Było ich osiem. Osiem sióstr, wśród nich moja babcia.
Każda z nich specyficzna ale wszystkie miały to COŚ, coś, co sprawiało, że o każdej można było powiedzieć - osobowość.
Co takiego miały cioteczki kresowianki ?
Przede wszystkim miały ogromne poczucie humoru i dystans do siebie.
Uwielbiałam wysłuchiwać ich opowieści i zaśmiewałam się do łez.
Miały też silne charaktery. To nie były wiotkie bluszcze ani mimozy. Potrafiły na delikatnych barkach unieść utrzymanie rodziny, kiedy ich mężowie odchodzili na wojnę, potrafiły też delikatnymi szyjami tak zakręcić, że męskie głowy odwracały się "jak należy" i nawet nie wiedziały, dlaczego się odwracają. Taka typowa, stuprocentowa, staroświecka kobiecość. Bieda, w czasie wojny i po niej, aż piszczała ale bez kapelusza nie ruszyły się z domu, nawet do sklepu po mleko. Kobieta miała być piękna i zadbana i już ! Dzieci, bieda, praca, dom, mąż, który jest, albo go właśnie nie ma, to wszystko nie przeszkadzało by w wolnej chwili, jak już wszyscy zasną, przerobić zasłony na sukienkę, wydziergać żakiet z poprutych pończoch lotniczych, albo ze starych koronek babci Ludwiki zrobić małą czarną na wielkie wyjście. Żadne tam takie papiloty czy przydeptane klapki. Żadne niewymowne do kolan - barchany to wróg kobiety a upływający czas to jej wróg śmiertelny. Wszystkie miały zakodowaną w genach młodość.
I jeszcze jedno miały cioteczki.
Wszystkie, jak jeden mąż, miały piękne nogi.
Moja babcia wcześnie umarła więc cioteczki zastępowały mi babcię.
Zwariowane były od zawsze i do samego końca. A najbardziej zbzikowane były na punkcie upływającego czasu.
Z upływającym czasem wszystkie cioteczki walczyły jak lwice a w walce posługiwały się środkami niezbyt zgodnymi z prawem. Krótko mówiąc cioteczki łgały jak najęte i nawet z wojny potrafiły wyciągnąć dla siebie korzyści. No bo jak udowodnić, że dowód nie spłonął albo nie legł pod gruzami. Korzystając z zamieszania dowody cioteczek znikały w tajemniczych okolicznościach a potem się pojawiały z niewielkimi zmianami, z jedną maleńką zaszachrowaną cyferką. Takim sposobem nawet własne dzieci cioteczek nie znały prawdziwych dat urodzenia swoich mam.
- wiesz co Danusia, moja mamcia urodziła się w 907
- no coś ty! to moja była z 907
- nie gadajcie bo moja też !
I co z tym fantem ? przecież prababcia Ludwika nawet bliźniaków nie urodziła, nie mówiąc o trojaczkach. Ale w dowodach cioteczek jak byk stało i koniec. Na pytanie ile masz lat odpowiadały niezmiennie - czterdzieści i cho, cho. W tym przypadku nie kłamały bo przecież 65 to właśnie czterdzieści plus owo magiczne cho, cho. Zresztą w domach cioteczek nie pytało się o wiek. Pytanie o wiek było czymś poza wyobrażeniem o dobrym wychowaniu. To było jedyne tabu.
Cioteczki były wyrozumiałe, można im było wyłazić na głowę, były też dowcipne ale biada temu, kto cioteczkom podpadł. Marny los! biedny był delikwent, który o latka spytał a jeszcze biedniejszy ten, który obraził Złoczów. Bo Złoczów to było najpiękniejsze na świecie miasto, najbardziej nowoczesne z najlepszymi sklepami i domami, i w ogóle . Oj, podpadł jeden z zięciów, gdy nieopatrznie napomknął o lampie naftowej. Taki afront !!! w Złoczowie, lampa naftowa !!! w Złoczowie żarówki były przecież na długo nim je Edison wynalazł a dorożki mknęły po ulicach niczym pendolino.
Cioteczki trzymały się i kolegowały parami.
