Ludmiła - najmłodsza siostra mojej Babci
Ciocia Lila, bo tak ją wszyscy nazywamy, niedługo skończy 100 lat ! Piękny wiek, a co za umysł !!! Lila mieszka w Olsztynie. Codziennie rozmawia z moją Mamusią przez telefon, ze mną czasem też. Jak obie rozmawiają, to proszę o przełączenie na głośnomówiący. Lubię słuchać Cioci, jej głosu z charakterystycznym akcentem, sposobu w jaki mówi i tego, co mówi. A ciągle jeszcze tyle ma do powiedzenia !
Najmłodsza z ośmiu sióstr, oczko w głowie prababci.
Zdjęcia zrobione w 1920 roku. Lila miała wtedy 5 lat i do teraz wspomina ten czas . Mieszkali na Zamku Sobieskiego. Dla małej dziewczynki wcale nie było tak uroczo w tym zamczysku. Wielkie pokoje zawsze zimne a na zamkowym podwórzu często, gęsto, przechadzały się straszne potwory, których Lila panicznie się bała. Biegła wtedy do ukochanego Tatka a Tatko potwory przeganiał precz, przy okazji wygłaszając mowę do sąsiadującego przez płot gospodarza, by swoje krowy lepiej pilnował.
Czesława poznała Lila w czasie wojny. Szalona wojenna miłość. Ślub bez zapowiedzi, bo jak powiedział ksiądz „dzieci kochane bomby lecą na głowę, co tam zapowiedzi”. Na ślub szli piechotą a właściwie to biegli, w międzyczasie chowając się do piwnicy, bo nalot, za nalotem. Cesiu, bo tak go nazywała, ukończył konserwatorium we Lwowie. Miał piękne, smukłe dłonie i piękną duszę. Nie przeżył wojny.
Skrzypce to było jego życie, jego pasja.
Po roku szczęścia urodziła się im córeczka, wcześniak, bardzo maleńki wcześniaczek. Nie było wtedy inkubatorów, jakiś rosyjski lekarz poradził w szpitalu by w domu dziecko obłożyć watą, i ułożyć wysoko, pod dużą żarówką, żeby było ciepło. Przeżyła, pod tą żarówką, ku wielkiej radości całej rodziny. Była wojna, o salach koncertowych nie było co marzyć. Cesiu zatrudnił się jako urzędnik na poczcie.
W Złoczowie na Kępie.
Córeczka rosła i miała już prawie dwa lata. Pewnego pochmurnego ranka Cesiu wyszedł z bańką po mleko dla małej. Na ulicy był spokój. Jakaś kobieta pchała wózek, powoli poszedł za kobietą z wózkiem. I nagle ruch, akcja, biegli jacyś chłopcy z karabinami, z piskiem opon nadjechało niemieckie auto, zza węgła wypadł z ogromną prędkością drugi samochód, kobieta właśnie zaczęła przechodzić przez jezdnię. To był moment, Cesiu skoczył jak żbik, odepchnął kobietę z wózkiem ale sam już nie zdążył, samochody zderzyły się, trafił prosto pod koła, życie, za życie a właściwie za dwa. Zostały po Nim skrzypce … i sale koncertowe, w których nie zagrał. I mała dziewczynka, która nigdy więcej nie usłyszała, jak jej tata gra na skrzypcach.
Lila została sama z córeczką
Czas biegł dalej. Najpierw zamieszkała u prababci, potem przeniosła się do siostry, niedaleko Warszawy. To nie był czas dla kobiet bluszczy, musiała więc, chcąc, nie chcąc, być dzielna. Poszła do pracy i sama wychowywała małą. A potem los ofiarował jej drugiego wspaniałego mężczyznę. Ożenił się z Lilą. Zamieszkali w Olsztynie. Bardzo kochał obie, do końca życia.
Lila jest i od zawsze była bardzo optymistyczną, pełną humoru i werwy kobietą. Kiedyś paliła papierosy na długiej lufce, opowiadała świetne dowcipy i pasjami grywała w brydża. Nawiasem mówiąc oszukiwała w tej grze jak pies. Nawet gdy już została wdową i sławne "cho, cho" po czterdziestce osiągnęło spore rozmiary, Lila z gry nie zrezygnowała. Miała kółko wiernych przyjaciół, grywali u każdego po kolei. Ubierała się elegancko, brała laseczkę i dzwoniła po taksówkę. Zawsze przyjeżdżał ten sam taksówkarz, pomagał wsiąść i wiózł, gdzie trzeba. Przez lata tak się przyzwyczaił, że kiedy cioteczce coś niechcący się pomyliło i podała zły adres to mówił - "przepraszam bardzo ale Pani Starsza dzisiaj gra gdzie indziej" i rzeczywiście miał rację, Starsza Pani grała gdzie indziej.
