z małym, owalnym oczkiem z rubinu
Jedyny pierścionek jaki miała i ma do dzisiaj Danusia.
Kiedy przyjechali do Brzegu Danusia miała 14 lat i wyglądała jak na zdjęciu. Wesoła dziewczynka z warkoczykami i kokardami we włosach.
Akurat rozpoczynał się rok szkolny.
Trzeba było wejść w nowe środowisko i od razu zabrać do nauki. W czasie okupacji polskiej szkoły nie było, pierwszą, drugą i trzecią klasę Danusia zrobiła chodząc na tajne lekcje, do jednej z nauczycielek. Do czwartej klasy poszła do szkoły rosyjskiej w Złoczowie a do piątej i szóstej do szkoły w Gliwicach. Danusia zawsze była świetną polonistką, pochłaniała wprost książki, inne przedmioty dało się szybko w Gliwicach nadrobić. Niestety, matematyka bez podstaw to makabra, po prostu się nie da. Królowa nauk stała się piętą Achillesową mojej Mamci.
Danusia była nieśmiała i delikatna a dzieci od razu ustawiły się na nie do nowej koleżanki. Dziewczynki oświadczyły , że z rudą (?) nie będą siedziały, dopiero jeden z chłopaków ochoczo zaproponował – ja tobą usiądę. I siedzieli tak razem aż ze zwolnienia wróciła do klasy druga Danusia. Dziewczynki od razu przypadły sobie do gustu. Zaprzyjaźniły się a przyjaźń dwóch Danuś przetrwała aż do końca. W klasie dzieci wołały - biała Danka i czarna Danka.
Biała Danka
Czarna Danka.
Gdzieś tak pod koniec siódmej, albo na początku ósmej, klasy obie Danusie zakochały się w przystojnych kolegach. Moja Danusia swego Witka nazwała Sokole Oko a druga Danusia swojego ukochanego Postrzępiona Strzała. Owi dzielni wojownicy byli harcerzami, zapraszali swoje wybranki na ciastka z oranżadą, chodzili za rączkę na spacery a czasem nawet na potańcówki, które organizowały ich klasy. Ma się rozumieć byli bardzo rycerscy.
Niestety chłopcy byli sporo starsi od dziewczynek. W ósmej klasie przyszedł czas pożegnania. Witek zdał maturę i musiał wyjechać na studia do Krakowa. Zrozpaczona Danusia, pod wierzbą, przysięgała miłość do końca życia. Ale, jak to w życiu ośmioklasistki bywa, ten koniec nastąpił niespodziewanie szybko. Gdzieś tak w okolicach klasy dziewiątej.
To zdjęcie Danusi z ósmej klasy. Sokole Oko, jak widać, sporo starszy.
W ósmej klasie Danusia pisała wiersze, wierszykami obdarowywała, z różnych okazji, wszystkie koleżanki i kolegów, bo już wtedy była bardzo lubiana. Wtedy też napisała pierwszą książkę „Wyspa cichej śmierci”
Ooooch to musiał być bestseller !!! Niestety, w żaden sposób nie mogę namówić jej do przeczytania choćby maleńkiego urywka ;o).
Ela, siostra Witka zapraszała Danusię do domu i tam dziewczynki razem się uczyły matematyki. Uczyły się i uczyły a czasem przez okno sobie wyglądały. A za oknem boisko i chłopcy grali w siatkę. Zwłaszcza jeden taki, bardzo wysoki student, zawsze w jasnych spodniach niebieskiej koszulce i białych tenisówkach. Ela wzdychała do studenta a Danusi nawet do głowy nie przychodziło, jaką jej życie niespodziankę zgotuje.
To właśnie ten chłopak.
Kiedy Danusia była w ósmej klasie to on już na drugim roku we Wrocławiu. Przyjeżdżał na soboty i niedziele do domu, to znaczy do domu swojego brata. Dużo starszy Brat, ksiądz, zabrał Antosia do siebie, do Brzegu i chłopak przez kilka lat mieszkał na plebanii. Motor oczywiście nie Antosia tylko brata, wtedy ksiądz jeździł nim po okolicznych wioskach i uczył dzieci religii.