Z tymi cioteczkami miałam najbliższy kontakt. Kajka pomimo trzech mężów, nie miała swoich dzieci kochała mnie więc jak swoją wnuczkę. Pokazywała mi Warszawę od tej piękniejszej strony, Nie zapomnę jak biegałyśmy do najlepszego fotografa bo wymarzyłam sobie zdjęcie z długimi włosami. Do dzisiaj się uśmiecham, gdy patrzę na ciociną treskę sprytnie przypiętą do moich krótkich włosiąt. Danusia była jak jej córka. Z dzieciństwa pamiętam ciche dni i aferę w domu. Danusia pojechała wtedy na kurs do Teresina a po drodze wstąpiła oczywiście do cioteczki do Warszawy. Dwa długie tygodnie gospodarowaliśmy sami, to znaczy, mój tatuś, mój dziadziu i my dwoje. W końcu nadszedł upragniony dzień powrotu mojej mamusi. Zadzwonił telefon, okazało się, że Danusia wraca samolotem, wtedy to była nie lada atrakcja . Tatuś zachwycony raczej nie był ale wyjścia nie było. Razem z bratem, księdzem, wyjechali po Danusię na lotnisko do Wrocławia i tu zaczęły się schody. Cioteczka tak pilnie zaopiekowała się Danusią, że panowie na lotnisku stanęli jak wryci. Z domu wyjechała szara myszka a wróciła ... no właśnie - Danusia wysiadła z samolotu w sztucznym futerku, w kapeluszu z wielbłądziej wełny a najgorsze, że ufarbowana na marchewkę. No to się mój tatuś wściekł i przestał odzywać. Dopiero wujek, jako ksiądz, musiał przemawiać mu do rozumu i tłumaczyć, że jest super. Jak się tatko dowiedział, że Kajka mamusię do samolotu wsadziła, zaopatrzyła w dwa kilo zdobycznej cielęciny i żółty ser z delikatesów, a następnie poprosiła dwóch starszych panów siedzących na fotelach obok, żeby się jej siostrzenicą zaopiekowali bo młodej kobiecie samej latać nie wypada.
Opiekowali się cały lot. Ej - to były inne czasy, inny świat i inni ludzie.
Tak wyglądała ciocia Kajka w młodości..
- wychodzisz z absztyfikantem ?
- tak ciociu, zaczerwieniłam się po czubek włosów
- a w czym pójdziesz ?
- no w tym , co mam na sobie
- no wiesz !!! czy ta Danusia zwariowała !!! zapomniała w czym się
chodzi !!! w granatowej sukience na randkę !!!
Cioteczka była zbulwersowana tym, że moja rodzicielka wypuściła mnie na spotkanie z chłopakiem w granatowej sukience z białym kołnierzykiem. A co, taką miałam najładniejszą a do kołnierzyka kwiatek przypięłam. Gizia nie chciała jednak słyszeć o "czymś podobnym" i zaraz podarowała mi sukienkę mojej kuzynki. Cud nie sukienka, nawet na tamte czasy. Kuzynka była młodsza i trochę niższa więc na mnie wypadło super dopasowane i super mini. A do tego sukienka robiona była na szydełku, z szaro błękitnej włóczki. Dekolt do pasa, talia dopasowana jak u osy a od tali w dół sukienka rozkloszowana, rękawy wąskie, długie, przy nadgarstku lekko rozszerzone w bomkę i zebrane na rulonik, w pasie sznurek z pomponami. Cioteczka spojrzała: noooo - to niech teraz zobaczy !!! Nie da się ukryć, zobaczył a ja nosiłam tę sukienkę przez całe studia i potem chyba jeszcze z pięć lat.
To właśnie młoda cioteczka Gizia.
Jak już cho, cho cioteczek osiągnęło rozmiary znaczące, czyli jak cioteczki nieuchronnie zaczęły się zbliżać do czwartej młodości, zaczęły mieć dużo wolnego czasu. Obie wdowy więc odwiedzały się wzajemnie. Jedna w Warszawie druga w Krakowie.
