘCZAM



.
Jest tu nasz Dyrektor, pierwszy od lewej, jest Pan od rysunków, pierwszy od prawej, ten z fajką, jest egzotyczny Pan od angielskiego, jest nasz Wychowawca, Pani od historii, chemii, Pani od fizyki, rosyjskiego i przede wszystkim dwójka, o której chciałabym opowiedzieć - Pani od polskiego i Pan od matematyki. Stefania i Stefciu, bo takie nadaliśmy Im "imiona".


*

PANI OD POLSKIEGO
STEFANIA 

Surowa, wymagająca, wydawać by się mogło zimna, w rzeczywistości ciepła i całym sercem za nami, uczniami.  Język polski to była, nie tylko dla mnie, przyjemność. Konikiem Stefanii był teatr. I teatr żywy, i teatr telewizji. A wtedy teatr telewizji był u nas na wysokim poziomie. Repertuar od Wielkich Romantyków, przez Fredrę, Anatola France'a do Kafki czy Aleksandra Ścibor -Rylskiego.  Skoro teatr był pasją Stefanii, to stał się naszym obowiązkiem. Żadnych wymówek - poniedziałkowy wieczór obowiązkowo przed telewizorem, we wtorek nasze recenzje i dyskusja. Do teatru był osobny zeszyt, każdy spektakl opisany, a jeśli komuś udało się kupić Ekran albo Teatr i recenzje wkleić, to mógł spodziewać się plusika w dzienniku. Musieliśmy obowiązkowo wiedzieć, co w teatralnej trawie piszczy. Musieliśmy znać krytyków teatralnych i literackich. Ja akurat miałam teatralnego fisia, z chłopakami było jednak gorzej, żadna siła ich do tego telewizora nie była w stanie przywiązać. Zgadnijcie - kto korzystał z mojego zeszytu ? komu streszczałam spektakle ? Spokojnie - ćwiczenia z niemieckiego bez skrupułów odpisywałam od obydwu.

Stefania uczyła nas wyrażania myśli w sposób barwny, ale syntetyczny. Wypracowania wcale nie musiały być tasiemcowe. Promowała te krótkie i celne. Uczyliśmy się robienia konspektu, pisania długiego tekstu a potem obierania tego tekstu ze zbędnych słów, tak, jak obiera się z łusek cebulę. Nie pytała: co poeta miał na myśli, pytała co ty masz na myśli




Gabinet języka polskiego. Obok tablicy stała szafa z książkami i szafka zamykana na klucz. W szafce było coś, co lubiliśmy najbardziej - płyty. Stefania przynosiła nam do szkoły swoje prywatne płyty Demarczyk i Niemena. Ona, starsza wówczas Pani, spróbowała między przebojami przemycić „Bema pamięci żałobny rapsod” a my słuchaliśmy z wypiekami. Potem, na lekcjach, nikt nie miał z Norwidem kłopotu.




Monologi romantyczne – druga cudowna płyta, w cudownym wykonaniu Ignacego Gogolewskiego. Ten głos, zwłaszcza w dziewczęcych sercach, wywoływał leciutki dreszcz i nagle sprawą istotną życiowo stawał się dylemat – czy Kordian poczuł coś i wszedł na górę, czy też odwrotnie, wszedł i wtedy poczuł. Czy wyobrażacie sobie teraz młodzież która by sobie taki problem wymyśliła ?! A my zażarcie kłóciliśmy się po lekcjach, całe popołudnie, aż w końcu zapadł zmrok i chłopcy musieli Panią i nas do domu odprowadzić, bo ciemno się zrobiło …




W tych czasach gimnazjalistki dziko, acz platonicznie, kochały się w aktorach. Oczywiście taka miłość i mnie nie mogła ominąć. Pamiętam, na biurku postawiłam sobie fotografię, którą pracowicie wycięłam z "Ekranu" i jeszcze podkleiłam na tekturkę. Namiętnie, aaach, wzdychałam do tego zdjęcia, wkuwając teksty wieszczów. Pewnego razu odrabialiśmy lekcje i nagle Heniu nie wytrzymał:

- wyrzuć to paskudztwo !
- jakie paskudztwo ?! ani myślę !
- to co mam zrobić, żebyś wyrzuciła ?
- zjedz te stokrotki ...