Rodzicom Danusi bardzo źle się powodziło, byli biedni. Romek znalazł wprawdzie pracę w zakładzie zegarmistrzowskim ale zarabiał grosze. W domu brakowało wszystkiego. Jedna mała pensja na czwórkę, bo wzięli do siebie babcię. A jeszcze za jakiś czas do tego samego domu, tylko piętro wyżej, wprowadziła się starsza siostra Romka z dwiema wnuczkami, których rodzice byli na Syberii. Rodzinie siostry też trzeba było pomóc. Jedna marna pensja na siedem osób to bardzo kiepsko.
Danusia skończyła 9 klasę.
Jak każda dziewczynka lubiła się ubierać Waleria oszukiwała biedę, szyła córce sukienki ze starych sukienek po ciotkach, jak choćby tę sukieneczkę na szkolną wycieczkę do zoo.
Szyła bluzeczki ze spadochronu i robiła na drutach piękne żakiety z poprutych lotniczych pończoch. Ten spadochron i pończochy lotnicze to prezenty z Anglii, od brata Romka. Z Anglii nadchodziły też konserwy – konina z jabłkami.
Pewnego dnia do zakładu zegarmistrzowskiego przyszedł biednie ubrany chłopina. Przyniósł trochę złota, ot tyle co na dwie obrączki. Chciał sprzedać, żeby mieć na życie. Władziu, kolega Romka był nie tylko zegarmistrzem ale i złotnikiem, córka Władzia właśnie miała wychodzić za mąż. Romek pomyślał, że zrobi pierścioneczek dla Danusi. Kupili i Władziu zrobił obrączkę dla córki i malutki pierścionek dla Danusi.
Śliczny był ten pierścionek. Miał malutkie oczko rubinowe a dookoła, zamiast koronki, obwódkę ze złotych miniaturowych kropeczek – cacuszko delikatne i subtelne jak Danusia.
Niestety – okazało się, że chłopina to nie chłopina tylko podstawiony ubek. W tym czasie była ustawa zakazująca handlu złotem. Przyszli po Romka, skuli go kajdanami jak najgorszego zbira i wywieźli do więzienia do Opola. Do kompletu – więzili go Niemcy, więzili bolszewicy to PRL miał być gorszy ? Ubrali w więzienny uniform, odpowiednią czapeczkę na głowę – i cacy. W tym czasie Wala rozchorowała się tak bardzo, że szpital w Brzegu nie chciał jej przyjąć twierdząc że nieboszczyków nie przyjmują. Jakoś cudem udało się załatwić szpital w Opolu.
Danusia została sama. Nie miała z czego żyć a jeszcze trzeba było wozić paczki do więzienia i do szpitala. Danusia przerwała naukę, nie poszła do dziesiątej klasy. Koleżanka przez swojego ojca, postarała się o pracę i Danusia zaczęła pracować w Inspektoracie Szkolnym.
To zdjęcie ma nawet pieczątkę z pracy.
Po kilku miesiącach Romek wrócił do domu a Walę w szpitalu uratowali. Danusia wróciła do szkoły ale już nie do swojej klasy.
.
Wtedy, w Brzegu był taki zwyczaj że w maju,
po Nabożeństwie Majowym dziewczynki szły sobie pospacerować. Jedną stroną ulicy spacerowały dziewczynki, drugą chłopcy. Pewnego majowego dnia Dwie Danusie szły sobie zaśmiewając się z jakiegoś filmu a tu nagle podchodzi do nich starsza koleżanka z dwoma chłopcami :
- czy mogłabym poznać koleżanki
ze swoimi kolegami studentami ?
- w żadnym wypadku ! mamusia mi mówiła,
że chłopców nie wolno poznawać na ulicy
- ależ coś ty Danka ! chłopcy to żadni nieznajomi,
przecież oni są ze mną
- nnnoo, to niech będzie
I tak poznali się moi Rodzice.
Antoś był świetnym matematykiem.
Wysoki, przystojny, o falujących ciemnych włosach. Na strzelnicy tłumaczył Danusi matematyczne zadania. Czas mijał, zadania były coraz trudniejsze, nie mógł więc w żadnym wypadku przestać. A potem zaczęli chodzić na dłuższe spacery nad Odrę. W końcu pewnego dnia Danusia zaprosiła Antosia do domu. Akurat okazało się, że rodzice Danusi gdzieś wyszli a w domu była tylko Babcia staruszeczka. Babcia zmierzyła chłopaka wzrokiem i powiedziała - no to kochane dzieci zmówcie teraz ze mną różaniec. Potem wrócili rodzice. Niestety, pierwsza wizyta zakończyła się "kompromitacją". W domu nie było nawet łyżeczki cukru do herbaty.
