Dziadziu kupił kanarka. Pięknego herceńskiego kanarka o szaro zielonych piórkach i głosie jak operowa diva. Kanarkowi dano na imię Kubuś.
Kubuś rósł zrazem z Danusią, takie drugie dziecko i śpiewający domownik. Wzajemnie się uzupełniali - jedno krzyczało, drugie śpiewało... absolutna harmonia dźwięków. Mijały miesiące a potem lata. Danusia dostawała coraz to nowe zabawki a Kubuś nowe naczynka do klatki. Kiedy wybuchła wojna Kubuś zrobił się trochę nerwowy, do płaczu i śmiechu dziecka przywykł, nie mógł się przyzwyczaić do huku bomb i ciągłych nalotów. Kulił się albo stroszył piórka i przestawał śpiewać
Jakoś tak jest, że zwierzęta i ptaki dziwnie wyczuwają zagrożenia.
To był stały rytuał - nadlatywały bombowce, jeszcze nie było słychać huku samolotów a już Czaruś, jamnik sąsiadów, zbiegał do piwnicy. To był sygnał, znak, że coś się zaczyna dziać. Szybko znosili chorą babcię a potem wszyscy zbiegali do piwnicy. Klatki z Kubusiem nie wynosili
Klatkę z Kubusiem ustawiało się w kuchni, pod stołem. Stół miał wielki, gruby, marmurowy blat i to niby Kubusia miało chronić. Jakim cudem to nie wiem, ale miało. Bogu dziękować nic w dom nie walnęło więc Kubuś pod tym stołem przetrwał wszystkie naloty.
Kiedy skończyła się wojna przyszło im z bólem opuścić swój dom i swoją Ojczyznę. Do nowej jechali w bydlęcym wagonie. Pół wagonu na rodzinę. Zabrali materace, szafę, taboret, sitzbad, wianki debuli na przetrwanie, rodzinne pamiątki, no i oczywiście zabrali kochanego Kubusia.
Jechał z nimi siedem tygodni, zawieszony w klatce na ścianie wagonu. Marzeniem Kubusia było wtedy pofrunąć, poczuć się wolny, jak dawniej ...
No to fruwał Kubuś ale niestety razem z klatką. Co raz to wagon chybotał a klatka z Kubusiem fruuuuu na ziemię. Twarde lądowanie i przestraszony trzepot skrzydełek. A potem dalej stukot kół i droga w nieznane.
I tułał się z Nimi od miasta do miasta. Wyjechali ostatnim transportem więc miasta były już pozamykane. Nikomu nie byli potrzebni.
Na chwilę zamieszkał w Gliwicach. Na ulicy Tarnogórskiej, w pokoiku na piętrze, było mu bardzo dobrze. Latem wynosili go z klatką do ogrodu, gdzie Dziadziu posiał pomidory, ogórki i kukurydzę, żeby było co jeść. Potem spokojne czasy się skończyły. Nie mieli meldunku więc wyrzucili ich z domu. Znowu przyszła tułaczka, w końcu Dziadziu znalazł mieszkanie w Brzegu. Straszne ale zawsze dach nad głową.
.
Kubusia kochali wszyscy troje a on im tę miłość oddawał śpiewem. Dziadziu dumny był z tego śpiewu zawsze mówił, że te inne żółte i grube kanarki to tylko "ciawkają" a Kubuś, Kubuś to prawdziwy artysta !
Babcia trochę cierpiała, bo ten prawdziwy artysta artystycznie zaświniał pokój ziarenkami i piaskiem, ale też rękę by obciąć za śpiewaka dała.
Kubuś tylko trochę siedział w klatce, przeważnie fruwał sobie na wolności, czasem przymilnie siadał na ramieniu. Kiedyś postanowił zobaczyć szeroki świat i wybrał się na wyprawę niestety, na granicy z wielkim światem wisiała firanka, Kubuś zawisł na niej i złamał nóżkę. Wszyscy płakali. Dziadziu , przy pomocy zapałek, unieruchomił nogę ptaszka ale ptaszek był bardzo ruchliwy i nóżka krzywo się zrosła.
Danusia rosła, z dziewczynki stawała się panienką z warkoczami a jej rówieśnik Kubuś ? Kubuś powoli tracił wesołość i zadziorność. Fruwał też jakby mniej i coraz częściej przysiadał na Dziadzia ramieniu. Tylko ciągle niezmiennie można było usłyszeć te jego cudne, ptasie, trele.
Pewnego dnia Kubuś zasnął i już nigdy więcej, dla nikogo, nie zaśpiewał.
Kubuś - ktoś bardzo kochany, czwarty domownik
ogniwo, które łączyło Ich z tamtym, minionym światem.
*
z przyjemnością polecam Malina M *
strona liiil
Piękne wspomnienia!!!
OdpowiedzUsuńświat, którego nie ma
Usuńale jest w marzeniach ...
DANUSI.
OdpowiedzUsuńKROPLE DESZCZU
ZDIĘCIA DZIEWCZĄT
Z TAMTYCH LAT
LISTY Z PRZESZŁOŚCI.
ZDIĘCIA DZIEWCZĄT Z TAMTYCH LAT
PAMIĘĆ.
KROPLE DESZCZU.
ROZKWITŁY MAKI.
ZAPŁONĘŁY CZERWIENIĄ.
GRAJĄ NA STRUNACH Z PROMIENI SŁOŃCA
ROZCIĄGNIĘTYCH NA RAMIONACH TĘCZY
KROPLE DESZCZU I MAKI.
TAŃCZĄ W DUECIE Z WIATREM
WŚRÓD KŁOSÓW PSZENICY
OCZAROWANE UŚMIECHEM DZIEWCZYNY
MAKI.
UŚMIECH DZIEWCZYNY.
ZACZAROWANE MAKI.
PAMIĘĆ.
KROPLE DESZCZU
A. T
krople deszczu
Usuńnaszyjnik z łez serdecznych
wspomnienie, westchnienie
tęczą, makiem, chlebem ...
w podziękowaniu za tak cudowny wiersz zostawiam dwa uśmiechy ...Mojej Mamci i mój ... oba ze szczerego serca .
UsuńBardzo się wzruszyła tym wierszem ...
Ciekawa historia. Uważam, że zwierzęta to też domownicy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
o tak - zwierzęta tak zrastają się z nami, stają się częścią rodziny
UsuńWojna tak samo straszna dla ludzi jak dla zwierząt :( Cudownie, że Kubuś towarzyszył Danusi tak długo. I wiesz, w dzisiejszych fotografiach Twojej Mamy jest mnóstwo z tamtej małej i młodej Danusi :)
OdpowiedzUsuńwiesz co Beatko - rzeczywiście dosyć łatwo rozpoznać Mamcię na starych fotografiach, jest taka charakterystyczna , ze mną już tak nie jest. najbardziej charakterystyczne ma oczy. kiedy się urodziła miała skośne oczy , tak, jak cioteczka Lila, ta co ma 100 lat. nikt inny w rodzinie skośnych oczu nie miał ...
Usuńhm - śmiejemy się, że Złoczów wielokrotnie był najeżdżany, może gdzieś, kiedyś, jakaś kropla tureckiej, bądź tatarskiej krwi się domieszała ... kto wie ? Musiała to być maleńka kropelka bo po miesiącu, czy dwóch, oczy już skośne być przestały ...
Aniu bardzo wzruszajacy post.Nigdy nie mielismy ptaka z domu.Może dlatego ,że żyliśmy obok nich.;)Bardzo piękne fotki.Pani Danusie ,była śliczną dziewczynką.Zostalo w Niej to piękno do dnia dzisiejszego.
OdpowiedzUsuńNo nie mogę się z Tobą nie zgodzić Danuśka :-) zostało i na zewnątrz i wewnątrz ...