Tym razem padło na Gizkę. Przyjechała w odwiedziny do Warszawy. Siedziały sobie jak u Pana Boga za piecem wspominając czasy świetności aż postanowiły upiec sobie ciasto drożdżowe z przepisu prababci Ludwiki. Ciasto pracochłonne i absorbujące. Zrobiły rozczyn , postawiły żeby rosło i nagle Kajka przypomniała sobie, że nie ma rodzynek. Zdobycie rodzynek w tym czasie graniczyło z cudem więc Kajcia ubrała się ciepło i ruszyła na polowanie. Tylko nie otwieraj drzwi i nikogo nie wpuszczaj ! rzuciła na odchodnym. Oczywiście pierwszą rzeczą, jaką zrobiła Gizia, po wyjściu siostry, było było otwarcie drzwi na oścież, gdy tylko pierwszy ktoś zadzwonił. Za drzwiami stał elegancki starszy pan, w kapeluszu i z laseczką. Pan się przedstawił jako przyjaciel rodziny i jeszcze uroczo się uśmiechnął. Ma klasę - oceniła cioteczka. Tacy eleganccy starsi panowie nie bywają oszustami. Wpuściła więc pana do dużego pokoju i poprosiła by się rozgościł, bo ona musi zająć się ciastem. No i zajęła się a że cho,cho nie wpływa na urodę kobiety za to miewa wpływ na jej pamięć więc cioteczka zapomniała o delikwencie.
Wraca Kajka:
- Nikogo nie było ?
- oj ,przyszedł jeden taki, idź do pokoju to zobaczysz.
Kajka zaciekawiona poszła i nagle wrzask: Ratunkuuuu !!!
Ciasto się wywaliło, Gizka z impetem wpadła do pokoju a na ziemi trup. Starszy pan usiadł przy stole po czym dostał zawału i zmarł na miejscu. Upadając z krzesła pociągnął obrus i ściągnął na ziemię wszystko, co było na stole. Dywan zagłuszył stukot, zresztą w kuchni radio grało, a gdy się ma cho, cho to i ze słuchem bywa różnie.
- o Boże Gizka !!! jaka ty jesteś głupia !!!
- no wiesz !!! a niby to dlaczego ?
- przecież mówiłam ci, żebyś nikogo nie wpuszczała,
mówiłam ! a wiesz, co teraz będzie !
- no co ???
- teraz siostruniu to przyjedzie milicja i wezmą nas na przesłuchanie
- i co ??? no to wezmą
- i będziesz musiała zeznawać całą prawdę ! pod przysięgą !
- no to co, przecież powiem
- taaaak ??!
- a jak cię zapytają ile masz lat ?! będziesz MUSIAŁA się przyznać
- ooooch !!!
Czy ja mam coś z cioteczek ?
Nie wiem. Na pewno jestem optymistką, lubię ludzi , lubię lekki dowcip no i kocham Złoczów, tylko lat nie fałszuję.
A co mi tam, mogę powiedzieć - mam ... ile mam ;o)
z przyjemnością
polecam Malina M *
jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil i zagłosuj
Witaj Haniu!
OdpowiedzUsuńFajnie mieć takie cioteczki kresowe,
Przy których chłop na schwał,
Umiera sobie na zawał,
A ciocia chce ukryć swój wiek,
Ech...
I serca miały gorące,
I wymiary na starość znaczące.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
oj gorące, gorące ...
Usuńpozdrawiam Michałku ... czytam u Ciebie i niezmiennie próbuję wpisać komentarz
Prawdziwy kryminał z trupem na dywanie i zabawną mimo wszystko pointą! Gotowy scenariusz dla telewizyjnej Kobry z udziałem cioteczek, naturalnie.
OdpowiedzUsuńOsiem ciotek! Nie do wiary...
siedem bo jedna to moja babcia ... a siedem to doskonała cyfra ponoć ;o)
UsuńHe,he,Malinka to Hitschkok..he,he..