Nie tak dawno zadałam Jej przez telefon pytanie:
- Ciociu, gra Ciocia w brydża ?
- no coś ty !!! przecież całe towarzystwo poumierało !
Fakt, mądra odpowiedź na niezbyt mądrze zadanie pytanie.
Jeśli tę notkę przeczyta Roman, który tu często komentuje, to mam dla Romana pozdrowienia od Cioci Lili, starszej koleżanki z tej samej ulicy. Cioteczka często pyta o Romana a przy okazji wspomina ulicę Legionów i najlepsze na całym świecie ciastka od Maćkówki.
*
Dzień Babci był wczoraj a ponieważ dzisiaj jest Dzień Dziadka, to jeszcze zostawię tu bardzo dla mnie drogie i pamiątkowe zdjęcie.
Na zdjęciu jestem z moim Dziadziem Romualdem.
Ja to ten pulpet z jasnymi włosami. Mój Dziadziu przypominał zupełnie profesora Zina. To Dziadziu mnie uczył czym w życiu jest honor, czym jest odpowiedzialność za drugiego, przyjaźń wiara i patriotyzm. Przez 17 lat byłam jego ukochaną wnuczką i nie wyobrażałam sobie, że może odejść. Tak całkiem to nigdy nie odszedł. Patrzy tam na mnie z góry a ja do tej pory czasami sobie z nim w duchu rozmawiam
Witaj Haniu!
OdpowiedzUsuńJak zwykle twoje niezwykłe wspomnienia rodzinne.
No i ta Syrenka "kurołap"...
Pozdrawiam serdecznie i do się zapraszam.
Michał
niestety Michale, Syrenka nie była nasza, na taki luksus stać nas wtedy nie było
UsuńPiękne wspomnienia,
OdpowiedzUsuńa jeszcze piękniej
"udokumentowane".
te wspomnienia żyją we mnie ale ważniejsze , że zaczynają żyć w dzieciakach. Kastka z pamiątkami i stare albumy ciągle "są w robocie'"
UsuńMatko kochana... TE STROJE! Na tym zdjęciu w Złoczowie na Kępie - jak pani prezydentowa! Co za klasa, szyk i elegancja!
OdpowiedzUsuńej Cioteczki elegancję miały chyba wrodzoną. W czasie wojny i po wojnie bieda piszczała a one przerabiały co mogły, szyły cuda ze spadochronu, ze starych zasłon, z ocalałych babcinych koronek, swetry i żakiety robiły z prutych pończoch lotniczych. Moja Babcia nosiła rzeczy z UNRY, biedni byli ale do sklepu bez starego kapelusza nie wyszła, nie wypadało i koniec. Ech dzisiaj i bez majtek wypada ;-)
UsuńPiękne wspomnienie!
OdpowiedzUsuńNajmłodsza z moich stryjecznych babek, również z 1915-go roku, już dawno, niestety nie żyje. A ty - jak widać - masz bardzo dobre geny!
Tetryku - moja Babcia Waleria, siostra starsza Lili , zmarła mając 56 lat. Nawet nie bardzo ją pamiętam ...tylko jakieś przebłyski
UsuńCiekawe wspomnienia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo cieplutko:)))
i ja pozdrawiam Jolu - cieszę się, że przychodzisz do mnie :-)
UsuńBardzo lubię zasiadać przy Twoim pamiętniku rodzinnym. Czytając jak to było kiedyś czuć zapach starych fotografii i przenieść się w tamte czasy...
OdpowiedzUsuńHani pozdrów ode mnie Ciocie seniorkę, z podziwem patrze na jej zdolność i jasność umysłu mimo wieku, oczywiście mamę Danusie również.. Dużo serdeczności i zdrówka Wam życzę...