Tak zaczęli "chodzić ze sobą" moi Rodzice. Inaczej niż dzisiaj – wtedy to tylko za rączkę a do dziewczyny przez pierwsze miesiące per „koleżanko”.
Pierwszy raz w życiu Danusia namalowała się zaraz po maturze. Pomadkę w kolorze marchewki przywiózł jej Antoś z Wrocławia. Szkoda, że na tym maturalnym zdjęciu koloru nie widać. Chyba miał chłopak oko bo moja mamusia do dzisiaj używa tego koloru, w żadnym innym nie jest jej tak dobrze. Jak ktoś pamięta dawne czasy to - Celia jedynka.
.
A potem były przyjazdy ze studiów, zwykle w studenckiej czapeczce, bo bujne włosy coraz mniej były bujne. Były długie spacery po Brzegu. Wyprawy na brzeski zamek. Randki pod czujnym okiem Piastów Śląskich.
.
Wycieczki do parku i nad Odrę.
Czasem sam na sam a czasem z rodzicami.
.
Romantyczne wyprawy nad Kanał.
To była biała sukienka w zielone groszki. Pamiętam tę sukienkę. Ja też wiele lat póżniej chodziłam w niej na wcale nie mniej romantyczne spacery.
.
"Na rybach" Antoś świetnie dogadywał się z Walą i Romkiem.
A potem oświadczył się. Chłopak był biedny, nie miał pierścionka.
Danusi został więc ten "tatusiowy" mały, złoty, z rubinkiem.
Siedem lat starszy Antoś nie chciał już czekać, aż Danusia skończy studia. Stanął na głowie i udało mu się w końcu przekonać wszystkich, by nie szła na wymarzone Leśnictwo. Tym sposobem, w wieku 19 lat moja Mamcia wyszła za mąż. Po roku na świecie pojawiłam się ja.
.
Od zawsze, od kiedy pamiętam, Danusia nosiła na serdecznym palcu obrączkę i mały, złoty pierścionek z rubinkiem .
Tylko tę jedną obrączkę
i tylko ten pierścionek.
Innych nie potrzebuje,
w tych jest wystarczająco
dużo serca i miłości.
*
z przyjemnością polecam Malina M *
strona liiil
Fantastyczne są te twoje rodzinne historie, pełne ciepła i miłości!
OdpowiedzUsuńTetryku - los poskąpił mi różnych rzeczy ale szczodrze obdarzył ciepłem i miłością ... od bliskich dostałam cała morze miłości - może dlatego jestem optymistką ...
UsuńPięknie się czyta.
OdpowiedzUsuńDziękuję Jo :-)
Usuńzaraz spróbuję Ciebie odszukać w blogosferze :-)
cieszę się i witam na moim blogu
Dziewczynom z tamtych lat nie ima się czas.
OdpowiedzUsuńNie dotyczy ich przemijanie.
Eldorado przeminęło.
Szczęście kołysało do snu.
Przebudzenie.
Szczęście umknęło.
Odzywa się echem.
Melodią osieroconą.
Wspomnieniem
zagubionym w pamięci.
Odzywa się echem
w uśmiechu,
Spojrzeniu Dziewczyny
na zdjęciach
z tamtych lat.
Której ?
Z którą minęliśmy
się
śniąc w Eldorado ?
A. T
Zloty pierścionek(obraz) zajumał Bronek zPałacu, la la..
Usuńpowyższy komentarz to nie prawdziwy Waszek
Usuń-------------------------------------
Panie (lub pani) IP 37.47.36.174 - to bardzo brzydko podpisywać się cudzym nickiem
to cecha tchórzy
A.T. - KOLEJNY CUDOWNY WIERSZ ...
Usuńode mnie kolejny uśmiech i kolejne podziękowanie :-)
Co za piękna historia....
UsuńJa też mam taki pierścionek, cieniutki z malutkim brylancikiem, który już teraz jest zastąpiony cyrkonią. Brylancik wypadł i zaginął przed wielu laty. Pierścionek "zamówiłam sobie" w dzieciństwie mówiąc do mamy: "jak umrzesz, to dasz mi ten pierścionek, dobrze?"... Urocze dziecko, prawda? Na szczęście mama wciąż żyje w niezłym zdrowiu, a ja pierścionek noszę od czasów gdy tylko palce dorosły do jego rozmiaru:))
OdpowiedzUsuńZdjęcia są urocze. Moda tamtych czasów zachwycająca. Ogromnie podobają mi się długie, spiczaste kołnierzyki u męskich koszul. Szkoda, że ta moda nie powraca.
powróci Bet, jak nic powróci :-)
Usuńfakt - urocze dziecię z Ciebie hi, hi, było. Nasz Misiek, jak był malutki , pewnego dnia zapytał - dziadziu, a jak umrzesz to narzędzia z garażu będą moje ? Ech - dzieci są rozbrajające.