UsuńNo masz dwadzieścia i cho, cho:)Kapitalne ciotunie. Bardzo klimatyczne:)
OdpowiedzUsuńoj - to by się ucieszyły z komplementu - dziękuję pięknie w imieniu cioteczek
UsuńCiotunie rewelacyjne, że cho, cho ... a my mamy po dwadzieścia i cho, cho :-)))
OdpowiedzUsuńSuper! Wspomnienia, jakich tylko pozazdrościć.
Moc serdeczności :-) B&S
ciotunie aparatki - jak to teraz mówią dzieciaki
UsuńPOZDRAWIAM SERDECZNIE OBOJE :-)
Mogłabym Twoich opowiadań słuchać bez końca. Takich cioteczek już nie ma. Gdzie te ciotki z tamtych lat....? Tyle z tej przeszłości ile w naszej pamięci zostało wspomnień.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
oj Ewciu - za wujkami poszły w ślad ...
UsuńBez wątpienia , TAK!
Usuń:)))
Jak zwykle - pięknie opisujesz. Naprawdę powinnaś napisać sagę swojej rodziny.
OdpowiedzUsuńMarzatelko - coś tam majstruję na todzinnym blogu ale wiecznie brakuje mi czasu
UsuńHANIU, JESTEŚ REWELACYJNA.
OdpowiedzUsuńMogę Cię czytać godzinami. Tyle humoru w jednym poście cho,cho...
Haniu, ten trup był autentyczny? czy to Twój pomysł?
Mogłabyś pisać scenariusze filmowe, byłyby to hity filmowe!!!!
Życzę ci miłego tygodnia.
Pozdrawiam:)
jako żywo - trup był AUTENTYCZNY
UsuńBył kiedyś taki czeski film pt"Trup w każdej szafie",równie zabawny jak felieton Malinki.
UsuńZaraz podpadnie
OdpowiedzUsuńPaniom ten człowiek,
który przypadkiem
zapyta o wiek.
LW
człowiek nie podpadnie
Usuńgdy zapyta ładnie
;o)
A nawet gdy zapyta ładnie
UsuńTO I TAK PODPADNIE!!!
No tak ... ciotek "ci u nas nie brak". Ale świat bez ciotek, byłby o wiele uboższy. Moje ciotki też naginały fakty do bieżących potrzeb, widać taki to los ciotek.
OdpowiedzUsuńi w tym był ich niezaprzeczalny urok
UsuńCiotki to niezbędny element naszego jesteststwa.
UsuńPANI ANNO 1 DZIEWCZYNOM Z TAMTYCH LAT
OdpowiedzUsuńZDJĘCIA DZIEWCZĄT Z TAMTYCH LAT,
LISTY Z PRZESZŁOŚCI.
ZDJĘCIA DZIEWCZĄT Z TAMTYCH LAT
PAMIĘĆ,
KROPLE DESZCZU.
ROZKWITŁY MAKI.
ZAPŁONĘŁY CZERWIENIĄ.
GRAJĄ NA STRUNACH Z PROMIENI SŁOŃCA.
ROZCIĄGNIĘTYCH NA RAMIONACH TĘCZY,
KROPLE DESZCZU I MAKI.
TAŃCZĄ W DUECIE Z WIATREM.
WŚRÓD KŁOSÓW PSZENICY.
OCZAROWANE UŚMIECHEM DZIEWCZYNY,
MAKI.
UŚMIECH DZIWCZYNY.
ZACZAROWANE MAKI.
PAMIĘĆ.
KROPLE DESZCZU.
A.T
AT - pięknie napisałeś ... zabieram do serca Twój wiersz :-)
UsuńA.T nie smuć,bo łzami rzewnymi się zatapiam..
UsuńPANI ANNO !
UsuńPANI KRESOWA STRONA SWOJĄ SUBTELNĄ
TĘSKNOTĄ PRZYWOŁUJE PAMIĘC O UTRACONYM
DZIEDZICTWIE. ZŁOCZÓW. BRZEŻANY.
INNE CUDOWNE MIASTECZKA.
A MOJE KRESOWE DZIECIŃSTWO ?
PRZEDMIEŚCIE BRZEŻAN.
DOLINA MIĘDZY LOTNISKIEM I STAWEM.
OBOWIĄZKI W GOSPODARSTWIE PODZIELONE.