UsuńA ptaka to ja zawsze chciałam mieć, albo psa, ale mowy nie było, mój tatuś orzekł że w naszym mieszkaniu na 3 piętrze to już tylko psa brakuje ... rady nie było, kiedyś dzieci były posłuszne ... ale na rybki w akwarium się zgodził ...
za to w szkole opiekowałam się gabinetem biologicznym, zostawałam godzinami po lekcjach, myłam akwaria nosiłam salamandry i traszki nawet żaby :-)
------------------------------
Wiesz - dobrze jest mieć przyjaciółkę we własnej mamie ... posłucha ... pogłaska po włosach a potem powie zwykłe słowa - zostaw to, zapomnij ... i od razu wszystko ustawia się na swoim miejscu i świat jest jaki ma być ... to kilka zwykłych słów a nagle robi się jaki ma być ...
"Danusia"
OdpowiedzUsuńDANUSIA :-)
UsuńWitaj Haniu.
OdpowiedzUsuńJak zwykle wspaniała historia rodziny. Potrafisz ją świetnie i ciekawie opisywać.
Dziadek miał rację. Kanarka można zabrać ze sobą, a rosnącego drzewa nie.
I tak kanarek stał się wędrowniczkimem...
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
prawie Jaś Wędrowniczek ...
UsuńMichałku - byłam u Ciebie - ale sobie ucztę zrobiłam ! ... od dawna nie zaglądałam to teraz poczytałam "do ostatniego czytanego" O Prymasie Wyszyńskim i Komańczy bardzo ciekawe ... nie byłam tam nigdy.
Aż się łezka zakręciła w oku ....
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ JAGO ... lubię dzielić się rodzinnymi opowieściami ... to kawałek mojego świata , jestem taka, jak oni kiedyś byli
UsuńMalinko,jak Ty cudownie opisujesz rodzinne dzieje! A tak w ogóle to kocham Cię,urocza kobietko..Beznadziejnie,ale cóż..lepiej tak,niż wcale..
OdpowiedzUsuńEch Waszku rycerzu ...
UsuńAniu!Moja droga toż to piękna bajka nie bajka bo prawdziwa piękna opowiesc.Czytałam i wszystko przed oczami widziałam.Utalentowana jesteś jak nie wiem co.?Przypomniał mi się nasz kanarek Karliczek.Też mieliśmy takiego cudnego śpiewającego kanarka.Byl z nami kilka lat.Ciągle się o niego baliśmy.Bo mieliśmy kuchnię weglowa i kiedy gotował się obiad plyta bardzo sie nagrzewała.Mama piekła często na niej placki kartoflane.On sobie fruwał po domu spokojnie.Aż,tu pewnego dnia bardzo się rozspiewał i mama go ciagle zachecała: śpiewaj Karliczku śpiewaj tak do niego wołała.A on się popisywał biorac coraz wyzsze tony.I nagle zwiesił głowkę i już nie wydobył żadnego dzwieku.Rozpacz była ogromna.Nawet nasz piesek bardzo przeżywał śmierć naszego Karliczka.Bardzo nam było smutno za nim.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńi ja pamiętam Halinko kuchnię węglową w naszej kuchni. Piekło się w niej babki na święta, ogrzewało się zimą kuchnię. Wtedy grzała sIĘ WODA W SPECJALNYM POJEMNIKU, KUCHNIA MIAŁA COŚ, CO NAZYWAŁO SIĘ PRZYPIECEK,TO TAM GDZIE BYŁ PIEKARNIK (caps) Pamiętam, że na przypiecku stał zawsze czerwony dzbanek a w dzbanku czarna, zbożowa kawa , w piekarniku, czyli w rurze, suszyło się chleb. Bo chleba NIGDY się nie wyrzucało, nawet kromeczki.
UsuńJestem ciekawy jak udało Ci się zachować tyle zdjęć swojej rodziny ?.
OdpowiedzUsuńTo ewenement.
Pozdrawiam
ps.
bbuuuuuu !! - skonczyły mi sie nominacje i muszę zaczekac do wieczorka.
Te najstarsze zdjęcia przyjechały ze Złoczowa razem z pamiątkami rodzinnymi. To było jedyne co im wtedy po Ich świecie zostało więc bardzo pilnowali. Mój dziadziu lubił nowości, wynalazki lubił też zdjęcia więc "się robiło" czasem Danusia odziedziczyła to po Nim i w miarę jak rosła to rosła Jej pasja do zdjęć. Jeszcze jako dziewczynka jeździła do cioteczko nad morze i zamiast latać na plażę siedziała z wujkiem w ciemnej łazience i wywoływali zdjęcia. Potem kilka lat po ślubie kupili sobie aparat Zorkę. No to teraz wiesz - "się robiło" przy każdej okazji. W rodzinie wszyscy wiedzą - mamci największą przyjemność można sprawić ofiarowując zdjęcie, najlepiej stare. Sporo jeździliśmy w odwiedziny do cioteczek a Danusia jak ta pijawka, dotąd się "uśmiechała" aż wydębiła ... stąd u nas sporo rodzinnych zdjęć
UsuńUwielbiam, te twoje historie, cudnie piszesz, pozdrawiam gorąco :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Beti ... zostawiam uśmiech
Usuń:-)
"CIAWKAJĄ", piękne!
OdpowiedzUsuńDziwne są koleje życia ludzkiego. Na to, nic nie poradzimy. Wiemy jak było.
Pozdrawiam:)
Wiemy Ewciu ...
UsuńECH - PAMIĘTAM TE POWIEDZONKA Z DZIECIŃSTWA ... to "ciawkają" dziadziu mówił w szczególny sposób a przy tym parodiował kanarki, oczywiście te żółte :-) Dziadziu potrafił naśladować głosy ptaków, głosy zwierząt też. Uwielbialiśmy z bratem słuchać ... to było fantastyczne.
A co do wyrażeń to - ciasto piekło się w rurze, nie było narzeczonych tylko absztyfikanci, dziewczyny takie strasznie wysokie i chude, jak ja, to były giedyje ... uczciwszy uszy nie robiło się siusiu tylko piśku , nie było żadnych tam kupek, dorośli robili kaku a dzieci aa . Taki był język mojego dzieciństwa
Przecież właśnie o to mi chodzi! Przeszłość była inna. Ciepła i bezpieczna. Teraz.... szkoda mówić!
Usuńszkoda mówić ... dzieci znerwicowane jakieś , rodzice daleko tylko internet im zostaje ... i nikt się nie zastanawia jakim językiem do nich przemawia , dzieci są "tego warte" wszystko im się od świata należy , muszą tylko być pierwsze w wyścigu szczurów ... no to uciekają w narkotyki, wirtualny świat
UsuńMalinko, spojrzałem i osłupiałem, bo widzę swój leżak, podobny ogród, płot, i takie same czasy w których wykonano te zdjęcia. Nie mam zwyczaju linkować do siebie, ale ponieważ wiem, że lubisz oglądać stare zdjęcia to zerknij tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://foto-anzai.blogspot.com/2015/07/studnia-pnaca-roza-i-inne.html#comment-form
Od razu uprzedzam, że zdjęcia, które publikuję, a są ich setki, nigdy nie ujrzały światła dziennego, bo zostały uznane za nieudane technicznie. Tumaczę się, bo widzę te Twoje piękne atelierowe i aż Ci zazdroszczę.
Serdecznie pozdrawiam
Andrzej Rawicz (Anzai)
BYŁAM, WIDZIAŁAM I CZYTAŁAM
Usuńech - i historia cudna i zdjęcia :-)
Anzai - nie tylko leżak i płot !!! a wanienka ?! taką samą z domu pamiętam, no, może była trochę większa, pamiętam jak wynosiło się do kuchni i się nas tam kąpało ... w łazience była długa, poniemiecka wanna ale nieczynna, nie było się w niej jak kąpać a poza tym to było 3 piętro, poddasze , zimą w łazience koszmarnie było zimno, kąpało się w ciepłej kuchni. Taka trochę mniejsza wanienka stała pod stołem, była nazywana szaflikiem i myło się w niej naczynia ... to był mój obowiązek, och jak ja nienawidziłam tego mycia, najpierw "z pierwszego" a potem płukanie. Z PIERWSZEGO TO ZAWSZE TŁUSZCZE PŁYWAŁY I LEPIŁY SIĘ DO RĄK, POTEM BYŁ LUDWIK (caps) może zresztą był już wcześniej , tylko nas nie było stać ...
Piękne..Po prostu piękne..Słów brak..