Piękna saga rodzinna.
OdpowiedzUsuńPanie Jerzy - bardzo dziękuję :-)
UsuńPiękna saga.Nie każdy może się taka pochwalić a do tego podparta zdjęciami.
OdpowiedzUsuńMnie jedno utkwiło
"Niestety – okazało się, że chłopina to nie chłopina tylko podstawiony ubek. W tym czasie była ustawa zakazująca handlu złotem."
Lata minęły i okazuje się ze "chłopina to nie chłopina" tylko agent CBA realizujący "prowokację"
Wtedy takie prowokacje" miały poparcie" nie tylko w UB ale także w ówczesnej podobno demokracji
Dzis gdy podobno mamy juz "dojrzała demokracje" prowokacje policyjne maja się dobrze a nawet cieszą się uznaniem, wśród tych co to dla jaj nazwali sie chyba"prawi i sprawiedliwi" no ich "wielbicieli"
I tak bolszewickie "wierz ale sprawdzaj" i to co podobno powiedział Niccolò di Bernardo dei Machiavelli "cel uświęca środki" nadal aktualne.
Tamtych ludzi już nie ma,moda minęła.czasy minęły ale zasady paskudnego zachowania tkwią w nas nadal.
no niestety ...
Usuńa tak przy okazji to środki wcale celu nie uświęcają, wręcz przeciwnie ..
a ci niby celem uświęceni to wcale nie święci a wręcz przeciwnie
Wiesz co - ja tak sobie mówię - dobry zawsze trafi na lepszego, cwany na bardziej cwanego, zły na gorszego ... każdy ma swoją skórkę banana . dzisiaj kogoś popchnie, jutro sam się na niej pośliźnie ... co ma wisieć nie utonie
Piękna historia!
OdpowiedzUsuńżyciowa ....
UsuńLudzkie losy ... kazdy czlowiek to piekna historia, to milosc, przyjazn, to dobre i zle, radosc i smutek na przemian. Haneczko, jestes szczesliwa, bo Twoja Mamusia obok Ciebie. Moi Rodzice odpoczywaja ...
OdpowiedzUsuńDla Ciebie Hanus i dla Mamci Danusi ... http://tiny.pl/gmck9
oj - dziękuję Alenko :-) w imieniu Mamci i swoim
Usuńa teraz lecę zobaczyć co też nam podarowałaś :-)
Sándor Benkó - Petite Fleur
Usuńdziękujęmy !!! cud, miód, malina i chałwa :-)))))
Chałwa! Ojejku ... ;))
Usuńwszak chałwianka jestem Alenko ...:-)
Usuń.... i uczciwa platformerka ... :-)
Usuńjaka tam z ciebie suflerka ?
Usuń.....
twój znak to nickami żonglerka
:-)
Kocham cie jesienny listku
OdpowiedzUsuńtwój świat - niebo pomarszczone
chmurami
kapryśne mgły
zapach dymu na polach
krótkie nostalgiczne dni
kolorami zmieniasz świat
jest w tobie zmienność
której nie pojmuję.
gdy wrócisz wiosną zielony
spotkamy się,
a ty opowiesz mi
swój sen
A za płotem liście złote
złoty miód, zielona mgła
za czary jesieni
za krople czerwieni
za mgły, welony i wrony
i melancholię ...
co pachnie jak deszcz
miodu utoczę jak trzeba
biedronkę poślę do nieba
po marzenie ...
co pachnie jak chleb
wianek maliną ozdobię
i jak kot pójdę sobie
za mgłę
hen … hen ...
/Malina M./
ZACHWYT PANI ALENKI
MOIM ZACHWYTEM.
A. T
A.T.> przepraszam - pogubiłam się - kto jest autorem tego wiersza??? Malina M czy A.T.??? pięknie napisane o jesieni; marzy mi się taka jesień życia; pozdrawiam :)
UsuńPani Basiu !
UsuńAutorem powyższego jesiennego wiersza
jest Pani Anna, podpisana Malina M.