Zjadł, cały bukiecik, który mi przyniósł ... rady nie było, z tryumfem zdjęcie (fotografia wyżej) podarł i wyrzucił do kosza. Eeech … ta nasza młodość.

Ale wracam do Stefanii. Bardzo ceniła gdy na klasówkach pisaliśmy o poetach, czy pisarzach, nie objętych programem, nawet ideologicznie niewskazanych. Czytaliśmy wtedy swoje wypracowania, na głos, Pani dopowiadała i dyskutowaliśmy. Lubiliśmy szczególnie, gdy dyskusja schodziła na wiersze miłosne, dość, jak na owe czasy śmiałe. Czekaliśmy na te lekcje. I na popołudniową zabawę w teatr też.

Nie zapomnę jak grałam panią de Calergis  w utworze Norwida "Beatrix". W pewnym momencie miałam koledze, znaczy Norwidowi, posłać hmm, uwodzicielskie spojrzenie, wziąć go namiętnie za rękę, a potem pogłaskać po twarzy. Noooo nie powiem, dochodziłam do tego głaskania i - stop !!! nie wychodziło mi za czorta, chociaż kolega Norwid diablo był przystojny. W końcu Stefania postanowiła mi pokazać, jak to się robi, ale też trochę była zażenowana i skończyło się ogólnym śmiechem. Pewnie się dziwiła, co ja taka nagle nieśmiała jestem. Cóż, Pani nie miała pojęcia, że w ławce obok siedział kolega Andrzejek, którego Amor, podobnie jak i mnie, strzałą celnie ugodził i ja w żaden sposób nie mogłam głaskać po buzi innego kolegi, choćby i samym Norwidem był ! Takie były czasy, dzisiaj to pewnie całkiem dziwne się wydaje.




Obok mnie, na zdjęciu, mój przystojny Kolega Norwid, którego wcześniej uwodziłam, a nawet (jednak) pogłaskałam po buzi. Heniu zasadził się, by moment głaskania uwiecznić. Nie udało się biedakowi, hi, hi, hi, perfidnie odwróciłam się w drugą stronę. Ale się Heniu zemścił - przykucnął i zrobił to zdjęcie z żabiej perspektywy. W takim skrócie wyglądam koszmarnie, ale pal sześć, innego nie mam. W tle nasz gabinet języka polskiego.





A tu oto, na moim młodszym braciszku, ćwiczę sceniczne uwodzenie. Koleżanka z aprobatą się nam przygląda, a fotografuje wiadomo - Heniu.


 *

PAN OD MATEMATYKI
STEFCIU

Zaimponował nam sposobem bycia, lekkim, ciętym, dowcipem i elegancją w każdym calu. To był taki prawdziwy rycerz w służbie Królowej Nauk. Nie muszę dodawać, że żeńska część szkoły patrzyła w niego, jak w obrazek.

Jak tylko Stefciu "nastał" w naszej klasie wprowadził swoje porządki. Zebrał nas do kupki i postawił nam pytanie - co zamierzacie ? kto z was chce tylko zdać maturę, a kto iść dalej, na studia ? Mieliśmy się dobrze zastanowić i dać mu za kilka dni odpowiedź . Klasa podzieliła się mniej więcej na połowę. Po decydującej rozmowie Pan oświadczył : w klasie są dwie tablice - ta od okna będzie dla uczniów do matury, ta od drzwi dla uczniów na studia. Jak patrzę wstecz, to sobie myślę, że dzięki tej decyzji jestem architektem.