OdpowiedzUsuńdziękuję Waszku ... Ty jak zwykle rycerski
Usuńw takim razie uśmiech :-) i kokarda
Wpadłam pozdroqić ,Miłego dnia życzyć..Dla naszej Malinki ...;) ;)
OdpowiedzUsuńMiłego Danuśka ... najmilszego :-)
UsuńMalinko,Ty tak pięknie piszesz,że serce pęka..
OdpowiedzUsuńWASZKU :-)
Usuńnajpiękniejszy, jaki potrafię
Malinko,jak Ty to robisz,że Twoje felietony są tak wspaniałe? No jak..Urocza kobietko..
OdpowiedzUsuńMOJE FELIETONY WCALE NIE SĄ WSPANIAŁE
Usuńsą najzwyklejsze na świecie tylko prawdziwe,
to kawałek życia mojej rodziny, chcę się tym kawałkiem podzielić z przyjaciółmi bo sama bardzo lubię czytać cudze historie rodzinne , to nie książki, to prawda tamtych czasów
Pięknie opisałaś tą historię Malinko. U mnie nie było kanarka, za to był wierny pies Azor, który mnie małego szkraba pilnował na każdym kroku. Pozdrawiam:)*
OdpowiedzUsuńo jak ja chciałam mieć psa !!!!
Usuńmarzyłam sobie że będzie nazywał się "Scizor" to imię osła z książki Brandysa ... tak mnie to imię rozśmieszyło kiedy w klasie czytaliśmy, że pani polonistka kazała mi natychmiast wyjść do ubikacji i napić się zimnej wody z kramu ... ech - woda nie pomogła :-)
Gdy po raz kolejny przeczytasz "pięknie opowiedziana historia" pewno żachniesz się ze znudzenie. Ale co ja mam napisać, skoro to JEST taka historia?
OdpowiedzUsuńEch Tetryku, gdybym się miała tak właśnie żachnąć to by oznaczało, że całkiem durnowata jestem :-)
UsuńKto by się nie cieszył z tego, że podoba się opowiedziana historia ??? ja, na na dokładkę, cieszę się ogromnie i wcale nie mam zamiaru tego ukrywać !
DZIĘKUJĘ PIĘKNIE :-)
SNY O EDENIE
OdpowiedzUsuńNAD NASZĄ DOLINĄ LATAŁY JASTRZĘBIE I ORŁY.
CZAIŁY SIĘ UKRYTE W SŁOŃCU.
SPADAŁY KAMIENIEM Z NIEBA.
PORYWAŁY PTACTWO DOMOWE
TRWAŁA WIECZNA WOJNA.
MIĘDZY MAMĄ I DRAPIEŻNIKAMI.
MIAŁA ORLI WZROK. WIDZIAŁA ICH.
WYMACHIWAŁA MOTYKĄ LUB WIDŁAMI.
CZASAMI ŁOPATĄ LUB GRABIAMI.
ZALEŻNIE OD WYKONYWANEJ PRACY.
NIE SZCZĘDZIŁA DOSADNYCH SŁÓW.
ZNALI JĄ…
MAMA W POLU OKOPUJE ZIEMNIAKI.
KURY PRZY NIEJ. SĄ BEZPIECZNE.
KTÓRAŚ GŁUPSZA ODDALIŁA SIĘ.
JASTRZĄB SPADŁ. KURA CIĘŻKA.
NIE MOŻE PODNIEŚĆ.
MAMA PĘDZI Z ŁOPATĄ. DRAPIEŻNIK PRZERAŻONY.
ŁOPATĄ NAD GŁOWĄ. ZAMKNĄŁ OCZY.
KONIEC.
ZWIERZ PRZYCIŚNIĘTY ŁOPATĄ DO ZIEMI.
POGODZONY Z LOSEM.
OTWORZYŁ ŚLEPIA. WPATRUJE SIĘ W OCZY MAMY
SPARALIŻOWANY STRACHEM. NIE UCIEKA.
BEZBRONNY. OSZOŁOMIONY.
MAMA POSZTURCHUJE PTAKA PO PLECACH.
WYRAŻA NIEPOCHLEBNĄ OPINIĘ O JEGO OJCU I MAMIE.
DRAPIEŻNIK SŁUCHA.
PRZYGLĄDA SIĘ MAMIE SPOD SZPADLA.
NABIERA WIGORU. ZRYWA SIĘ. STARTUJE.
WYCIĄGA ŁEB DO PRZODU. WZLATUJE.
RADOŚNIE KRZYCZY. ZATRACA SIĘ W S ŁOŃCU.
MAMA ŚMIEJE SIĘ.
ŻYCZY PTAKOWI SZCZĘŚLIWEGO LOTU.
TEŻ BYŁA SZCZĘŚLIWA.
PÓŹNIEJ BOLAŁA NAD ZABITĄ KURĄ
A. T
P.S. TYLKO NA PANI STRONIE
ODŻYWAJĄ WSPOMNIENIA O EDENIE
WIERSZ PRZEJMUJĄCY do głębi ...
Usuńszczęście Mamy , skrzydła wolne do lotu i to niebo ...
niebo , którego nie ma w żadnym zakątku świata ...
też widziałam tamto niebo ... było piękne, chociaż nasze już tylko w sercu ...
SEN O PSIE.
OdpowiedzUsuńW GOSPODARSTWIE
KARDASZ.
NIEMIECKI OWCZAREK.
NAJWAŻNIEJSZY.
PANISKO NA OBEJŚCIU.
Z BRATEM PARTNERZY.
ZNIKALI Z DOMU NA ZABAWY W WOJSKO I KICZKI.
RAZEM WĘDKOWALI. BIWAKOWALI.
OBJADALI SIĘ RYBAMI PIECZONYMI NA OGNISKU.
PODKRADANYMI NA STAWIE.
MNIE TRAKTOWALI JAK POWIETRZE.
NIE DOPUSZCZALI DO WSPÓLNYCH WYPRAW.
WALCZYŁEM O SWOJE ŁZAMI I WRZASKAMI.
NA NIC.
WILCZUR ROZSTRZYGAŁ KONFLIKTY.
PODCHODZIŁ MAJESTATYCZNIE.
POPYCHAŁ PYSKIEM W KLATKĘ PIERSIOWĄ.
PRZEWRACAŁEM SIĘ.
DOBRY PIES…
BRAT OBEJMOWAŁ WILCZURA ZA SZYJĘ.
ZNIKALI.
BYŁEM SAM.
MARZYŁEM O PSIE. NAJUKOCHAŃSZYM.
JAK AZOR DLA MAMY.
TAK SAMO MIAŁ POPYCHAĆ. PRZEWRACAĆ BRATA.
JAK WILCZUR MNIE.
BYŁEM NIESZCZĘŚLIWY. SAMOTNY.
DLA MNIE POZOSTAWAŁY GĘSI I KACZKI.
MUSIAŁEM WYPROWADZAĆ NA WYPAS. NA JEZIORO.
KAŻDEGO RANA G ĘSI I KACZKI NAPIERAŁY
Z KAŻDEJ STRONY. POGANIAŁY DO WYJŚCIA.
GĘSIORY WYDZIERAŁY SIĘ. GRYZŁY PO NOGACH.
SYCZĄCE ŻMIJE. BEZ SZACUNKU DLA MNIE.
KACZKI CZEKAŁY POD DRZEWEM PRZY DRODZE.
POGANIAŁY GŁOŚNYM KWAKANIEM.
TO BYŁ ICH CZAS, A MÓJ OBOWIĄZEK.
WYPRAWA NA WYPAS.
KACZKI WIEDZIAŁY, ŻE PRZY MNIE SĄ BEZPIECZNE.
A TAK NAJBARDZIEJ TO POD DRZEWEM.
NAD DOLINĄ LATAŁY JASTRZĘBIE I ORŁY.
PORYWAŁY PTACTWO DOMOWE.
KACZKI WIEDZIAŁY O TYM.
BYŁY MĄDRE.
KACZKI CORAZ GŁOŚNIEJ KWACZĄ.
GĘSI RUSZYŁY DO BRAMY.
MAMA WRĘCZA KAPELUSZ. PARASOL. KOC I PATYK.
FLASZKĘ HERBATY I PAJDĘ CHLEBA.