Pozdrowię Damianie :-). Zapachem starych fotografii zaraziła mnie Danusia. Ona ma zupełnego fioła na punkcie starych rodzinnych zdjęć. Często odwiedzaliśmy rodzinę, Danusia zawsze była bardzo lubiana więc udawało się Jej wyjęczeć i fotografie wędrowały do nas ... i dobrze bo teraz Danusia jest kroniką rodzinną. Jak ktoś coś chce się dowiedzieć to do nas dzwoni
UsuńMuszę przekopać archiwum domowe;))
OdpowiedzUsuńCudne wspomnienia;))
Misiu - zrób to koniecznie, zdjęcia się zawieruszają a to bardzo cenne skarby. Korzenie to dla młodych coś niezmiernie ważnego. Zauważyłam, że na początku z lekceważeniem się odnoszą ale nie trzeba naciskać ... kropelka zawsze padnie gdzie trzeba , kiedyś im się przypomina , skrytka w mózgu się otwiera i wtedy chcą wiedzieć jak najwięcej
UsuńHaneczko, znowu uraczyłaś nas takimi wspaniałymi , rodzinnymi wspominkami. Podziwiam umysł Twojej blisko stuletniej Cioci. Moje wyrazy szacunku da Niej przekaż. Pozdrawiam, Tomasz
OdpowiedzUsuńPewnie, że przekażę Tomku ... a wiesz, czasem Jej coś z Twoich pszczelarskich porad przekazujemy , zawsze się cieszy
UsuńMalinko,jak Ty pięknie potrafisz wspominać dzieje swej rodziny..Miałaś wspaniałe dzieciństwo..Ja niestety nie..Ale to dłuższa historia..
OdpowiedzUsuńWaszku - opowiedz nam kiedyś ... bardzo bym chciała Twoje wspomnienia przeczytać
UsuńEj tam..smerf Maruda jestem..Znikam..
OdpowiedzUsuńoj tam ,oj tam - jaki Maruda ?????????
Usuńraczej rycerski Papa Smerf
Dziękuję za pozdrowienia od Mamusi Danusi i Cioteczki Lili - miło mi. Zawsze wspomnisz o moim Złoczowie. Cieszę się, że i Ty czujesz się Złoczowianką, choć urodziłaś się na innej ziemi. Zamieściłaś zdjęcie z „Kępy”, tam w Złoczowie nawet zima nie była zła. Po zmrożonym śniegu chodziło się w pantofelkach i mesztach. Wystarczały gorące serca dwa.
OdpowiedzUsuńKiedyś Wincenty Pol napisał:
Stary dworzec modrzewiowy…dziś można dopisać…
Już od dawna nie istnieje
Nie ma sadów ni dąbrowy
Lecz w pamięci pozostało
Wzgórze „Kępą” zwane
Na tym wzgórzu drzewa rosły
Stare klony i kasztany
Wśród nich wiodły dróżki białe
Słuchać było ptaków śpiewy
I radosną dzieci wrzawę
Dziś już nie ma wzgórza „Kępa”
Spychaczami go zepchnięto
Stoją dziś tam gmachy wielkie
O przeszłości zapomniano.
Dziękuje, że przypomniałaś słowo Tatko, tak, tak tam u nas do rodziców zwracano się per Tatko i Mamciu. Była to forma uniwersalna, trochę jakby poufała, a jednak wypowiadano je z miłością
wszystkie CIOTECZKI-KRESOWIANKI mówiły tatko i mamcia a moja mamusia nie mówiła tatku tylko tulciu ... eech, czasami i do mnie nie mówiło się Haniu tylko Haniczku . Ludzie ze Wschodu mają to do siebie, że używają zdrobnień, tak jakoś jest
UsuńWitaj Aniu! Jaka jesteś szczesliwa ,że masz jeszcze tyle bliskich z rodziny.Prawie 100 letnia ciocia-chylę czola.Jak Ty pięknie piszesz.Ja Aniu Twoje posty czytam głośno,bo wtedy moja wyobrażnia lepiej pracuje i widzę wszystko-te małe uliczki Złoczowa i te wszystkie miejsca o których piszesz.Bardzo zacną masz rodzinę.U nas na Sląsku mówiło się /takie zapożyczenie z niemieckiego/PristeFamilia.Jeśli był w rodzinie ksiądz to już wogole zacna była taka familia..Pozdrawiam Cię serdecznie i dziekuję za życzliwość.Jednocześnie mam prośbą o podtrzymaniu na duchu moich z Ukrainy.Oni bardzo potrzebują wsparcia dobrym słowem.