A. T
a dokładnie:
Usuń- górna część Alenka
- dolna część ja
Bardzo ladnie to wyszlo Haneczko, nieprawdaz? :))) Podobny klimat, podobne spojrzenie na jesienne barwy ...
UsuńTeraz to już wiemy dokładnie.
UsuńTen wspaniały jesienny wiersz
autorstwa Pani Alenki i Pani Anny.
Utalentowany wiersz.
A. T
2w1 ....:-)
UsuńI 1w2 ... :))
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńTrochę pogubiłam się w tych chłopakach, który był który? Najważniejsze, że miłość i pierścionek się nie zgubiły...
Pozdrawiam serdecznie.
AlElla> mam podobnie; też się pogubiłam w tych chłopakach; skojarzyło mi się - nie wiem czemu ze słowami piosenki; ""jarzębino czerwona, któremu serce dać?"
UsuńHhhmmm> skąd ja to znam; spacery nad Odrą, pływanie kajakiem po Odrze;[tylko na innym kilometrze jej biegu]; piękne czasy...
pozdrawiam :)
oj tam, oj tam - ja się nie pogubiłam ...
UsuńSokole Oko - klasa 8
mój Tato Antoś - klasa dziewiąta i całe późniejsze życie
:-)
a co do piosenki "jarzębino czerwona, któremu serce dać?" to swego czasu często śpiewał mi ją wujek Ksiądz ... i jeszcze oko robił ...
Usuńpiękne wspomnienia :-)
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ DOROTO :-)
Usuńuwielbiam wspominać ... chyba się nie na żarty starzeję
() szpakowe łajno i PO pelina.
Usuńjaki tam z ciebie łowca ? - zwykły tchórz
Usuńtrzeci raz wpisujesz się dzisiaj i zmieniasz nicki
brrrr - tchórz to coś okropnie żałosnego
A jakby tak te wszystkie rodzinne opowieści zamienić w książkę....?
OdpowiedzUsuńWiesz - zbieram te wszystkie rodzinne opowieści w blogu "malinowedrzewo" ... kiedyś wydrukuję dla każdego dziecka z mojej wielkiej rodziny
UsuńWspaniała historia rodzinna :-)))
OdpowiedzUsuńWitaj Ewinko :-)
Usuńbyłam na Twoim blogu - PSZCZÓŁEK JEST GENIALNY
Urzekła mnie skromność tamtych lat. Mieć, to nikt nie miał. Wszyscy żyli biednie. Dodam , wszyscy uczciwi !!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Tak Ewciu - żyli biednie ale tak jakoś bardziej na prawdę, bardziej na serio. Uśmiech był szczery, łzy prawdziwe, przyjaźń na dobre i złe a miłość na zawsze
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Usuńooo - czwarty raz ten sam troll
Usuń----------------------------
jaka tam z ciebie poetka ?
raczej namolny tchórz
żałosna, tchórzofretka
:-(
Przy okazji, bo zapomniałam. I ja dostałam kiedyś od mamy taki pierścionek , miał czerwone, rubinowe oczko. Nosiła go babcia, potem mama, następnie ja. Przekazałam go młodszemu pokoleniu, to będzie już czwarte.
UsuńPa:)
Witaj Aniu...Zaczytałam się......Jak pięknie opisujesz Sagę Rodzinną ..Fotki są urocze.Pamiętam fotografie mojej mamusi ,tez strojnisia z niej była::) babcia z zawodu krawcową była, szyła dla hrabiny i jej dziewczynek wszelakie ciuszki::))dawne czasy ...Mieszkali obok dworku..dziadek jeździł na polowania, a babcia z maszyną się nie rozstawała::)))Za to ,że szyła zacnej hrabinie sukienki ,dostała materiały i oczywiście zapłatę:::) Babcia miała dwie córki.Marysie i Krysię::) Krysia to moja mama::)))Miałam tez pierścioneczek z rubinkiem ,ale srebrny ,ciocia Marysia będąc po raz pierwszy w ZSRR ,pojechała do znajomych...przywiozła mi w prezencie::))Nosiłam go długo,aż któregoś razu zawieruszyłam go na zawsze...Pozdrawiam Aniu Serdecznie i Pozdrów Panią Danusię♥♥♥lecę do LIIL....
OdpowiedzUsuńDanuśka - jak dobrze przeczytać wspomnienia ... kawałek Twojej historii, Twojego świata ..