RUSZAMY NA WYPAS.
ZA BRAMĘ. NA LEWO. NA JEZIORO.
PRZODEM GĘSI. ROZGADANE. ROZDYSKUTOWANE.
ROZKRZYCZANE.
ZA NIMI KACZKI. GRZECZNE. COŚ SZWARGOCĄ
POD DZIOBAMI.
NA KOŃCU JA. OBJUCZONY BEBECHAMI.
KAPELUSZ NA GŁOWIE. PAJDA CHLEBA W RĘKU.
KTÓRYŚ Z GĘSIORÓW ODWRACA SIĘ.
WYCIĄGA SZYJĘ. SYCZĄC PĘDZI W MOIM KIERUNKU.
GRYZIE PO NOGACH. WRACA DO STADA
ZACHWYCONY. OPOWIADA POBRATYMCOM:
‘DAŁ POPALIĆ…!”
WZBUDZA WRZASKLIWY ENTUZJAZM.
INNE GĘSIORY TEŻ PĘDZĄ Z WIADOMYM ZAMIAREM.
NIE BYŁEM MAMĄ. DAWAŁEM
DO ZROZUMIENIA, ŻE PRZYWALĘ PO ŁBIE.
ZAWRACAŁY, ALE NIE TRACIŁY DOBREGO HUMORU.
DALEJ DROGA PRZEZ TUNEL. NAD NIM KOLEJ DO LWOWA.
WKRACZAMY NA PLAŻĘ.
GĘSI Z ROZBIEGU DAJĄ NURA. PŁYNĄ NA ŚRODEK EZIORA.
CISZA. NARESZCIE CISZA. RZUCAM KOC NA PIASEK.
PARASOL. PATYK. WKOPUJĘ DO PIASKU FLASZKĘ Z HERBATĄ.
W RĘKU PAJDA CHLEBA.
KACZKI OBOK
STŁOCZONE. SZWARGOCĄ POD DZIOBEM.
SPOGLĄDAJĄ W NIEBO. TAM JASTRZĘBIE.
PRZY MNIE BEZPIECZNE.
ciąg dalszy niżej
A .T
KILKADZIESIĄT METRÓW NA
OdpowiedzUsuńPRAWO ZWISAJĄ WIERZBY NAD WODĄ.
SZUWARY.
TEŻ BEZPIECZNIE.
ZAPROWADZIŁEM TAM KACZKI.
WSKOCZYŁY DO WODY.
ZNIKNĘŁY W SZUWARACH POD OSŁONĄ WIERZB.
NIE BYŁEM JUŻ POTRZEBNY. WRÓCIŁEM NA SWOJE MIEJSCE.
POŁOŻYŁEM SIĘ NA KOC. POD PARASOLEM.
GĘSI NA JEZIORZE. SZUWARY NA P RAWO.
CISZA. SPOKÓJ.
W RĘKU PAJDA CHLEBA.
SŁOŃCE. WIATR. NA LEWO PLAŻOWICZE.
WÓZKI Z LODAMI I GAZOWANĄ WODĄ.
URWISTY, GLINIASTY BRZEG.
TYSIĄCE DZIUR Z GNIAZDAMI JASKÓŁEK.
ŚWIERGOT I SZCZEBIOT. ROZMOWY JASKÓŁEK.
ZAPADAM W DRZEMKĘ.
NIE SŁYCHAĆ SZCZEBIOTU JASKÓŁEK.
UCICHŁ SZMER FAL. PACHNIE CHLEBEM.
BŁOGI SEN…
OTWORZYŁEM OCZY. COŚ BYŁO NIE TAK.
SZUWARY PO PRAWEJ…?
SĄ…!
WYPATRUJĘ GĘSI NA ŚRODKU JEZIORA.
NIE MA GĘSI…! NIE MA JEZIORA…!
JESZCZE RAZ.
NA PRAWO SZUWARY…?
SĄ…
WPATRUJĘ SIĘ UWAŻNIE. WIDZĘ WIERZBY.
NURKUJĄCE KACZKI
NA PRZECIW…!?
NIE MA JEZIORA…!
NIE MA GĘSI…!
PRZY MOIM CHLEBIE WACHLUJĄCY NOS.
CZARNY. OGROMNY. MOKRY.
OBWĄCHUJE CHLEB.
DWOJE OCZU W BRĄZOWEJ OPRAWIE.
WPATRUJĄ SIĘ W MOJĄ TWARZ.
MIĘDZY OCZYMA I NOSEM. RYJ PSA
DYSZY. CZARNE PAPY. ZWISA JĘZOR. WILCZE KŁY.
JEDNO UCHO DO GÓRY. DRUGIE NA DÓŁ.
POCHYLONA GŁOWA PATRZY Z GÓRY.
LEŻY NA ŁAPACH. MŁÓCI OGONEM PO PIACHU.
WZBIJA TUMAN KURZU.
PODSUNĄŁEM PAJDĘ POD NOS.
LIZNĄŁ. URWAŁEM KAWAŁEK. WZIĄŁ DELIKATNIE
KOŃCAMI ZĘBÓW. ROZGRYZŁ. POŁKNĄŁ.
POGŁASKAŁEM PO PYSKU.
OMIÓTŁ JĘZOREM MOJĄ TWARZ.
JEDLIŚMY CHLEB MOJEJ MAMY.
PACHNĄCY.
KAWAŁEK DLA PSA. KAWAŁEK SOBIE.
SPRAWIEDLIWIE. PO RÓWNO.
SKOŃCZYŁ SIĘ.
ZAPIŁEM HERBATĄ.
CHCESZ…?
SŁUP KURZU WZBIŁ SIĘ ZA PSEM.
LAŁEM HERBATĘ NA DŁOŃ. PODSUNIĘTĄ POD PYSK.
SKWAPLIWIE ZLIZYWAŁ.
KONIEC UCZTY. DOTKNĄŁEM RĘKĄ NOSA.
POGŁASKAŁEM PO PAPACH. PO GŁOWIE. USZACH.
GŁASKAŁEM. PIES DRŻAŁ. OBRACAŁ JĘZOREM.
LIZAŁ RĘCE.
ZERWAŁ SIĘ.
POPĘDZIŁ
WZDŁUŻ PLAŻY
SZCZEKAŁ.
DOGONIŁEM.
OBJĄŁEM ZA SZYJĘ.
PRZEWRÓCIŁEM NA PIACH.
PRZYTULAŁEM.
GŁASKAŁEM.
ODPYCHAŁ ŁAPAMI.
POWARKIWAŁ.
BYŁ DUŻY.
CIĘŻKI.
CHWYTAŁ ZĘBAMI ZA RĘCE.
DELIKATNIE
A. T
C.D.
OdpowiedzUsuńGĘSIORY WYLAZŁY Z WODY.
CZAS DO DOMU.
STŁOCZYŁY SIĘ NIEOPODAL.
PLAŻA OPUSTOSZAŁA.
ZADZIWIONE. PRZYGLĄDAŁY SIĘ MNIE I PSU.
GĘGAJĄC WYMIENIAŁY OPINIE.
ZWINĄŁEM KOC.
PARASOL I BUTELKĘ DO RĘKI.
KAPELUSZ NA GŁOWĘ.
PATYK PSU DO GĘBY.
KACZKI TEŻ WYLAZŁY Z WODY.
CZEKAŁY POD WIERZBĄ.
PODSZEDŁEM.
ROZKAZAŁEM:
DO DOMU !
RUSZYŁY ZA MNĄ. BYŁY MĄDRE.
WCIĄŻ SZWARGOTAŁY.
PEWNIE COŚ O PSIE…
ZA NIMI GĘSIORY.
SKOŃCZYŁA SIĘ ZABAWA.
TERAZ BYŁEM KIMŚ.
GĘSI KARNIE PODĄŻAŁY NA KOŃCU.
NIE WRZESZCZAŁY.
NIE GRYZŁY.
BYŁY ZADZIWIONE.
WYCIĄGNIĘTE SZYJE.
DZIOBY NAD ZIEMIĄ.
POCHYLONE.
ŚWIDROWAŁY OCZAMI PSA.
SZEDŁ OBOK MNIE.