OdpowiedzUsuńHalinko - lecę to zrobić. Dobrze, że poddałaś taką myśl
UsuńJestem pod ogromnym wrażeniem tak niesamowitej rodziny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam DD - każdy z nas ma niesamowitą rodzinę, każdy na swój sposób , tylko nie każdy ma takiego kota na punkcie rodziny, żeby to wszystko spisywać :-)
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńPiękny wiek. Wszystkiego dobrego i zdrowia!
Pozdrawiam serdecznie.
Śliczna historia. Myślę, że użyłam dobrego przymiotnika bo "piękna","wzruszająca" itp jakoś mi nie pasuje. W słowie śliczna jest jakiś blask, który czuję w opowieści i widzę w oczach kobiet na zdjęciach.
OdpowiedzUsuńOsoby, na starych zdjęciach są takie gładkie, wymuskane, czyste i bez skazy. Na pewno część zasługi to technika fotografii a może tacy to byli ludzie?
Jeszcze się pozachwycam białym kołnierzykiem Lilii - na pierwszym zdjęciu. To cudeńko jest!
Malinko, egzekutywa "posiaduszek u alElli" wyznaczyła Ci zadanie. Biegiem marsz na wątek kotylionowy i do roboty, o! :)
OdpowiedzUsuńJeszcze Malinki tam nie ma? Skandal! Potrącić chałwę z premii!
UsuńByła Malinka i mamy już instrukcję obsługi kotyliona. Słodką i przylepną :)
UsuńPięknie dziękujemy Malino! Dyg, dyg...
ZAŚPIEW KRESOWY W PANI WSPOMNIENIACH.
OdpowiedzUsuńNIEZNANE POSTACIE, A TAK BLISKIE SERCU.
BRZEŻAŃCZYKOM,
KTÓRYCH NIE ZNAŁEM.
NA STARYCH FOTOGRAFIACH
POSTACIE, KTÓRYCH NIE ZNAŁEM.
POSZEDŁEM DO DOMU PO DRABINĘ.
DOLNY KONIEC OPARŁEM O BRZEG STAWU,
GÓRNY O KRAWĘDŹ NIEBA.
NA NIEBIAŃSKIEJ ŁĄCE CHATKA POD STRZECHĄ.
DRZWI OTWARTE. ZAPUKAŁEM. WSZEDŁEM.
DOBRY BÓG PRZY KOMINKU SPOŻYWAŁ WIECZERZĘ.
GWIEZDNY PYŁ OMASZCZONY WIATREM.
ZAPYTAŁEM SĘDZIWEGO BOGA,
CZY PAMIĘTA TYCH, KTÓRYCH NIE ZNAŁEM.
Z UTRACONEGO MIASTA ?
BÓG SPOJRZAŁ PRZEZ OKNO
NA MIASTO. STAW. WZGÓRZA. LASY. DOLINY.
ULICE PŁONĄCE LATARNIAMI.
CMENTARNE KRZYŻE. OBELISKI.
OTARŁ ŁZĘ RĘKAWEM.
ODNIOSŁEM DRABINĘ DO DOMU.
ALE MEGO DOMU JUŻ NIE BYŁO.
NA STARYCH FOTOGRAFIACH POSTACIE.
KTÓRYCH NIE ZNAŁEM.
IDĄ ULICAMI MIASTA.
ŚMIECH. GWAR. ŚPIESZĄ DO SWOICH DOMÓW.
WPATRUJĘ SIĘ W ICH TWARZE.
OCIERAM ŁZY.
RĘKAWEM.
A. T
czytam i czytam i znowu wracam do początku ... Twój wiersz prowadzi mnie za ręką ... idę z zamkniętymi oczami, z ufnością dziecka, które potrafi odczytać, co przed innymi zasłonięte ...
UsuńHaniu,architekturę lubię bardzo,,,ale do rodzinnego bloga ,zasiadam z największą radością ....Kawał historii ,,piękna rodzina i te fotografie ,przepiękne..i ta narracja ,pełna miłości ,,CUDNIE HANIU .!!
OdpowiedzUsuńZosiu - życie ofiarowało mi ogromnie dużo miłości ... ja tylko próbuję oddać maleńką cząstkę ...