NAJMŁODSZY PASIE GĘSI I KACZKI.
DO DZISIAJ MEDYTUJĘ KTO KOGO PASŁ ?
KAŻDEGO RANA ROZGADANE, ROZWRZESZCZANE
STADO GĘSI I KACZEK PĘDZIŁO NA STAW.
ZA NIMI LEDWIE NADĄŻAŁEM.
CO RAZ,
KTÓRYŚ Z GĘSIORÓW ODŁĄCZAŁ SIĘ OD STADA,
GRYZŁ PO NOGACH, ZACHWYCONY WRACAŁ.
OPOWIADAŁ POBRATYMCOM „DAŁ POPALIĆ” !
NAD BRZEŻAŃSKIM STAWEM PRZYBIEGŁ DO MNIE
PIES PRZYBŁĘDA.
TROCHĘ BERNARDYN. TROCHĘ WILCZUR
I WIELE INNYCH RAS DO KUPY
ŁACIATY. PRZEROŚNIETY. MÓJ ANIOL STRÓŻ.
NIE WIADOMO
KTO W TYM DUECIE
BYŁ PSEM, A KTO LUDZKIM SZCZENIEM.
OSTATNIEJ JESIENI
ZBUNTOWANI BARBARZYŃCY PRZYSZLI ZABIĆ.
MNIE I MOJĄ MAMĘ.
NIE ZNALEŹLI.
10 LUTEGO 1940 ROKU BOLSZEWICCY OPRAWCY
ZABILI MEGO PSA.
BRONIŁ LUDZKIE SZCZENIĘ.
SYBIR.
DO UTRACONEGO MIASTA NIE WRÓCIŁEM.
POZOSTAŁA TĘSKNOTA.
TROCHĘ WIERSZE
POWSTAWAŁY PRZY OKAZJI
PISANYCH WSPOMNIEŃ
O LATACH PRZEŻYTYCH.
BRZEŻANY.
SYBIR.
SZKOLNE LATA W MIASTECZKU ZAGUBIONYM
NA POGRANICZU, WŚRÓD LASÓW I GÓR.
LATA STUDENCKIE.
SPOTKANIA
Z BLISKIMI SERCU POSTACIAMI.
A. T
Słodkie Malinko!
OdpowiedzUsuńMissi - fajnie, że przeczytałaś ... to odległy świat dla tak młodej osoby ...
UsuńMiss,Malinka same słodkości tu nam serwuje..
UsuńW mojej rodzinie dominuje "czynnik męski" i dawniej często zastanawiałam się, jak to jest mieć siostrę/y. Trochę już sobie wyobraziłam. Siostrzana "mafia" wydaje się bardzo pociągająca :-)
OdpowiedzUsuńa ja mam braciszka i też się zastanawiałam jak to jest mieć siostrę. Moje cioteczki a dokładnie mówiąc cioteczne babcie miały dwóch braci w tym jeden był przyrodni. Wiesz jak chłopakom było fajnie
UsuńMalinko,ciesz się,że masz Braciszka.. Ja moją siostrzyczkę utraciłem 10 lat temu,,
UsuńNieeee!!!! To już przechodzi ludzkie pojecie, jak pani architekt-inżynier od zabytków, satyryczka, poetka, polityczka etc., może jeszcze w tak barwny i interesujący sposób przedstawiać szczegółowo losy swojej rodziny. Haneczko, czyta się świetnie, ale wyjaśnij do końca, jak skończyła sie sprawa z tym trupem w pokoju? A cioteczki to naprawdę kobiety z charakterem ,o silnej osobowości. Pozdrawiam Tomasz
OdpowiedzUsuńTomku - spiekłam raka
Usuń;o)
Tomaszu,tolko spokojno..Malinka zacznie pisać kryminały i tam to wszystko wisadomym będzie.
UsuńAutentyczne wspomnienia tak pięknie przedstawiłas, że to już literatura. Kresowe klimaty to dla mnie, hanysa, czysta egzotyka, dlatego też tak atrakcyjna.
OdpowiedzUsuńściskam
Klaterku - podobnie dla mnie hanysowe opowieści ... pozdrawiam
UsuńMalinka i Kresy-to jedność! Mój Ojczulek(ś.p.) też pochodził z Wilna..I wszystko jasne!
UsuńBardzo serdecznie dziękuję za komentarze , odpowiem na wszystkie :-) teraz mam duże kłopoty bo mojej Mamusi odkleiła się siatkówka w oku. To bardzo poważna sprawa, spróbuję jakoś załatwić wizytę u okulisty, tego, który kilka lat temu operował Jej zaćmę. Bardzo się martwię , weszłam tu zobaczyłam, że jesteście i jakoś trochę lżej mi się zrobiło. Dam znać co załatwiłam
OdpowiedzUsuń-------------
Lusiu i Tomku - ten nieboszczyk był najprawdziwszy, to nie moija fantazja. Rzeczywiście zmarł u cioci w pokoju, przyjechała milicja, wyjaśniła i zbadała wszystko, sekcja wykazała rozległy zawał. a jak cioteczki względem wieku zeznawały tego nie wiem - nikt nie zaryzykował pytania
Ta recenzja to prawdziwy hit filmowy świetnie się czyta a już myślałam ze z czytania juz wyrosłam człowiek całe zycie się uczy serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńcieszę się bardzol, jeśli komuś to moje pisanie się chociaż trochę podoba
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńMasz rację, Malinko, nie fałszuj daty urodzenia, jak cioteczki :)
Trzymajcie się z Mamą! Teraz są dobre techniki zabiegowe na odklejoną siatkówkę.
DZIĘKUJĘ GRYCELKO - najpierw poradzimy sobie z krwią , ustabilizuje się gęstość a potem będzie zabieg na zaćmę na drugim oku, na tym to jest wylew nie siatkówka, objawy podobne,
UsuńFajnie ? Bracia i Siostry !
OdpowiedzUsuńTylko ze WTEDY nie było żłobków i przedszkoli i trzeba było sobie jakoś radzić.Babcia ,dziadek,ciotka a jak już nikt, to klucz na szyi i na podwórko.
Tylko ze wtedy pranie to była, balia,szare mydło i tarka,gotowanie i krochmalenie. A wszystko ręcznie.Potem prasowanie a magiel? to tylko w mieście Bo i ręczne maglownice były tez /konia z rzędem temu co wie jak te urządzenie wyglądało/ ta "zabawa" jak była liczna rodzina trwała 2 - 3 dni
Pończochy skarpetki,bieliznę się cerowało,ubrania przerabiało ze starszego na młodszego "nicując"/co to jest/ a buty "dawało do szewca"
Gotowało w domu,pierogi,knedle kleiło tez.A na jesieni robiło przetwory.
A czas świąt, każdych,pamiętacie Gdy cały dom pachniał, od góry do dołu, wypiekami.
I ONE sobie jakoś poradziły i jeszcze jak wyglądały przy tym.
A ze ładne, a ze zgrabne, a nogi pod sama szyje.
Przecież to pogranicze.Przecież to mieszanie się ras.I urody, czasem egzotycznej.Oj było w czym wybierać i było co brać
/wszechpolakom nie polecam docieka,ć bo by im ta wszechpolskość,ością w gardle stanęła/
A czas wojny Ech.
Nałóżmy sobie ten obraz na dzisiejszość gdzie automat pierze i suszy,wypieka chleb,czy miesza ciasto, a w supermarkecie przetworów sałatek od groma a i ziemniaki już obrane sprzedają.
Na święta uszka i pierogi kupuje się gotowe a dom już nie pachnie ciastem bo tez z marketu
Dla mnie bez dopełnienia i dopowiedzenia "jak to wtedy bywało"wielkość i podziw dla TAMTYCH byłaby chyba mniejsza.
PS
Śmiech śmiechem ale te zaniżanie sobie wieku,powszechne wtedy gdy "amty" spalone a i akta tez ,tragiczne się stawało gdy "przyszedł wiek emerytalny"
Bo to wiek "do emerytury się nadawszy" a w papierach inaczej stoi.Tak ty siadłszy płacz !!
masz absolutną rację Wieśku - a do tego co mówisz to jeszcze im bomby na głowę leciały. Ale to o czym piszesz to już i ja pamiętam z dawnych czasów. w DOMU BYŁA FRANIA Z WYŻYMACZKĄ ALE OPRÓCZ TEGO była blaszana wanienka i tarka i tarło się bhieliznę aż miło. Na dwupalnikowej kuchence stawiało się baniak i gotowało bieliznę. Pranie trwało 3 dni. pieluchy też się prało i wieszało na słońcu, pampersów nie było i jakoś ten wyż demograficzny się wychował. Nie chodziłam do żłobka ani przedszkola bo mieszkali z nami dziadkowie, babcia umarła jak miałam 4 lata ale dziadziu przeszedł niedługo na emeryturę i zajmował się na mi więc z kluczem na szyi nie lataliśmy. W domu było biednie ale zawsze pachniało domowe jedzenie bo dziadziu gotował , tak jak mówisz i pierogi i knedle i placki kartoflane i kartoflankę z czosnkiem , albo faszerowaną kapustę czy pieczeń na dziko ... pachniało aż na dworze. Szynka była tylko na święta ale topiolo się smalec albo zgliwiały ser z kminkiem. Dom pachniał pastę do podłóg ... eeech
UsuńPiękne te cioteczki były. Takie babki z prawdziwą klasą. Ach! Prawdziwe kobiety! A na tych fotka... gwiazdy filmowe.
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać Twoje opowieści. Uwielbiam..... Dziękuję, proszę o jeszcze!
Serdeczności.
DD - to ja dziękuję, że czytasz , przecież bardzo osobiste te wpisy ....
UsuńIle w nich ciepła rodzinnego, ile czułości... ile cudownej pozytywnej energiii. Dla mnie to jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki i przenoszę się w inny wymiar rzeczywistości. Dziękuję.
UsuńCudownie opisałaś Haniu swoje cioteczki::))Ja tez miałam jedną ,taka od serca i zawsze rozdawała landryny::))Była to mamusi mojej siostra...Być dobrą ciocią i na domiar tego piękną ,w kapeluszu to już Holiday ...Obie ciocia sa jak gwiazdy...Pozdrawiam serdecznie Panią Danusie i życzę zdrówka .Będzie dobrze...Naprawia oczko...I Ciebie Hanu serdecznie ściskam ::))Dzieki za wizytkę
OdpowiedzUsuńMUSI BYĆ DOBRZE ... Danuśka - cioteczki to skarb :-) właściwie dla mnie to nie cioteczki ale cioteczne babcie ... ale jak się pewnie domyślasz w słowniku cioteczek nie ma słowa babcia :-)
UsuńHaniu, jesteśmy z Tobą. Martwię się razem Tobą o Mamusię Danusię.
OdpowiedzUsuńWiem, że będzie dobrze...
Wpadłam by poczytać o cudownych cioteczkach a tutaj takie wiadomości...
Haniu, będzie dobrze, proszę, nie martw się.
Serdecznie pozdrawiam:)
już po wizycie - okazało się, że to nie oderwanie siatkówki tylko wylew w oku. Wylew się cofnie albo nie. Przy okazji zbadał drugie oko, które ma zaćmę. Teraz Danusia pójdzie na 2 dni do szpitala, na kardiologię, tam jest pod opieką po zawale. Przebadają krew, od zawału cały czas bierze leki przeciwzakrzepowe, kontrolujemy ale może od ostatniego badania, zbyt krew jest rozrzedzona, może na nowo ustawią lek. Jeśli z sercem będzie ok to czeka ją operacja zaćmy ale już taką miała, to nic strasznego. Teraz najważniejsze serce i krew.
UsuńCóż powiedzieć...piękne wspomnienia ,opisane cudownie...a ciocia Gizia ,!! zjawiskowa....
OdpowiedzUsuńZOSIU - DZIĘKUJĘ :-)
UsuńMalinko,no weź mniei zabij! Toć mi się przypomniały jako żywo felietony Kaziuka,poety i pisarza z kresów. On też o cioteczkach,he,he..
OdpowiedzUsuńWaszku - z wielką przyjemnością wezmę i zabiję :o)
Usuńa potem nie przyznam się ile mam latek .... ;o)
UsuńMalinko,nie latka się liczą,lecz UCZUCIA!!!
Usuń...a tych Tobie nie brak,oj nie..
UsuńZazdroszczę cioteczek. Szczęściara jesteś, a i One mają wystawione piękne świadectwo.
OdpowiedzUsuńTo dzisiaj takie rzadkie...
Pozdrawiam
Czesławie, ja trochę żyję tamtym światem ...
UsuńNie tylko Ty,Malinko..Wielu takich jest..
UsuńMoja Haneczko już jest::))....musiałam przerwę zrobić na film::)) Miłego wieczorku::)) Pozdrowienia dla Waszka::)))))
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ!
UsuńNiezwykłe zakończenie ... Najpierw dramat a zaraz potem rozbrajająco dowcipnie...
OdpowiedzUsuńHaniu, radzę, naśladuj cioteczki, we mnie też to jest , nie każdemu przyznaję się do wieku, zresztą , którego nie widać... Bardzo podoba mi się ta relacja o cioteczkach, bo miałam podobne i dawno temu niektóre z nich opisałam, też były liczne i z sympatycznymi przywarami... Wszystkie, poza jedną, "wysoko się nosiły"...
Takie prawdziwe damy. Bardzo dobrze znały się na mężczyznach.
Urodziwe, honorowe, z fantazją i pracowite oraz gościnne...
Dobrze radziły sobie w trudnych czasach.
Bardzo mnie te Twoje cioteczki ucieszyły i poprawiły humor.
Haniu, a możesz uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć coś więcej o tym panu,
który dostał zawału? Smutna historia. Może to był wielbiciel którejś z cioć?
Haniu, zapromuję jutro. Dziś jeszcze odwiedzę Tomka.
Zadzwonię w dzień. Pozdrawiam p. Danusię i Ciebie - Krysia.
Krysiu,Ty wracaj do zdrowia! A co do cioteczek,to miałem wiele ich,lecz daleko od mej hacjendy..niestety..Kilka wakacyjnych wypadów i to wsio..
UsuńMalinko,życzenia zdróweczka dla Twej Mamusi-Danusi!!!
UsuńDzięki Waszku, ale to ode mnie nie zależy, wyniki dobre, ale co z tego jak dyskopatia wykańcza... Może jeszcze z tego wyjdę...
OdpowiedzUsuńHaniu, do lilll wpadnę w dzień...
Teraz jestem tu po drodze od Tomka, by życzyć Ci najmilszych snów.
Cieszę się z powrotu p. Danusi do domu, pozdrawiam najmilej Ciebie i Twoją Mamusię,
przy okazji Waszka, który nie ma swego blogu - Krysia
A W SERCU TĘSKNOTA ZA TAMTYM CZASEM PRZYWOŁANYM Z NIEPAMIĘCI, RZEWNE POŻEGNANIE DZIEWCZYN, KTÓRE PRZEMINĘŁY. BAJKOWY ŚWIAT
OdpowiedzUsuńWYCZAROWANY W PANI ESEJACH - NOSTALGIA PRZEMIJANIA. A. T
Takich opowieści to ja poproszę garściami...:)))
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Moja Droga !Popłakalam się z śmiechu czytając wspaniała opowieśc o ślicznych cioteczkach.Jesteś bezbłedna w opisywaniu swojej nieziemskiej rodziny.Tak nie pomylilam się "nieziemskiej"Wszyscy wspaniali a wiedza o wszystkich w rodzinie jest u ciebie porażająca.Bardzo jestes rodzinna i głeboko wszystkich kochasz.Jestem bardzo dumna z tego,że mogę z Tobą korespondować.Ja nie umiem tak ladnie pisać jak Ty.Każdy dzień w ktorym ukazuje się Twoj nowy post jest moim dniem światecznym i oby ich było jak najwiecej.Pozdrawiam Się serdecznie .Halina
OdpowiedzUsuń