RÓWNEGO WZROSTU ZE MNĄ.
STĄPAŁ NA KOŃCACH PALCÓW.
TAK CHODZĄ PSY
GDY SĄ SZCZĘŚLIWE
PODNIESIONA GŁOWA.
KIJ W PYSKU.
WYPRĘŻONY GRZBIET.
ROZMACHANY OGON.
ŻAGIEL.
BIAŁY.
TYM OGONEM
HIPNOTYZOWAŁ GĘSIORY.
PARŁY DO PRZODU
ZWARTYM SZYKIEM
SYCZĄC DLA OTUCHY.
W BRAMIE MAMA.
GĘSIORY ZOBACZYŁY JĄ.
ROZWRZESZCZAŁY SIĘ.
POPĘDZIŁY MACHAJĄC SKRZYDŁAMI.
OTOCZYŁY.
JEDEN PRZEZ DRUGIEGO. OPOWIADAŁY.
SYN MA PSA! PRZYBŁĘDĘ!
NIE CHCĄ TEGO PSA! NALEŻY WYRZUCIĆ…!
PRZEGONIĆ…!
PIES PRZED MAMĄ.
MACHAŁ OGONEM. LIZNĄŁ W RĘKĘ.
STANĄŁ NA TYLNE ŁAPY.
PRZEDNIE OPARŁ NA JEJ RAMIONACH.
WIĘKSZY OD MAMY. PATRZYLI NA SIEBIE
PYSK W TWARZ. LIZNĄŁ TWARZ.
CICHUTKO SZCZEKNĄŁ.
UJĘŁA PSA ZA ŁAPY. PRZYTULIŁA DO TWARZY.
BYŁY DUŻE. MIĘKKIE.
OPUŚCIŁA PSA NA ZIEMIĘ.
POGŁASKAŁA
CZEREDA WKROCZYŁA NA PODWÓRZE.
A. T
REQUIEM MEMU PSU.
UsuńW BRZEŻAŃSKIM STAWIE
USNĘLO NIEBO.
ZMĘCZONE UDŻWIGIEM GWIAZD.
NAD BRZEŻANSKI STAW
PRZYBIEGŁ PIES PRZYBŁĘDA.
POLIZAŁ CHŁOPCU TWARZ.
ZAMIENILIŚMY SIĘ SERCAMI.
ODDAŁEM SWOJE LUDZKIE.
OTRZYMAŁEM PSIE.
MOJE SERCE SKOMLE.
WZYWA NAD STAWU BRZEG.
WOŁAM PSA PRZYBŁĘDĘ.
PODAROWAŁ SERCE.
PSIE.
A. T
HISTORIA SZCZĘŚLIWEGO PSA ... HISTORIA SZCZĘŚLIWEGO CHŁOPCA ... CZYTA SIĘ JEDNYM TCHEM, OBRAZY PRZESUWAJĄ SIĘ PRZED OCZAMI JAK W ZACZAROWANYM ŚNIE, JAK W STARYM FILMIE ... wydaje się, że czuję gorąco tamtego słońca widzę rozedrganie żarem powietrze, pachnie ziemia , woda szuwary ... słyszę te gęsi i złośliwe gąsiory , kaczki kolorowe przenykają w tle ale wszystko zdominował ON - PRAWDZIWY PRZYJACIEL ... NAJWIERNIEJSZY, Z WIERNYCH, NIGDY NIE ZDRADZIŁ, BYŁ KIEDY POTRZEBNY, ZAWSZE POMÓGŁ ... W KOŃCU ODDAŁ ŻYCIE , ODDAŁ WIERNE PSIE SERCE ... CZY MOŻE BYĆ COŚ WIĘCEJ ? CZY MOŻE BYĆ COŚ PIĘKNIEJ ?
Usuńteraz mieszka w twoim sercu na zawsze ...
LUKSOWI ... PRZYJACIELOWI
Usuńnajwierniejszy z wiernych
na skinienie ręki, na głos pana, na dobry czas,
na pieski świat, na psie życie, na zawsze .
Hau ! hau ! to ja - twój wierny cień
nie odejdę, nie zdradzę, nie sprzedam
za nic mam judaszowe srebrniki
i pełną miskę, i ciepły piec, i kość.
Moje psie serce jest tak wielkie,
jak wielki jest twój ludzki świat .
Oddam ci moje psie serce
za jeden uśmiech, za ciepło dłoni,
za okruszyny z pańskiego stołu
ja - twój cień, twój wierny pies.
I pójdę, gdzie ty pójdziesz,
i wrócę, kiedy zechcesz wrócić,
mój cień pobiegnie za tobą
nawet, gdy mnie już nie zechcesz
A jeśli twój cień odejdzie za kres
to ja, najwierniejszy z wiernych,
wezmę psie serce i pójdę hen, hen,
aż do krainy wiecznych łowów
ja, cień - twój wierny pies
ja, pies - twój wierny cień
MALINA M
WZRUSZAJĄCY I UTALENTOWANY PANI WIERSZ
UsuńO PSIEJ WIERNOŚCI.
W PANI SE4CU BEZKRES ZROZUMIENIA
TAMTEGO ŚWIATA.
RADOŚCI I TRAGEDJI NASZEGO TAM PRZEBYWANIA.
NIE URODZIŁA SIE PANI NA KRESACH, ANI TEŻ
NIE DORASTAŁA. TAM,
A JEDNAK
PANI SERCE PRZEPEŁNIONE ZAPACHEM TAMTYCH ŁĄK I PÓL,
GORYCZĄ BYLIN KRESOWYCH.
Z KRESÓW PANI TALENT I NATCHNIENIE.
W PANI SERCU POSZUKIWANY ŚWIĘTY GRAAL.
OPOWIEŚĆ DZIECKA O EDENIE.
PAMIĘĆ DZIECKA O LATACH SZCZĘŚLIWYCH
I O GROZIE TAMTYCH LAT.
TO TEŻ I PAMIĘĆ DZIECKA O MORDOWANYCH
W STODOŁACH, W SWOICH DOMACH
PRZEZ UKRAIŃSKICH ZWYRODNIALCÓW.
INNE DZIECI TEŻ TO PAMIĘTAJĄ.
WSPOMNIENIA DZIEWCZYNKI.
MIAŁA DWANAŚCIE LAT.
BRZEŻANY ROK 1945.
„…CZYTAJĄC PANA WSPOMNIENIA, PRZEŻYŁAM
NA NOWO PIEKŁO TAMTYCH CZASÓW.
PODOBNIE JAK PAN, BYŁAM ŚWIADKIEM
LUDZKICH TRAGEDII. WIDZIAŁAM
ŁUNY NAD PALĄCYMI SIĘ WIOSKAMI.
SŁYSZAŁAM KRZYKI ZROZPACZONYCH LUDZI.
I PŁACZ PRZERAŻONYCH DZIECI.
RŻENIE KONI. RYCZENIE BYDŁA.
TRZASK SPADAJĄCYCH KROKIEW.
TO BYŁO STRASZNE !
WIDZIAŁEM ZWĘGLONE CIAŁA MOICH KOLEGÓW.
W OKRUTNY SPOSÓB POMORDOWANYCH SĄSIADÓW.
MOJA RODZINA CUDEM USZŁA Z ŻYCIEM.
W OSTATNIĄ NOC, PRZED WYJAZDEM NA ZACHÓD,
GRUPA RIZUNOW, ZAOPATRZONYCH W KARABINY,
WIDŁY I SIEKIERY, PRZYSZŁA POD NASZ DOM.
KRZYCZĄC, DOMAGAJĄC SIĘ, AŻEBYŚMY. WYSZLI
NA ZEWNĄTRZ. NA SZCZĘŚCIE USŁYSZAŁ TO NASZ
SĄSIAD UKRAINIEC.
WYSZEDŁ DO NICH, PROSZĄC BY DALI NAM SPOKÓJ,
PONIEWAŻ RANO JUŻ WYJEŻDŻAMY.
DŁUGO TRWAŁA TA ROZMOWA. W KOŃCU USTĄPILI.
GDYBY NIE INTERWENCJA. TEGO CZŁOWIEKA,
WYRŻNĘLIBY NAS W PIEŃ.
I TAK, JADĄC DO POTUTOR,
TAM PODSTAWIONE BYŁY WAGONY,
NIE MIELIŚMY PEWNOŚCI, CZY TAM NAS NIE DOPADNĄ.
NIGDY NIE ZAPOMNĘ TEJ NOCY…”
A. T
I W MOJEJ RODZINIE SĄ STRASZNE WSPOMNIENIA O UPA, O BANDEROWCACH, z jednej strony Wujek, ksiądz, proboszcz łuckiej katedry, jego wspomnienia stamtąd opisywałam tu, opowiadałam o przestrzelonym kapeluszu, spalonym przyjacielu, ukraińskim popie, o pomordowanych dziewczętach, nagich z poucinanymi piersiami, rozrzuconych na plebanijnym ogrodzie ...
Usuńz drugiej strony cioteczka Zosia, siostra mojej babci, mieszkała niedaleko Złoczowa, w Hucie, to była albo Werchobuska albo Pieniacka, cudem cioteczka z dziećmi ocalała wywieziona w nocy saniami przez starego Ukraińca ... cała wieś żywcem spłonęła ... napiszę kiedyś o Zosi ..
CHWAŁA I WIECZNA PAMIĘĆ UKRAIŃCOM,
UsuńTYM NIELICZNYM ZNANYM Z IMIENIA I NAZWISKA
I TYM NIEZLICZONYM,
KTÓRZY NIE ZATRACILI CZŁOWIECZEŃSTWA.
EPITAFJUM CZERWONOGRODOWI
KTÓREGOŚ DNIA
WRZEŚNIA 1939 ROKU, ZBOCZENI
BARBARZYŃCY PRZYSZLI ZABIĆ MNIE I MOJĄ MAMĘ.
ZA CO ? BYŁEM DZIECKIEM BEZBRONNYM.
MAMA SCHOWAŁA MNIE, SIEBIE, SWOJEGO I MOJEGO
PSA W STOŻKU KUKURYDZY ZA DOMEM.
TO TAKIE WIGWAMY INDIAŃSKIE.
CHŁOPI KRESOWI SUSZYLI BADYLE KUKURYDZY
WRAZ Z PAŁKAMI.
BADYLAMI OKŁADALI NA ZIMĘ ŚCIANY SWOICH
UBOGICH CHAT – ZAGATA, A PAŁKI KUKURYDZY
MLĘLI NA MAMAŁYGĘ.
TYM RAZEM USZLIŚMY Z ŻYCIEM. NIE ZNALEŻLI.
MAMA MOWIŁA, ŻE WŚRÓD MORDERCÓW BYŁ
UKRAINIEC, WCZEŚNIEJ PRZYJACIEL MEGO OJCA.
RAZEM HANDLOWALI KOŃMI W KOZOWIE.
PATRZYŁ W STRONĘ NASZEJ KRYJÓWKI,
PEWNIE DOMYŚLAŁ SIĘ, ALE ZACZĄŁ WOŁAĆ:
IDZIEMY ! IDZIEMY ! TU JUŻ NIKOGO NIE MA !
ODESZLI.
PONAD DWIEŚCIE TYSIĘCY ZAMORDOWANYCH
PRZEZ UKRAIŃSKICH NACJONALISTÓW
MOICH RODAKÓW, NIE MIAŁO SZANS.
GŁOSY MORDOWANYCH,
ŁKANIE I JĘKI ICH MĘKI,
PRZEPLATAŁY SIĘ Z JAZGOTEM, WRZAWĄ
I OPĘTAŃCZĄ RADOŚCIĄ OPRAWCÓW.
NURZALI SIĘ W ICH KRWI.
MORDERCY I ICH POTOMNI NIE WZNIEŚLI
RĄK DO BOGA I DO WŁASNEGO SUMIENIA,
Z WOŁANIEM O PRZEBACZENIE.
O ZMYCIE NIEWINNEJ KRWI Z ICH RĄK. WCIĄŻ GROŻNI.
GŁOSY MORDOWANYCH, DZISIAJ SŁYSZĄ NIELICZNI
SPRAWIEDLIWI. NIE MA BOSKIEGO PRZEBACZENIA
DLA MORDERCÓW I ICH POTOMNYCH
BEZ SKRUCHY. BEZ SZLOCHU POKUTY.
MOI ŚLĄSCY PRZYJACIELE WYBRALI SIĘ SWEGO CZASU
NA KRESY. SIENKIEWICZOWSKIE OPOWIEŚCI
TAM ICH WABIŁY ZEWEM TAJEMNYM.
BYLI WSTRZĄŚNIĘCI WIDOKIEM OSADY
POD NAZWA CZERWONOGRÓD I LOSEM
WYMORDOWANYCH W PIEŃ,
Z NIEPOJĘTYM OKRUCIEŃSTWEM, JEJ MIESZKAŃCÓW,
A ZIEMIA POD CZERWONOGRODEM JEST CZERWONA.
PO ŁAKACH SNUJE SIĘ, BŁĄKA
POSZEPT MĘKI POMORDOWANYCH.
PRZED DRUGĄ WOJNĄ ŚWIATOWĄ TETNILO TUTAJ ŻYCIE.
UROKLIWE BOSKIE SIEDLISKO. OSADA
Z OKOŁO 360 MIESZKAŃCÓW. PRZEWAŻNIE POLACY.
W 1944 ROKU UKRAIŃSCY ZBOCZEŃCY ICH WYMORDOWALI.
ZŁOCZYŃCY ZNISZCZYLI PAŁAC Z WIEŻAMI WYNIOSŁYMI,
ZBURZYLI KOŚCIÓŁ.
WIELOWIEKOWE CMENTARZYSKO I MAUZOLEUM
PONINSKICH DOGORYWA. OSADA ZNIKNĘŁA Z MAP.
W LATACH MŁODOŚCI PRZYJAŻNIŁEM SIĘ Z UKRAIŃCEM.
MOIM RÓWIEŚNIKIEM. ZACHWYCALIŚMY SIĘ NAUKĄ,
TEATREM, SZTUKĄ. DZIEWCZYNAMI.
MALOWALIŚMY ŚMIESZNE OBRAZY.
IGORZE, A TWOJA UKRAINA JEST PIĘKNA.
BAJANIAMI GOGOLA PISANA. DNIEPREM UKOŁYSANA.
PŁYNĘLIŚMY JEGO TONIĄ DO LEGENDARNEJ KACHOWKI.
BYLIŚMY NA STEPACH CHERSONU. W ZAPOROŻU.
SŁUCHAŁIŚMY ŚPIEWU TURBIN NA DNIEPROGESIE.
MOJA OJCZYZNA BYŁA TOBIE BLISKA.
A TWOJA MOJĄ EKSTAZĄ. NIE BYŁO
MIĘDZY NAMI SPORÓW.
UBOLEWAŁEŚ NAD LOSEM MORDOWANYCH.
TĘSKNIĘ ZA UKRAINĄ,
ZA TOBĄ IGORZE.
MOŻE KIEDYŚ
SPOTKAMY SIĘ W CZERWONOGRODZIE.
PADNIEMY SOBIE W RAMIONA.
ZASZLOCHAMY NAD GROBAMI
ZAMORDOWANYC
EPITAFIUM
CZERWONOGRODOWI
TAM ZIEMIA
CZERWONĄ KRWIĄ PŁONIE.
GORYCZĄ BYLIN PACHNĄCA.
WIEŻE ZAMARŁE W TRWODZE.
SZKIELET KOŚCIOŁA KRWAWY.
POSZEPT ZMARŁYCH NIEŚMIAŁY,
PO ŁĄKACH SIĘ SNUJE, BŁĄKA.
MOST ZAPOMNIANY DRZEMIE,
LESZCZYNĄ ZIELONĄ SPOWITY.
SZEMRZE WODOSPAD WYNIOSŁY.
W BEZKRES CZERWONY UMYKA.
WIATR PIEŚŃ ŻAŁOBNĄ WYGRYWA,
PAMIĘĆ O MORDOWANYCH.
SIEKIERY ŚWIĘCONE W CERKWIACH.
KRWIĄ NIEWINNYCH SPLAMIONE,
TRZYMALI W DŁONIACH
BEZKARNI ZŁOCZYŃCY.