UsuńMalinko,chciałaś wiedzieć. Dobrze..Obnażę się.. Jako mały chłopczyk byłem świadkiem,jak mój ojciec po pijaku strasznie katował Matulę..Ja,mały brzdąc,czepiałem się nogawek ojca,ale mnie strząsał..Potem Matula płakała,a ja w kącie wyłem z rozpaczy..Kiedy podrosłem,to już nie dałem mu bić Matuli. Załapałem i na wyrot..! Taka dziwna sprawa.. Ja nigdy ojca nie uderzyłem,on mnie również..Nawet nigdy mi klapsa nie dał..Eeech,Malinko,tylko tu Ci się zwierzam,bo prosiłaś mnie o to..Tylko tu!
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ WASZKU za zaufanie ... z całego serca dziękuję ...
UsuńMój ociec zmarł w 1977..Nie uwierzysz,ale nie za bardzo mnie to zmartwiło..Matula zmarła w 2003 roku,miesiąc pośmierci córki,a mojej siostry..Ech,ludzkie losy..
OdpowiedzUsuńMalinko,po śmierci Siostrzyczki i Matuli tąpnęło mną niesamowicie! Jako dyspozytor mogłem rozwalić rozdzielnię lub kogoś zabić..Wystarczyło jedno błędne kliknięcie w kompa..Ale w każdym nieszczęściu jest łut szczęścia.Akurat nie przytrafiła mi się żadna awaria..
UsuńWaszku - One nie pozwoliły Ci na fałszywy ruch. Wiesz - pomodlę się dzisiaj za Twoją Matulę i Twoją Siostrzyczkę ... za ojca też, bo prawdę powiedziawszy to on najbardziej modlitwy potrzebuje ...
UsuńWszystko mi się skasowało... Pewnie ze zmęczenia i ze tak późno, a Twój tekst nie tylko piękny , ale i wzruszający niesłychanie... Smutno, że ten utalentowany człowiek odszedł zbyt wcześnie z tego świata.. Twoja ciocia Babcia niech żyje jak najdłużej. Moja Mamusia też pochodziła z wielodzietnej rodziny i bardzo była związana z rodzeństwem, zatem znam dobrze ten rodzinny klimat.... Haniu, byłaś ślicznym , jak to określiłaś, "pulpecikiem", a teraz jesteś wspaniałą kobietą, wspominającą z nostalgią rodzinne zdarzenia. zdjęcia rewelacyjne.
OdpowiedzUsuńOdpowiedziałam na maila. Kończę swoją wędrówkę po internecie . Dobranoc i buziaki - Krysia.
PS.
Rozczuliło mnie wyznanie Waszka...
Waszku, zrobiłeś , co było można. i to się liczy... Pozdrawiam...
Krysiu - hi, hi, przestałam być pulpetem i nawet bardzo, bardzo długo byłam bardzo szczupła ... teraz wróciły czasy "świetności" i niestety coraz mnie więcej ;-)
UsuńPiękna rodzinna opowieść i taka ciepła. Zazdroszczę Ci wspomnień. Nie zawsze one są Twoje, grunt, że są.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
W większości są to wspomnienia moje mamusi i mojego dziadzia ale te akurat są wspomnieniami Cioteczki Lili :-)
UsuńA moje babcie i dziadkowie zmarli zanim ja się urodziłam, nie dlatego, że bardzo krótko żyli, tylko dlatego, że mieli liczne potomstwo, a ja się urodziłam dość późno i to u jednej z młodszych córek (starałam się wyłożyć to jasno). Ojciec zmarł zanim zaczęłam mówić, a zaczęłam bardzo wcześnie. Rodzicielka moja za to dożyła 97 lat. Niestety, nie mam tak niezwykłego zbioru pięknych fotografii i pewnie dlatego Twoje zdjęcia oglądam już trzeci raz z wielką przyjemnością. Bardzo mnie cieszy, że chociaż mogę popatrzeć na Twoją, taką wspaniałą i piękną rodzinę, o której z taką czułością potrafisz pisać. Miałam też ciocię Anielę, która urodziła się w Stryju, była śliczna, pełna temperamentu i bardzo utalentowana, niestety już nie żyje.