gabinet matematyczny - tablica po naszej stronie
zdjęcie kiepskie, ale prawdziwe


To nie był taki sobie niewiele znaczący podział. Na jednej tablicy pojawiały się zupełnie inne zadania, niż na tej drugiej. Zadania na naszej tablicy rozwiązywaliśmy do momentu osiągnięcia "teoretycznego" wyniku, wtedy następowała  komenda - "siad ! reszta to banalne rachunki". Na drugiej tablicy oczywiście wartości liczbowe się podstawiało. W czasie lekcji, to pół biedy, ale w czasie klasówek !!! Pan postanowił wtłoczyć w nasze młode głowiny, że uczymy się nie dla stopnia, a dla siebie. Ech, my słyszeliśmy, że na piątkę to umie Pan Bóg, na czwórkę Pan Nauczyciel, a na trójeńkę my, jak się dobrze postaramy. Nooo fajnie, ale oni takich kryteriów nie mieli. To, co pojawiało się na ich tablicy było zgodne z programem i z tym, co w książce od matmy. To, co się pojawiało na naszej, to już była zupełnie inna broszka, daleko poza szkolny program.

Oczywiście w klasie pojawiły się natychmiast paradoksy, jeden uczeń za normalne zadanie, rozwiązane prawidłowo, dostawał lepszy stopień, niż inny uczeń za karkołomną matematyczną łamigłówkę, rozwiązaną z opuszczeniem drobiazgu po drodze. Gdy ktoś "do matury" zapomniał wpisać dziedziny, przy badaniu funkcji, to Pan obniżał trochę stopień, pouczał, że należy zawsze określać i dopiero w ostateczności słodkim głosem pytał - Iksińska, co to są za liczby ? cicho ... co to są za liczby? ... cicho (Iksińska nie wpadła na pomysł, że rzeczywiste) no, co to są za liczby Iksińska ??? siad ! dla ciebie wszystkie liczby są urojone !!! Z nami się tak nie patyczkował, jak zapomniałam o dziedzinie, to pomimo bardzo trudnego dowodu, prawidłowo przeprowadzonego - lufa !!! Dlaczego dwója ? przecież ja dobrze rozwiązałam. Dobrze ? a niby dla jakich to liczb dobrze ? może zespolonych, co ??? nnnie, wiadomo, że dla rzeczywistych. Komu wiadomo ? tobie Anna ? takie wiadomości, to psu na budę, dwója bez gadania. Tak to zapamiętywało się, na całe życie, że bez dziedziny D=R wszystko psu na budę i figa prawda. Tak to Pan od matematyki uczył nas precyzji. Oj,  ciężko nam się było przyzwyczaić, że stosował dwie różne skale, do oceny naszej wiedzy. Stopnie w naszej klasie były chyba najbardziej niesprawiedliwymi stopniami w szkole. Rady jednak nie było. Najgorzej mieliśmy z wytłumaczeniem tego rodzicom. Na szczęście w tych czasach, w takim przypadku, rodzice raczej nie wpadali do szkoły z dzikim krzykiem, że ich dzieci są psychicznie maltretowane, a kiedy dzieci słyszą - "otworzyć okna, orłów nie ma, nie wylecą " to są poniżane i szkoła wpędza je w kompleksy.  Pan Królową Nauk kochał. Różnymi sposobami do tej matematyki nas zachęcał. Kiedy Stefciu nadprogramowo zaczął wprowadzać nam całki i różniczki, a chłopaki jakoś tak nie za bardzo się przykładali, to w końcu im wypalił - no panowie, całka to w staropolskim języku dziewica, a wy do dziewic jak do jeża, nie wstyd wam? i co, wstyd było z tym jeżem, więc chłopaki się do całek zabrali ochoczo. Ja sobie na całe życie życie zapamiętałam jedną radę. Pewnego dnia Pan przystanął przy mojej ławce, popatrzył jak się nad zadaniem pastwię i powiedział: Anna - jak nie potrafisz prostą drogą, to przez krzaki, namęczysz się ale dojdziesz. I to jest moja maksyma w życiu zawodowym, zresztą nie tylko...


*

ŻEGNAJ SZKOŁO
WCHODZIMY W ŻYCIE



 przed nami egzaminy na studia.


Zdjęcie zrobił na pamiątkę Heniek. Stoję koło Wychowawcy i prawie mnie nie widać, za to dobrze widać Andrzeja z  lizakiem ode mnie. Lizakami pożegnałyśmy chłopaków, oni mieli dla nas kwiaty ... Rozpierzchliśmy się po świecie. Każde gdzie indziej. Czasem wpadamy na siebie - stateczne babcie i stateczni dziadkowie. Te same oczy, ten sam uśmiech, może nieco mniej włosów, może nieco więcej kilogramów ...

I tylko Andrzeja już nie ma ... i Henia już nie ma ...
i Pana od Matematyki ...

*

Co miało przetrwać, przetrwało po kres. 
Obydwaj chłopcy uśmiechają się do mnie z góry, a ja coś im tam opowiadam, jak za dawnych dobrych czasów ... 
Panie Profesorze - wyfrunęliśmy z pańskiej klasy, kochamy ciągle Królową Nauk, a co do orłów ... hmmmm


*

                          z przyjemnością polecam Malina M *                              
strona liiil   

18 komentarzy:

  1. A Tuwim tak samo, tylko wierszem
    "Szkoło! Szkoło!
    Gdy cię wspominam,
    Tęsknota w serce się wgryza,
    Oczy mam pełne łez!
    ...Galia est omnis divisa
    in partes tres...

    Książko podarta!
    Niejedną tobie rzuciłem obelgę,
    A dzisiaj każda twa karta
    Słodkim wspomnieniem rani!
    ...Quarum unam incolunt Belgae,
    Aliam Aquitani...

    Ileż to z serca
    Płynęło nad tobą skarg.
    Czy mają cel te
    Przykłady z rzymskich awantur?
    ...Tertiam,
    Qui ipsorum lingua Celtae,
    Nostra Galli appellantur...

    Dzisiaj
    Z burzami się mozolę
    Na wielkim morzu, dokąd los mnie zagnał,
    A w szkole, a w szkole
    Palus erat non magna...

    Nigdy nie zgłębię gruntu
    Ani do portu nigdy nie zawinę!
    Cezarze!
    Dum haec geruntur
    Magnis itineribus ku śmierci płynę..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale utrafiłeś !
      ten utwór deklamowałam na konkursie recytatorskim, oczywiście żadnego miejsca nie zdobyłam bo powiedziałam to na tak wysokim koturnie, że chyba o śmieszność się otarłam :) lepsza byłam zawsze w satyrze i kabarecie, wysokie C nie dla mnie. Wiersz wybrałam sobie z sentymentu bo mój Dziadziu deklamował nam całe poematy po łacinie albo fragmenty z greki .. Dziadziu umarł gdy miałam 17 lat, nic więc dziwnego ...

      Usuń
    2. Buntowałem się gdy kazano uczyć się greki,buntowałem gdy łaciny.Na cholerę mi to jak i tak nigdy i nigdzie nie wyjadę Bo paszport i finanse./no i oczywista obowiązkowo rosyjski/
      Zrozumiałem po co mi to gdy przebywałem w tych krajach.Bo nawet włoski czy hiszpański łacina mi zalatuje.

      Usuń
  2. Rozbeczałam się czytając Twój uroczy, wspomnieniowy post. A co dziwniejsze, dziś rano pomyślałam o moich koleżankach z liceum, że może napisałabym o nich. Niestety jedyne zdjęcia jakie mam z tego okresu, to moje legitymacyjne i kilka zrobionych nie bardzo wiem przez kogo na wycieczce w pierwszej klasie. Choć przykro, że Andrzeja i Henia już nie ma wśród nas, to jednak trochę Ci zazdroszczę tej dobrej komitywy z chłopakami. W liceum nie miałam szczęścia do mężczyzn i to pozostało mi na późniejsze lata. Coś wspaniałego było w tych nauczycielach za naszych czasów, że zawsze znaleźli się tacy, których podziwialiśmy i wspominamy ze wzruszeniem. Może głupio to zabrzmi ale nie rozpoznałam uroczego bruneta z fotografii,która wylądowała w koszu za sprawą zjedzonych stokrotek. Dla mnie żaden facet tak się nie poświęcił, ale też żaden nie był zazdrosny. Szczęściara z Ciebie, a przy okazji piękna kobieta(w okularach czy bez). Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj Iwonko - napisz, napisz! ja uwielbiam czytać wspomnieniowe posty Znajomych ... przenoszę się wtedy w Ich świat i tak jakoś wirtualny miesza się z realny i stajemy się sobie mniej obcy.
      Ja jakoś tak dziwnym trafem zawsze miałam szczęście do trójeczki. W podstawówce była nas trójeczka, w ogólniaku trójeczka, na studiach, wprawdzie inna, ale znowu trójeczka .... w pracy znowu - trójeczka :)

      Usuń
  3. DROGA HANIU! WZRUSZYŁAM SIĘ CZYTAJĄC TWÓJ PRZEPIĘKNY WSPOMNIENIOWY POST O SZKOLNEJ PRZYJAŹNI, MIŁOŚCI. MAMY PRZECIEŻ KOŃCÓWKĘ PAŹDZIERNIKA, W TYM WYJĄTKOWYM CZASIE WSPOMINAMY TYCH, KTÓRZY ODESZLI, KTÓRYCH NIE MA WŚRÓD NAS, ALE PAMIĘĆ O NICH POZOSTAŁA.
    HANIU!
    PRZESYŁAM UŚCISKI I POZDROWIENIA DLA PANI DANUSI ŻYCZĘ JEJ DUŻO, DUŻO ZDROWIA.

    ŚLĘ CI MOC SERDECZNOŚCI:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W imieniu Mamci - cmok :)
      Rzeczywiście Lusiu jakiś taki wspomnieniowy czas ... podświadomie ten listopad puka do serca ...
      Pamiętam i będę pamiętała ...
      Andrzejowi zabrakło kilku dni do czterdziestki ...
      Heniu odszedł przed kilku laty,
      a Pana od Matematyki pożegnaliśmy kilka tygodni temu ...

      może stąd te moje wspomnienia

      Usuń
  4. Aniu Kochana ,z wielką przyjemnością przeczytałam,rozmarzona ,że tak pięknie było ,ciekawie,ciężko.Ale nikomu nie jest lekko ,kiedy chce dojść do celu. Miałaś wspaniałą klasę i nauczycieli.Dlatego masz co wspominać.Chyba każdy z nas pamięta chwile spędzone w szkole,nauczycieli..Wyjechałam bardzo wcześnie z rodzinnych stron.Nie miałam kontaktu od liceum.Chyba bym nie poznała nikogo ,idąc teraz ulicą .Oszczędzaj oczka kochana ,zapalenie spojówek to paskudna sprawa,a jak jeszcze oczęta zmęczone ,to jest nie wesoło.Serdeczności dla Ciebie i bardzo cieplutko uściskaj Panią Danusię♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie i ciekawie napisałaś, ja też do II liceum chodziłam.
    W środę pogrzeb mojego polonisty z liceum, klasa humanistyczna....

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam post i komentarze.
    A teraz myślami łażę
    po przestworzach wspomnień.
    Ty to potrafisz wprawić w zadumanie;
    ale to tak przyjemnie czytać
    o cudownych chwilach.
    U mnie wszystko już przeminęło z wiatrem;
    ciężko odgrzebać spod zgliszcz to,
    co w ogniu życia się hartowało.
    Szczęścia wciąż mało, mało, mało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S
      Malina- urodziwa z Ciebie dziewczyna.
      Nic dziwnego, że w trójkącie zawsze żyła[żartuję].

      Usuń
  7. Pięknie wspominasz, Haniu! Ja nie miałem tak trwale umiejscowionej edukacji - przeprowadzki, różne szkoły - i nie mam tak utrwalonych wspomnień...

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Aniu.
    Słodkich wspomnień czar. Lubię Twoje wspomnienia.
    Ze szkoły średniej (technicznej) pamiętam mojego polonistę, który mnie lubił i nie mógł się nadziwić, że urodzony humanista wybrał sobie zawód budowlańca. Tylko za papierosy mi sprawowanie obniżał, ale mój wychowawca dbał o moje stypendium. Co roku zapalam znicz na ich grobach.
    Matematyczka... no cóż... masakra. Było, minęło. Gdy się spotykamy, to ona już mnie nie pamięta. Może to i lepiej, ale ja ją szanuję...
    Pozdrawawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  9. W czasach gdy nikt już nie sięga po książkę /albo bardzo rzadko/ a kanony lektury zmieniono "na lepsze" watro przypomnieć tego co szkołę tak wspominał

    Nauka
    Julian Tuwim

    Nauczyli mnie mnóstwa mądrości,
    Logarytmów, wzorów i formułek,
    Z kwadracików, trójkącików i kółek
    Nauczali mnie nieskończoności.

    Rozprawiali o "cudach przyrody",
    Oglądałem różne tajemnice:
    W jednym szkiełku "życie w kropli wody",
    W innym zaś - "kanały na księżycu".

    Mam tej wiedzy zapas nieskończony;
    2piR i H2S04,
    Jabłka, lampy, Crookesy i Newtony,
    Azot, wodór, zmiany atmosfery.

    Wiem o kuli, napełnionej lodem,
    O bursztynie, gdy się go pociera...
    Wiem, że ciało pogrążone w wodę
    Traci tyle, ile... etcetera.

    Ach, wiem jeszcze, że na drugiej półkuli
    Słońce świeci, gdy u nas jest ciemno!
    Różne rzeczy do głowy mi wkuli,
    Tumanili nauką daremną.

    I nic nie wiem, i nic nie rozumiem,
    I wciąż wierzę biednymi zmysłami,
    Że ci ludzie na drugiej półkuli
    Muszą chodzić do góry nogami.

    I do dziś mam taką szkolną trwogę:
    Bóg mnie wyrwie - a stanę bez słowa!
    - Panie Boże! Odpowiadać nie mogę,
    Ja... wymawiam się, mnie boli głowa...

    Trudna lekcja. Nie mogłem od razu.
    Lecz nauczę się... po pewnym czasie...
    Proszę! Zostaw mnie na drugie życie
    Jak na drugi rok w tej samej klasie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne wspomnienia,ja też chodziłam do LO ale do żeńskiej klasy.Małżonka też poznałam w szkole, jest rok starszy.Ale fotografii mam dosłownie par., Mieszkam cały czas w moim mieście i spotykamy się z koleżankami, co parę miesięcy w kawiarni oczywiście przychodzą najczęściej te co mieszkają w naszym mieście, ale ostatnio było miłe spotkanie przyjechały koleżanki z Wrocławia był miły wieczór,problem w tym ,ze one już nie pracują a ja pomimo że na emeryturze już 11 lat ciągle pracuję i to do 18,więc też n9e zawsze jestem obecna na spotkaniach.Staram się nawet po 18 zaglądam i dziewczyny cieszą się jak przychodzę.Lubię te spotkania czuję się dużo młodsza po nich ,jak człowiek powspomina te zielone lata.
    Pozdrawiam serdecznie dziewczynę jak Malinę :))nic dziwnego ,że chłopaki wzdychali do Ciebie :)) Molekułka

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszystko tu jest piękne, ale najpiękniejszy ze wszystkiego jest biały kołnierzyk wokół szyjki twej! To już kolejny cudowny kołnierzyk, który podziwiam na Twoich fotografiach.
    Zauważyłaś, że to jest element damskiej garderoby, który zanikł? Może trzeba się temu zjawisku bliżej przyjrzeć i opisać?

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeczytałam z wielką przyjemnością...
    Chociaż oczywiście żal mi zjedzonych stokrotek.

    Pięknie i wzruszająco wszystko opisałaś Malino.... No i te zdjęcia...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Super wspomnienia! Może kiedyś, też się pokuszę, by powspominać swoje dawne lata.

    OdpowiedzUsuń