ZIEMIA CZERWIENIĄ PŁONIE.
KROWY SIĘ PASĄ NA BŁONIACH.
SPOKÓJ I CISZA BEZKRESNA.
POSZEPT ZMARŁYCH NIEŚMIAŁY.
A. T
o tym powinniśmy wiedzieć ... o tym powinniśmy pamiętać, żewby już nigdy w życiu się nie powtórzyło ...
UsuńWITAJ HANIU!
OdpowiedzUsuńWRÓCIŁAM WCZORAJ NAD RANEM.
WYBACZ, ŻE DOPIERO DZISIAJ PRZYCHODZĘ DO CIEBIE Z ODWIEDZINAMI.
WCZORAJ USNĘŁAM NAD KLAWIATURĄ.
KOCHAM TWOJE HISTORIE. CZYTA SIĘ JAK WSPANIAŁĄ RODZINNĄ SAGĘ.
WSZYSTKIE DAWNE ZDJĘCIA SĄ PRAWDZIWYM SKARBEM.
W MOIM RODZINNYM DOMU NIE BYŁO KANARKA W KLATCE BYŁ... SZCZYGIEŁ.
MÓJ WUJ BYŁ PRAWIE OMAMIONY TYMI PTAKAMI. MIAŁ ICH KILKA.
PAMIĘTAM JAK PRZECUDNIE ŚPIEWAŁY.
POZDRAWIAM SERDECZNIE:)*
JAK DOBRZE , ŻE JUŻ JESTEŚ LUSIU ... to znaczy dla mnie dobrze, bo się cieszę, że mogę Ciebie znowu czytać, ale pewnie byś jeszcze trochę pozwiedzała tak piękny kraj jak Norwegia. Rewelacyjna opowieść ilustrowana magicznymi zdjęciami, chciałam wpisać tam komentarz ale mnie nie wpuszcza, może coś z moją przeglądarką ? ale ja zawzięta jestem, jak się uprę to sobie poradzę. Szczygły to sympatyczne ptaki. Zresztą chyba wszystkie ptaki są sympatyczne, że nie wspomnę o szpakach ... na szpakowym drzewie
Usuń:-)
Puk...puk...stuk...stuk....Witam malinową Malinkę ...pracusia jakich mało::)))Czas na relaks::))hej""____)
OdpowiedzUsuńano Danuśka - morduję kolejny zabytek ale już blisko końca :-)
Usuńno i majstruję obiecana stronę z wierszami ... to jeszcze trochę potrwa ale BĘDZOE - wtedy z radością zaprosimy wszystkich do czytania
:-)
Ale bedzie fajnie;) Pan A.T i wszyscy goście którzy lubią poezję będą z pewnością tam bywać.Bo poezja leczy duszę.Czekam na otwarcie ® «} Milego dnia .
OdpowiedzUsuńORATORJUM DLA MEGO PSA
OdpowiedzUsuń{fragment z wiersza Pani Anny}
"...I pójdę, gdzie ty pójdziesz,
i wrócę, kiedy zechcesz wrócić,
mój cień pobiegnie za tobą
nawet, gdy mnie już nie zechcesz..."
MÓJ EDEN TO LUX.
PIES PRZYBŁĘDA. PRZYWOŁANY MARZENIEM DZIECKA.
WYŚNIONY. PRZYWĘDROWAŁ Z KARPAT.
BIEGŁ PRZEZ PRUT I CZEREMOSZĘ. PRZEZ ZALESZCZYKI.
DALEJ NA BRZEŻANY. PRZEZ KOZOWĘ.
ŚNIŁ O CHŁOPCU. O MNIE, Z PAJDĄ CHLEBA W RĘKU.
CZEKAŁEM.
KTOŚ SKRZYWDZIŁ. UDERZYŁ. NIEGŁASKANY.
NIEPRZYTULANY. NIECAŁOWANY W CZARNY NOS.
BIEGŁ DO MNIE. PO SWOJE PRZEZNACZENIE.
PO SWÓJ LOS.
CZEKAŁEM WE ŚNIE NAD BRZEGIEM JEZIORA.
NAD ZŁOTĄ LIPĄ. Z CHLEBEM PACHNĄCYM OD MAMY.
ODNALAZŁ MNIE W EDENIE.
MÓJ LUX. MÓJ ANIOŁ STRÓŻ.
JUŻ NIGDY NIE MIAŁEM PSA.
LUX MOIM KONIEM.
W LECIE CIĄGNĄŁ WÓZEK, ZIMĄ SANKI.
WZBUDZAŁ ZACHWYT, SZCZEGÓLNIE MAMY.
GĘSI NIEPRZEJEDNANE. BIEGŁY ZA WÓZKIEM.
MACHAŁY SKRZYDŁAMI. GŁOŚNO GĘGAŁY.
NIE MOGŁY NADZIWIĆ SIĘ - PIES STAŁ SIĘ KONIEM.
OJCIEC USZYŁ UPRZĄŻ Z LEJCÓW.
DUŻA ILOŚĆ BŁYSZCZĄCYCH SPRZĄCZEK.
WKŁADAŁEM UPRZĄŻ NA KONIA ZE ZNAWSTWEM.
Z NAMASZCZENIEM. WPIERW PASKI PRZEZ GŁOWĘ.
ZAPINANIE WOKÓŁ SZYI. POCAŁUNKI PO PYSKU I NOSIE.
OBEJMOWANIE. KOŃ NIESPOKOJNY. WYWIJA JĘZOREM
OMIATA TWARZ MOKRĄ ŁOPATĄ. KŁADZIE SIĘ NA PLECY.
ODPYCHA ŁAPAMI.
MUSIAŁEM KONIA USPOKAJAĆ.
OBEJMOWANIE ZA SZYJĘ. PRZYTULANIE.
GŁASKANIE PO BRZUCHU.
KOŃ LEŻY NIERUCHOMO. ŚLEPIA FIGLARNIE WPATRUJĄ SIĘ
W MOJE OCZY.
SPINAM KLAMRAMI RESZTĘ UPRZĘŻY.
JEDNE KOŃCE PRZYPINAM DO WÓZKA.
DRUGIE DO PASKÓW NA SZYI. KOŃ STAJE NA NOGI.
SIADAM NA WÓZEK. W RĘKU BAT.
WIO!
KOŃ SIĘ OBRACA. OBURZONY CHWYTA ZĘBAMI BAT.
WYSZARPUJE Z RĘKI, POHARKUJĄC WESOŁO
KŁADZIE SIĘ NA GRZBIET.
OBRAŻONY.
PRZEPRASZANIE KONIA. PONOWNE OBEJMOWANIE.
GŁASKANIE PO BRZUCHU. KOŃ JAWNIE
NADUŻYWA PRZEPROSIN. WRESZCIE PODNOSI SIĘ.
GOTOWI DO D ROGI. JA NA WÓZKU. KOŃ W U PRZĘŻY.
BAT W PYSKU.
LUX RUSZA, KIERUNEK WYBIERA SAM.
ALBO NA JEZIORO. ALBO NA LOTNISKO.
PREFEROWAŁ LOTNISKO. TAM BYŁ SKLEP KOTASÓW.
NIE OPONOWAŁEM. KAŻDY KIERUNEK
AKCEPTOWAŁEM Z ENTUZJAZMEM.
DO SKLEPU KOŃ BIEGNIE TRUCHTEM.
ZATRZYMUJE SIĘ PRZED DRZWIAMI.
BACZNIE OBSERWUJE JAK STARY KOTAS WSYPUJE CUKIERKI
DO TOREBKI.
PODEJRZEWAM ZLICZAŁ ILOŚĆ CZEKOLADEK.
WYJEŻDŻAMY NA OBRZEŻE LOTNISKA.
SIADAM NA KAMIEŃ MILOWY PRZY DRODZE.
POD TOPOLĄ. W GAŁĘZIACH WIEWIÓRKI.
BACZNIE SIĘ PRZYGLĄDAJĄ.
NA DNO WÓZKA WYSYPUJĘ CUKIERKI I CZEKOLADKI.
LOTNISKO PUSTE.
NA WIETRZE ŁOPOCZE PASIASTY RĘKAW.
PIES CZUJNY.
WPATRUJE SIĘ BACZNIE NA CUKIERKI I CZEKOLADKI.
ŚLEDZI MOJE RĘCE. DOKONUJĘ PODZIAŁU CUKIERKÓW.
JEDEN CUKIEREK NA LEWO - DLA LUXA.
DRUGI NA PRAWO - DLA MNIE. JEDEN DLA LUXA.
DRUGI DLA MNIE.
PIES OBRACA PYSK NA LEWO I NA PRAWO. SPRAWDZA.
PODZIAŁ CZEKOLADEK TEŻ SPRAWIEDLIWIE.
DWIE DLA LUXA. DWIE DLA MNIE.
NAD SŁODYCZAMI CZARNY NOCHAL. ZWISAJĄCY JĘZOR.
UCZTA. ZAJADAMY SŁODYCZE.
CUKIEREK PSU DO PYSKA. SOBIE DO UST.
BIERZE DELIKATNIE. KOŃCAMI ZĘBÓW. GŁOŚNO CHRUPIE.
OBLIZUJE SIĘ.
CUKIEREK ZA CUKIERKIEM. UCZTA.
WIEWIÓRKI WISZĄ NAD NAMI.
CZY ABY NIE JEMY ORZECHÓW…?
ROZCZAROWANE. ZNIKAJĄ.
CZEKOLADKI. ODWIJAM ZŁOTĄ FOLIĘ.
LUX CZEKA CIERPLIWIE. OBLIZUJE SIĘ.
WKŁADAM DO PYSKA. JE DŁUGO ZE SMAKIEM.
KONIEC.
NIE MA CUKIERKÓW. NIE MA CZEKOLADEK.
PIES DOKŁADNIE OGLĄDA DNO WÓZKA.
OBWĄCHUJE RĘCE.
OBJĄŁEM ZA SZYJĘ.
GŁASKAM PO GŁOWIE.
JESTEŚMY PARTNERAMI.
A. T
wspaniała ciepłe wspomnienie o PRZYJACIELU najprawdziwszym na świecie ... o takim, dla którego jest się całym światem ... o takim, którego nie da się zastąpić, NIGDY ...
UsuńPrzyjaźń , jeśli jest prawdziwa , jest wielkim darem od życia. Nie jest jednak, jak miłość, bezwarunkowa. Przyjaźń wymaga - od siebie i od przyjaciela ... jeśli się kończy to znaczy, że tak na prawdę nigdy jej nie było ...
Przyjaźń Luxa przetrwała ... nie ma Luksa a Lux jest ...
dlatego tak bardzo się wzruszamy czytając wspomnienia A.T.
Panie A.T...Wspaniałe wspomnienie.Piesek mial radosc przy panu..I czekolada?Dobrze ze mu nie zaszkodzila.Bo czekolada dla psa jest bardzo szkodliwa.;) Nasz Cygan tez by zajadal alw niestety dostaje tylko ciasteczka hihihi.Pamietam z dziecinstwa ,tez mielismy wozek z dyszlem .Ciagle byly wojny o niego..Bo kazdy chcial jezdzic i ciagac..A byla nas gromadka spora ,sasiedzi ,kuzyni i moje rodzenstwo ja 2siostry i brat...Bylo tez roznych fajnych zabaw .Kiedy pomysle jakie mialam wspaniale dziecinstwo..To zal mi dzieci ..ze chodza do piaskownicy i piasek przesypuja..ech...zycie Pozdrawiam Serdecznie .
OdpowiedzUsuńTAK DANUŚKA - BYŁYŚMY BIEDNE ALE ŻYCIE PODAROWAŁO NAM CUDNE DZIECIŃSTWO, ZUPEŁNIE OD PIENIĘDZY NIEZALEŻNE ... to zasługa naszych Rodziców , nie tylko ich miłości ale też mądrości ...
UsuńMAŁE TO BYŁY CZEKOLADKI PANI DANUSIU.
OdpowiedzUsuńA ICH SMAK PAMIĘTAM DO DZISIAJ.
A. T.
a ja uwielbiałam Prince Polo , w żółto-brązowym opakowaniu z gwiazdkami. To był zupełnie inny batonik, niż dzisiaj ... wydawałam na niego całą tygodniową pensję , dostawałam taki ma urodziny albo imieniny , no i święty Mikołaj też o tym pamiętał, chociaż go o to nie prosiłam, bo miałam jeszcze inne marzenia a jak mówił dziadziu, Mikołaj nie jest zbyt bogaty a jak się go o zbyt dużo poprosi to może się zawstydzić i wtedy nasz dom ominie ....
UsuńA ja zawsze biegałam do sklepiku z pustymi butelkami po landryny .Były tak smaczne ,kolorowe.Najbardziej wyjadałam cytrynowe i malinowe.Kiedys to butelka byla w cenie teraz walaja sie po krzakach czy laskach..Ile to by bylo landryn hihihi.;)
OdpowiedzUsuńnajlepiej lubiłam półksiężyce :-) a oprócz landryn grylażiwe poduszeczki ... mniammm
UsuńWiesz - chodziliśmy zawsze do skupu z butelkami, po oranżadzie po mineralnej, tylko po płynnym owocu jakoś u nas nie chcieli przyjmować
NASZE LANDRYNKOWE UBOGIE DZIECIŃSTWO
UsuńW RZEWNEJ PAMIĘCI.
Z MOIM PSEM DZIELIŁEM SIĘ LANDRYNKAMI.
ZA CHWILĘ NASTĘPNA BLOGOWA STRONA
I NIE DOKOŃCZONE LANDRYNKOWE OPOWIEŚCI.
A. T
I MIEJSCE NAJBARDZIEJ PRZYJAZNE NA ŚWIECIE
UsuńDLA LANDRYNKOWYCH OPOWIEŚCI ...
TYCH DOKOŃCZONYCH I TYCH NIE ...
Anula Ty sie tak nie umęczaj..Pewnie majstruje jeszcze stronke na wiersze...Pracuś Malinka ...To ja do łóżeczka idę...Dobranoc..Maciejka pieknie mi pachnie.wieczór cieplutki ,niebo bez chmurki.zero wiatru...Tylko usiasc na tarasie i przesiedziec cala noc...ach;)
OdpowiedzUsuńDanuśka - dzisiaj wieczorem mój braciszek jedzie na Mazury, na cały tydzień. Sporo spraw zawodowych musiałam nadgonić, żeby dzisiaj poszłoooo. Teraz i ja trochę będę miała w domu luzik , akurat mi się przyda , skończę nową stronę
UsuńMalinko,nieustające pozdrowienia i życzenia zdrowia dla Twej Mamusi-Danusi..Nic bardziej tu się nie liczy..Pamiętaj o tym..
OdpowiedzUsuńOj Waszku - pamiętam w każdej chwili mojego życia ... Mamcia jest najwspanialszą mamą a z racji małej różnicy wieku również przyjaciółką . Za życzenia obie dziękujemy :-)
UsuńMasz uśmiech mojej Mamci ... Ina bardzo lubi życzliwe mi Osoby, zawsze pozdrawia :-)))
Malinko-Krysia,te Wasze nieporozumienia to jakieś durne fiksacje internetowe,z którymi ja również miałem do czynienia,albo też podszywanie się pod cudze nicki,co wielokrotnie doświadczyłem. Dajcie spokój kobietki! Nie zajmujcie się tymi fiksacjami!!! Przecież jesteście najlepszymi przyjaciółkami,do jasnej cholery!!! IP,Open-ID..idiotyzm!!! Malinko,bardzo Cię proszę,nie przejmuj się.. Taki apel postaram się na blogu Krysi też unaocznić..
OdpowiedzUsuńWaszku - chyba najlepiej spuścić na to zasłonę milczenia ...
Usuńjest, jak jest ... będzie, co ma być ...
MIŁOŚĆ ? - OCZEKIWANIE.
OdpowiedzUsuńPRZYJAŻŃ ? - JESTEM TOBĄ.
SZCZĘŚCIE ? - SPEŁNIENIE.
A. T
PIĘKNA I PRAWDZIWA DEFINICJA ...
Usuń