OdpowiedzUsuńEvo - tak samo było z Dziadkami że strony mojego Taty. Był ostatnim, bardzo póżnym dzieckiem, Babcia Agnieszka urodziła Go mając 48 lat - jak na wtedy to bardzo dużo na macierzyństwo. Ja też nie zdążyłam Ich poznać. Tyle wiem, że mnie kochali a ja na widok dziadkowych wąsów podnosiłam taki wrzask, że na całą Sieniawę było słychać.
UsuńA co do Stryja - to jesteśmy krajankami bo to niedaleko Złoczowa, ten sam świat.
Niestety Malinko, jestem "czystokrowną" Mazowszanką z Warszawy, a ciocia Aniela była siostrą mojego ojczyma - oboje byli repatriantami z Kresów (moja mama-wdowa wyszła po raz drugi za mąż już po wojnie). To mój ojczym i jego siostra urodzili się w Stryju, tam ojczym skończył gimnazjaum, ale później przeniósł się do Lwowa, gdzie spędził również okupację. Ciocia Aniela po przyjeździe do Polski z mężem - pracownikiem kolei i dwójką dzieci zamieszkała w Przemyślu, skąd często przyjeżdzała do Warszawy (miała bezpłatne bilety) i zatrzymywała się u nas, co dla mnie jako dziecka było świętem, bo przywoziła prezenty (zawsze zrobione przez siebie) i świetnie gotowała nieznane nam potrawy. Pod koniec życia przeniosła się do Krakowa, do córki. Rodzina ojczyma była mi bliższa niż ta, z którą byłam spokrewniona. W Stryju urodziła się również moja serdeczna, chociaż znacznie ode mnie starsza, koleżanka z pracy. Stąd mój podwójny sentyment do tego miasta.
UsuńBrakuje tu jeszcze kultury z Piotrkowa i Liege.
OdpowiedzUsuń?
Usuń.. uroniłam łzę w trakcie czytania.. przeniosłam się tam, w ten sam magiczny sposób w jaki przenoszę się w każde miejsce o którym opowiada mi moja babcia. jesteś cudowną osobą, nie znam Cię osobiście, ale skoro pielęgnujesz tak te wspomnienia to musi tak być. bardzo się cieszę, że tu mogłam trafić. wszystkiego najlepszego dla Cioci! dwustu lat:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Byłam na Twoim blogu Isiu - pięknie piszesz - Twój adres wędruje do moich ulubionych :-)
UsuńCudnie opowiedziana historia rodzinna. A ciocia Lila piękna kobieta :)
OdpowiedzUsuńZ opisu wydaje się być jedną z niewielu tych charyzmatycznych kobiet o niebywałej sile charakteru i kochających życie :)
o tak - w moich cioteczkach-kresowiankach było strasznie dużo optymizmu, woli życia i walki ... były małe, drobne, kruche a szły niczym czołg gdy trzeba było walczyć o rodzinę
UsuńPrzeczytałam z najwyższą ciekawością i przyjemnością. Pozdrowienia dla cudownej LIli.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przekażę. Wiesz - wczoraj ciocia Lila mnie zaskoczyła , stwierdziła, ze smutkiem "wiesz, ja mam coraz gorszą pamięć , czasem nie mogę sobie przypomnieć nazwiska " Noooooooooo - nie powiem, ja nie tylko czasem, ale często, nie mogę sobie przypomnieć nazwiska :-)
UsuńCiocia Lili, jest niezwykłą osobą.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego dla Cioci Lili, dużo, dużo zdrowia.
Pozdrawiam cieplutko:)
DZIĘKUJĘ LUSIU - zdrowie to coś bardzo Lili potrzebnego ....
OdpowiedzUsuńJa tu z reklamacyją, bo chyba gdzie jakie zdjęcia pomylone... Nawet po lupę poszedłem, przejrzałem wszytko arcyakuratnie a pulpeta nie znalazłem... Jak nie było, tak nie ma...:(( To proszę o korektę:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Piękna historia, takie pisze tylko życie...
OdpowiedzUsuńPiękna historia barwnie opowiedziana. Raz jeden udało mi się spotkać osobę, która mówiłą z akcentem i takim charakterystycznym r / l. Cudownie się słucha opowieści dawnych. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńAniu, czy pozwolisz zamieści zdjęcie Cioci Lilii na "Kępie" w mojej publikacji o Złoczowie? Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń