Strony

poniedziałek, 9 stycznia 2017

ZACZAROWANA GÓRA


DOKTORA BREHMERA


Miał Tomasz Mann swoją Zaczarowaną Górę - Der Zauberberg.
Miał doktor Brehmer swoją Zaczarowaną Górę - Der Görbersdorf.




Kto dzisiaj wie, że sanatorium w niewielkim, dolnośląskim Sokołowsku, to pierwsze na świecie sanatorium przeciwgruźlicze ? Kto dzisiaj wie, że jest ono pierwowzorem szwajcarskiego Davos ??! Sanatorium to wybudował, w drugiej połowie dziewiętnastego wieku, słynny podówczas przyrodnik i doktor nauk medycznych, Hermann Brehmer. Stworzył tam swój magiczny, kuracyjny park dużo wcześniej, niż Hans Kastorp zaczął przemierzać ścieżki Zaczarowanej Góry.

Hermann Brehmer urodził się w 1826 roku niedaleko Strzelina.  Był synem, jak to się wówczas mówiło, oficjalisty. Uczęszczał do szkół we Wrocławiu, tam też rozpoczął studia matematyczne i przyrodnicze na Uniwersytecie. Pochłaniała go wtedy astronomią i botaniką. Nadeszła Wiosna Ludów, a z nią wydarzenia, w które młody student zaangażował się bez reszty. Niestety, w konsekwencji tego zaangażowania, Hermanowi przyszło opuścić Wrocław. Trzeba było się ukrywać. Podobno ukrył się w Sudetach, gdzie poznał swoją przyszłą żonę, siostrę hrabiny Marii von Colomb. Powrotu do Wrocławia nie miał, przeniósł się więc do Berlina i tam zaczął studiować medycynę. Ten okres szczególnie wpłynął na życie młodego Brehmera. Spotkał wówczas słynnego podróżnika i przyrodnika Aleksandra Humbolta. TEGO Humbolta. Długo pozostawał Brehmer pod przemożnym wpływem podróżnika. Aż wreszcie, za namową nadwornego lekarza króla Fryderyka Wilhelma IV, Brehmer zdecydował się otworzyć przewód doktorski, jego tematem była „Tuberkuloze” - gruźlica.


.
W tym czasie siostra  żony Brehmera, hrabina Maria von Colomb, prowadziła w niewielkiej miejscowości Goerbersdorf, położonej malowniczo u stóp Gór Suchych, własny zakład hydroterapeutyczny. Kto nie zna to wyjaśniam - Góry Suche to część pasma Gór Kamiennych w Sudetach. Przez cztery lata doktor z Hrabiną prowadzili zakład wspólnie. Niestety z tego założenia nic się nie zachowało.

W roku 1859 nasz doktor uzyskał od rządu pruskiego koncesję na prowadzenie według własnej metody zakładu leczniczego dla chorych na płuca. Wkrótce po uzyskaniu koncesji przejął posiadłość i przystąpił z wielką energią do rozbudowy owego zakładu. Prawdę mówiąc wzniósł od nowa swój własny – z rozmachem i geniuszem lekarza i budowniczego.




.
Widok sanatorium - rycina z 1878 roku.
Pierwszy od lewej budynek już nie istnieje, cała reszta dotrwała do dzisiaj.



.
Panorama sanatorium - rycina z 1880 roku.



.
I jeszcze trochę ikonografii - sanatorium na starej pocztówce


 
Rok 1915 - właśnie przybyła po zdrowie nowa partia kuracjuszy. 




Doktor Herman Brehmer


ZACZAROWANA 
GÓRA 


Najpierw sam zaplanował uzdrowiskowy park  i wprowadził w nim podział terenu na części przeznaczone dla lekko i ciężko chorych. Układ parku został tak wytyczony, aby chorzy mogli pokonywać zróżnicowane wysokości terenu. W tym celu obok promenad zostały specjalnie dobrane miejsca odpoczynku. Tak oto wówczas rozpisywano się o tym założeniu: 

"Tak jak cały proces leczenia jest całkowicie kontrolowany przez lekarzy, tak park pozwala w pełni kontrolować chorego. Park został tak pomyślany, aby nie było żadnego zbędnego bicia serca czy zadyszki. Według specjalistów żaden park w Europie nie był tak doskonale zaprojektowany."



.
Tak oto park wyglądał w roku 1899. Poniżej - 20 lat później.



.
W parku ustawione były pawilony sanatoryjne. Teren przeznaczony dla najciężej chorych znajdował się w pobliżu budynków kuracyjnych. Stanowić miał on namiastkę lasu. Teren przecinały alejki, pomiędzy którymi rosły kępy drzew iglastych, osłaniające ławki przed słońcem i wiatrem. W tej części parku znajdował się, założony na planie czwórliścia, staw z fontanną, A w fontannie, jak w bajce, pływały sobie złote rybki.






.
Pozostała część parku, przez który do dziś wije się mnóstwo strumyków, pięła się stromo po górach. Powierzchnia całego założenia obejmowała ponad 70 hektarów, wzdłuż wszystkich ocienionych i osłoniętych od wiatru alei rozstawiono 420 ławek i 200 krzeseł. Sporo, nie da się ukryć.
Do planowania obiektów kuracyjnych doktor Brehmer sprowadził z Francji znanego architekta Edwina Opplera. W roku 1862, według jego projektu, wzniesiono tak zwany „StaryKurhaus”.




Niestety, Stary Kurhaus (widoczny na pierwszym planie) nie dotrwał do dzisiaj, popadał w ruinę i ostatecznie w latach siedemdziesiątych poprzedniego stulecia został rozebrany. Do czasu, kiedy zajęłam się projektem istniał jeszcze niewielki fragment - drewniana weranda, pełniąca rolę starego ogrodu zimowego i ośmiokątny westybul, nakryty kopułą, poprzedzony otwartym gankiem.






.
Tak oto prezentowały się wtedy szczątki owej werandy i westybulu.

Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku dr Brehmer przystąpił do  rozbudowy Starego Kurhausu. Od strony wspomnianego westybulu i werandy dobudowano wówczas czworokątna, trzykondygnacyjną wieża, ze spiralną klatką schodową, w okrągłej wieżyczce, dostawionej w narożu (widoczne na zdjęciu niżej). Jedną z kondygnacji wieży zajmował wtedy gabinet dr Brehmera. Do części wieżowej dobudowana została parterowa czytelnia i dwukondygnacjowy dom własny Doktora. Domu Doktora nie widać bo po pierwsze jest w głębi, za czytelnią a po drugie, to już prawie go nie ma.







.
Czytelnia to te pierwsze cztery wielkie okna. W pomieszczeniu czytelni, podczas miesięcy zimowych, ustawiano scenę, na której występowały zespoły teatralne, sprowadzane z pobliskich miejscowości. Natomiast wiosną i latem w czytelni odbywały się koncerty orkiestry wałbrzyskiej. Wszystko dla komfortu i szybszego zdrowienia kuracjuszy



 .
Tak oto prezentowało się wnętrze Czytelni.



.
A tak wygląda zachowany do dzisiaj piękny kasetonowy sufit i żeliwne kolumienki. Dobre i to, da się odtworzyć tamten klimat i tamto wnętrze
Gorzej z domem. Dom Doktora uległ prawie całkowitemu zniszczeniu.






.
Na zdjęciu widoczne pozostałości domu od strony ogrodu. Smutkiem zionie na kilometr. Tu dopiero miałam problem projektowy, przyszło mi odtwarzać dom z zachowanych szczątków i zachowanych materiałów ikonograficznych. Dałam radę, ale ufff - ciężko było


.
Na rysunku, dla ułatwienia, zaznaczyłam co, gdzie jest
Zostawiamy Czytelnię i Dom Doktora i przechodzimy dalej...





.
Do czytelni, od strony zachodniej (w prawo) dobudowany został tak zwany łącznik, mieszczący w parterze nowy ogród zimowy dla kuracjuszy. Taras nad ogrodem zimowym zabudowano ażurową konstrukcją drewnianą, nakrytą dachem. Mieścił się tam prywatny ogród zimowy Brehmera. Zwróćcie uwagę na drobny szczegół - kolor stolarki konstrukcyjnych elementów ogrodu. Seledynowy kolor, dobrze zachowany do dzisiaj, pięknie harmonizował z seledynowymi kształtkami ceglanymi, użytymi do zdobienia ceglanych elewacji.




.
Tak wnętrze ogrodu kuracjuszy wyglądało w czasach Doktora.



.
A tak wtedy, gdy oglądaliśmy je po raz pierwszy. Demolka robi rażenie.
Szczęście tylko licho tu majstrowało, nie znalazł się żaden ulepszacz świata, co by to stare nowym, lepszym i "ładniejszym" zastąpił. To co mamy daje pełen obraz tego co było i to daje nadzieję



DRUGI ETAP - 1875


.
Budowa kolejnej i zarazem największej części głównego budynku sanatorium została rozpoczęta w 1875 roku. Nowy budynek sanatoryjny składał się z korpusu mieszkalnego, z mansardą, ujętego od zachodu dostawionym poprzecznie skrzydłem mieszczącym główną kładce schodową; od wschodu skrzydłem mieszkalno-zabiegowym.




.
Główna klatka schodowa, flankowana dwiema cylindrycznymi wieżami.











.
W prawo od klatki schodowej zaczyna się skrzydło mieszkalno-zabiegowe. Jakieś dwanaście lat temu pożar strawił całe mieszkalne poddasze i dach. Spłonął też wtedy jeden z hełmów wieżowych. Koszmarne zniszczenia , tym większe, że przyczyniają się do destrukcji niższych kondygnacji. Jeśli ktoś ciekaw jest jak wygląda projekt odtworzenia więźby dachowej, na tej części obiektu, to zapraszam do dawnego wpisu, poniżej link:



 .
Teraz kila słów o funkcjonalnym rozwiązaniu.  Wnętrza sanatorium charakteryzowały się szerokimi, wygodnymi korytarzami pośrodku i pięknymi apartamentami. Ogrzewane przez ciepłe powietrze apartamenty, były doskonale wietrzone. Ich wyposażenie, nawet w drobiazgach, dopasowano do stylu budowli.



.
Był tu nawet bardzo nowoczesny, jak na ówczesne czasy, gabinet rentgenowski. Sama nie wiem, czy patrząc na to zdjęcie mam odczuwać strach, czy może podziw ?




Proszę bardzo - my na tropie gabinetu ... 
nad wejściem do pomieszczenia słabo widoczny napis Rentgen


Niedługo po ukończeniu właściciel zakładu wprowadził w całym sanatorium klimatyzację, która zapewniała w lecie stalą temperaturę nie przekraczającą 16 stopni Celsjusza i dokonywała pięciokrotnej wymiany powietrza w pomieszczeniach w ciągu godziny. W roku 1882 przebudowano wnętrza całego zakładu modernizując urządzenia higieniczne. Po tej dacie nie już żadne większe prace budowlane. Wyobraźcie sobie, że dla gości zakładu leczniczego doktora Brehmera przygotowano aż 303 pokoje ! Oczywiście nie tylko  w obu kurhausach, ale też w należących do zakładu willach, a nawet w położonych w pobliżu sanatorium pensjonatach.


Jak wygląda sanatorium gdy popatrzymy z góry ?
Przygotowałam schematyczny rysunek:



.
Na rysunku pokazana jest istniejąca część obiektu, nie zaznaczyłam Starego Kurchausu, który znajdował się na lewo od westybulu. Jak widać zespół budowli sanatorium powstawał stopniowo, w ciągu kilkunastu lat. Projektowany przez wybitnego architekta prezentuje cała paletę zróżnicowanych odmian neogotyku - głównie francuskiego. Charakterystyczna asymetria i brak osiowości stanowią zaprzeczenie neogotyku wyrastającego z berlińskiej szkoły i na terenie Dolnego Śląska stanowią w tym czasie ewenement.

Wkrótce po założeniu zakład Brehmera stał się niezwykle popularny w całej Europie, o czym świadczą liczne przewodniki po Görbersdorfie, wydawane poza - Niemcami - także w Budapeszcie, Zurichu, Paryżu, Wiedniu, Warszawie i Petersburgu.

Po wojnie miejscowość Görbersdorf zmieniła nazwę.  Nowa nazwa - Sokołowsko, była hołdem dla głównego asystenta doktora Brehmera - Alfreda Sokołowskiego, Doktora Honoris Causa Uniwersytetu Jagiellońskiego, twórcy Towarzystwa Przeciwgruźliczego.



Doktor Albert Sokołowski


Niestety, po wojnie polska „Zaczarowana Góra” podzieliła los wielu naszych zabytków. Dopiero w ostatnich latach trafili się właściciele, którzy z sercem i zapałem przystąpili do odbudowy. Odbudowa trwa, etapami oczywiście. Powoli poszczególne fragmenty zostają przekazywane do użytkowania. Inwestor zdecydował się też na odbudowanie Starego Kurhausu. Na moim rysunku Kurhausu nie widać, będzie się znajdował "w dolnym, lewym narożniku rysunku" czyli na lewo od westybulu. Ogłoszono konkurs na projekt, ale nie zdecydowaliśmy się startować, akurat sporo mieliśmy innych projektów, zresztą stare sanatorium to i tak bardzo smakowity kąsek, niech i inni trochę posmakują.

Po odbudowie, a właściwie to już teraz, w Zaczarowanej Górze Brehmera mieści się Międzynarodowe Laboratorium Kultury *In Situ*

To jeden z ciekawszych projektów nad którym przyszło mi pracować. Opowiadałam już o tym, a pewnie jeszcze nie raz i nie dwa dopowiem. Teraz tylko trochę zdjęć "projektowych" czyli obiekt i my in situ, czyli na obiekcie. Zdjęcia z części najstarszej pokazałam wyżej, Tu część nowsza, czyli skrzydło kuracyjno - zabiegowe.




Spojrzenie Braciszka - konstruktora bezcenne !
czy można się dziwić, że minę ma nieszczególną ?


 
Spojrzenie architekta
jakby nieco bardziej romantyczne

 


Spoglądanie przez takie okna
ma w sobie coś niezwykłego.




Można się zapatrzeć i zauroczenie murowane.


.
Z okna "byłej" lukarny rozciąga się piękny widok na zieleń parkową. Przy oknie buja sobie, tak zwana, zieleń ruinalna. Po rozmiarach samosiejek widać, że buja sobie od bardzo dawna.




Kto łaził po tych schodach, ten łaził. Ja dostałam kategoryczny zakaz i przy okazji dobrą radę, żebym z obiektywem w strefę zagrożenia nie lazła, od tego są mężczyźni. Właściwie, trudno mi się było z tym nie zgodzić ... jednak co rycerze, to rycerze, nie ważne w pałacu czy w ruinach.



.
Co ma wisieć z pewnością nie utonie, ale czy na głowę nie spadnie, to już takie pewne do końca nie jest. W każdym razie, jak dotąd, nikomu z nas jeszcze nie spadło.


.
Przynajmniej pod nogami stabilny grunt. A tak swoją drogą, mech, jako wypełnienie stropu, to by było ciekawe rozwiązanie. Poniekąd właściwości głuszące mech ma rewelacyjne. To ironia dzika była.



.
Zabezpieczone !!! 
A że strzeżonego Pan Bóg strzeże, 
to Anioł Stróż wielce tu pożądany.




Na taką ścianę, to by się przydało co najmniej
pięć solidnych aniołów i to z solidnymi linami.




Oddziaływanie elementów poziomych i pionowych 
to układ statyczny, ale czy aby stateczny ?




Mam wątpliwości, czy to zielone, co wyłazi ze stropu,
to akurat jest nadzieja.


Należę jednak do ludzi, którzy szukają nadziei, nawet wbrew nadziei. Bez tego moja praca nie miałaby sensu, a ja sama nie miałabym czego w zabytkach szukać. Żeby ratując uratować trzeba pójść na całość, jeśli kogoś na to nie stać, lepiej odpuścić sobie i ustąpić miejsca innym. Trzeba mieć wiarę i wiarą w zycięstwo  innych zarażać.

Wierzę, że jeśli wielu osobom zależy, to i górę da się podnieść ...
nawet Zaczarowaną.


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

60 komentarzy:

  1. Ojeju jeju... Ale WPIS!!! Normalnie aż mnie zatkało. Po takiej runie to bym dopiero pohasał. Normalnie... mmm zachwycony jestem.

    OdpowiedzUsuń
  2. oj, to się cieszę!!! hmmm - a mówiłam :
    kto przez takie okienko popatrzy zauroczenie murowane
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezwykle fascynujące, jak wszystko Haniu, co piszesz o ruinach i ich odbudowie. Czy to już zakończone dzieło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie Tomciu ... w tej chwili zbudowany jest pawilon w miejsce starego Kurhausu. Wedłuk projektu konkursowego. cHYBA DOBRA KOLEJNOŚĆ. nOWA BUDOWA TO O NIEBO TAŃSZE PRZEDSIĘWZIĘCIE ALE (caps)ia fundacja ma juz siedzibę i może jakoś ogarnąć. Powoli remont starej części idzie do przodu, że powoli to nie wina ekipy wykonawczej tylko pozyskiwania środków finansowych i sponsorów ..

      Usuń
  4. Hmmm... a nie powinniście wśród tych ruin przynajmniej w kaskach chodzić? Bo wszak spaść coś może...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm - na zdjęciach konstruktorów dwóch :-)
      Braciszek w kasku - jak się należy, a Kolega w kasku tam gdzie trzeba, już konstruktor wie gdzie zagrożenie ... z tym spadaniem na głowę to tylko, hmmm, ja nie byłam pewna
      :-)

      Usuń
  5. Pięknie, a jeszcze piękniej kiedy to się wypełni życiem i odnowi się wszystko... oglądałem też inne zdjęcia. Naprawdę patrząc nawet na to co i zostało ... to była to niezwykła perła w koronie , myślę ze może uda się odnowić i ożywić wszystko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Pozdrawiam Cie Haniu, i Mamcię Daniusię, Braciszka konstruktora i Oleńkę "sreberko"

      Usuń
    2. Sreberko dziękuje Ci Damianie z całej siły, ile tylko powietrza w maleńkich płucach !!! Za sreberkiem i my dziękujemy.
      A życiem wypełni się z pewnością. Jest przecież Kieślowski, który tam mieszkał i któremu salę wystawową projektowałam. W obiekcie będą sale konferencyjne, przeznaczone też do wyświetlania filmów, zwłaszcza Kieślowskiego ... nie chcę rzutów ani funkcji tu pokazywać, nie pytałam o zgodę a nie zawsze Inwestor chce, by plany pomieszczeń pokazywać. Po co kusić los ? Wolałam w język się ukąsić :-)

      Usuń
  6. Witaj Haniu.
    Ooooo, Jestem pod wrażeniem.
    Wielu z nas ma swoją zaczarowaną górę i magiczne miejsca.
    Pozdrawiam serdecznie i do siebie zapraszam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  7. Haniu,
    nie miałam pojęcia, że istnieje wioska o nazwie Sokołowsko i na dodatek skrywa taką perełkę. Dolny Śląsk posiada jeszcze wiele takich skarbów, którym powinno przywrócić dawny blask.
    Chylę czoła przed Waszą ekipą. Ratujecie, chronicie i z wielką miłością otaczacie to co chyli się ku upadkowi. Łączy Was pasja i wielkie zamiłowanie do zabytków. Ratujecie je z ruin. Podziwiam i szanuję takich LUDZI!
    HANIU, JESTEŚCIE WSPANIALI!!!!!
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Lusiu , pasje to sól i pieprz w naszym żtciu, sprawiają, że człowiek nawet w moim wieku, z rozwianym siwym włosem niczym koza skacze po różnych tam takich , belkach, czy schodach i zamiast nos w ziemię to oczęta w górę ...

      Usuń
  8. HANIU!
    DZIĘKUJĘ ZA TEN POST I STARE RYCINY.
    CAŁUJĘ I SERDECZNIE POZDRAWIAM:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. stare ryciny są zawsze bardzo pouczające , nigdy nie zabieram się za projektowanie jeśli wcześnie nie wykopię "spod ziemi" wszelkich możliwych materiałów ... muszę nauczyć się zabytku , jaki był, żeby zaprojektować jaki być ma ...

      Usuń
  9. Jak to dobrze, że coraz więcej starych obiektów jest odnawianych, że znajdują się inwestorzy. Z mężem od kilku lat jeździmy latem do Szczawnicy i podziwiamy jak z roku na rok to miasto się zmienia od czasu, gdy potomkowie dawnych właścicieli uzdrowiska - Stadnickich - podjęli się rekonstrukcji wielu starych budowli. Pieczołowicie odnowili tzw. dworzec w parku, czyli kiedyś centrum życia kulturalnego. teraz zresztą też temu służy. mam nadzieje, że wasze prace też skończą sie takim sukcesem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to dobrze Iwoko, jak to dobrze ... a pamiętam czasy, kiedy z bólem serca patrzyłam jak niszczeją kamieniczki, pałace, jak na ich miejsce nowoczesne, lepsze się stawia . Szacunek do historii i zabytków to nasza kultura, szczęściem czas kiedy tego nie rozumiano odszedł w niepamięć, szkoda tylko jednego - wtedy koszt ratowanie był niewspółmiernie niższy , teraz licho dokonało dzieła zniszczenia, a co rozszabrowane nigdy nie wróciło ...
      Ludzi oburza, gdy Konserwator wystawia zabytek na sprzedaż za symboliczną złotówkę, nie biorą pod uwagę, że to, co trzeba włożyć w uratowanie, przewyższa wiele razy materialną wartość teg,o co jest. Jeśli nie znajdzie się chętny do wyłożenia pieniędzy to jeszcze trochę, a wkrótce nie będzie niczego. Z prywatnego pałacu możemy uczyć się historii, z pałacu, który przestał istnieć, już niestety nie.

      Usuń
  10. Pamiętam dawny wpis Aniu.Dzisiaj czytałam z wielką przyjemnością,jestem pod wrażeniem.Skóra cierpnie,patrząc na te ruiny.Jesteście WSPANIAŁĄ ekipą.Pozdrawiam Serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danuśka - my jesteśmy szaloną ekipą, a najbardziej szalona jestem oczywiście ja :-)
      podałam link do tamtego wpisu, specjalnie, żeby sobie można było te dachy zobaczyć

      Usuń
  11. A więc podnoś śmiało i niech zastęp aniołów z linami będzie Wam pomocny.Nadzieja jest, choćby finalna lecz zawsze zielona.
    PS wierszowany dialog nadal trwa pod okiem złotej rybki:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miało być "nadzieja jest, choćby ruderalna...". Bardzo mi się spodobało określenie "zieleń ruderalna" w kontekście nadziei... Takie romantyczne!

      Usuń
    2. :-) a wiesz Bet, że termin "zieleń ruinalna"czy ruderalna, to termin fachowy ... bardzo mi się spodobał, gdy pierwszy raz się z nim zetknęłam

      Usuń
  12. Witaj !
    Piękny wpis i aż chciałoby się zobaczyć cały budynek w okazałości skończonej:)
    Serdeczności ślę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam nadzieję, że kiedyś, kiedyś, kiedyś tam - zobaczę.
      Ale to przedsięwzięcie ogromne.

      Usuń
  13. A hoooj Malinko !

    OdpowiedzUsuń
  14. Malinko,okrutniasto wielkie życzenia Szczęśliwego Nowego Roku tudzież innych tam takim "okropności" życzy ZAWSZE Ci życzliwy m_16Waszek..A hoooj !----m_16Wasek..

    OdpowiedzUsuń
  15. Malinko,jest taka piosenka,cyt.:"..jesteś lekiem na całe zło.."..Pasuje do Ciebie jak ulał!!!----m_16Waszek..

    OdpowiedzUsuń
  16. Malinko,hasałem po internecie tu i tam i przypadkowo dowiedziałem się,że bierzesz udział w akcji pomocy dla strażaka z Rumii,co już od kilku lat inicjuje Eliza..Nie masz pojęcia,jak bardzo mnie to cieszy..No bo przecież Ty jesteś głęboko wierzącą,a Eliza to antychryst,co wynika z jej wściekłości wobec pedofilii wśród księży. Ty zresztą też się wściekłaś..Łączmy się!!!--m_16 Waszek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciiiii Waszku ...
      wolę pomagać niż o pomaganiu opowiadać :-)

      Usuń
  17. Malinko..myślę,myślę..mózg mi się lasuje..Co tu jest? myślę se..Nagle
    olśniewnie! Uświadomiłem se,że KOCHAM MALINKĘ! Pardon za pisownię,ale sie rozumie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmmmm - no "kocham" jest przez "ch"
      pisownia się zgadza :-)

      Usuń
  18. Wspanialy zawod, fascynujące rezultaty, ale największy podziw budza zdjęcia i tekst pelne zaangażowania i radości z tak trudnej pracy.Spelnienia marzen w Nowym Roku 2017 Malgosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu - i Tobie niech się spełnią ...
      miło jest przeczytać, że kogoś interesuje o czym piszemy ... to trudny zawód ja jestem pasjonatką, często jak się rozpędzę z tym gadaniem to zatrzymać się nie mogę ... i jamnik wtedy wychodzi ...

      Usuń
  19. Kiedyś byłam w podobnym zamku na koloniach, tylko był on w całości.
    Czerwone cegły zamiast tynku, znak charakterystyczny dla czasów jego budowy, widać również w opisywanym przez Ciebie, Malinko:)
    Piękna sprawa. Nie zapomniałam go do tej pory. Ciekawe, czy okoliczni mieszkańcy zostawili go w spokoju, czy rozszabrowali cegły do własnego użytku.
    Świetny post! Wywołam on wspomnienia, miłe wspomnienia:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewciu - uśmiecham się do Twoich miłych wspomnień
      :-)
      tutaj jakoś tak nietypowo bo nie rozszabrowali. Największe zniszczenia poczynił pożar, potem poleciałooooo ...Wiesz , w Sokołowsku było czynne sanatorium, pamiętam jeszcze jak mioja sąsiadka, która chorowała na płuca, tam dostawała z NFZ skierowania , bardzo narzekała, że dziadostwo, zimno i jedzenie pod psem

      Usuń
    2. "Pod psem", bo gospodarz podły i skąpy.
      Architektura, bo o niej tu mowa, sama się broni:)

      Usuń
    3. Miejscowość,nazywała się "Nowa Korytnica".
      Mój tata pracował w Biurze projektów PZZ. Co miały PZZ-ty do Nowe Korytnicy, nie wiem!
      :))

      Usuń
    4. pewnie jak wszystkie biura projektów brały , co los ofiarował . Ech Ewciu - najróżniejsze trafiały mi się projekty ... na przykład kolumbarium z murem na pochówki w urnach, pojęcia nie miałam co zach to kolumbarium ale projektowania nie odmówiłam i "się nauczyłam" ... taki los - nie grymasi się i już :-)

      Usuń
    5. A co do psa to faktycznie NFZ ŻYWIŁ I ŻYWI LEKKO PASKUDNIE, CZASEM NAWET CIĘŻKO PASKUDDNIE

      Usuń
  20. Malinko,no jak tu Ciebie nie kochać??? No jak???

    OdpowiedzUsuń
  21. O, jak pięknie! W takich ruinach to nawet ja podjęłabym się straszyć...
    :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooooo - ja straszyłam, a nawet się nastraszyłam, jak mi się noga obsunęła i bach było ...
      cóż jak padać, to padać, na całego ,
      w moim przypadku hmmmm - jest na co
      :)

      Usuń
    2. Ja też mam na co! Ale padać nie zamierzam, jeno straszyć :)

      Usuń
    3. no to się nam licytacja zrobiła
      na, z pełnym uszanowaniem,"starsze panie"
      :-)
      u moich cioteczek zawsze biust to "przedsięwzięcie" a pupa to "starsza pani" dlaczego akurat starsze panie ten hmmm zaszczyt spotkał nie wiem do dzisiaj ...

      Usuń
    4. Jakby co, to jestem posiadaczka jednego i drugiego. A wiesz, że moja Teściowa też mówiła na biust "przedsięwzięcie"?

      Usuń
    5. jest możliwe, że TAM tak właśnie się kiedyś mówiło, co do starszej pani być może był to "skrót myślowy" moich cioteczek
      -------------------
      a co do stanu posiadania - witaj w klubie :-)

      Usuń
  22. Podziwiam takich ludzi jak Ty!
    Czuję bezradność, gdy patrzę na te wyszczerbione mury.
    Myślisz, że odżyją dawną świetnością?

    Serdeczności ślę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja czuję dziki przypływ zapału , jak by to, w uniesieniu, powiedziała Ania z Zielonego Wzgórza
      --------------
      odżyją, jak nic !
      inne odżywała to i z tymi będzie dobrze,cierpliwości tylko trzeba

      Usuń
  23. Takich Zaczarowanych Gór w Polsce jest więcej. Szkoda, że tylko ta jedna miała szczęście wpaść w Pani ręce. Może wtedy ktoś by napisał kto to jest Edgar Norwerth, który czerpał pomysły też z Davos lub rewelacyjnej klimatyzacji pomysłu Ignacego Mościckiego tzw.górskim powietrzu. A tych aparatów roentgenowskich rzeczywiście należało się bać. Pacjenci świecili przy nich jak meduzy, a wielu lekarzy którzy bili rekordy w ilości przeglądanych ekspozycji przypłacili te fascynacje życiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, o tym pewnie piszą moi koledzy po fachu, jeśli wypadnie im działać przy obiektach projektowanych przez Edgara Norwertha. Ja wiem o nim tyle, co na studiach słyszałam,więc niewiele ... obracam się w innych terenach a poznaje się głębiej obiekty, czy architektów właśnie przy obiektach pracując. Przyznam, że ja tego akurat architekta zapamiętałam z dziwnego powodu - projektował ponoć sanatorium w Truskawcu, no, a do tego "mitycznego" w mojej rodzinie Truskawca przed wojną "się jeździło" ... szkoda, że "się nie robiło" zdjęć ...

      Usuń
    2. A może moglibyśmy liczyć na ciekawą opowieść ????
      nieśmiało poddam myśl ...

      Usuń
    3. Jeżeli mi Pani trochę pomoże w zredagowaniu tekstu?
      W prologu będzie tak: Na odwrocie starej fotografii już wyblakły napis „Maryni bo bardzo Jej się podobało we Lwowie 25 I 1925” i nieczytelny zamaszysty podpis. Na górze ktoś ołówkiem dopisał-Personel medyczny szpitala wojskowego w Rajczy 1925.
      Rajcza to zespół pałacowo-parkowy na ziemi żywieckiej należał do Habsburgów. Podobno przebywał tu książę Rudolf (ten od Mayerling-u). Po zawierusze wojennej I wojny światowej gdy Polska odzyskała niepodległość adaptowany na sanatorium dla chorych na gruźlicę. Pierwszym komendantem ośrodka został legionista i piłsudczyk Michał Telatycki z Telatycz i jego też widzimy na sepiowym zdjęciu. To ten Pan z wąsikiem siedzący w pierwszym rzędzie z fantazyjnie założoną noga na nogę. Osiem lat później będzie już komendantem dużego wojskowego kompleksu sanatoryjnego w Otwocku pod Warszawą i tu zaczyna się nasza właściwa opowieść...prawdziwa „czarodziejska góra” w przenośni i dosłownie widziana nie okiem dziennikarzy i publicystów, którzy powielają do znudzenia to co napisał ktoś inny. Obecnie Europejskie Centrum Zdrowia w Otwocku.
      Jak Pani odpowiada taki skok czasowy w epokę modernizmu to proszę bardzo. Razem pokażemy jak to się robi!

      http://www.galeriaotwock.waw.pl/displayimage.php?pid=3704


      Usuń
    4. nawet bardzo mi odpowiada ... z chęcią umieszczę notkę pańskiego autorstwa ... biegnę zobaczyć fotografię. proszę tylko nadać sobie jakiś nick

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  24. Fantastyczne miejsce z bardzo ciekawą historią
    Serdeczności :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fantastyczne , ale myślę, że jednak lepiej oglądać je z perspektywy projektanta niż pacjenta , chociaż to właśnie dla pacjenta było dorodziejstwem

      Usuń
  25. Haniu, bardzo smutno sie robi widzac szczatki tego, co kiedys sluzylo ludziom i pomagalo im w chorobie. A historia? A piekna niegdysiejsza architektura? Kiedy mysle, jak wiele zalezy od czlowieka, od jego TAK lub NIE, wlos na glowie sie jezy. Jak to dobrze Haneczko, ze Ty mowisz TAK :)
    Pozdrawiam Cie calym sercem, zycze
    Dobrego Roku Kochanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiele zależy osd wielu wielu ludzi ... jeśli ktoś sens zobaczy i zacznie to potem poszłoooo ... ten ktoś musi mieć oprócz miłości do zabytków pewien dodatkowy talent ... talent w pozyskiwaniu pieniędzy, sponsorów, wyszukiwaniu dotacji i fundacji wszelakiej maści ... mam nadzieję , że zapaleni inwestorzy ten talent mają ,
      no, mają, skoro jakoś idzie ...
      Wszelkiego dobra Alenko

      Usuń
  26. Pacjent stawał przed czymś co z wyglądu przypominało toaletkę z diafragmą, ale bez lustra. Mogła być izolacja z ołowiu. Przez diafragmę czyli okienko wpadały promienie x-ray generowane przez lampę rentgenowską wieszaną na stojaku podobnie jak obecnie wiesza się kroplówkę.
    Po lewej stronie zdjęcia na pierwszym planie widać silnik komutatorowy z giętkim wałkiem, który obraca przerywaczem rtęciowym (niewidoczny na zdjęciu). Przerywacz z kolei podłączony jest do cewki Ruhmkorffa, która wisi na przeciwległej ścianie w przeszklonej gablocie. Do cewki dopływa prąd stały z ciężkich akumulatorów ołowiowych. Po lewej stronie w rogu pulpit sterowniczy z amperomierzem. Obok taborecik dla lekarza. Po prawej na regałach różne typy lamp rentgenowskich różnej mocy do prześwietlania tkanek miękkich i twardych. Pod sufitem kable w osłonie z naturalnego kauczuku lub gutaperce. Produkcja firmy Siemens.

    OdpowiedzUsuń