UsuńDZIĘKUJĘ :-)
a wiesz - ja miałam od Dziadzia zegareczek, dostałam na 1-szą Komunię. Nosiłam go wiele lat. Zgubiłam w pracy. pojechałam mierzyć pałac w Stanowicach, zegarek się odpiął i wpadł między stare rozsunięte belki stropowe w zasypkę dużo niżej ... nie dało się odzyskać. Taka pamiątka , przepłakałam dwie noce
Ubóstwiam te Twoje rodzinne historie, pięknie piszesz, jak to czytam to chcę żeby się nie skończyło, super :)
OdpowiedzUsuńTak się zaczytałam, że zdziwiłam się jak szybko skończyła się ta wzruszająca opowieść.
OdpowiedzUsuńI niech mi ktoś powie, że nie ma takiej prawdziwej i bezinteresownej miłości.
Pozdrawiam bardzo cieplutko;-)
Bardzo piękne, ciepłe wspomnienia.:)
OdpowiedzUsuńWtedy kobiety umiały tyle pożytecznych rzeczy - to tak na myśl o spadochronowych kreacjach :)
OdpowiedzUsuńMalino jeśli masz ochotę na "Małą maturę" to oddałam swój egzemplarz na stragan dla stworzeń o tu:
http://pelnialatawdomutymianka.blogspot.com/2015/09/wrzesniowy-stragan-dla-wzruszaczy.html
można kupić :)
Witaj Haniu.
OdpowiedzUsuńJak zwykle niezwykła i ciekawa historia rodzinna.
Czyta się z przyjemnością.
Pozdrawiam serdecznie i do siebie zapraszam.
Michał
Witaj Haniu!
OdpowiedzUsuńZaczytałam się w Twojej przepięknej opowieści.
Haniu, Ty wiesz, że uwielbiam czytać Twoje posty i z niecierpliwością czekam na każdy następny.
W dzisiejszym świecie mało jest takich pięknych, romantycznych miłości. Muszę Ci powiedzieć, że i moi Rodzice byli z sobą bardzo szczęśliwi i mocno kochali się.
Pozdrowienia dla Pani Danusi i dla Ciebie Kochana Haniu.
Malinko,jak Ty to robisz,że łezkę w oku wywołujesz? No Jak??
OdpowiedzUsuńDLA PANA, PANIE WASZKU !
OdpowiedzUsuńŚWIĄTKOWIE PRZYDROŻNI.
Na drodze spotkałem
dwóch świątków drewnianych.
Na kłodzie drewnianej siedzieli.
Było południe.
Słońce żarem płonęło.
Owce na łące beczały.
Na krzyżu przydrożnym
Chrystus cierpiał samotny.
Milczeli świątki drewniane.
Myślami po górach błądzili.
Może ojczenasz. Może zdrowaś.
Może się modlili.
A może czekali na wędrowca,
z flaszką wody.
Byli spragnieni.
A. t
Panie A.T,to nie byli świątki,to byli uczciwi,zwyczajni LUDZIE..
UsuńGłęboka prawda w Pańskim odczuciu.
UsuńSpotkałem tych świątków bardzo dawno temu
na górskim rajdzie. Usiadłem obok.
Byłem z nimi jednością.
Wiele lat póżniej ten wiersz.
Błądzą w mojej pamięci.
Ich ludzka prostota ujmująca.
Ujmująca też Pańska wrażliwość Panie Waszku.
A. T
Malinko,opowiadasz takie zwykłe historie z życia..a czyta się jak pasjonujące opowieści z gatunku James Bond..Kurcze,JAK TY TO ROBISZ???
OdpowiedzUsuńWitaj Haneczko!~Wreszcie , nareszcie.... mam już nowy komputer i zaczynam funkcjonować . Czytałem tę opowieść rodzinną już przedwczoraj, ale nie miałem czasu i sił na komentarz. Zawsze potrafiłaś wprowadzić czytelników w tamten świat, który wspomina się z łezką w oku. A Twoje rodzinne opowieści przezywa się na nowo , jakby się w nich uczestniczyło. Pozdrawiam Ciebie i Mamusie Danusię, a także wszystkich tu znajomych, do których sukcesywnie będę zaglądał. Tomasz
OdpowiedzUsuńWspaniałe są te historie rodzinne i fotografie. U nas ze wszystkich przedwojennych zdjęć zostały raptem 2, wojna niestety. Za to powojennych już trochę jest.
OdpowiedzUsuń